„Jeż Jerzy” to jeden z lepszych filmów, które pojawiły się na polskim rynku w ciągu ostatnich lat. Choć jest zrealizowany na podstawie komiksu, w kontakcie z publicznością kinową okazuje się produkcją o uniwersalnym potencjale. Twórcy „Jeża…” doskonale wiedzą, za jakie sznureczki pociągnąć, by emocje zagrały u wszystkich widzów.
Rolę swego rodzaju kręgosłupa filmu pełni kilka motywów komiksowych, które scenarzysta – Rafał Skarżycki obudował serią słodko-gorzkich wątków odnoszących się do współczesnej miejskiej kultury. Jakkolwiek rubaszny i nieco prostacki jest styl Jerzego, zaprawione ironią obserwacje rzeczywistości wyprzedzają o całą długość większość dowcipów z nowych polskich komedii aktorskich. Wraz z Jeżym trafiamy do warszawskiego rynsztoka, spotykamy szalonego naukowca wyrzuconego z ciepłej posady na uniwersytecie i zderzamy się z jego wizją celebryty doskonałego (którym jest klon Jerzego). Kiedy okazuje się, że pierwowzór musi zniknąć, wpadamy w ramiona nacjonalistycznych skinheadów, którym dech zapiera wizja pozbycia się z Polski obcego (kradnącego ziemię i kobiety). Ukojenie znajdujemy tylko w objęciach Yoli, młodej mężatki, która zdradza swojego Krzysztofa, gdy ten omdlewa na jazzowych koncertach w Krakowie. Jerzemu daleko do wyrafinowania w stylu dawnej bohemy, to prosty chłopak. Wie jednak, że dziewczyny zamiast naręcza kwiatów wolą piwo w puszce, prostytutki mówią głosem Maćka Maleńczuka, a w chińskich budkach z fast-foodami kurczaka w pięciu smakach robi się nie tylko z opon... Twórcy animacji wykraczają poza ramy komiksu, nawiązują do wielu gatunków filmowych i fenomenalnie wykorzystują do własnych celów najlepsze motywy podejrzane w kinie współczesnym.
Polska 2011, reż. Wojtek Wawszczyk, Tomek Leśniak, Jakub Tarkowski, wyk. (głosy) Borys Szyc, Maria Peszek, Maciej Maleńczuk, Sokół, Monolith Films