Nad wzrost gospodarczy przedkładali zadowolenie obywateli. Kryzys zmusił Bhutańczyków do przemyślenia swoich działań. Czy to koniec Szczęścia Narodowego Brutto? Nie, ale potrzebne są kompromisy.
Świat po raz pierwszy usłyszał o tym alternatywnym dla PKB wskaźniku w latach 70. Były król Jigme Singye Wangchuck uznał, że skupianie się jedynie na zwiększaniu produkcji dóbr i usług jest zgubne. W zamian zaproponował, aby polityka uwzględniała szerszy zakres czynników wpływających na dobrostan społeczeństwa. Koncepcję oparto na czterech filarach: zrównoważonym rozwoju społeczno-gospodarczym, ochronie środowiska naturalnego, promowaniu kultury narodowej i dobrych rządach. Efekty? Według danych z 2022 roku 9,5 proc. mieszkańców Bhutanu uważa się za głęboko szczęśliwych, 38,6 proc. za bardzo szczęśliwych, a 45,5 proc. – umiarkowanie szczęśliwych.
Nie jest to jednak pełny obraz sytuacji. Dziś niewielkie, wciśnięte między Indie a Chiny, himalajskie państwo mierzy się z problemami gospodarczymi. Co ósma osoba żyje na skraju ubóstwa. Wśród młodych ludzi bezrobocie sięga 30 proc., a tysiące z nich opuściło kraj w poszukiwaniu możliwości zatrudnienia. W dużej mierze przyczyniły się do tego pandemia i inwazja Rosji na Ukrainę, które zakłóciły łańcuchy dostaw i niekorzystnie wpłynęły na ceny towarów. Zawirowania na świecie boleśnie odczuł także sektor turystyczny. Szybko zauważono, że Bhutan jest zbyt mocno uzależniony od importu i postanowiono zwrócić się ku inwestycjom. Telewizja CNBC donosi, że premier Lotay Tshering chce zrewidować spojrzenie na sprawy gospodarcze i wprowadzić tzw. Szczęście Narodowe Brutto 2.0.
– Musimy rozwijać naszą gospodarkę, ale zasady Szczęścia Narodowego Brutto nie zostaną zapomniane. Czy powinniśmy rzucać się na głęboką wodę? Nie. Możemy się rozwijać i możemy to robić w sposób zrównoważony i sprawiedliwy – mówił polityk w rozmowie z amerykańską stacją. Premier podkreśla, że dzięki innowacyjnemu podejściu Bhutan odniósł ogromne sukcesy w dziedzinie ochrony środowiska czy kultury. Niestety jednocześnie poniósł porażkę w obszarze gospodarczym. – Byliśmy bardzo konserwatywni, bardzo ostrożni, dlatego zostaliśmy w tyle.
Na początek na tapet wzięto turystykę. Aby zapobiec niszczeniu krajobrazów i zabytków, dozwolona liczba odwiedzających była od zawsze ściśle ograniczona. Co więcej, obcokrajowcy są zobowiązani do uiszczania opłaty klimatycznej w wysokości 100 dolarów za dobę. Niedawno było to jednak aż 200 dolarów. W ostatnim czasie kwota była kilkakrotnie modyfikowana. Tobgay przyznaje, że zmiany wywołały duże zamieszanie. – Turystyka zaczyna się ożywiać, ale nie osiągnęła jeszcze poziomu sprzed pandemii – mówi. Przed 2019 rokiem kraj przyciągał ponad 300 tysięcy osób. W 2023 roku było to jedynie 100 tysięcy. Obecnie władze dążą do dalszego pobudzania napływu podróżnych, ale nadal pragną kontrolować ich liczbę. – Dzięki temu stworzymy wiele miejsc pracy, o które zabiegają zdolni, bardzo kompetentni młodzi ludzie – tłumaczy szef rządu. – Mamy nadzieję, że to tylko przejściowy stan, który da nam czas na wzmocnienie naszej gospodarki poprzez turystykę i inne interwencje. Wtedy nasze dzieci pozostaną tutaj, a ci, którzy już pracują za granicami kraju, wrócą do domu bogatsi o doświadczenie.