1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Oscary to pole bitwy, na którym jak w soczewce widać historię Hollywood. Jak wyglądały oscarowe wojny na przestrzeni lat?

Oscary to pole bitwy, na którym jak w soczewce widać historię Hollywood. Jak wyglądały oscarowe wojny na przestrzeni lat?

Leonardo DiCaprio z Oscarem dla najlepszego aktora pierwszoplanowego za rolę w dramacie przygodowym „Zjawa”, 2016 rok (Fot. Kevin Winter/Getty Images)
Leonardo DiCaprio z Oscarem dla najlepszego aktora pierwszoplanowego za rolę w dramacie przygodowym „Zjawa”, 2016 rok (Fot. Kevin Winter/Getty Images)
Oscary zawsze trafiają w niewłaściwe ręce. Dwadzieścia cztery wieki po tym, jak Eurypides zajął trzecie miejsce w jednym z ateńskich agonów, statuetka za najlepszy film powędrowała do twórców „Miasta gniewu” zamiast do „Tajemnicy Brokeback Mountain” – i można przypuszczać, że utyskiwania z tego powodu nie umilkną przez następne 2400 lat. Jak wyglądały oscarowe wojny na przestrzeni lat i czego dotyczyły – wyjaśnia dziennikarz i autor książek Michael Schulman.

Fragment książki „Oscarowe wojny. Historia Hollywood pisana złotem, potem i łzami”, Michael Schulman, wyd. Marginesy. Wybór, skrót i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Oficjalnie nagroda Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej ma stanowić znak najwyższej jakości. W rzeczywistości, jak powiedziałby Alfred Hitchcock, jest pretekstem, obiektem dążeń bohaterów, dzięki któremu zawiązuje się akcja dramatu. Każdy sezon oscarowy to opowieść pełna suspensu. Tak jak w każdym dobrym hollywoodzkim scenariuszu, nie brakuje zaogniających się konfliktów, barwnych postaci i zwrotów akcji, aż wreszcie dochodzimy do momentu kulminacyjnego, który rozgrywa się na lśniącej scenie pod czujnym okiem kamer i milionów widzów. Fabuła poszczególnych wątków tego scenariusza była wielokrotnie poddawana recyklingowi. Role są te same, zmieniają się tylko aktorzy. Raz po raz mamy do czynienia z niesłusznie zlekceważonymi arcydziełami, z przestrzelonymi kampaniami oscarowymi, z gwiazdami, którym radość w chwili zwycięstwa odbiera mowę.

Pamiętne selfie z gali rozdania Oscarów w 2014 roku (Fot. Ellen DeGeneres/Twitter/Getty Images) Pamiętne selfie z gali rozdania Oscarów w 2014 roku (Fot. Ellen DeGeneres/Twitter/Getty Images)

Czym tak naprawdę są Oscary?

Różni ludzie różnie odpowiadają na to pytanie. Oscary są powszechnie cenioną nagrodą o długiej tradycji, świętem kina, a więc jednej z najwspanialszych form sztuki. Są zwyczajną imprezą branżową: od corocznego zjazdu handlowców lub architektów krajobrazu różnią się wyłącznie elegantszymi strojami. Są amerykańskim odpowiednikiem ceremonii królewskiej. Są jedyną rzeczą, która potrafi zmusić Hollywood, żeby kręciło filmy mające wartość artystyczną i nie oglądało się wyłącznie na przychody kasowe. Są chwytem marketingowym, wielką reklamą branży wartej miliardy dolarów. Są narzędziem kształtowania kanonu filmowego – kiepskim, ale zawsze. Grą. Przeżytkiem. Pokazem mody. Igrzyskami. Niesmacznym rytuałem wzajemnego poklepywania się po plecach przez bogatych i sławnych ludzi o zbyt rozdętym ego. Są jak Super Bowl, tyle że dla gejów.

Joaquin Phoenix, Renée Zellweger i Brad Pitt, 2020 rok (Fot. Steve Granitz/WireImage/Getty Images) Joaquin Phoenix, Renée Zellweger i Brad Pitt, 2020 rok (Fot. Steve Granitz/WireImage/Getty Images)

Na Oscary można też patrzeć z innej perspektywy i traktować je jako pole bitwy w rozmaitych wojnach kulturowych. Czerwony dywan biegnie przez sporne terytoria: czasami dopiero po latach uświadamiamy sobie, o co toczył się konflikt, i nie zawsze da się stwierdzić, kto jest prawdziwym zwycięzcą. Pierwszą, ledwo dostrzegalną zapowiedzią gwałtownej zmiany kinowych trendów mogą być nominacje w kategoriach scenariuszowych. Oscary, podobnie jak największe sagi powstałe w Hollywood – „Gwiezdne wojny” albo „Ojciec chrzestny” – często sprowadzają się też do konfliktu pokoleniowego. Młoda gwardia rzuca wyzwanie starej, potem zaś dawni buntownicy sami stają się dostojnymi mistrzami. Chłopaczkowaty Steven Spielberg nie dostanie nominacji za „Szczęki”; Steven Spielberg – gruba ryba i jeden z najważniejszych symboli establishmentu, otrzyma Oscara za „Szeregowca Ryana”.

Steven Spielbierg z Nagrodą im. Irvinga G. Thalberga, 1987 rok (Fot. Bob Riha, Jr./Getty Images) Steven Spielbierg z Nagrodą im. Irvinga G. Thalberga, 1987 rok (Fot. Bob Riha, Jr./Getty Images)

Ostatnio Akademia została uwikłana w spory dotyczące rasy, genderu oraz braku równości w sferze publicznej powodującego, że niektórym ludziom i grupom trudniej jest opowiadać na ekranie własne historie. Zanosiło się na to od dawna. Kampania #OscarsSoWhite, czyli „Oscar jest totalnie biały”, przeszła w crescendo w 2016 roku, gdy Ameryka przeżywała polityczne paroksyzmy wynikające z nierozwiązanych problemów rasowych, tak naprawdę jednak czarnych artystów pomijano od prawie stu lat – zwycięstwa Hattie McDaniel, Sidneya Poitiera czy Halle Berry były rzadkimi, odosobnionymi przypadkami. Rok później skandale związane z przemocą seksualną na zawsze wykluczyły z gry Harveya Weinsteina, jednego z najzacieklejszych zawodników w Hollywood, ale przecież casting łóżkowy to stara rzecz. Przykładem oscarowy weteran Harry Cohn, niegdysiejszy szef wytwórni Columbia.

Halle Berry z Oscarem dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej za rolę w filmie „Czekając na wyrok”, 2002 rok (Fot. Frank Micelotta/GettyImages) Halle Berry z Oscarem dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej za rolę w filmie „Czekając na wyrok”, 2002 rok (Fot. Frank Micelotta/GettyImages)

Oscarowe wojny kiedyś – jak wyglądały w przeszłości?

Dawniej wojny oscarowe dotyczyły innych spraw niż dziś, nie znaczy to jednak, że były mniej zaciekłe. W latach 30. bojowniczy ruch związkowy przypiął Akademii łatkę wroga publicznego numer jeden. Pracownicy branży filmowej bojkotowali ceremonie wręczania nagród i niewiele zabrakło, a uśmierciliby Oscary, zanim zdążyły one osiągnąć dojrzałość. Dwie dekady później Akademia uległa antykomunistycznej paranoi i nagonce organizowanej przez Komisję Izby Reprezentantów do spraw Działalności Nie-Amerykańskiej. Scenarzyści, którzy trafiali na czarną listę, musieli się ukrywać pod pseudonimami i korzystać z pomocy figurantów – nie mogli się ujawnić nawet wówczas, gdy ich scenariusze nagradzano Oscarami.

Audrey Hepburn z Oscarem dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej za rolę w filmie „Rzymskie wakacje”, 1954 rok (Fot. Brettmann/Getty Images) Audrey Hepburn z Oscarem dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej za rolę w filmie „Rzymskie wakacje”, 1954 rok (Fot. Brettmann/Getty Images)

Pod koniec lat 60. system wielkich studiów filmowych zaczął się walić. Do głosu doszło nowe pokolenie: na ceremoniach wręczenia statuetek zaroiło się nagle od młodych aktorów, aktorek i reżyserów, gotowych przekraczać obowiązujące od dawien dawna granice dobrego smaku. Filmy takie jak „Swobodny jeździec” stanowiły oznakę narodzin Nowego Hollywood. Z kolei w latach 90. zaczął się boom kina niezależnego, a na scenę wkroczyła hałaśliwa grupa filmowców dowodzona przez człowieka, który zmienił kampanie oscarowe w krwawe igrzyska – a równocześnie po kryjomu dopuszczał się znacznie, znacznie gorszych rzeczy.

Barbra Streisand z Oscarem dla aktorki pierwszoplanowej za rolę w filmie „Zabawna dziewczyna”, 1969 rok (Fot. Screen Collection/Getty Images) Barbra Streisand z Oscarem dla aktorki pierwszoplanowej za rolę w filmie „Zabawna dziewczyna”, 1969 rok (Fot. Screen Collection/Getty Images)

Tym, co od zawsze odgrywa zasadniczą rolę w wojnach oscarowych, jest władza. Kto ją ma? Komu władza wymyka się z rąk? Kto szturmuje mury złotego zamku, żeby ją zdobyć? Za sprawą Oscarów w hollywoodzkim establishmencie następują nieustające roszady. Szare eminencje muszą się ścierać z nowicjuszami, klasycy z obrazoburcami. Nagrody Akademii od samego początku były obiektem pożądania, stanowiły wyznacznik władzy i prestiżu w mieście, w którym pozycja w hierarchii bez przerwy się zmienia.

Robert DeNiro z Oscarem dla aktora pierwszoplanowego za rolę w filmie „Wściekły byk”, 1981 rok (Fot. ABC Photo Archives/Disney General Entertainment Content/Getty Images) Robert DeNiro z Oscarem dla aktora pierwszoplanowego za rolę w filmie „Wściekły byk”, 1981 rok (Fot. ABC Photo Archives/Disney General Entertainment Content/Getty Images)

Statuetka jest talizmanem. Mieszkańcy Hollywood marzą o niej, bo pragną, by świat okazywał im zainteresowanie i doceniał ich pracę. Chcą się liczyć i właśnie dlatego usilnie zabiegają o Oscara. Czasem tracą rozum i opamiętanie, czasem zachowują się jak desperaci. Sztuka nie powinna sprowadzać się do wygranych i przegranych, do zdobywania punktów jak w meczu tenisowym, ale rywalizacja jest wpisana w ludzką naturę. Lubimy obserwować triumfy i porażki. A gdy sami mamy okazję wejść do gry, pragniemy zwyciężyć.

Statuetki (Fot. Al Seib/A.M.P.A.S./Getty Images) Statuetki (Fot. Al Seib/A.M.P.A.S./Getty Images)

Akademia w ogniu krytyki

W 2016 roku jako dziennikarz „New Yorkera” opisywałem burzę, która rozpętała się w Akademii za sprawą kampanii #OscarsSoWhite. Akademia zarządzana przez Cheryl Boone Isaacs, pierwszą czarną prezydentkę, oraz dyrektorkę generalną Dawn Hudson znalazła się w ogniu krytyki, gdy ogłosiła plan werbowania nowych członków, zwłaszcza osób należących do niedoreprezentowanych grup mniejszościowych, a także przyznania filmowcom, którzy od dawna nie byli aktywni zawodowo, statusu członków emerytów. Wielu weteranów zaczęło się zastanawiać z niepokojem, kiedy właściwie ostatni raz stanęli na planie. Plan reform sprawił, że na nowo nasiliły się podziały pokoleniowe i ideologiczne.

Meryl Streep z Oscarem dla najlepszej aktorki drugoplanowej za rolę w filmie „Sprawa Kramerów”, 1980 rok (Fot. Brettmann/Getty Images) Meryl Streep z Oscarem dla najlepszej aktorki drugoplanowej za rolę w filmie „Sprawa Kramerów”, 1980 rok (Fot. Brettmann/Getty Images)

Szybko odkryłem, że to tak naprawdę powtórka z przeszłości: w 1970 roku, krótko po tym, jak „Nocny kowboj” stał się pierwszym w historii filmem dozwolonym wyłącznie dla widzów dorosłych, który zdobył Oscara, prezydent Akademii Gregory Peck ogłosił zamiar odmłodzenia grona członkowskiego, żeby nadążało za teraźniejszością. On również, podobnie jak Boone Isaacs, otrzymywał mnóstwo gniewnych listów. W 2016 i 2017 roku sytuacja się powtórzyła. Paradoksalnie tym razem żale na łamach „The Hollywood Reporter” wylewali twórcy, którzy zaczynali kariery w buntowniczych latach 70.: niegdysiejsi „młodzi zdolni”, obecnie nestorzy, protestowali przeciwko odsyłaniu ich do lamusa.

Leonardo DiCaprio z Oscarem dla najlepszego aktora pierwszoplanowego za rolę w filmie „Zjawa”, 2016 rok (Fot. Jason Merritt/Getty Images) Leonardo DiCaprio z Oscarem dla najlepszego aktora pierwszoplanowego za rolę w filmie „Zjawa”, 2016 rok (Fot. Jason Merritt/Getty Images)

„La La Land” czy „Moonlight”?

W lutym 2017 roku pierwszy raz uczestniczyłem w ceremonii rozdania Oscarów – siedziałem przy długim stole z dziesiątkami dziennikarzy z całego świata zgromadzonymi w pressroomie w Loews Hollywood Hotel i oglądałem show na ekranie. Od czasu do czasu zjawiali się laureaci, żeby odpowiedzieć na kilka pytań. Na końcu pokoju, przy osobnym stole, siedzieli bibliotekarze Akademii uzbrojeni w grube segregatory, gotowi w każdej chwili wyszukać dla nas rozmaite informacje. Długi wieczór miał się ku końcowi, ogarniało nas coraz większe znużenie i czekaliśmy już tylko na nieuchronną informację, że Oscara za najlepszy film otrzymuje „La La Land”. Tak właśnie się stało, dziennikarze powitali triumf musicalu Damiena Chazelle’a oklaskami i zaczęli pisać podsumowania swoich relacji.

Oscary 2017 (Fot. Kevin Winter/Getty Images) Oscary 2017 (Fot. Kevin Winter/Getty Images)

Chwilę później rozpętało się szaleństwo. Na ekranie zobaczyliśmy producenta „La La Land”, który oznajmił, że Oscara zdobył „Moonlight”, i na dowód podniósł do kamery kartkę z tytułem zwycięskiego filmu. W pressroomie rozległy się krzyki dziennikarzy: wreszcie jakieś emocje! Rzucono się na bibliotekarzy, zasypywano ich pytaniami, czy kiedykolwiek wydarzyło się coś podobnego. – Żaden precedens nie przychodzi mi do głowy – odparła jedna z bibliotekarek, w pośpiechu przerzucając kartki w segregatorze.

W 2017 roku Oscar dla najlepszego filmu trafił do twórców filmu „Moonlight” (Fot. Kevin Winter/Getty Images) W 2017 roku Oscar dla najlepszego filmu trafił do twórców filmu „Moonlight” (Fot. Kevin Winter/Getty Images)

Po zakończeniu ceremonii pojechałem na piętro, na którym odbywała się pooscarowa feta organizowana przez Akademię. Wszyscy rozmawiali wyłącznie o pomyłce z kopertą. „Kiedy powiedzieli, że »Moonlight« wygrał, pomyślałem, że to taka metafora. Że niby wygrał, bo najbardziej poruszył widzów”, opowiadał filmowiec siedzący koło stanowiska, przy którym na nowo przyznanych statuetkach mocuje się grawerowane tabliczki z nazwiskami laureatów. „Wszyscy zostali upokorzeni – dodała jego partnerka. – Przecież nie ma nic bardziej prestiżowego niż Oscary. Może tylko Nobel”. Cheryl Boone Isaacs wpatrywała się w ekran telefonu. Zapytałem ją, o czym myślała w tamtej chwili. „Horror” – powiedziała.

Jordan Horowitz, producent filmu „La La Land”, wręcza Oscara za najlepszy film reżyserowi i scenarzyście filmu „Moonlight” Barry’emu Jenkinsowi, 2017 rok (Fot. Kevin Winter/Getty Images) Jordan Horowitz, producent filmu „La La Land”, wręcza Oscara za najlepszy film reżyserowi i scenarzyście filmu „Moonlight” Barry’emu Jenkinsowi, 2017 rok (Fot. Kevin Winter/Getty Images)

Trwające cały rok dyskusje, rozmowy i próby rozwiązania problemu braku różnorodności rasowej w gronie członków Akademii doczekały się spektakularnego finału. Trzeba jednak pamiętać, że oscarowe historie zawsze obfitowały w niezwykłe zdarzenia i zwroty akcji.

Will Smith policzkuje Chrisa Rocka, 2022 rok (Fot. Myung Chun/Los Angeles Times/Getty Images) Will Smith policzkuje Chrisa Rocka, 2022 rok (Fot. Myung Chun/Los Angeles Times/Getty Images)

Oscary wczoraj i dziś

Dzieje Oscarów zaczęły się w 1927 roku od rzuconego mimochodem pomysłu wręczania „nagród za szczególne osiągnięcia”; było to jedno z wielu zadań nowo narodzonej Akademii. Pierwsze statuetki wręczono dopiero dwa lata później, ceremonia trwała mniej więcej 10 minut. Zatriumfowali producenci „Skrzydeł”, wojennego eposu o lotnikach, wszyscy mówili jednak przede wszystkim o nagrodzie specjalnej dla „Śpiewaka jazzbandu” – filmu, który mówił, rozbrzmiewał piosenkami i oznaczał rewolucję w świecie kina.

Scenarzysta Hanns Kräly, Prezydent Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej William C. DeMille, aktorka Mary Pickford i aktor Warner Baxter podczas gali rozdania Oscarów w 1930 roku (Fot. FPG/Getty Images) Scenarzysta Hanns Kräly, Prezydent Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej William C. DeMille, aktorka Mary Pickford i aktor Warner Baxter podczas gali rozdania Oscarów w 1930 roku (Fot. FPG/Getty Images)

Z biegiem lat Oscary stały się niemal osobną branżą, okazją do zarabiania sporych pieniędzy przez konsultantów, stylistów, komentatorów i prognostów. Wyścig o Oscara, podobnie jak wybory prezydenckie, nie sprowadza się wyłącznie do postawienia krzyżyka w tej czy innej kratce. Liczy się przede wszystkim kampania, a za kampanią stoi potężna maszyna, nad którą nikt tak naprawdę nie panuje. Odpowiednikiem waszyngtońskich lobbystów i specjalistów od sondaży są stratedzy i „oscarolodzy”. Politycy muszą się spotykać z wyborcami, całować małe dzieci i z uśmiechem jeść kotlety na patyku podczas targów w stanie Iowa, natomiast ludzie zabiegający o Oscara przez wiele tygodni żywią się sashimi i w kółko odpowiadają na te same pytania o swoje „inspiracje” i „proces twórczy”. Wszystko to kosztuje miliony dolarów. Dlaczego? „Chodzi o ego i o możliwość wykazania, że jest się lepszym od innych – powiedziała mi Terry Press, kierowniczka jednej z wytwórni filmowych. – W tym mieście każdy próbuje ukrywać brak pewności siebie. Tak jest od zawsze”.

Twórcy i obsada nagrodzonej siedmioma Oscarami komedii science fiction „Wszystko wszędzie naraz”, 2023 rok (Fot. Jeff Kravitz/FilmMagic/Getty Images) Twórcy i obsada nagrodzonej siedmioma Oscarami komedii science fiction „Wszystko wszędzie naraz”, 2023 rok (Fot. Jeff Kravitz/FilmMagic/Getty Images)

Nagrody Akademii od samego początku budziły przesadne emocje. Scenarzystka Frances Marion, laureatka dwóch Oscarów, tak oto wspominała atmosferę pierwszych ceremonii: „Panowało podniecenie jak na kinderbalu podczas zabawy w przypinanie osiołkowi ogona. Zresztą do pewnego stopnia wszystko przypominało ową zabawę. Uczestnicy mieli klapki na oczach, nie widzieli świata poza nagrodą. Trochę za bardzo pragnęli ją zdobyć, byli trochę zbyt wystraszeni, żeby pozwolić sobie na odrobinę nadziei”. Oscary wkroczą wkrótce w swoje drugie stulecie. Artyści ubiegający się o nagrodę nadal pragną wygranej, nadal czują nadzieję i strach, ale prędzej czy później jednak klapki spadną każdemu z oczu i trzeba będzie rozejrzeć się dookoła.

„Oscarowe wojny. Historia Hollywood pisana złotem, potem i łzami”, Michael Schulman, wyd. Marginesy „Oscarowe wojny. Historia Hollywood pisana złotem, potem i łzami”, Michael Schulman, wyd. Marginesy

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze