Za każdym razem, gdy ktoś pytał pewnego mistrza zen, jak się ma, ten zawsze odpowiadał: „Dobrze”. W końcu jeden z jego uczniów powiedział: „Roshi, jak to możliwe, że zawsze dobrze się czujesz? Czy ty nigdy nie masz złego dnia?”. Mistrz zen odpowiedział: „Pewnie, że mam. W złe dni czuję się dobrze. W dobre dni też czuję się dobrze”. Na tym polega równowaga.
Praktykując maitri (miłującą życzliwość), współczucie i radość, szkolimy się w wychodzeniu poza schematy myślowe, w otwieraniu się całym sercem na siebie, na naszych przyjaciół, a nawet na ludzi, których nie lubimy. Rozwijamy obiektywny stan równowagi. Bez tej czwartej niezmierzoności pozostałe trzy są ograniczone przez nawykowe lubienie i nielubienie, akceptowanie i odrzucanie.
Praktykuj bez uprzedzeń we wszystkich obszarach. Ważne jest, aby zawsze robić to dogłębnie i z oddaniem. - Wskazanie treningu umysłu Atiszy
Tradycyjnym wyobrażeniem równowagi jest bankiet, na który zaproszeni są wszyscy. To znaczy, że wszyscy i wszystko bez wyjątku jest na liście gości. Pomyśl o twoim najgorszym wrogu. Pomyśl o kimś, kto mógłby cię skrzywdzić. Pomyśl o Pol Pocie i Hitlerze oraz dilerach narkotykowych zaczepiających młodych ludzi. Wyobraź sobie, że zapraszasz ich na tę ucztę.
Trening równowagi to nauka otwierania drzwi wszystkim, przyjmowania z radością wszystkich istot, zapraszania życia w odwiedziny. Oczywiście będziemy odczuwać strach i niechęć w stosunku do niektórych gości. Na początek pozwalamy sobie tylko na uchylenie drzwi, jeśli to wszystko, co możemy obecnie zrobić, i pozwalamy sobie na zamykanie drzwi, gdy jest to konieczne. Rozwijanie równowagi jest pracą w toku. Dążymy do tego, aby spędzić nasze życie, ćwicząc się w miłości i odwadze, które są potrzebne, żeby przyjąć wszystko, co przychodzi – chorobę, zdrowie, ubóstwo, bogactwo, smutek i radość. Z radością przyjmujemy i poznajemy wszystko.
Równowaga obejmuje coś więcej niż naszą zwykłą ograniczoną perspektywę. Mamy nadzieję, że dostaniemy to, co chcemy, i boimy się stracić to, co mamy – to opisuje nasze trudne jak zawsze położenie. Nauki buddyjskie wskazują na osiem odmian skłonności do odczuwania nadziei i strachu jednocześnie: przyjemność i ból, pochwała i potępienie, zysk i strata, sława i hańba. Dopóki dajemy się wkręcać w którekolwiek z tych skrajnych uczuć, dopóty potencjał drugiego zawsze istnieje. Te skrajności cały czas podążają jedna za drugą. Żaden rodzaj trwałego szczęścia nie jest możliwy do osiągnięcia, gdy tkwimy w tym cyklu pragnienia i niechęci. Życia nam nie starczy, żeby po zbyć się wszystkiego, co wywołuje w nas lęk, i na koniec zostać tylko z tym, co dobre. Dlatego bodhisattwa pielęgnuje równowagę, szeroki umysł, który nie zawęża rzeczywistości do za i przeciw, lubienia i nie lubienia.
W celu rozwijania równowagi uczymy się, jak uchwycić moment, w którym zaczynamy czuć pragnienie lub niechęć, zanim zamienią się odpowiednio w zaborczość lub negację. Uczymy się pozostawać w miękkim miejscu i wykorzystujemy nasze uprzedzenia jako pomosty łączące nas z zamętem, którego doświadczają inni. Silne emocje są pod tym względem bardzo przydatne. Cokolwiek się pojawi – bez względu na to, jak przykre jest to uczucie – może być wykorzystane do zwiększenia poczucia pokrewieństwa łączącego nas z innymi, którzy cierpią z powodu tego samego rodzaju agresji lub pragnienia, którzy tak jak my wpadają w sidła nadziei i strachu. Właśnie w ten sposób dociera do nas, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Wszyscy mamy dramatyczną potrzebę rozpoznania, co prowadzi do szczęścia, a co do cierpienia.
Ostatnio odwiedziłam przyjaciółkę w ośrodku medytacyjnym. Każdego dnia wiele osób narzekało, że moja przyjaciółka ciągle się spóźnia. Byli z tego powodu niezadowoleni i poirytowani. Za każdym razem używała argumentów, które jej zdaniem usprawiedliwiały spóźnienie. Jej egoizm dawał się wszystkim we znaki. Pewnego dnia podeszłam do niej, kiedy siedziała na ławce. Miała czerwoną twarz i trzęsła się z wściekłości. Była z kimś umówiona i czekała już piętnaście minut, a ta osoba się nie pojawiła. Z trudem powstrzymałam się od komentarza, że jej reakcja jest co najmniej zabawna. Czekałam jednak, by sprawdzić, czy potrafi dostrzec, że role właśnie się odwróciły, że przez wiele lat to ona stawiała innych w takiej sytuacji. Ale nie było żadnej refleksji. Jeszcze nie potrafiła postawić się na ich miejscu. Zamiast tego trwała w gniewie i potęgowała swoją złość, robiąc przesycone wściekłością notatki. Nie była jeszcze gotowa, by poczuć więź z tymi wszystkimi ludźmi, którym kazała na siebie czekać. Tak jak większość z nas nieświadomie zintensyfikowała własne cierpienie. Zamiast pozwolić, by to doświadczenie ją zmiękczyło, wykorzystała je do wzmocnienia swojej zatwardziałości i obojętności.
Trwanie w gniewie i oburzeniu przychodzi z łatwością nawet po latach praktyki. Jeśli jednak uda nam się skontaktować z bezbronnością i bezradnością żalu czy wściekłości lub jeszcze innego uczucia, może pojawić się szersza perspektywa. W momencie, gdy zdecydujemy trzymać się tej energii, zamiast ją odrzucić lub stłumić, ćwiczymy się w równowadze, w myśleniu wykraczającym poza dobro i zło. W ten sposób wszystkie cztery niezmierzoności ewoluują z ograniczonych do bezgranicznych: ćwiczymy się w wychwytywaniu momentów, kiedy nasze myśli zmieniają się w twarde przekonania, i robimy wszystko, co w naszej mocy, aby je zmiękczyć. Bariery znikają dzięki zmiękczaniu.
Praktykowanie równowagi na miejscu polega na chodzeniu ulicami z intencją pozostania jak najbardziej świadomym wobec każdego, kogo spotykamy. Jest to szkolenie się w emocjonalnej uczciwości wobec siebie i stawaniu się bardziej przystępnym dla innych. Kiedy mijamy ludzi, skupiamy uwagę na tym, czy się otwieramy, czy zamykamy. Zauważamy, czy czujemy zainteresowanie, niechęć, czy obojętność, bez dodawania niczego więcej, bez oceniania.
Możemy współczuć komuś, kto wygląda na przygnębionego, lub radować się z kimś, kto uśmiecha się do siebie. Możemy odczuwać strach i niechęć do drugiej osoby, nawet nie wiedząc dlaczego. Zauważanie, gdzie się otwieramy i gdzie zamykamy – bez pochwał i obwiniania – jest podstawą naszej praktyki. Ten sposób praktykowania, choćby w czasie krótkiego spaceru, otworzy nam oczy na wiele spraw. Możemy w tej praktyce pójść jeszcze dalej, wykorzystując to, co się pojawia, jako podstawę do odczuwania empatii i zrozumienia. Zamknięte uczucia, takie jak strach czy wstręt, pozwalają zrozumieć, że inni również dają się w ten sposób złapać. Otwarte stany, takie jak życzliwość i radość, również pozwalają na bardzo osobisty kontakt z ludźmi, których mijamy na ulicach. Tak czy inaczej, rozszerzamy nasze serca.
Podobnie jak w przypadku pozostałych niezmierzoności, formalna praktyka równowagi składa się z siedmiu etapów. Równowaga pojawia się wtedy, kiedy mamy poczucie przestronności i swobody, które nie tkwi w pułapce preferencji lub uprzedzeń. Możemy życzyć sobie i tym, których kochamy, abyśmy przebywali w tym poczuciu wolności. Następnie rozszerzamy tę aspirację na naszego przyjaciela, na osoby neutralne i na naszego wroga. Wtedy naszą aspiracją jest, abyśmy my i pozostali mogli żyć w równowadze. W końcu możemy rozszerzyć tę aspirację na wszystkie istoty w czasie i przestrzeni. „Oby wszystkie istoty żyły w wielkiej równowadze, wolne od namiętności, agresji i uprzedzeń”.
Możemy również praktykować równowagę przed rozpoczęciem praktyki miłującej życzliwości czy współczucia. Po prostu zastanawiamy się, ile cierpienia wynika z pragnień i z niechęci, ile jest wynikiem strachu przed utratą szczęścia, a ile jest wyrazem przekonania, że niektórzy ludzie nie są godni naszego współczucia czy miłości. Potem możemy wyrazić życzenie, aby mieć siłę i odwagę, żeby odczuwać nieograniczone maitri i nieograniczone współczucie dla wszystkich istot bez wyjątku – łącznie z tymi, których nie lubimy i których się boimy. Z taką intencją rozpoczynamy siedmioetapową praktykę.
Jak mówi Sutra maitri: „Nieograniczony umysł pozwala otoczyć opieką wszystkie żywe istoty, promieniując życzliwością na cały świat, powyżej, poniżej i dookoła, bez żadnych ograniczeń”. Praktykując równowagę, ćwiczymy się w poszerzaniu naszego kręgu zrozumienia i współczucia na tyle, żeby objąć dobro i zło, piękno i brzydotę. Jednakże bezgraniczna równowaga, wolna od jakichkolwiek uprzedzeń, nie jest tym samym, co ostateczna harmonia, gdzie wszystko w końcu się zrówna. Jest to bardziej kwestia bycia w pełni zaangażowanym we wszystko, co nas spotyka. Możemy nazwać to życiem w pełni.
Ćwiczenie się w równowadze wymaga zostawienia za sobą pewnego bagażu: na przykład komfortu odrzucania jakiejś części naszego doświadczenia oraz negowania bezpieczeństwa wynikającego z przyjmowania tylko tego, co przyjemne. Odwaga niezbędna do kontynuowania tego rozwijającego się procesu wynika ze współczucia dla siebie i z dania sobie tyle czasu, ile potrzeba. Jeśli będziemy praktykować w ten sposób przez kolejne miesiące i lata, poczujemy, że nasze serca i umysły się powiększają. Kiedy ludzie pytają mnie, jak długo to trwa, mówię: „Co najmniej tak długo, jak długo będziesz żył”.