1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Co znaczy „hau”? Jak dogadać się ze swoim psem?

Co znaczy „hau”? Jak dogadać się ze swoim psem?

Pies bezsprzecznie najlepszy przyjaciel człowieka. (Fot. Getty Images)
Pies bezsprzecznie najlepszy przyjaciel człowieka. (Fot. Getty Images)
Uznaje się, że psy nie wytworzyły żadnego systemu społecznej komunikacji. Ale przecież z faktu, iż psy różnią się od ludzi, nie musi wynikać, że nie stworzyły własnych kodów. Czym te kody są i jak je odczytywać – to jedno z podstawowych pytań, jakie muszą sobie zadać osoby poważnie zainteresowane relacją psio-ludzką - pisze Marcin Wilk w książce „Lepszy gatunek”, będąca opowieścią o wyjątkowej relacji zwierząt ludzkich z pozaludzkimi – relacji psio-ludzkiej.

Fragment książki Marcina Wilka „Lepszy gatunek”, wyd. W.A.B.

W podręczniku Henryka Jakuba Lewandowskiego z 1873 roku, zatytułowanym „Psycho-zoologia, czyli nauka o zmyślności i rozwoju władz umysłowych u zwierząt”, czytamy na przykład, że „do szczególnych osobliwości psa należy też szczekający, wyjący i skomlący głos jego, który zastępuje mowę – gdy chce okazać życzenia, radość, złość, zachcenia lub inne tym podobne żądania; żadne też zwierzę nie może się tak dać zrozumieć człowiekowi swym głosem, jak pies”.

Pół wieku później w kynologicznym miesięczniku o kwestii zdolności mentalnych psów, choć powoływano się na naukę, pisano w gruncie rzeczy w podobnym duchu: „Wedle obecnego stanu wiedzy [...], jeśli chodzi tylko o mózg i układ nerwowy w ogóle, uderza daleko idące podobieństwo z człowiekiem, może nawet większe niż w psychice”. Z różnych doświadczeń przeprowadzanych nad psami i innymi zwierzętami – referowano – wynika, że psy, podobnie jak niektóre gatunki, mają zdolność kojarzenia, „jakiegoś myślenia, gromadzenia materiałów wrażeń”. Uściślano przy tym, że „oczywiście wszystkie te funkcje są na poziomie zaczątkowym, dalekim od tego, jaki spotykamy u normalnego dorosłego człowieka”. Niemniej jednak można w psie dostrzec pewne „poczucie winy i kary”.

Ciekawym wątkiem w tekście z 1935 roku było rozpoznanie, że u psów można wyróżnić pewne zaczątki mowy „w postaci znaków konwencjonalnych (umownych) i skrótowych, produkowanych celem porozumienia się np. ze swym panem. Jest to wprawdzie jeszcze bardzo prymitywne, ale zupełnie podobne do tego, co zaobserwować możemy u małego dziecka normalnego”. Zwraca jednocześnie uwagę pragnienie uczłowieczenia psa. Zupełnie jakbyśmy byli blisko momentu, gdy pies nauczy się ludzkiej mowy i będziemy mogli pogadać o wszystkim. Autorzy cytowanego fragmentu nie byli zresztą odosobnieni w tym przekonaniu.

Doktor Franciszek Niemczycki na łamach tego samego kynologicznego periodyku dowodził w 1938 roku, że mowa psia i ludzka są w dużym stopniu zbieżne, a przynajmniej były takie w odległej przeszłości. Przekonywał, że pierwotna mowa ludzka była prawdopodobnie taka sama jak mowa zwierzęcia i – co stanowiło, mówiąc oględnie, bardziej dyskusyjną część jego poglądów – „zasadniczym bodźcem mowy tej, którą można określić jako »pramowę«, był stan uczuciowy zwierząt i ludzi w czasie rui”5. Prymusami miały być tu osobniki płci męskiej, będące „partnerami więcej czynnymi w czasie rui” [sic!], a przez to posiadające bardziej rozwinięte narządy głosowe, a także większą rozpiętość wydawanych dźwięków.

(Fot. archiwum Grażyny Rutowskiej/zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego) (Fot. archiwum Grażyny Rutowskiej/zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego)

Niemczycki, argumentując na rzecz wyższości psów nad innymi zwierzętami (ale nie nad ludźmi), dowodził, że „mowa psa, tak zresztą jak i mowa człowieka, składa się z dźwięków, jak i z pewnych postaw ciała (względnie ruchów, jak np. machanie ogonem u psa, strzyżenie uszami itd.). Można nawet stwierdzić pewną mimikę”. I zaraz potem dodawał, że wydawane przez psy dźwięki są różnorodne, a za podstawowe uznawał: szczekanie, wycie, skomlenie, piszczenie, warczenie, pomrukiwanie. Usiłujący jak najmocniej zbliżyć mowę ludzką i psią doktor Niemczycki posuwał się do stwierdzenia, że „niektóre dźwięki psa przypominają nawet łudząco głos ludzki”.

Fantazja o języku psów i możliwym porozumiewaniu się międzygatunkowym dotyczy wszystkich, którzy zajmowali się psami w ostatnich dwóch stuleciach, i dlatego warto się przy niej zatrzymać, odwracając nieco pytanie. Nie pytajmy o to, czy psy mogą się nauczyć ludzkiej mowy, ale o to, jak ludzka mowa używana jest wobec psów. A zaraz potem o to, gdzie przebiega granica między sposobem wypowiadania się psów a oczekiwaniami człowieka wobec tego, jak powinien brzmieć ich głos.

(Fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny Archiwum Ilustracji, 1933/zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego) (Fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny Archiwum Ilustracji, 1933/zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego)

Którędy słowo „pies” przyszło do człowieka?

Zacząć wypada od polskiego słownika etymologicznego. Aleksander Brückner wywodzi słowo „pies” od „piesek” i odsyła do słowiańskiej nazwy obcych dzikusów, barbarzyńców.

Przyjmując tę teorię, można uznać, że „pies” – w języku – towarzyszy nam od dawna. I że przyszedł do cywilizacji, a nie z cywilizacją.

Ciekawą koncepcję etymologiczną podsuwa w wydanym na początku XXI wieku słowniku Wiesław Boryś, pisząc, że „z licznych prób objaśnienia wyrazu najbardziej prawdopodobne jest wychodzenie z dźwiękonaśladowczej interiekcji [czyli wykrzyknienia – M.W.] »ps!« używanej do wabienia psów”. Możliwe, że to prawda. Ale nie wyjaśnia to splątanych ścieżek, którymi to słowo przyszło do człowieka, by zadomowić się z nim na dłużej. Poza tym warto odejść od sztywnych wzorców na rzecz wyjaśniania wieloperspektywicznego.

Polski „pies” brzmi podobnie do czeskiego czy słowackiego pes, ale na przykład po łotewsku pies to suns, niemiecku – Hund, hiszpańsku – perro, a turecku – köpek. A to tylko wybrane przykłady. W wielu wypadkach etymologia słowa „pies” jest tajemnicza i odsyła raczej do skojarzeń z określonymi typami ludzkimi niż zwierzętami.

Psy jako bohaterowie językowej wyobraźni funkcjonują już od bardzo dawna, czego odzwierciedlenie znajdujemy w przysłowiach i powiedzeniach. W trzytomowej – już nie nowej, bo wydanej w 1970 roku – Nowej księdze przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich znajdziemy aż 375 zwrotów ze słowem „pies”. Co ciekawe, wiele z nich zwraca uwagę na milczenie lub mowę (szczekanie) psów. W języku polskim są to na przykład: „Psy szczekają, a karawana jedzie dalej”, „Strzeż się psa milczącego i wody spokojnej”, „Gdy stare psy szczekają, niech się młode nie mieszają”.

Polszczyzna notuje również wiele przysłów, które sygnalizują wymuszoną przemocą uległość. „Psa głaskaj, ale kija z ręki nie puszczaj”, brzmi jedno z bardziej znanych. Przemoc przywoływana jest również w zdaniu: „Bitemu psu dosyć kij pokazać”.

Absolwentka slawistyki i politologii, miłośniczka berneńskich psów pasterskich („szczególnie należącej do rodziny Belli”, jak pisze w swym biogramie naukowym) Katarzyna Skała przebadała psie i kocie przysłowia polskie, zestawiając je z chorwackimi. Wykazała, że nie ma wielkich różnic pomiędzy polskim a chorwackim wizerunkiem psa.

Kot jest [...] utożsamiany z takimi cechami, jak: dwulicowość, lenistwo, niewierność czy egoizm, podczas gdy z psem kojarzy się złośliwość, tchórzostwo i podstępność. Z drugiej strony, w mniejszym stopniu, ale jednak są podkreślane takie walory, jak: inteligencja, spryt lub zwinność u kota oraz oddanie, wierność, lojalność czy odwaga w przypadku psa.

Doświadczenia językowe codzienności każą polemizować zwłaszcza z pozytywnym obrazem psów. Poza wiernością, która pojawia w wielu przysłowiach i powiedzeniach (na przykład „Wierny jak pies”) i która jest osadzona bardzo głęboko w mitologii psio-ludzkich relacji, psy zdecydowanie nie mają dobrej opinii. Weźmy chociaż „pogodę pod psem” albo „psie pieniądze”. „Zimno jak w psiarni” nie tylko oznacza dokuczliwie niskie temperatury, ale też – co nawet gorsze – przypomina o tym, że miejsce dla psów nie może być komfortowe. „Pieskie życie” to życie nędzne, trudne, ciężkie. „Zeszło na psy” mówimy, gdy coś zmarniało, pogorszyło się, obniżyło jakość. To w ogóle bardzo ciekawy zwrot i ma długą historię.

W 1937 roku autor publikujący w miesięczniku „Mój Pies” widział tu związek z faktem, że od rzeczownika „pies” utworzono czasownik „psować, psuć, jak od niemieckiej nazwy Hund słowo verhunzen”. Przez wieki było więc czytelne, że „zejść na psy” znaczy „zepsować, zepsuć się”. To proste wyjaśnienie nie wyczerpuje jednak zagadnienia. Otóż w średniowieczu miała istnieć u Germanów kara polegająca na tym, że winowajcę (nie wiadomo jakiego rodzaju) wywlekano z miasta na psiej skórze. A zatem „zejście na psy” oznaczałoby zhańbienie i utratę dobrego imienia.

Komu takie objaśnienie nie wystarcza, niech sobie przypomni, że w jednej z wiedeńskich komedyj, wystawionych ostatnimi laty w teatrze krakowskim, oszczędny mąż zabezpieczał w nocy swe podmiejskie mieszkanie w ten sposób, iż sam świetnie szczekał pod domem. Na utrzymanie psa nie bardzo go było stać, więc sam zeszedł na psa.

(Fot. C.M.Bell) (Fot. C.M.Bell)

Niech stanie świadek!

W 1937 roku w jednym z numerów „Świata Zwierzęcego”, organu Polskiej Ligi Przyjaciół Zwierząt, Kornel Makuszyński zauważał, że psy od najdawniejszych czasów miały złą prasę. Aby przedstawić dowody, prześledził historię literatury.

Homer słowa nie powiedział o psie i uważa go jedynie za nekrofoga. Grecy tłuką się i wypruwają z siebie wnętrzności, a pies homerycki oczyszcza pole bitwy. Achilles rzuca ciała pobitych „sępom i psom”, a gdy chce znieważyć Hektora, miota w niego psem: – „O, psie zajadły!” – wykrzyka. – „Psieplemię!” – wrzasnął Pelid. – „Z psim okiem, z sercem łani, bezczelny opoju!”. Druga strona posiada taki sam repertuar. Hektor chce Patroklowi [...] „…odciąć głowę, na pastwę ciało dać psom głodnym”. Polski Homer, Mickiewicz, niezpyt [!] pogłaskał nieszczęsnego psa wierszem „Psiakrew!”, a mało wygląda na pieszczotę okrzyk: „Właź pod stół i psim głosem ten pozew odszczekaj”. Rubasznie naśmiewając się, „goli” psa, albo „strzyże”; wreszcie haniebny, homerycki każe mu uprawiać proceder: „Słyszysz? Wyją głodnych psów gromady, one się gryzą o szczątki biesiady!”. A Sienkiewicza „psy” nie zażywają dobrej sławy. Nikt inny, tylko Zagłoba, dobry z gruntu człowiek, szerzy abominację do psa, proponując swoim wrogom „całowanie psa w nos”. On-ci to jest, który spenetrował przedziwny galimatias w rodzinnych stosunkach różnych adwersarzów [!], jednego mianując „psubratem”, a „psim-synem” innego. Pudel Ir u pana Prusa jest brudny, ma jedno oko, ale za to całe wojsko pcheł.

Makuszyński zwracał uwagę na zapisaną w języku złą sławę psów. „Żaden stwór na ziemi nie posiada tak straszliwego conta w księdze głównej, jak nieszczęsny pies” – pisał i ilustrował to przykładami. „»Łże jak pies«. Kto kiedy słyszał, aby pies zełgał? Niech stanie świadek!”. „Psa warte” – przypominał pisarz – jest pełne obłudy, bo „pies wart jest czasem grube pieniądze”. „Po co więc gadać takie rzeczy?” – pytał trochę ze złością.

Pytanie nie jest złe. Współczesny Makuszyńskiemu publicysta na łamach „Przyjaciela Psa” pisał o książce Nous, les chiens [My, psy]. Główną bohaterką jest „luksusowa mandżurska suczka chow-chow, żyjąca w Paryżu”. Książkę przynajmniej w połowie wypełniają „psie refleksje i konfrontacje ludzi z psami”. Autor omówienia zauważa jednak, że zarówno pies, jak i człowiek są przedstawieni dość schematycznie: I w wyborze faktów widać starania o typowość: pierwsze wrażenia po przyjściu na świat, poznanie nowego psa, sceny jedzenia, spaceru, zabawy, pies w samochodzie, w pociągu i nad morzem, w czasie choroby i u lekarza, ruja, poród, macierzyństwo. Jak widzimy, cała encyklopedja zwykłych, typowych scen z życia psa z „dobrego domu”.

Są w książce również dość zabawne (ale i „łatwe”) refleksje o ludzkim życiu widzianym z psiej perspektywy, „a więc wyłuskanym z ludzkich konwenansów [...]. Mamy tu nawet scenę nocnego sejmu zwierząt, skarżących się na złe traktowanie przez człowieka”.

Ciekawy jest ton, w jakim utrzymany został ten tekst. Nie ma w nim miejsca na proste wzruszenia, za to autor zwraca uwagę na zagrożenia związane z tym rodzajem narracji: Dwa niebezpieczeństwa grożą takiemu uczłowieczeniu psa, przemawiającego ludzkim językiem i myślącego ludzkiemi kategorjami: niebezpieczeństwo sentymentalizmu i sztuczności, przywodzącej na myśl „uczłowieczone” pieski z budy cyrkowej w trykotach i cylinderkach, podskakujące na dwóch łapach w takt muzyki. Tamto z tych niebezpieczeństw przezwyciężył autor, o tem kazał nam w znacznej mierze zapomnieć – siłą swojego dowcipu.

Jakiego rodzaju są to „dowcipy”? Na przykład takie, gdy „psu śni się świat, w którym ludzie są ujarzmieni przez zwierzęta; albo wzmianka o psie, który zwarjował po ucięciu ogona: uważa się za psa Alcybiadesa i mówi, że ma 2 000 lat”. Recenzja z 1936 roku zapowiada ponadczasową tendencję przykładania ludzkiej miary do psiej rzeczywistości.

Człowiek do tego stopnia upodobał sobie psy, że skłonny jest mierzyć inteligencję tego gatunku własnymi kryteriami. W 1933 roku na łamach czasopisma „Mój Pies” po raz kolejny powtórzono, że psy przewyższają „znacznie mądrością inne zwierzęta”. Przykładem ilustrującym tę hipotezę, rozpowszechnioną w świecie psio-ludzkiego przymierza, stał się czteroletni Ralf, który lubi „godzinami całemi przysłuchiwać się rozmowom ludzi i doskonale umie liczyć. Na pytanie, ile jest trzy razy dwa pies wspina się na łapach i delikatnie drapie sześć razy pytającego w rękę”. Zdaniem redaktorów gazety Ralf nie myli się nigdy.

Liczącym psem zainteresowali się od razu uczeni, w tym cytowany przez magazyn „ekspert w zakresie psychologii zwierząt”, który miał ponoć przemówić do psa najpierw łagodnie, a potem sprawić, że pies wyciągnął z alfabetu litery i ułożył je w zdanie „Kto ty jesteś?”. Tak zaczęła się ich psio-ludzka rozmowa, w której profesor oświadczył Ralfowi, że jest wielkim przyjacielem zwierząt, a w szczególności psów.

Sława Ralfa, jak pisze „Mój Pies”, była ogromna. Ralf zaczął dostawać listy odczytywane przez adwokata Mehela, jego opiekuna. Do ulubionych zajęć psa należało też układanie z alfabetu króciutkich bajeczek, niestety o nieznanej treści. Tak czy siak cała okolica była dumna z Ralfa, „który, jak twierdzą złośliwi, przewyższa swoją pojętnością niejednego człowieka”.

Różnie więc bywa, z czego zdawał sobie sprawę Witold Zechenter, dziennikarz i poeta, ważna postać inteligencji międzywojennego Krakowa, wielki miłośnik zwierząt. W wierszowaną formę ubrał on jedną z najczęstszych fantazji w relacjach psio-ludzkich – wierności, oddania, poświęcenia.

„Mam przyjaciela, który nie mówi ani słowa,

lecz od słów wymowniejszy jest jego wierny wzrok –

u moich stóp tak często spoczywa jego głowa,

gdziekolwiek idę – za mną kieruje baczny krok.

Nigdy mnie nie zapewnia o stałej swej wierności,

niczego też nie żąda, choć serce oddał mi,

na misce mu wystarczy ochłapów trochę, kości –

i czuwa wciąż nade mną, nawet gdy w nocy śpi.

On nigdy się nie boi – ja często jestem trwożny,

nie kłamie i nie trzeba mu śmiechu ani łez –

najlepszy to przyjaciel – przyjaciel czworonożny:

mój pies…”

Witold Zechenter, Najlepszy przyjaciel, „Nasi Przyjaciele” 1937

(Fot. Harris Ewing The Library of Congress) (Fot. Harris Ewing The Library of Congress)

Odwaga, którą Zechenter obdarza w wierszu psiego przyjaciela, domaga się doprecyzowania, o kogo chodzi w tej relacji – czy o to, co rzeczywiście czuje pies, czy o to, jak postrzega to człowiek. „Wierny wzrok” to przecież bardziej wyobrażenie człowieka o tym, co oznacza psi wzrok niż rzeczywiste rozpoznanie tego, co i jak widzi pies. I czy na pewno chodzi o wzrok? Faktem jest, że dzięki rozmaitym badaniom, między innymi tym prowadzonym przez Juliane Kaminski, coraz więcej dowiadujemy się o znaczeniu wzroku u psów. Pewne umiejętności w tym zakresie rozwinęły się w procesie ich domestykacji. Wiemy na przykład, że psy na podstawie samego tylko ruchu gałek ocznych człowieka potrafią trafnie rozpoznać, pod którym pojemnikiem jest smakołyk22. Wciąż jednak potężne znaczenie w komunikacji psów ma węch. Wierność to z kolei jedna z najczęstszych fantazji w ludzkich narracjach o psach. Ludzie, doprowadziwszy psy do uzależnienia od siebie i odebrawszy im autonomię, udają, że tak zwana psia wierność to rodzaj etycznego i dobrowolnego zobowiązania psów wobec nich. U Zechentera pojawia się też „ochłapów trochę, kości” – nie wiemy jednak, skąd narrator czerpie wiedzę o sposobach żywienia psów. Można też zapytać o trafność stwierdzenia, że psi przyjaciel „nigdy się nie boi”.

Tekst pisany pozornie o psie jest w gruncie rzeczy manifestacją ludzkiej wyobraźni, ludzkich emocji i projekcją ludzkiej perspektywy. Dlatego pojawiają się tu wzmianki o kłamstwie, śmiechu i łzach. Można w tym odczytywać przekonanie, że psy nie wytworzyły żadnego systemu społecznej komunikacji. Ale przecież z faktu, iż psy różnią się od ludzi, nie musi wynikać, że nie stworzyły własnych kodów. Czym te kody są i jak je odczytywać – to jedno z podstawowych pytań, jakie muszą sobie zadać osoby poważnie zainteresowane relacją psio-ludzką. Zadanie jest o tyle trudne, że domagające się konfrontacji psiej perspektywy z perspektywą ludzką, a ta w świecie skrojonym na człowieczą miarę jest czymś domyślnym i oczywistym. Prawdziwym wyzwaniem jest więc nie tyle znalezienie fenomenalnego psa, który układa bajeczki z liter alfabetu, ale człowieka, który mógłby rozpoznać, co jest bajką, a co rzeczywistością w psio-ludzkich relacjach.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze