1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Filmy, na które czekamy w 2021 roku

„Sound of Metal” z Rizem Ahmedem może być jednym z najbardziej fascynujących filmów, jakie zobaczymy w tym roku. (Fot. materiały prasowe)
„Sound of Metal” z Rizem Ahmedem może być jednym z najbardziej fascynujących filmów, jakie zobaczymy w tym roku. (Fot. materiały prasowe)
Zobacz galerię 6 zdjęć
Wszystko wskazuje na to, że najbliższe miesiące będą fascynującym czasem dla światowej kinematografii. Przed wami premiery filmowe, których z niecierpliwością wypatruję w tym roku. Wśród nich festiwalowe hity, znakomite adaptacje oraz chwytające za serce historie oparte na faktach. Tych pozycji po prostu nie można przegapić. 

„Ojciec” (15 stycznia)

Wyśmienite recenzje krytyków, nagroda publiczności na festiwalu Sundance, znakomite nazwiska twórców i doskonała obsada aktorska to główne powody, dla których reżyserski debiut Floriana Zellera „Ojciec” wskazywany jest jako jeden z faworytów tegorocznych Oscarów. To film, który w niezwykle przejmujący sposób pokazuje jak starsi ludzie tracą swoją tożsamość w wyniku choroby, a także dobitnie przedstawia zmagania ich bliskich. Myślę, że nominacji, o ile nie nagrody, doczekają się również wybitne role Anthony'ego Hopkinsa („Milczenie owiec”) oraz Olivii Colman („Faworyta”, „The Crown”). Krytycy zwracają również uwagę na doskonały scenariusz, który zapada w pamięć i zostaje z widzem na długo po seansie. Czekam zatem z zapartym tchem.

„Malcolm i Marie” (5 lutego)

W tym roku Netflix ma zamiar co tydzień raczyć nas zupełnie nowym filmem. Jednym z nich będzie „Malcolm i Marie”, nostalgiczny melodramat Sama Levinsona, twórcy serialu „Euforia”. Scenariusz powstał w zaledwie kilka dni, a zdjęcia trwały niespełna dwa tygodnie. W efekcie powstała oszczędna w środkach oda do wielkich hollywoodzkich romansów oraz szczery wyraz wiary w przyszłość kina. Film przedstawia historię reżysera Malcolma oraz jego partnerki Marie. Pewnego wieczoru, gdy para rozmawia o swoich doświadczeniach i marzeniach, na jaw zaczynają wychodzić tajemnice zagrażające ich wspólnej przyszłości. W rolach głównych zobaczymy Johna Davida Washingtona oraz Zendayę. Zapowiada się arcyciekawy seans.

„Nomadland” (19 lutego)

Złoty Lew w Wenecji, nagroda publiczności na festiwalu w Toronto i cztery wyróżnienia przyznane przez National Society of Film Critics to dopiero początek. Nowy film Chloé Zhao ma również chrapkę na Oscara. Wskazywany jako faworyt w tegorocznym wyścigu po statuetkę Akademii Filmowej „Nomadland” to opowieść o 60-letniej kobiecie, która z powodu pogarszającej się sytuacji finansowej musi przeprowadzić się do kampera. Po utracie całego dobytku w wyniku ekonomicznej zapaści w swoim rodzinnym mieście wyrusza w podróż po USA w poszukiwaniu sezonowych prac. W roli głównej dwukrotna laureatka Oscara za role w filmach „Fargo” i „Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri”, genialna Frances McDormand.

„Na rauszu” (19 marca)

Istnieje teoria, że skromna dawka alkoholu podtrzymywana w organizmie otwiera umysł na otaczający nas świat. Kilku zaprzyjaźnionych nauczycieli z duńskiej szkoły średniej postanawia sprawdzić, jak owa teoria ma się w praktyce. To, co początkowo stanowi rubaszną zabawę, z czasem chwiejnym krokiem zatacza się w stronę tragedii. Film „Na rauszu” w nietypowy sposób porusza temat spożywania alkoholu, ukazując nie tylko jego negatywne, ale również, a może przede wszystkim, pozytywne skutki. Grunt to znaleźć umiar. Prosty w przekazie, ale jakże poruszający obraz uzupełnia rewelacyjna kreacja Madsa Mikkelsena oraz wspaniały soundtrack, w takt którego nie sposób nie tupać nóżką.

„Nie czas umierać” (2 kwietnia)

Szczerze wierzę w to, że wielokrotnie przekładana premiera najnowszej odsłony przygód Jamesa Bonda, którą zaplanowano na ten rok, w końcu się odbędzie. Dwudziesty piąty (prawdopodobnie najdroższy w historii) film o agencie 007 nosi tytuł „Nie czas umierać” i będzie ostatnim z cyklu, w którym w rolę kultowego bohatera wcieli się Daniel Craig. Miejmy nadzieje, że będzie to pożegnanie w pięknym stylu. Tym razem James Bond na prośbę swojego dawnego przyjaciela bierze udział w misji odbicia porwanego naukowca. Obok Craiga, w produkcji udział wzięli również Ralph Fiennes, Ben Whishaw, Naomie Harris, Léa Seydoux i Rami Malek.

„Last Night in Soho” (23 kwietnia)

W 2021 roku gwiazdy serialowych hitów Netflixa, Matt Smith („The Crown”) i Anna Taylor-Joy („Gambit królowej”), ponownie zachwycą nas wachlarzem swoich aktorskich umiejętności, tym razem w nowym horrorze psychologicznym Edgara Wrighta. Reżyser znany głównie z produkcji komediowych („Wysyp żywych trupów”, „Scott Pilgrim kontra świat”, „To już jest koniec”) próbuje swoich sił w zupełnie nowym dla siebie gatunku. Oparty na autorskim opowiadaniu reżysera film przedstawia historię pewnej dziewczyny, która w tajemniczy sposób przenosi się do lat 60. Tam spotyka swojego idola, oszałamiającego początkującego piosenkarza. Wkrótce okazuje się jednak, że Londyn tamtych lat nie jest tym, czym się wydaje. Co z tego wyniknie? Dowiemy się już niebawem.

„Last Night in Soho” (Fot. materiały prasowe) „Last Night in Soho” (Fot. materiały prasowe)

„Cruella” (28 maja)

Popularność niezależnych historii o antagonistach z najpopularniejszych filmowych hitów świadczy o tym, że widzowie wręcz uwielbiają czarne charaktery. Produkcji o swoich postaciach doczekali się już m.in. Joker i Harley Quinn z serii o Batmanie, czy Czarownica ze „Śpiącej królewny”. Teraz przyszedł czas na demoniczną projektantkę mody ze „101 dalmatyńczyków”. Najnowszy film wytwórni Walta Disneya skupi się na tym, dlaczego Cruella De Mon tak naprawdę stała się zła. Pikanterii dodaje fakt, że za film odpowiedzialny jest Craig Gillespie, twórca „Miłości Larsa” z Ryanem Goslingiem oraz „Jestem najlepsza. Ja, Tonya” z Margot Robbie. W roli Cruelli zobaczymy natomiast Emmę Stone, u boku której pojawią się m.in. Emma Thompson i Mark Strong. Szykuje się kawał mocnej produkcji. Film dostępny będzie na platformie Disney+.

„Cruella” (Fot. materiały prasowe) „Cruella” (Fot. materiały prasowe)

„Śmierć na Nilu” (17 września)

Choć osobiście nie jestem fanką filmów na podstawie powieści Agathy Christie, muszę przyznać, że ta produkcja zapowiada się niezwykle obiecująco. Ekranizacja „Śmierci na Nilu” z Kennethem Branagh po obu stronach kamery zachwyca przede wszystkich obsadą aktorską. W rolach głównych zobaczymy bowiem Annette Bening, Gal Galdot, Armiego Hammera, czy debiutującą na dużym ekranie Emmę Mackey, znaną głównie z roli zbuntowanej Maeve z serialu „Sex Education”. Pod kątem wizualnym również nie ma się (na razie) do czego przyczepić. Jeśli jesteście ciekawi jak śledztwo w sprawie zabójstwa młodej milionerki prowadzone przez Herculesa Poirota wypadnie na dużym ekranie, zapraszamy do kin we wrześniu.

„Diuna” (1 października)

Na nową „Diunę” w reżyserii Denisa Villeneuve'a czekam zdecydowanie zbyt długo. Gdy dowiedziałam się, że premierę przesunięto prawie o rok (sic!), załamałam ręce. A tak mało brakowało, aby film trafił do kin w 2020 roku... Zapytacie pewnie, czy rzeczywiście jest na co czekać. Tego dowiemy się dopiero w październiku, chociaż nazwisko reżysera i gwiazdorska obsada z Timothée Chalametem na czele zwiastują wiele dobrego. Na ekranie zobaczymy również Zendayę, Oscara Isaaca oraz Stellana Skarsgårda. Dla niezaznajomionych z tematem: oparta na powieści Franka Herberta „Diuna” śledzi losy dwóch rodów – Atrydów i Harkonnenów, które walczą o władzę nad planetą Arrakis. Gdy panujący ród Atrydów zostaje pokonany przez Harkonnenów, cywilizację przed zagładą może ocalić jedynie syn dawnych władców. Wyczuwam najmocniejszą premierę sci-fi tego roku!

„Żeby nie było śladów” (8 października)

Sprawą Grzegorza Przemyka żyła cała Polska. W maju 1983 roku rutynowo zatrzymany w centrum Warszawy syn opozycyjnej poetki zostaje śmiertelnie pobity przez milicję. Gdy jedyny świadek wydarzenia chce złożyć obciążające milicjantów zeznania, władze PRL decydują się użyć wszelkich narzędzi, aby za wszelką cenę uchronić winnych śmierci chłopaka od konsekwencji. Nowy obraz Jana P. Matuszyńskiego, twórcy „Ostatniej rodziny” i serialu „Król”, przyjrzy się tej wstrząsającej historii z bliska. Film oparto na bestsellerowym, nagrodzonym Nike reportażu Cezarego Łazarewicza, „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”, z którym warto zapoznać się przed wybraniem się do kina.

„Żeby nie było śladów” (Fot. materiały prasowe) „Żeby nie było śladów” (Fot. materiały prasowe)

„West Side Story” (10 grudnia)

A teraz coś dla fanów Stevena Spielberga i broadwayowskich musicali. Tym razem znany reżyser bierze na warsztat „West Side Story”, kultowy spektakl Arthura Laurentsa z 1956 roku, luźno zainspirowany dramatem Williama Szekspira „Romeo i Julia”. W najnowszej adaptacji dzieła Tony, najlepszy przyjaciel przywódcy gangu Jetsów, zakochuje się w Marii, siostrze Bernarda, przywódcy Sharków rywalizujących z Jetsami. Gdy zakochana para zostaje wplątana w porachunki gangów, tragedia wisi w powietrzu. W rolach głównych wystąpią Ansel Elgort oraz debiutantka Rachel Zegler. Choć o samej produkcji jeszcze niewiele wiadomo, to dostępne w sieci zdjęcia z planu wróżą coś niesamowitego.

„West Side Story” (Fot. materiały prasowe) „West Side Story” (Fot. materiały prasowe)

„Amonit”

Najnowszy film Francisa Lee „Amonit” to bez wątpienia opowieść o silnych kobietach. Kobietach, które mimo różnego pochodzenia i statusu społecznego, łączy wielkie uczucie. Zafascynowane sobą bohaterki decydują się rozwijać swoją namiętną znajomość, która już wkrótce odmieni ich życie na zawsze. W rolach głównych zobaczymy duet, którego nikt nie oczekiwał, ale każdy potrzebował: wschodzącą gwiazdę kina Saoirse Ronan („Lady Bird”, „Małe kobietki”) oraz rewelacyjną jak zawsze Kate Winslet. To film, który z pewnością da wam siłę i motywację do tego, aby walczyć nie tylko o swoją pasję, ale również miłość. Zwiastun produkcji przywołuje na myśl francuski „Portret kobiety w ogniu”. Czyżby „Amonit” okazał się jego mainstreamową wersją?

„Jeszcze jest czas”

Jestem przekonana, że Viggo Mortensen po drugiej stornie kamery sprawdzi się równie dobrze, co przed nią. O swoim debiucie reżyserskim oraz aktorskim duecie z Lance’em Henriksenem (którego rola wymieniana jest wśród pewnych nominacji do Oscara), miał okazję opowiedzieć zarówno podczas ostatniej edycji festiwalu Camerimage, jak również na łamach „Zwierciadła”. Jego film „Jeszcze jest czas” to historia ojca i syna, których od lat dzieli niemalże wszystko. John mieszka ze swoją rodziną w Los Angeles. Spokojne życie mężczyzny staje jednak na głowie, gdy wprowadza się do niego jego podupadający na zdrowiu ojciec. Czy będą potrafili porozumieć się i zaakceptować dzielące ich różnice?

„Kobieta w oknie”

Na liście netflixowych premier na 2021 rok znalazł się również trzymający w napięciu thriller Joe Wrighta, twórcy odpowiedzialnego m.in. za „Dumę i uprzedzenie”, „Annę Kareninę” i „Czas mroku”. W thrillerze „Kobieta w oknie” Anna Fox, cierpiąca na agorafobię, czyli lęk przestrzeni, psycholog dziecięca z Nowego Jorku spędza całe życie w domu. Zaprzyjaźnia się więc z sąsiadką Jane, która mieszka w domu po przeciwnej stronie ulicy. Wszystko staje pod znakiem zapytania, gdy kobieta znika bez śladu, a Anna nabiera podejrzeń, że to, co się stało nie jest dziełem przypadku. Na jaw wychodzą szokujące tajemnice i nic nie jest tym, czym się wydaje. Zapowiada się naprawdę ciekawie! Tym bardziej, że w rolach głównych występują Amy Adams, Gary Oldman i Julianne Moore.

„Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”

Bill Murray, Tilda Swinton, Frances McDormand, Benicio del Toro, Timothée Chalamet, Adrien Brody, Léa Seydoux, Owen Wilson, Willem Dafoe, Elisabeth Moss, Saoirse Ronan... Przyznacie, że ta obsada robi wrażenie. Tyle talentu w jednym filmie może okazać się jednak mieszanką wybuchową. „The French Dispatch” (tak brzmi oryginalny tytuł) to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Najnowszy obraz Wesa Andersona to dziesiąty film w jego karierze. Jubileuszowy projekt reżysera od początku wzbudzał zainteresowanie mediów, i to nie tylko dlatego, że jak zapowiedział sam twórca, ma to być „list miłosny do dziennikarzy”. Film opowie bowiem o pracy paryskiego oddziału pewnej amerykańskiej gazety w latach 50. XX wieku. Zwiastun jest świetny, zdjęcia wyglądają imponująco. Pytanie tylko, czy faktycznie będzie to film godny jubileuszu...

„Sound of Metal”

„Sound of Metal” to film, na który w tym roku czekam najbardziej. Głównie ze względu na kreację Riza Ahmeda, którego w końcu będziemy mogli zobaczyć w pierwszoplanowej roli na dużym ekranie. Znakomitym występem w serialu HBO „Długa noc” aktor udowodnił, że jest w stanie unieść ciężar głównej postaci i świetnie sprawdza się w przeróżnych aktorskich wcieleniach. Mam nadzieję, że po tym filmie jego kariera nabierze rozpędu, a sam Ahmed pokaże w końcu na co go stać. „Sound of Metal” zanosi się bowiem na produkcję, jakiej jeszcze nie było. Ruben jest pełnym pasji perkusistą, a Lu przebojową wokalistką. Gdy ruszają w trasę koncertową, a marzenie o wydaniu debiutanckiej płyty jest na wyciągnięcie ręki, chłopak z dnia na dzień traci słuch. Sytuacja, w której się znajduje jest zupełnie obca. Życie, które dotąd znał i kochał, lega w gruzach, a przyszłość staje się wielką niewiadomą. Wiele wskazuje na to, że będzie to jeden z najbardziej fascynujących filmów, jakie zobaczymy w tym roku.

„Supernova”

Homoseksualne wątki miłosne w kinie to ostatnio całkiem popularny trend. W tym roku zwolenników kina LGBT ucieszy więc nie tylko premiera „Amonitu”, ale również brytyjskiego dramatu „Supernova” z Colinem Firthem i Stanleyem Tuccim w rolach głównych. Sam i Tusker, bo tak mają na imię główni bohaterowie filmu, są parą z 20-letnim stażem. Postanawiają wybrać się w podróż po Anglii, aby odwiedzić przyjaciół, rodzinę i bliskich, a także szczególne dla nich miejsca. Odkąd u jednego z nich zdiagnozowano postępującą chorobę, wspólny czas, który im jeszcze pozostał, jest najważniejszą rzeczą, jaką mają. Podczas wspólnej podróży obaj próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest miłość w obliczu nieuniknionej przyszłości. Liczę na wzruszenia i dużo ciepła bijącego z ekranu.

„Śniegu już nigdy nie będzie”

W tym zestawieniu nie mogło zabraknąć również kandydata do Oscara z rodzimego podwórka. Film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta „Śniegu już nigdy nie będzie” to historia pochodzącego ze wschodu Żeni, który zatrudnia się jako masażysta na bogatym podmiejskim osiedlu. Jego ręce leczą, a oczy zaglądają w dusze samotnych kobiet. Pracując dla ludzi odgrodzonych murem od „gorszego” świata, mężczyzna poznaje ich historie i osobiste dramaty, aby wkrótce odmienić życie każdego z nich. W roli głównej zobaczymy znanego z serialu „Stranger Things” Aleca Utgoffa, któremu towarzyszyć będą m.in. Maja Ostaszewska, Agata Kulesza, Weronika Rosati, Katarzyna Figura i Andrzej Chyra.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze