Monika Sobień- Górska: Co się stało z tym wielkim magazynem odzieżowym, który miałeś tu, w garderobie, odkąd cię znam?
Jacek Dubois: Zniknęło prawie wszystko, od maturalnego garnituru, po kimono samuraja, którego nigdy w życiu nie założyłem. Sama widziałaś, że piwnica pękała w szwach, a ja mogłem jej zawartością wyposażyć niejeden teatr. Od lat myślałem, żeby pozbyć się tych rzeczy, ale co wziąłem którąś do ręki, to od razu przypominały mi się ważne epizody z życia i nie potrafiłem. Te nieudolne próby obserwowała moja Ania i któregoś dnia, gdy wyszedłem, wdarły się tam z gosposią i wywaliły wszystko, co było na wieszakach.
I przyjąłeś to tak spokojnie?
Najpierw łapałem powietrze jak karp i myślałem, że dostanę zawału, ale potem pomyślałem, że stało się dobrze, bo dziewczyny zlikwidowały największą w okolicy wylęgarnię moli. Odetchnąłem z ulgą, że mam to za sobą. Ty też masz taki składzik, który trzymasz ze względu na wartość sentymentalną?
We wczesnej młodości szkoda mi było każdej rzeczy, ubrania, nawet pustego flakonu po perfumach, które dał mi pierwszy chłopak. Obrastałam w przedmioty, bo wszystko wydawało mi się absolutnie cenne i uważałam, że pozbywając się tych pamiątek, okazuję brak szacunku ludziom i wydarzeniom, które mnie ukształtowały. Ale przyszedł moment, że przeniosłam się do Warszawy i w czasie kilku lat wiele razy się przeprowadzałam. Pakowanie i przeprowadzki to wrogowie sentymentalnych składowisk. Na początku pękało mi serce, ale potem umówiłam się ze sobą, że zostawiam 20 rzeczy z różnych okresów życia na pamiątkę, a resztę wywalam.
Z jednej strony nie chcemy przekształcać domu w zmurszały antykwariat, a z drugiej są rzeczy, które są po prostu częścią nas, utrata ich może być naprawdę bolesna. Gdy znikają, czujemy pustkę.
Może to dlatego, że pozbycie się ich nasz mózg na początku czyta jako ostateczne zamknięcie jakiegoś etapu, wymazanie go z pamięci. To boli, bo znów przypomina o przemijaniu, o tym, że tyle już za nami. Moim zdaniem praktycznie jest mieć takie symboliczne składowisko, ale nie za duże, i jak pojawia się w nim nowy „eksponat”, usuwać coś, co może nie jest już tak żywe w pamięci.
Dziewczyny mają łatwiej, bo ważne dla nich chwile często związane są z biżuterią jako dowodem miłosnych afektów, łatwo to włożyć do skrzyneczki. Gorzej jak nabiera się sentymentu do pierwszej deski surfingowej czy przedmiotu podobnych rozmiarów.
Ale przecież można dokumentować swoje życie przez symbole.
W sumie racja. Od lat zbieram wieczne pióra i gdy wracam do zdarzeń sprzed lat, staram się połączyć je z piórem, którym wtedy pisałem. Ale widzę, że teraz najpopularniejszą formą zachowywania wspomnień są zdjęcia w telefonie.
Tak, tylko zobacz, jak często robimy te zdjęcia bez opamiętania. Nawet kilkaset z jednego wyjazdu wakacyjnego! Jak z automatu, większość identycznych, później rzadko kiedy chce się je oglądać. Ja staram się robić ich mało i na bieżąco kasować, czyli znów wybierać te symboliczne i im nadawać znaczenie.
Też w pewnym momencie straciłem kontrolę nad tym, ile trzaskam zdjęć, i to mnie przybiło. Przestałem je robić. Ale wierny jestem zapiskom.
Właśnie, przecież ty masz zawsze przy sobie te moleskiny.
Od ponad ćwierć wieku zapisuję swoje życie w postaci wydarzeń, refleksji, krótkich historii w notatnikach Moleskine. Nie zajmują aż tak dużo miejsca, a to olbrzymia frajda. Czasem w leniwe deszczowe dni sięgam po taki notes sprzed lat i odnajduję zdarzenia, które już dawno zakopałem w pamięci.
Słuchaj, mam od ciebie jeszcze kilka niezapisanych notatników. Też będę robić takie krótkie notatki. To jest świetne. Mogę też prosić ludzi, z którymi przeżywam jakieś ważne chwile, żeby coś wpisywali od siebie. To będzie dopiero dokumentacja! Dzięki. Zainspirowałeś mnie.
Monika Sobień-Górska, dziennikarka, scenarzystka filmowa, autorka książek z gatunku literatury faktu, a ostatnio również powieści sensacyjnej. O życiu może rozmawiać godzinami. Na przykład z Jackiem Dubois.
Jacek Dubois, adwokat specjalizujący się w prawie karnym. Po godzinach pisze książki i felietony i przyjaźni się z Moniką.