1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Kojąca dla umysłu, konieczna do życia. Woda ma moc!

Kojąca dla umysłu, konieczna do życia. Woda ma moc!

Woda jest nam potrzebna do życia już na bardzo podstawowym poziomie. Bez niej nasz organizm nie jest w stanie przetrwać nawet tygodnia. (Fot. iStock)
Woda jest nam potrzebna do życia już na bardzo podstawowym poziomie. Bez niej nasz organizm nie jest w stanie przetrwać nawet tygodnia. (Fot. iStock)
Badania potwierdzają, że naturalne akweny dobrze oddziałują na nasze zdrowie psychiczne i samopoczucie. Jak podkreśla dr Rebecca Olive, inicjatorka projektu Moving Oceans – już samo obmywanie stóp podczas stania przy brzegu jest cudowne, a niektórzy mówią, że woda zmywa ich zmartwienia. Jej szum, odcienie, dotyk przenoszą w inny wymiar.

Każdy z nas pierwsze dziewięć miesięcy życia spędza w wodzie, ale czy wszyscy jesteśmy stworzeni do pływania?
To trudne pytanie. Zasadniczo po opuszczeniu brzucha matki, nie bardzo jesteśmy przystosowani do przebywania w wodzie. Oddychamy powietrzem, nie mamy skrzeli ani płetw. Co prawda, wszyscy rodzimy się z odruchem pływania, ale nikt z nas tego nie pamięta, bo ta umiejętność dość szybko zanika. Niektórzy badacze twierdzą, że ponieważ ludzie ewolucyjnie pochodzą od ryb, naturalnie czujemy więź z wodą, jest jakiś rodzaj przyciągania, ale mam wątpliwości co do tej teorii. Myślę, że to trochę romantyczna idea, a prawda jest taka, że nasz stosunek do wody, szczególnie tej wielkiej, jak morza czy oceany, to bardzo osobista kwestia. Ci, którzy mieli złe, lub wręcz straszne doświadczenia, będą postrzegali wodę jako przerażającą, a nie pociągającą. Sama nigdy nie czułam się w wodzie „jak w domu”, choć uwielbiam w niej przebywać i trudno mi przypomnieć sobie czas, kiedy nie umiałam pływać.

W Australii, skąd pochodzę, pływanie jest bardzo ważną częścią życia, dzieci uczą się tego od najmłodszych lat. A ja dorastałam 200 m od plaży, więc możesz sobie wyobrazić, dlaczego pewność siebie w wodzie i umiejętność pływania były tak ważne dla moich rodziców. Pamiętam, że jako czterolatka uczyłam się na odkrytym basenie olimpijskim, który z perspektywy tak małej dziewczynki był naprawdę ogromny.

Nie bałaś się? Nie czułaś dyskomfortu?
Nie przypominam sobie zbytniego strachu przed pływaniem, ale jestem pewna, że musiałam się bać. Choć największy respekt od zawsze czuję przed oceanem. Jego ogrom, potęga fal, żyjące w nim zwierzęta, takie jak rekiny i meduzy, sprawiają, że nawet dobry pływak traci pewność siebie. A ja, choć mam świadomość, że w wodzie radzę sobie całkiem nieźle, wiem też, że mam pewne braki. Technicznie pływam dobrze, ale nie szybko, nigdy nie byłam na tyle dobra, żeby się ścigać.

A co czujesz, kiedy pływasz?
Uwielbiam przebywać w wodzie, to, jak moje ciało porusza się w niej z łatwością, której nie ma na lądzie, lubię uczucie unoszenia się i bycia poruszanym przez wodę. Nie musi być wcale bardzo głęboko, już samo obmywanie stóp podczas stania przy brzegu jest cudowne. Niektórzy mówią, że przebywanie w wodzie zmywa ich zmartwienia. I faktycznie badania potwierdzają, że istnieje bardzo duży związek między naturalnymi zbiornikami wodnymi a naszym zdrowiem psychicznym i samopoczuciem. Rozmiar mórz i oceanów doskonale zmienia perspektywę patrzenia na świat. Ogrom wody i odległy horyzont przywracają nam właściwe proporcje, sprawiają, że problemy na lądzie wydają się mniejsze i łatwiejsze do rozwiązania. W dodatku odcienie wody, nieba, piasku i roślin działają bardzo kojąco na nasz układ nerwowy, podobnie jak szum i dotyk wody. Wodny świat dostarcza nam inny sposób odczuwania w ciele i pozwala umysłowi dosłownie oderwać się od ziemi. Poza tym woda jest nam potrzebna do życia już na bardzo podstawowym poziomie, bo bez niej po prostu nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Nasz organizm pozbawiony jedzenia radzi sobie nawet przez kilkadziesiąt dni, ale bez wody nie jest w stanie przetrwać nawet tygodnia. Im szybciej zrozumiemy, że dbanie o wodę, to tak naprawdę dbanie o siebie, tym lepiej dla nas.

Z badań wynika, że relacje z wodą wpływają nie tylko na nasze samopoczucie, ale mogą także kształtować naszą tożsamość i poczucie przynależności do miejsca.
W świecie nauki obserwuje się teraz tzw. zwrot hydrofilowy, czyli zainteresowanie badaczy rolą zbiorników wodnych w naszym życiu. Większość dotychczasowych prac koncentrowała się na lądzie, ale teraz geolodzy, literaturoznawcy, psychologowie i socjologowie zdrowia, przenoszą swoją uwagę na wodę. Widać to we wszystkich dyscyplinach, ale szczególnie w sztuce, naukach humanistycznych i naukach społecznych. Stąd dużo badań i nowych teorii. Moim zdaniem jednak relacja z wodą i to, jak oddziałuje ona na człowieka to bardzo złożona i osobista kwestia, która opiera się na indywidualnych doświadczeniach, ideach kulturowych, praktykach religijnych i wierzeniach duchowych. Nie ma jednego sposobu, postrzegania wody czy odczuwania jej, choć można znaleźć wiele powiązań w różnych kulturach.

Pływanie bez wątpienia pomaga nam nawiązać intymną relację z wodą i miejscem, co może sprawić, że poczujemy się bardziej zaangażowani w opiekę nad środowiskiem. Spędzając czas w oceanach i innych zbiornikach, poznajemy je lepiej, a przez to obserwujemy i odczuwamy wszelkie niekorzystne zmiany, które w nich zachodzą. Dużo mówi się o zanieczyszczeniu środowiska i zmianach klimatu, ale kiedy regularnie zanurzasz się w oceanie, widzisz to wszystko jak w soczewce. W wodzie łatwo zobaczyć prawdę o świecie, w którym żyjemy.

A jaka ona jest?
Jak się zapewne domyślasz, niewesoła. Przez wiele, wiele lat wyrzucaliśmy do wód wszelkiego rodzaju odpady – chemikalia, ścieki, śmieci, odpady nuklearne. Zrobiliśmy z mórz, oceanów, rzek i jezior szlaki komunikacyjne, zanieczyszczając je tonami oleju, paliwa i ropy. Dna naszych akwenów zaśmiecają zatopione łodzie, kontenery transportowe i wraki samolotów. A co roku trafia do nich ponad 8 ton plastiku. W efekcie, przez zmiany klimatu wywołane działalnością człowieka, wody oceanów podnoszą się i ocieplają, co ma ogromny wpływ na globalne temperatury. Szacuje się, że wzrost temperatury wody w oceanach, stanowi ponad 90 proc, ocieplenia całej planety od lat 50. XX wieku. A wiąże się to przecież z topnieniem polarnej pokrywy lodowej i dopływem do oceanów słodkiej wody, co wpływa na zmianę ich prądów, ale także na ekosystemy, ruchy zwierząt i różnorodność biologiczną.

Dla tych, którzy żyją na lądzie, zmiany zachodzące pod wodą mogą wydawać się odległe i nieco abstrakcyjne, ale one oddziałują bezpośrednio na nas, bo już teraz odczuwamy anomalie pogodowe, powodzie, długotrwałe susze, ekstremalnie groźne tornada. Takie zjawiska będą się nasilać. A naukowcy ostrzegają także, że wzrost temperatury wody, może również zwiększyć ryzyko występowania przenoszonych przez nią chorób, co po ostatnich doświadczeniach z pandemią Covid-19 nie wydaje się już takie nierealne.

Przez to wszystko coraz więcej osób doświadcza depresji klimatycznej. Czy kontakt z wodą, którą te zmiany klimatu tak mocno zmieniają, może pomóc złagodzić chroniczny lęk i stany depresyjne wywołane m.in. bezradnością, strachem przed katastrofą i niepewną przyszłością?
Nasze ciała i umysły są ze sobą bardziej połączone, niż wynika to z zachodniej wiedzy medycznej, a woda to źródło cudownych, multisensorycznych doświadczeń, które przywołują nas do ciała i zmieniają perspektywę patrzenia na to, co poza nim. Ochlapanie twarzy lub zanurzenie jej w zimnej wodzie, to jeden z powszechnie znanych sposobów na przerwanie ataku paniki. Dlaczego jest taki skuteczny? Bo kiedy wskakujemy do wody, zaczynają reagować odpowiednie receptory w skórze. Mózg koncentruje się na pomiarze temperatury wody, jej przejrzystości, gęstości i innych ważnych parametrów, a na podstawie tej analizy wyciąga wnioski i wciela w życie system, który ma nam uratować życie, czyli m.in. automatycznie spowalnia pracę serca i płuc, co pobudzony atakiem paniki mózg odbiera jako ustanie zagrożenia.

Ale terapeutycznie działa nie tylko sama woda – pływanie wymaga wyjścia z domu, poruszania się i kontaktu z innymi ludźmi, a to wszystko w przypadku depresji czy stanów lękowych jest ogromnym wyzwaniem. Znalezienie w sobie energii i pewności siebie potrzebnej do wyjścia, poruszania się i zanurzenia w wodzie jest niezwykle ważną częścią radzenia sobie z wyzwaniami związanymi ze zdrowiem psychicznym. W Wielkiej Brytanii istnieje grupa Mental Health Swims, która promuje ideę wspólnego pływania dla zachowania zdrowia psychicznego i buduje społeczności pływaków, łącząc ze sobą ludzi z różnych regionów kraju. Zgodnie z ich programem już samo pojawienie się na plaży w towarzystwie innych osób ma ogromne znaczenie dla naszego dobrostanu.

Czy osoby, które boją się wody, też mogą czerpać korzyści z takich zajęć?
Nie jestem tego pewna. Pływanie jest dla mnie wielką przyjemnością, ale rozumiem, że nie każdy je tak postrzega. Inne osoby mogą czerpać takie same korzyści zdrowotne z pójścia na spacer lub przejażdżki rowerem. Kontakt z wodą może dać nam wiele dobrego, pod warunkiem, że jesteśmy na to otwarci. Nie należy jednak robić niczego na siłę, bo to zwyczajnie nie zadziała.

Naprawdę sądzisz, że wspólne kąpiele pomagają nawiązać relacje społeczne? Zawsze postrzegałam pływanie jako raczej samotne zajęcie. Tylko ja i woda.
Bo zapewne zazwyczaj pływasz w basenie. W otwartych, naturalnych zbiornikach, szczególnie tak nieprzewidywalnych jak ocean czy morze, samotne pływanie jest, delikatnie mówiąc, nierozsądne. Towarzystwo innych ludzi daje poczucie bezpieczeństwa i zwiększa szanse na to, że kiedy coś się stanie, ktoś będzie w stanie ci pomóc. Z drugiej strony poczucie odpowiedzialności za współtowarzyszy sprawia, że między ludźmi tworzą się naprawdę wyjątkowe relacje, oparte na niezwykłym zaufaniu.

Aby wytworzyć więź z innymi pływakami, nie musisz prowadzić small talków, omawiać swoich rozterek i problemów życiowych, wystarczy, że widzisz w nich tych, którzy w razie potrzeby uratują to twoje życie ze wszystkimi jego zawiłościami. Poza tym zwyczajnie fajnie jest dzielić się z innymi tym, co sprawia ci radość.

Pływanie w naturalnych zbiornikach daje nam więcej korzyści niż kąpiel w basenie?
Naturalne zbiorniki dają nam możliwość kontaktu ze zwierzętami, roślinami, piaskiem, błotem i całą masą innych bodźców, które pozytywnie oddziałują na nasz układ nerwowy. Jest w nich coś nieznanego, coś ekscytującego. Stworzone przez człowieka baseny są znacznie uboższe. Wyczyszczone i odkażone, z pewnym dnem, jasno określoną głębokością i zasadami, których trzeba przestrzegać. Wielu ludzi, po tym, jak doświadczą pływania na dziko, rezygnuje z basenów, bo zaczynają postrzegać je jako coś sztucznego i ograniczającego. Ale ja nie należę do tej grupy. Baseny sprawiają, że czuję się bezpiecznie i pewnie, uwielbiam patrzeć, jak światło pięknie migocze na ich powierzchni. Z sentymentem wracam do wspomnień z dzieciństwa, kiedy z koleżankami wylegiwałam się na rozgrzanym słońcem betonie po lekcjach pływania i zabawie w basenie. Ludziom, którzy mieszkają w miastach, z dala od wybrzeża, czystych rzek i jezior, baseny dały możliwość regularnego kontaktu z wodą, w której można zanurzyć się po czubek głowy i pływać. To bezsprzecznie ich wielka zaleta.

A czy naturalne akweny można jakoś wartościować? W czasie wakacji morza i oceany cieszą się znacznie większą popularnością niż jeziora czy rzeki.
Każda kąpiel w naturze dostarcza nam wielozmysłowych doświadczeń. To, jaki zbiornik najchętniej wybieramy, jest kwestią indywidualnych doświadczeń, preferencji, miejsca zamieszkania czy umiejętności pływackich. Dorastałam na plaży, więc jestem przyzwyczajona do oceanu, ale dla wielu ludzi jego ogrom, głębia i siła fal mogą być przerażające. Z kolei z mojej perspektywy pływanie w rzekach wydaje się bardziej ryzykowne, bo choć ich powierzchnia jest o wiele spokojniejsza, pod nią kryją się często niezwykle silne i bardzo niebezpieczne prądy. Mieszkając na wybrzeżu, nie miałam okazji oswoić rzek, a to co nieznane zawsze bardziej napawa lękiem. Grunt to znaleźć „swoją wodę”, czyli taką, w której całe napięcie i strach natychmiast znikają, a ich miejsce zajmuje stan naturalnego spokoju.

Niektórzy twierdzą, że woda jest kobietą, bo tak jak ona daje życie i organizuje je wokół siebie. Czy nasza relacja z wodą jest inna niż męska?
Jako feministka uważam, że płeć w każdej kwestii ma znaczenie, bo to ona determinuje nasze doświadczenia i postrzeganie świata. Relacje z wodą nie są wyjątkiem. Na przykład kobiety przechodzące menopauzę mówią mi często, że przebywanie w wodzie bardzo pomaga im w radzeniu sobie z objawami, takimi jak uderzenia gorąca i rozdrażnienie. Przyznają również, że wielkim wsparciem w tym czasie jest dla nich pływanie z innymi kobietami i wspólne rozmowy na plaży o tym, przez co przechodzą.

Ale dużo mówi się też teraz o wodzie w kontekście praw kobiet, bo w krajach, w których dostęp do czystych źródeł jest ograniczony, konsekwencje tego niedostatku ponoszą przede wszystkim kobiety, kulturowo i społecznie odpowiedzialne za zapewnienie domostwu wody. W niektórych krajach afrykańskich wędrują one nawet trzy godziny dziennie, by przynieść wypełniony po brzegi kilkudziesięciolitrowy pojemnik. W krajach zachodnich możemy romantyzować nasze relacje z tym żywiołem, ale warto pamiętać, że mają one różne oblicza, bo woda to także ciężka praca, niebezpieczne prądy, groźne zwierzęta i zanieczyszczenia. Dlatego powinniśmy być na bieżąco informowani o stanie wód, z których korzystamy, także po to, by uświadomić sobie, że nasze zasoby nie są wieczne. A zdrowie człowieka i stan wód są ze sobą powiązane na bardzo wielu poziomach.

Dr Rebecca Olive, wykładowczyni w Królewskim Instytucie Technologii w Melbourne, tzw. RMIT University, i inicjatorka projektu Moving Oceans. Bada, w jaki sposób sport i aktywność fizyczna kształtują nasze relacje z wybrzeżami i oceanami. Promotorka sportu rekreacyjnego i wypoczynku dla dobrostanu zarówno człowieka, jak i środowiska. Pod wpływem feministycznego podejścia do kulturoznawstwa zgłębia relacje i interakcje międzyludzkie, ale też wielogatunkowe. Prowadzi podcast Saltwater Library.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze