Liczący 151 km odcinek wybrzeża między San Simeon a półwyspem Monterey, znany jako Big Sur, to owiana legendą kraina poszarpanych klifów, samotni i zagubionych domów zamieszkiwanych przez współczesnych pionierów.
Do 1937 r. nie można się tu było dostać samochodem, również i dziś ogromne fale Pacyfiku zabierają od czasu do czasu kawałki drogi. Mieszkańcy pozostają wówczas odcięci do świata aż do chwili jej naprawienia. Ostatnio Highway 1 była kilkakrotnie zamykana ze względu na osunięcia się ziemi, a ponieważ między Cambrią a Monterey nie ma innego połączenia lądowego, lepiej przed wyruszeniem w trasę upewnić się na stacji benzynowej, czy droga jest przejezdna. Po prawej stronie towarzyszą nam strome, zarośnięte zbocza gór, a po lewej spieniony ocean, który co chwilę zmienia swój kształt i kolor. Góry od Pacyfiku oddziela wąska dwupasmowa wstęga drogi. Kiedy po jednej stronie gór świeci słońce prześwitujące przez korony drzew, po drugiej może być bardzo zimno za sprawą pojawiającej się zupełnie nieoczekiwanie mgły przesłaniającej na kilka chwil cały świat. Niezbyt częste barierki ochronne wyglądają bardzo delikatnie i nie dają poczucia bezpieczeństwa w konfrontacji z groźnie wyglądającymi skałami u podnóża drogi. Highway 1 przecinająca Big Sur nie jest z pewnością trasą dla kierowców o słabych nerwach.
Jednak osobom z żyłką poszukiwacza przygód, które mają trochę więcej czasu, akurat ten kawałek wybrzeża Kalifornii może dostarczyć niezapomnianych wrażeń. Zwłaszcza jeśli drogę pokonujemy odkrytym kabrioletem albo motorem Harley Davidson, który można wypożyczyć w Los Angeles lub San Francisco. Jadąc bez przerw przy dobrej pogodzie, trasa do Carmel nie powinna zająć więcej jak 3 godziny. Zdecydowanie lepiej podróżuje się jednak, robiąc częste przystanki, z jednym dłuższym na lunch albo obiad. Chwila odpoczynku przyda się zwłaszcza kierowcy, który na tej niebezpiecznej drodze nie ma zbyt wiele czasu na podziwianie przepięknych widoków, co może być frustrujące. Na szczęście w Big Sur nie brak punktów widokowych, gdzie można się zatrzymać. Jadąc z San Simeon, pokonujemy najpierw łagodne wzgórza. Pierwszą atrakcją jest położony po prawej stronie las narodowy Los Padres National Forest, południowy koniuszek nadmorskiego kompleksu lasów sekwojowych, gdzie znajdują się słynne z dziewiczych zakątków parki stanowe. Julia Pfeiffer Burns State Park i Pfeiffer Big Sur State Park przecinają fantastyczne szlaki turystyczne, prowadzące albo w góry, albo w dół w stronę oceanu. W parku Julia Pfeiffer Burns na końcu niezbyt wymagającej trasy, w pobliżu zatoki McWay Cove, znajduje się wodospad.
Długa i kręta droga
W miarę jak droga skręca na północ, wszyscy jadący na motorze zamarzą zapewne o ciepłym swetrze.
Big Sur Village( to maleńka mieścina z paroma sklepami i pocztą. O nocleg może być tu trudno w letnich miesiącach i niemal w każdy weekend, dlatego niezbędna jest wcześniejsza rezerwacja. Przenocować można na prywatnych kempingach w Fernwood (tel. 831 667 2422) i Big Sur (tel. 831 667 2322), a także w ekstrawaganckim
Post Ranch Inn (tel. 831 667 2200), architektonicznej perełce położonej wysoko na górskim zboczu, jak również w czterogwiazdkowym hotelu
Ventana (tel. 831 667 2331) ze słynną, wielokrotnie nagradzaną restauracją (dodatkową atrakcją jest mały basen z podgrzewaną wodą). Ofertę noclegową uzupełnia parę innych hoteli i moteli.
Big Sur od zawsze przyciągało niezwyczajnych ludzi. Do 1945 r. byli to głównie właściciele rancz, drwale i górnicy, po II wojnie zaczęli się tu osiedlać literaci. Henry Miller Memorial Library (Biblioteka Henry’ego Millera) w pobliżu restauracji Nepenthe, gdzie wszyscy przychodzą podziwiać zachód słońca, ma w swoich zbiorach książki pisarza, który nazywał okolicę „ziemią, tak jak ją sobie wymyślił Bóg”.Wlatach 60. w pobliżu gorących źródeł Esalen (nazwanych tak od miejscowych Indian) pojawiły się komuny zwolenników New Age. Obecnie właścicielem źródeł jest Esalen Institute, w którym wciąż zbierają się wyznawcy ruchu. Na północ od osady znajduje się niezwykłe osiągnięcie ludzkiego geniuszu – Bixby Bridge. Most, oddany do użytku w 1932 r., został od razu okrzyknięty cudem techniki. Spina strome zbocza kanionu Bixby i często spowity jest mgłą.
Z Big Sur do San Francisco
Po dzikich ostępach Big Sur powrót do miejskiej dżungli na półwyspie Monterey może być dużym wstrząsem. Aby go złagodzić, warto zobaczyć ostatni cud natury na tym odcinku, przyjemny rezerwat stanowy
Lobos State Reserve (tel. 831 624 4909; codz.). Dzieci z pewnością polubią niezbyt trudne szlaki, przy których zobaczyć można jelenie, króliki, lwy morskie i foki. Okolica musiała zainspirować Roberta Louisa Stevensona, który w Point Lobos napisał słynną
Wyspę Skarbów. Kilka krótkich szlaków trawersuje usiany skałami przylądek, na którym rosną unikatowe cyprysy z gatunku
Cupressus macrocarpa.
Carmel i Monterey
Bramą do półwyspu Monterey jest miasteczko
Carmel‚ uchodzące za raj dla artystów i pisarzy, choć dziś – ze względu na astronomiczne ceny nieruchomości – lepiej się tu sprzedaje, niż tworzy dzieła sztuki. Klasycznego piękna Carmel nie psują wysokie budynki, neony, światła na skrzyżowaniach, parkometry ani nawet sztuczne kwiaty, które decyzją lokalnych władz zostały zakazane. Pocztówkowe piękno miasta wydać się może niektórym nieco przesłodzone, a ceny zbyt wysokie. Zadzierający nosa mieszkańcy (jest wśród nich między innymi Clint Eastwood) też nie zachęcają do dłuższego pobytu. Bardzo atrakcyjnie prezentują się za to
Carmel Beach i
CarmelMission. Na północ od miasta leży słynna
Pebble Beach z trudnym polem golfowym o tej samej nazwie. Trzeba wiedzieć, że motocykle nie mogą wjeżdżać na
17-Mile Drive oplatający półwysep Monterey, a od samochodów pobierane są opłaty. Po drodze można podziwiać luksusowe prywatne rezydencje, które jednak niewiele się różnią od zamożnych przedmieść innych amerykańskich miast. Znajdujące się całkiem blisko wybrzeże Big Sur oferuje dużo ładniejsze widoki. W efekcie podróż prywatną drogą po półwyspie zaliczyć należy do drugorzędnych atrakcji.
Cannery Row w Monterey, położone na północnym krańcu półwyspu, pławi się w blasku chwały laureata literackiej Nagrody Nobla, Johna Steinbecka, który napisał książkę „Cannery Row” ( wyd. polskie nosiło tytuł „Ulica Nadbrzeżna” – przyp. tłumacza). Steinbeck zachwycał się w niej „porosłymi chwastami poletkami i stertami złomu, zakładami produkującymi sardynki w puszkach, barami z muzyką honky tonk, restauracjami i burdelami”, a nie walorami turystycznymi miasteczka. Świat z książek pisarza zniknął równie tajemniczo jak ławice sardynek w połowie lat 40, kiedy to nakręcono ekranizację innej powieści Steinbecka Cudowny czwartek. Wizyty w Monterey nie uzna się jednak za straconą, poświęcając kilka godzin na wizytę w świetnym Monterey Bay Acquarium (tel. 831 648 4800; codz.), jednym z najlepszych w całej Kalifornii i na świecie, gdzie podziwiać można florę i faunę podmorskiego rowu o rozmiarach Wielkiego Kanionu, usytuowanego w pobliżu brzegu Kalifornii.
W ogromnych zbiornikach pływają samotne rekiny, łososie królewskie i ławice mniejszych rybek, myszkujące wśród wodorostów kołyszących się w rytm sztucznych fal. Podczas karmienia pracownicy akwarium rozmawiają z publicznością za pomocą podwodnych mikrofonów. Akwarium w Monterey to jedno z miejsc, które trzeba zobaczyć. Miłośnicy prozy Steinbecka mogą dowiedzieć się więcej o życiu i twórczości pisarza w National Steinbeck Center (tel. 831 796 3833; www.steinbeck.org; codz.) w Salinas.
Półksiężyce i latarnie morskie
Odcinek drogi do San Francisco jest zazwyczaj zatłoczony w jedną i drugą stronę. Korki zaczynają się w okolicach Santa Cruz, położonym nad zatoką Monterey. Czteropasmowa autostrada biegnie pośród pól uprawnych. Krzykliwe nadmorskie miasteczko
Capitola nie rekompensuje rozczarowania okolicznym krajobrazem, czego nie można powiedzieć o palących promieniach słońca, które przynosi pożądaną odmianę pomrocznych i zimnych zakątkach Big Sur. Sprzedawane przy drodze owoce i warzywa: słynne kalifornijskie karczochy, czereśnie i truskawki, równie pozytywnie wpływają na samopoczucie. Santa Cruz leży ponad kilometr od autostrady. Pokonanie tego krótkiego odcinka jest jednak prawdziwą katorgą, lepiej więc skierować się na ładną plażę w
Scott Creek, na północ od
Davenport. Przy State Highway 156 prowadzącej do
Castroville, „światowej stolicy karczochów”, znajduje się Giant Artichoke Restaurant, serwująca przepyszne, smażone w głębokim oleju, liście tego warzywa. Jeśli jednak zdecydujemy się na wizytę w
Santa Cruz, warto wpaść do lokalnego muzeum surfingu albo
Boardwalk Amusement Park (nadmorskiego parku rozrywki) z budzącą grozę kolejką górską. Restauracje na molo serwują doskonałe kraby, a bawiące się z pływakami pelikany dostarczają niezbędnej porcji rozrywki.
Za wzgórzami, na których pasą się ciemnobrązowe i czarno-białe krowy, Highway 1 opada do Waddell Creek i usłanych wyrzuconym przez fale drewnem plaż, takich jak Bean Hollow czy State Beach. Cienkie paski mgły niekiedy zasłaniają latarnię morską Pigeon Point Lighthouse, którą można zwiedzać w weekendy (informacja na miejscu).
Kierując się w stronę San Francisco, mijamy szerokie i płaskie pola ciągnące się między wybrzeżem a autostradą. Ci, którzy chcą nieco odpocząć, mogą to zrobić w nadmorskiej stadninie Seaview Riding Stable Ranch, która organizuje konne wycieczki po okolicy. Przyjemna Half Moon Bay (Zatoka Półksiężyca) leży niespełna godzinę drogi od Santa Cruz. Region ten znany jest nie tylko z wielkich dyń, ale również ogromnych fal z furią atakujących wybrzeże. Surferzy z całego świata przyjeżdżają tu, by ujeżdżać największe z nich, liczące niekiedy 12 m wysokości.
Gdy na horyzoncie rysują się już przedmieścia San Francisco, wybrzeże staje się bardziej skaliste i mniej zagospodarowane. Gray Whale Cove State Beach (plaża w Zatoce Waleni Szarych) albo Big Basin Park to dobre miejsca na ostatni spacer lub piknik przed zwiedzaniem wspaniałego San Francisco.
Więcej informacji w przewodniku Przewodniku ilustrowanym USA. DROGI I BEZDROŻA