1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Miłość z Tindera – czy relacja z aplikacji randkowej może sie udać?

Tinder – kiedy nie wiadomo, ani kto szuka, ani kogo się szuka, szanse na znalezienie są niezbyt duże. (Fot. iStock)
Tinder – kiedy nie wiadomo, ani kto szuka, ani kogo się szuka, szanse na znalezienie są niezbyt duże. (Fot. iStock)
Czy na Tinderze można znaleźć miłość życia? Tak, pod warunkiem że wiesz, kogo szukasz, i wiesz, kim jesteś oraz co jest dla ciebie ważne. Co masz do zaoferowania potencjalnemu partnerowi i co w zamian chciałabyś dostać. Relacja miłosna to wymiana, a związek udaje się wtedy, kiedy obydwoje partnerzy mają poczucie, że ich wymiana jest sprawiedliwa – dostają tyle samo, ile dają.

Tinder jest dostępny w 190 krajach i w ponad 40 językach. W Polsce ma ponad 730 tys. użytkowników. 66 proc. to mężczyźni. Z aplikacji korzystają przede wszystkim młodzi – 51 proc. to osoby w wieku 18–24 lata, a 37 proc. z przedziału 25–34. Korzystanie z aplikacji jest bardzo proste: zakładasz konto, podajesz swoje dane, preferencje i lokalizację. Aplikacja pokazuje ci osoby znajdujące się w pobliżu. To jest jak gra, przesuwasz palcem po ekranie smartfona: w prawo – jeśli dana osoba ci się podoba, w lewo – jeśli nie budzi twojego zainteresowania. Kiedy zaakceptujecie się obydwoje, tworzycie tzw. match (parę) i możecie zacząć ze sobą korespondencję. Statystyki Tindera zapewniają, że wszyscy mają równe szanse, ale np. portal Ofeminin podaje, że 91 proc. kobiet lajkuje jedynie mężczyzn, którzy im się naprawdę podobają, dzięki czemu każda z nich dostaje dwadzieścia razy więcej polubień niż mężczyzna. Czy to oznacza, że kobiety mają większą szansę na znalezienie na Tinderze swojej drugiej połówki?

Jak znaleźć miłość?

Tinder, podobnie jak inne aplikacje i portale randkowe, ma swoich zwolenników i przeciwników. Wydaje mi się, że tych drugich jest nieco więcej. Zapytani o argumenty przeciwko zwykle podają podobne zarzuty. Choćby takie, że to miejsce dla łowców (i łowczyń) łatwego seksu, że wirtualne historie nijak się mają do realu, że bardzo często w ogóle nie dochodzi do spotkania twarzą w twarz i znajomość kończy się na poetyckich narracjach itp. No i na lojalność nie ma co liczyć, bo nawet kilka randek nie daje gwarancji, że potencjalny kandydat na „coś więcej” może dobrowolnie opuścić Tindera. Nie raz zdarza się, że zadeklaruje rezygnację z aplikacji, a… po kilku dniach zakłada nowe konto. Jedna z moich pacjentek przypadkowo umówiła się na nową randkę z chłopakiem, którego – jak się okazało – poznała na Tinderze i nawet spotykała się z nim od jakiegoś czasu.

No właśnie, poczucie odrzucenia, oszukania, rozczarowania i zranienia – to uczucia, które użytkownikom aplikacji są bardzo dobrze znane. Ale zna je również każdy, kto odważa się na miłość i relację.

Kolejny minus, z którego większość często nie zdaje sobie sprawy, to różnorodne, często odmienne motywacje. Część osób naprawdę szuka bliskiej relacji – osoby, z którą są gotowe zbudować więź. Niektórzy stawiają na przygodę – ma być szybko, intensywnie i bez zobowiązań. Jeszcze inni szukają partnera/partnerki na próbę, bez perspektyw. Te motywacje, potrzeby i oczekiwania mieszają się jak w worku z prezentami, tak że w pewnym momencie tracimy świadomość, kogo tak naprawdę szukamy.

I tak dochodzimy do nieprzestrzegania pierwszego ważnego warunku sukcesu w poszukiwaniach partnera: aby znaleźć, trzeba wiedzieć, kogo się szuka.

Tinder ma się coraz lepiej, bo nawet wielokrotnie zawiedzeni użytkownicy aplikacji prędzej czy później do niej wracają. Dlaczego? Bo szukanie miłości w sieci jest mniej czasochłonne i bardziej bezpieczne – przysłowiowa szara myszka w Internecie może wcielić się w rolę szalonej uwodzicielki. Budowanie relacji na czacie daje czas do zastanowienia się nad odpowiedzią. Od relacji można odpocząć, jeśli jest się nią zmęczonym albo na horyzoncie pojawił się ktoś bardziej interesujący. Można mieć kilka randek równolegle, co jest bardzo pożądane, kiedy zegar biologiczny tyka i czas jest na wagę złota. No i przede wszystkim w sieci można być tym, kim się chce, a nawet wieloma postaciami naraz, w zależności od tego, z kim prowadzi się konwersacje.

I w ten oto sposób drugi ważny warunek gwarancji pomyślności, czyli wiedza, kto szuka, nie ma szans być spełniony. Kiedy nie wiadomo, ani kto szuka, ani kogo się szuka, szanse na znalezienie są niezbyt duże.

Historie z życia wzięte

Kiedy trafia do mnie pacjentka, która ma kłopot z powodu „tinderowych” przygód, wiem, że praca z nią nie będzie łatwa, bo winnego zawsze łatwiej szukać z daleka od siebie. Zwłaszcza w temacie związków bardzo trudno jest nam przyjąć do wiadomości fakt, że relację budują dwie strony i obydwoje partnerzy są za nią w takim samym stopniu odpowiedzialni. Na etapie poszukiwania partnera ważne są intencje, przede wszystkim nasze, bo intencji partnera nie znamy, dopóki nam ich nie wyjawi.

Ania. Śliczna 43-latka, w pracy same sukcesy, nigdy nie była w poważnym związku, nie miała na to czasu zajęta karierą zawodową. Aplikację Tindera zainstalowała pół roku temu. Nie jest w stanie nawet policzyć, z iloma mężczyznami się spotkała. Bywa, że ma 2, 3 randki jednego wieczora. Kiedy pytam, jak to jest możliwe, odpowiada, że z każdym z mężczyzn umawia się na spacer: z jednym w pobliżu pracy, z drugim obok Fitness Clubu, w którym ma zajęcia, a z trzecim pod swoim domem – w trakcie randki wyprowadza na spacer psa. Kiedy mówię, że na spacerze ona i ci mężczyźni nawet nie mają szans popatrzeć sobie w oczy i posłuchać się z uważnością, jest zaskoczona.

„Ja chyba nie szukam miłości, tylko ojca dla mojego dziecka”.

Ania na swoim profilu zaznaczyła opcję, że szuka związku. Pytam, czy nie uczciwej byłoby powiedzieć o swoich intencjach już podczas wirtualnej korespondencji. Zamiast odpowiedzi słyszę stwierdzenie, że gdyby w Polsce możliwe było zapłodnienie in vitro również dla singli, na pewno nie szukałaby partnera.

Ola. Od razu przyznaje, że w opisie na Tinderze nie była szczera. W wyborze, w jakim celu szuka mężczyzny, zaznaczyła opcję: „nie wiem”. Bała się, że jeśli napisałaby prawdę, że szuka „do związku”, nie opędziłaby się od propozycji seksualnych. Czuje się rozczarowana, że mężczyźni tygodniami z nią piszą, ale spotkania w realu nie proponują.

„Traktują mnie jak kumpelkę. Jeden z nich opowiadał mi z detalami o randkach z innymi kobietami, a kiedy zaproponowałam, żebyśmy się może spotkali, odpisał, że nie ma czasu”.

Pytam, jakich mężczyzn lajkuje w portalu, odpowiada, że szukających związku. Niezdecydowanych pomija, ale nie widzi związku pomiędzy deklaracją w swoim opisie a prawdopodobieństwem, że dla mężczyzn jej niezdecydowanie również nie brzmi zachęcająco do kontaktu.

Iwona. Na Tinderze jest od miesiąca, miała w tym czasie 5 randek w realu. Zajmuje kierownicze stanowisko w potężnej korporacji, zarządza 200 osobami. W prywatnym życiu również jest konkretna, szybko podejmuje decyzje. Podczas pierwszego spotkania z każdym z pięciu kandydatów wyłożyła kawę na ławę: chce mieć dwoje dzieci, stać ją na ich samodzielne utrzymanie, ale woli, żeby miały pełną rodzinę; zarabia wystarczająco, żeby utrzymać siebie, męża, dom i potomstwo. Żaden urlop macierzyński nie wchodzi w grę. Przez pierwszy rok życia dziecka ojciec będzie na tacierzyńskim, a potem pociechę przejmie niania. Z żadnym z pięciu panów nie doszło do kolejnego spotkanie, wszyscy zniknęli z jej życia (profilu) jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Moje tłumaczenie, że może nie warto tak się spieszyć z tą „kawą na ławę”, trafiło jak kulą w płot.

Ela. Kiedy wybuchła pandemia, która zamknęła nas wszystkich w domu, myślała, że oszaleje. Tak bardzo brakowało jej bliskości drugiego człowieka. Postanowiła odgrzebać stare kontakty z Tindera, choć aplikację skasowała już dawno temu. Zaczęła umawiać się z trzema mężczyznami, z którymi spotkała się wcześniej kilka razy. Nie zaiskrzyło, ale wiedziała, że to nie są jakieś „podejrzane typy”, których bałaby się zaprosić do swojego domu.

Kiedy po kilku tygodniach zaczęła podejrzewać, że może być w ciąży, przestraszyła się, że przypadkowy facet mógłby zostać ojcem jej dziecka. Zrozumiała wtedy, że znajomość z Tindera, choć często przez wielu traktowana jako gra, może nagle i przypadkowo okazać się „na zawsze” i „na serio”.

Właściwie to całe nasze życie jest jedną wielką grą. Ważne, by wziąć odpowiedzialność za jej wynik. Zdaniem socjologów w dzisiejszych czasach szukanie partnera przez aplikację czy portal randkowy to współczesna rzeczywistość. I nie ma co się przeciwko niej buntować, tylko znaleźć w niej swoje miejsce.

Jakiś czas temu rozmawiałam z właścicielką biura matrymonialnego, która pokazała mi ankietę, jaką daje do wypełnienia osobie szukającej partnera. Po jednej stronie są pytania dotyczące tego, kogo szukasz, po drugiej – kto szuka. Dlatego nie o Tindera tu chodzi, ale o nasze nastawienie – skoro nie wiesz, kogo szukasz, nie znajdziesz; również skoro nie wiesz, kto szuka, nie masz szans na znalezienie kogoś, z kim uda ci się stworzyć fajną relację. Oczywiście przypadki czasami się zdarzają, ale czy warto stawiać miłość na szali przypadku?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze