O takich chwilach w życiu, kiedy smutek miesza się ze szczęściem, o tym, że czerwona szminka przedłuża życie. I że nie ma drugiej takiej Hanki ani Mariety – rozmawiają Marieta Żukowska i Hanka Halek.
Czym jest dla ciebie duchowość?
Jest niemal niewidzialna, jasna, czysta, ale czym ona jest? Jest jak szpic na choince? Jest zbiorem przeróżnych świateł? Kulą energetyczną?
Trzeba szukać jej w kościele?
Można, ale to nie jest jedyne miejsce, by ją znaleźć. Jako nastolatka mieszkałam w internacie, który prowadziły siostry zakonne. Dużo tam było komunikatów, o której godzinie trzeba wrócić, o której jest kolacja, o której pobudka. Nie przypominam sobie jednak, by któraś z sióstr pogłaskała mnie po głowie, zapytała, co myślę, co czuję. To była lekcja nagłego stawania się dorosłym, wymagająca, ale też dająca siłę na całe życie. W powietrzu unosiła się aura tajemnicy, „duchowości”, echo modlitw sióstr mieszkających za ścianą w klauzurze.
Powróciłaś potem do tego miejsca przy okazji filmu „Wimieniu diabła” Barbary Sass, wktórym zagrałaś mniszkę.
Tak. Barbara Sass zastanawiała się w tym filmie nad cienką granicą między prawdziwą wiarą a religijnym opętaniem... Miałam między innymi bardzo ciekawe zadanie zagrania ekstremalnych emocji jednej z sióstr podczas zbiorowej modlitwy. Pamiętam, że było wiele ujęć tej sceny. Każde z nich było dla mnie wyczerpujące, ale też niezwykłe, bo rzadko zdarzają się takie role, gdzie cały organizm musi się otworzyć na tak silne emocje. Powrót do zakonu po latach okazał się dla mnie doświadczeniem wręcz niezbędnym. Przyjrzałam się siostrom z drugiej strony, zrozumiałam je. (…)
Wiecej w Sensie 11/2015. Kup teraz!
SENS także w wersji elektronicznej