Czy można pisać o sile głosu kobiet, powołując się na makabryczne sceny z podrzynaniem gardła? Wierzcie lub nie – dostałam zielone światło. Chyba z samej góry. Przeziębiłam się i sama straciłam głos…
Większość najważniejszych chrześcijańskich Świętych Dziewic została ukarana za nieposłuszeństwo wobec woli ojca lub niedoszłego męża. Dziewczyny, bo tak trzeba by je nazwać (większość z nich miała koło 15 lat), nie chciały wychodzić za mąż za poganina. Chciały pozostać wierne swojej największej miłości – Chrystusowi. Święte: Katarzyna, Łucja, Agnieszka, Agata podczas tortur pyskowały oprawcom. Pierwsza była zresztą znana ze swoich umiejętności oratorskich – miała przekonać 50 filozofów do przyjęcia chrześcijaństwa.
Łucja, szlachetnie urodzona panna, po tym jak cudownie uzdrowiła swoją matkę, poprosiła, by jej posag oddać biednym. Urażony adorator doniósł więc Paschasiusowi, gubernatorowi Syrakuz, że ta jest chrześcijanką, a gdy pod groźbą śmierci nie zgodziła się, by czcić pogańskich bogów, groził, że odda ją do burdelu, by umarła po brutalnych zbiorowych gwałtach. Na szczęście, dzięki boskiej interwencji, Łucji nie dało się ruszyć z miejsca. Dosłownie. Zaprzęgnięte woły nie mogły przemieścić jej nawet o centymetr. Oprawcy torturowali więc Łucję na miejscu – oblewali moczem, wrzącym olejem, podpalali. Mimo zadawanego bólu nie traciła głosu, ba, śmiało z nich drwiła. W końcu umarła, gdy poderżnęli jej gardło, choć wtedy też zdążyła wyśmiać rzymski establishment. Przez kilka stuleci właśnie ta scena będzie najbardziej powszechna w łucjowej ikonografii. Widzimy ten moment na niepokojącej grafice „Męczeństwa Świętej Łucji” Johannesa Wierixa – dwóch mężczyzn stoi nad rozebraną świętą, jeden lewą ręką chwyta ją za włosy, prawą wbija miecz w szyję. Od XV wieku atrybutem Łucji staną się gałki oczne – w czasie tortur kaci je wydłubali, według innych wersji wydłubała je sama, by odstraszyć ich spojrzenie.
Przemoc mężczyzn wobec kobiet do dziś jest ściśle związana z kobiecym mówieniem. Albo jest usprawiedliwiona gadulstwem, albo ofiary są uciszane, by oprawcy uniknęli kary. Mężczyźni, którzy dużo mówią, to dusze towarzystwa i gawędziarze. A kobiety? Trajkoczą, paplają, gdaczą, klekoczą, „jadaczka im się nie zamyka”. Już w średniowieczu panowało przekonanie, że przykładne damy powinny być cicho. Rozgadane miały być głupie i... rozwiązłe seksualnie. Co nie powinno nas dziwić, bo nawet język widzi podobieństwo ust i wulwy – mamy przecież wargi sromowe.
Sam srom zresztą też ma pasującą etymologię, bo z prasłowiańskiego to nic innego jak wstyd. Głos kobiet jako motyw pojawia się w mitach, baśniach i popkulturze. Starożytne syreny, opisane przez Homera jako uwodzące i zabijające biednych żeglarzy, zresztą też idealnie ilustrują patriarchalne podejście do damskiego śpiewu, który przecież nie może służyć po prostu siostrzanej rozrywce – jest po to, by mężczyzn kusić i doprowadzać do szaleństwa! Wiadomo, to nasz główny życiowy cel. Na obrazie Herberta Jamesa Drapera oglądamy taki właśnie spektal: syreny – dziewczyny (tylko jedna z trzech postaci ma ogon) próbują wtargnąć na okręt. Ich nagie, blade ciała skontrastowane są z ciałami żeglarzy.
Inaczej – choć też tragicznie – jest w wizji Hansa Christiana Andersena. Mała Syrenka, zafascynowana światem ludzi i zakochana w ludzkim księciu, w zamian za nogi oddaje Morskiej Wiedźmie swój przepiękny głos. Przemiana jest szalenie bolesna, ból zgodnie z ostrzeżeniami Wiedźmy, jest porównywalny do przeszywania ciała ostrzem ( jak u Łucji). Utrata ogona ma boleć naszą bohaterkę przy każdym kroku, jakby chodziła po sztyletach...
W oryginalnej wersji książę mimo przyjaźni, która połączyła go z Syrenką, żeni się z inną kobietą. Ona rzuca się z rozpaczy w wodę, ale zostaje zabrana przez Córy Powietrza. Disney w swojej kultowej wersji sprzedaje nam tę baśń z jednoznacznym happy endem: książę Eryk w końcu żeni się z Arielką. Animacja romantyzuje poświęcenie kobiet dla potencjalnego partnera – nawet jeśli ceną jest utrata głosu, a ryzykiem utrata życia.
Uważności na słuchanie swojego wewnętrznego głosu, rolę śpiewu czy pieśni życia uczą dzieciaki nowe filmy. Na przykład Elsa w drugiej części „Krainy lodu” podąża za tajemniczym głosem, który okazuje się głosem jej zmarłej matki.
Dzięki odwadze odkrywa, jak może uratować królestwo i zadośćuczynić imperialistycznym zapędom swoich przodków. Ale nadal – tak w życiu politycznym, jak i prywatnym – pokutuje opinia, że wygadana baba to zła baba. Nawet jak gada niegłupio, a może właśnie wtedy jest jeszcze gorsza, bo potrafi zjednywać sobie ludzi, tworzyć ruch oporu i buntować inne kobiety. Jednym słowem staje się niebezpieczna. Zagraża status quo.
Zrobiono nam krzywdę. Skutecznie nauczono nas wstydzić się swojego głosu. Zniknęły wspólne śpiewy (nawet w kościołach). Nie uczy się nas mówić całym ciałem, z brzucha, zamiast tego ćwierkamy jak przestraszone ptaszki. Notorycznie stosuje się na nas tak zwaną policję tonu – gdy któraś „za bardzo” podnosi głos w emocjach, nie bierze się na poważnie treści jej wypowiedzi. Z tym trzeba walczyć.
Maria Janion radziła, żeby uaktywniać się intelektualnie. Myślę, że warto się też uobywatelniać. GŁOSować. Angażować. Wzmacniać siebie i inne kobiety. Ostentacyjnie pytać o zdanie i opinie koleżanki z pracy, szczególnie na dużych spotkaniach. Słuchać, mówić i śpiewać.