1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Alicia Keys. Cisza po burzy

Fot. Milan Zrnic/Sony Music Polska
Fot. Milan Zrnic/Sony Music Polska
Zobacz galerię 3 Zdjęcia
Alicia Keys nagrała nowy album. Sama mówi, że jest wyjątkowy, bo też wyjątkowy jest moment życia, w którym to zrobiła. Przyznaje: – Długo uczyłam się mówić „nie”, wiele razy musiałam coś udowadniać. Zmieniam się, dojrzewam. Ważna w tym procesie była chwila, kiedy poczułam, że nie chcę już zadowolić wszystkich.

Niewiele brakowało, a znalibyśmy cię jako Alicię Wild [z ang. „szalona” – przyp. red.]. Skąd wziął się pomysł na taki pseudonim artystyczny?
Wyłącznie z desperacji. Śmieję się teraz z tego, bo pomysł był okropny, brzmi to tak pretensjonalnie! Bardzo długo nie umiałam znaleźć odpowiedniego dla siebie pseudonimu. Od początku podchodziłam do swojej kariery poważnie, wiedziałam, że moje prawdziwe nazwisko [Augello Cook – przyp. red.] jest za długie, że z nim albo nie uda mi się w branży, albo wszystko będzie o wiele trudniejsze. Potrzebowałam czegoś, co od razu przyciąga uwagę. Minęły miesiące, zanim z pomocą przyjaciół wymyśliłam „Keys”. I całe szczęście. „Szalona” – to słowo niespecjalnie do mnie pasuje, inni raczej też mnie tak nie postrzegają. „Siła”, „miłość”, „dusza” – tak, to słowa dla mnie ważne. Ale nie „szaleństwo”!

Mimo to zapytam o najbardziej szaloną rzecz, jaką zrobiłaś w życiu.
Wcześniej nie pociągały mnie wyzwania spod znaku sportów ekstremalnych. Ale teraz przymierzam się do lotu lotnią, po locie balonem połknęłam bakcyla. I uwielbiam nurkować. W przyszłym roku zamierzam pływać z delfinami, miałam zrobić to niedawno, ale na przeszkodzie stanęły nagrody Grammy. No właśnie, można się zastanawiać, czy w ogóle potrzebuję dodatkowej adrenaliny, skoro na przykład prowadzę ceremonię wręczenia najważniejszych nagród muzycznych…

Natomiast zdecydowanie najbardziej szaloną rzeczą, jakiej podjęłam się w życiu, jest to, że zajęłam się muzyką. To jest moja podróż, w którą się wybrałam, i ponoszę wszystkie wiążące się z nią konsekwencje. Za każdym razem, kiedy wychodzę do publiczności, gdy staję przed nią, jestem prawdziwa, zawsze jestem sobą. Bez jakiejkolwiek maski, bez choćby najcieńszej warstwy ochronnej pokazuję się ludziom, którzy mogą mieć przecież najróżniejsze opinie na mój temat. Wystawiam się, podejmuję duże ryzyko wciąż i wciąż od nowa.

Pierwszy ważny dźwięk w twoim życiu?
Przejeżdżający pociąg? Bicie serca mojej mamy? Ulice Nowego Jorku? Klaksony samochodów? Ale bardziej niż dźwięki pociąga mnie cisza. Właściwie od zawsze, bo w ciszy tworzę. To wtedy najlepiej mi się myśli i pisze. Pragnę ciszy, bo tak teraz o nią trudno. Jesteśmy tak przeładowani informacjami, opiniami, bodźcami...

Wydajesz się osobą, która z łatwością godzi dwie skrajności: potrzebę wyciszenia i refleksji z wartkim nurtem współczesnego świata.
To dla mnie komplement, ponieważ każdego dnia o taką równowagę walczę. Na pewno z natury jestem spokojną, wyciszoną osobą. I traktuję to jako dar od Boga. Dobrze wiem, co znaczy być niespokojnym duchem, ponieważ moja mama jest w gorącej wodzie kąpana. Zawsze byłyśmy ze sobą blisko, całe życie jesteśmy ze sobą zżyte i to ja musiałam być w tym układzie tą spokojną, która stanowi przeciwwagę dla charakteru i temperamentu mamy. Jest we mnie coś, co dąży do spokoju, i traktuję to jako bardzo ważną, bardzo cenną swoją cechę.

 Fot. Milan Zrnic/Sony Music Polska Fot. Milan Zrnic/Sony Music Polska

Często podkreślasz, jak ważna dla ciebie jest medytacja.
Nie wyobrażam sobie bez niej życia, ale nie wydaje mi się, żeby to było rozwiązanie dla każdego, trzeba mieć do tego predyspozycje. Mnie z pewnością pomaga. Dzięki niej odnajduję perspektywę, spokój, umiejętność widzenia spraw takimi, jakie są. To nie zawsze jest proste, nie znajdziesz w ten sposób wszystkich odpowiedzi, czasem po prostu nie wiesz, co jest dla ciebie dobre. A ja lubię wiedzieć. Mam taką ukochaną mantrę – bardzo prostą, bardzo piękną: „Sat Nam”, czyli „Jestem prawdą”. Te słowa brzmią dla mnie pięknie. Zarówno jeśli chodzi o znaczenie, jak i samo brzmienie: „Sat Nam”.

To słowa, które można odnieść i do twojej twórczości, i do wizerunku, i do determinacji, żeby nikomu nie przyszło do głowy, by cię zmieniać.
Kiedy pracowałam nad moją debiutancką płytą, byłam otoczona „doradcami”. Wszyscy mieli na mnie jakiś pomysł, na moją muzykę, na mój wizerunek. Byłam nastolatką i uczyłam się mówić „nie” tym wszystkim potężnym, często bardzo znanym ludziom. Nie zawsze było to łatwe, wiele z moich własnych pomysłów lądowało w koszu, wiele musiało się nie udać, żebym mogła w końcu powiedzieć: „Widzicie? Miałam rację!”. Nie raz musiałam coś udowadniać. Wielu osobom nie podobała się moja muzyka, piosenki, które napisałam. Uważali, że moje kompozycje nie są wystarczająco dobre, że powinnam pisać z innymi. To są strasznie szkodliwe komunikaty, bo automatycznie zaczynasz w siebie wątpić. Czy jestem dobra? Czy na to zasługuję? Czy cokolwiek kiedyś się wydarzy? Czy osiągnę sukces? Ale jednocześnie to doświadczenie pokazuje, że warto o siebie walczyć, uczyć się na błędach. A przede wszystkim, żeby wierzyć w siebie, co w ogóle jest jedną z najtrudniejszych rzeczy.

Promując swój poprzedni album, zrezygnowałaś z makijażu. W dzisiejszych czasach, kiedy wszędzie królują wyretuszowane do absurdu zdjęcia, taka decyzja to akt odwagi.
Nie, ta decyzja była absolutnie naturalna. Nie miałam potrzeby być za nią chwalona czy doceniana. Wiem, że szeroko ją komentowana, ale oprócz tego, że była manifestem i formą komentarza, stała się też po prostu odbiciem tego, w jakim miejscu wtedy byłam. Chciałam być wolna, czułam się wolna.

Jako artystka i jako człowiek czuję się wielowymiarowa. Nigdy nie chciałam, żeby wepchnięto mnie do którejś szuflady. Za ciasno mi w każdej z nich i nie lubię tego, jak łatwo szufladkujemy innych. Sami przy tym przekonani o swojej własnej wyjątkowości. O tym zresztą mówi moja nowa płyta. Żeby uciekać od stereotypów, od schematycznego myślenia. Uwielbiam różnorodność, którą reprezentujemy my, ludzie. Naprawdę nie musimy się ograniczać.

 Najnowsza płyta Alicii Keys, wyd. Sony. (Fot. materiały prasowe) Najnowsza płyta Alicii Keys, wyd. Sony. (Fot. materiały prasowe)

Czy to dlatego na okładce twojego najnowszego albumu „Alicia” znalazło się kilka, a nie jedno twoje zdjęcie?
Tak. A zarazem to wciąż jedna i ta sama ja. To po prostu różne strony kobiety. Jestem teraz w takim momencie życia, kiedy mogę już dzielić się moimi doświadczeniami i czerpać mądrość z doświadczeń innych. Znalazłam już swój głos, ale nauczyłam się też słuchać. Uczymy się całe życie i mam nadzieję, że kiedy będę mieć 80 lat, wciąż będę dowiadywać się nowych rzeczy. Jest coś pięknego w tej pewności siebie, w tej wolności, by dzielić się tym doświadczeniem, swoją prawdą. Od tego też jest muzyka.

No i ten tytuł: po prostu „Alicia”. Kolejny w twoim dorobku – po „Diary of Alicia Keys” [Dzienniku Alicii Keys] czy „As I Am” [Taka jestem] – który sugeruje szczerość tej muzyki.
To nawet więcej niż to. Moje imię pochodzi od greckiego słowa „prawda”. Więc w pewnym sensie „Alicia” to dwa tytuły jednej płyty.

„Alicia” wychodzi już w innej rzeczywistości niż poprzednie albumy. Po narodzinach i rozkwicie ruchu #MeToo. Czy jako kobieta, gwiazda show-biznesu, artystka, odczuwasz różnicę, od kiedy zaczęłyśmy głośno mówić o tym, o czym wcześniej najczęściej się milczało?
Tak. Czuję inną energię, inną skalę świadomości. Kobiety szukają i potrzebują nowej prawdy. I szczerości. Także między sobą. Ludzie chcą wrócić do prawdziwego kontaktu, bez wszystkich tych wykalkulowanych, nic niewartych deklaracji. Myślę, że bardziej pragniemy teraz prawdziwych emocji, wzruszeń. Zasługujemy na to, by pozbyć się toksycznej energii wokół. I tych, którzy ją tworzą. Kobiecość jest ważnym motywem mojej twórczości. Zmieniam się jako kobieta, dojrzewam. Myślę, że jednym z ważnych elementów tego procesu była chwila, kiedy poczułam, że nie chcę już zadowolić wszystkich, zbawić świata, być matką dla każdego.

Zgodzisz się, że w nas, kobietach, zbyt często wygrywa właśnie ta strona – opiekuńcza, altruistyczna?
Tak. Nie myślisz o sobie, dbasz o komfort innych, jesteś w końcu grzeczną, dobrze wychowaną dziewczynką. Dobrym człowiekiem. To są wszystko bardzo szlachetne zachowania, ale przychodzi moment, kiedy musisz wybrać siebie. Kiedy najważniejsze staje się to, co dobre dla ciebie, kiedy chodzi o kwestię przetrwania. To dokładnie tak jak z maską tlenową w samolocie – jeśli chcesz uratować kogoś innego i tak najpierw musisz założyć ją sobie. Zanim pomożesz komuś, sam musisz żyć i być bezpieczny. Widzę, że kobiety zaczynają tak myśleć. I odnajdują jakiś komfort w świadomości, że zasługują na to, by dbać o siebie i być w jak najlepszej formie psychicznej.

Czy słusznie się domyślam – że jesteś jedną z tych artystek, którym fani mówią nie tylko: „Uwielbiam twoją muzykę!”, ale i „dziękuję za twoje piosenki, pomogły mi w ciężkich chwilach!”?
Tak, zauważyłam, że ludzie bardzo emocjonalnie reagują na moją muzykę. Wierzę, że między mną a moją publicznością wytworzyła się prawdziwa, szczera więź. Razem dojrzewamy, to wspólny proces. Mam ogromną przyjemność z dzielenia się tym, czego się uczę, co czuję. O tym jest płyta „Alicia”. O tym, że jestem tu i teraz i to jestem ja, to moje życie. Że nie musimy być w tym samym miejscu w życiu, najważniejsze, że świadomie go doświadczamy. Jestem po przejściach. Kto z nas nie jest? Ale potrafię dostrzec swoje szczęście. Wyzwania, przeszkody – to one nas budują i tworzą i to dzięki nim stajemy się silniejsi. Dzięki nim wiemy, kim chcemy być, czego nie chcemy. Ta muzyka ma dawać siłę i wiarę. Jesteśmy w tym razem.

Na koniec chciałabym spytać jeszcze o jedno. Pewnie nie będziesz zdziwiona, bo chodzi o twórczość Chopina...
Och, uwielbiam preludium Deszczowe! Dla mnie to głęboko uduchowiona muzyka. Natychmiast czuję jej nastrój, ma w sobie coś z bluesa. Ten utwór pokochałam od razu, od chwili, kiedy zasiadłam do pianina, żeby się go nauczyć. Fascynujące: w tych dźwiękach naprawdę słychać deszcz. Te słodkie uderzenia, rozpadanie się kropli... A później pojawia się ciemność, kiedy nadchodzi burza, po czym utwór wraca do swojej lekkości i światła – to już moment po burzy. Piękna metafora życia: zdarzą ci się wzloty i upadki, czasem utkniesz gdzieś pomiędzy, ale to wszystko to tylko etap tej wielkiej podróży. Na twojej drodze zawsze pojawi się alternatywa, coś się odmieni. Bardzo w to wierzę.

Alicia Keys, właściwie Alicia Augello Cook, rocznik 1981; piosenkarka, autorka tekstów, producentka muzyczna. Od dziecka gra na pianinie, jej płytowy debiut „Songs in A Minor” z 2001 roku trafił na szczyt notowań Billboardu i przyniósł jej pięć nagród Grammy. Próbuje swoich sił jako aktorka (m.in. film „Sekretne życie pszczół”).  Premiera jej ostatniego albumu „Alicia” została przesunięta z powodu pandemii, ale już teraz można słuchać promujących go singli: „Underdog”, „Time Machine” i „Good Job”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze