Gdy lekarz mówi, że szanse na to, że zostaniesz mamą są niewielkie, twoje życie wywraca się do góry nogami. Wypełnia cię dogłębna pustka.
Pary borykające się z problemem niepłodności często mówią, że zrozumieć może je tylko osoba w podobnej sytuacji. To prawda. Wszystkie koleżanki jak na złość zachodzą w ciąże, a w dodatku wypłakują ci się w ramię, że to nie ten moment, jeszcze nie ten czas.
A w tobie narasta ból, który ukrywasz izolując się coraz bardziej od znajomych.
Twój związek przeżywa kryzys, w końcu biorąc ślub umawialiście się na dobre i na złe, ale też obiecywaliście stworzyć rodzinę. Pełną rodzinę. Z dziećmi biegającymi po domu z umorusanymi buziami. Pustka i rozpacz - to czułam każdego dnia.
Miałam 21 lat, gdy zdecydowaliśmy się na dziecko. Piękny ślub, bezpieczny dach nad głową i planowana przerwa po studiach inżynierskich. Doskonały moment na dziecko. Mijały miesiące, a test za każdym razem pokazywał jedną samotną kreskę. Po roku poszliśmy do ginekologa sprawdzić, czy wszystko jest oby na pewno w porządku. Zrobiliśmy podstawowe badania. I bach, test na wrogość śluzu szyjkowego wykazał brak przenikalności plemników, a badanie USG policystyczność obu jajników. Coś wcześniej o tym słyszałam, ale nie sądziłam, że to może być problemem w staraniach o dziecko. Ginekolog zalecił delikatną stymulację cyklu i inseminację. Przełknęliśmy gorycz i podeszliśmy do procedury. Scenariusz powtarzaliśmy siedem razy, bez skutku.
W międzyczasie “przeczytałam cały Internet”, znalazłam najlepsze placówki leczenia niepłodności, wysłałam swoje badania. Wszystkie zgodnie odpowiadały, że nie ma “magicznej tabletki”, pomóc może jedynie in vitro, ale przy problemie z policystycznością jajników jest to niebezpieczne. W tym czasie nasz związek wisiał na włosku, a czułość zamieniła się w chłód.
Trafiliśmy do kliniki, która nie podchodzi do leczenia schematami. Dr Sobkiewicz to prawdziwy “dr House” leczenia niepłodności: rzeczowy, powściągliwy w składaniu obietnic, ale konkretny. Dał nam poczucie bezpieczeństwa i nadzieję. Podeszliśmy do in vitro z drobną modyfikacją procedury, z uwagi na PCOS. Samą procedurę: stymulację i zastrzyki w brzuch, punkcję i transfer pamiętam jak przez mgłę. Za to czas oczekiwania na wynik BHCG ciągnął się w nieskończoność. Bardzo wierzyliśmy, że będzie dobrze. Choć, bojąc się rozczarowania, unikaliśmy tego tematu jak ognia. W końcu zadzwonił telefon z kliniki: jestem w ciąży.
Radość, to mało powiedziane! Dziki szał i łzy szczęścia. Dalej wszystko potoczyło się książkowo, a 9 miesięcy później (2 tyg. po terminie) urodził się nasz kochany syn.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy rok później odkryliśmy, że nagle kawa przestała mi smakować, a test ciążowy pokazał dwie, tłuste kreski! Początkowo był stres i strach, czy oby wszystko będzie dobrze, a dziecko będzie zdrowe. Później dzika radość i oczekiwanie na drugiego synka.
Pięć lat później znów kawa nie smakowała, a w głowie pojawiła się myśl, jak fajnie byłoby poczuć te maleńkie stópki i bliskość niemowlaka, mieć trzecie dziecko, rozjemcę dla starszaków. Już wtedy byłam w ciąży, a kilka miesięcy później tuliłam swoje maleństwo i dwóch starszych chłopców.
Niektórzy mówią widzisz, to in vitro było Ci niepotrzebne, trzeba było „odpuścić”. Nie dowiemy się, co by było, gdyby. Podobno w ciążę zachodzi się głową, nie brzuchem. Cieszę się, że dostałam taką szansę. Szansę na wspaniałą rodzinę.
– Ewelina, mama trzech wspaniałych synów.
Rodzicielstwo to najwspanialszy dar na świecie, będący dopełnieniem miłości dwojga ludzi. Pozwala spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy. Dlatego chce je przeżywać wiele par, ale nie zawsze jest to proste i oczywiste mimo usilnych starań.
My mieliśmy wielkie szczęście i dosłownie po 3 miesiącach starań, moja żona powiedziała, że jest w ciąży. Wszystko przebiegało w zasadzie bezproblemowo i po 9 miesiącach na świat przyszedł mój pierwszy syn. To wspaniałe wydarzenie zmieniło całe moje życie. Pierwsze miesiące były cudowne. Synek z dnia na dzień był coraz większy, a ja byłem z nim coraz bardziej związany emocjonalnie. Po kilku miesiącach zaczęliśmy rozmawiać z żoną o tym, że fajnie byłoby móc przeżywać to szczęście jeszcze raz.
Podjęliśmy decyzję, o kolejnym dziecku i byliśmy przekonani, że wszystko pójdzie jak dawniej: szybko i bezproblemowo. Niestety kilkunastomiesięczne starania nie przynosiły nam nowiny o kolejnej ciąży. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, co mogło się stać, czemu to tyle trwa.
Rozpoczęliśmy poszukiwania przyczyny, bo zaczęliśmy się już najzwyczajniej w świecie niepokoić! Zaczęliśmy powoli, od pojedynczych badań, których z każdą kolejną wizytą stawało się coraz więcej. Oboje zostaliśmy przebadani bardzo gruntownie i… niestety nie znaleziono przyczyny, dlaczego starania o kolejne dziecko trwają tyle czasu. Wszystkie wyniki były w normie. Wtedy powiedzieliśmy sobie, że nie mamy już czasu czekać i dalej starać się metodami naturalnymi – zdecydowaliśmy się na in vitro. Przeszliśmy całą procedurę i... udało się za pierwszym razem. Po 9 miesiącach urodził się nasz kolejny syn. Byliśmy spełnieni.
Nasze, życie toczyło się dalej z dzieciakami i wspaniałą żoną. One dorastały, a my razem z nimi. I któregoś dnia usłyszałem, że będziemy mieli trzecie dziecko. Bez in vitro, bez stresu. Zupełnie naturalnie. To była wspaniała nowina. Zdałem sobie wtedy sprawę, że może to wszystko w naszym przypadku było w głowie, Nie zastanawialiśmy się nad tym. Staliśmy się większą, jeszcze szczęśliwszą rodziną. A naszą trzecią pociechą okazała się dziewczynka!
Pamiętajcie, że nie wolno się poddawać. Może powiecie, że my i tak mieliśmy łatwiej, bo już jedno dziecko mieliśmy, a wiele z was dopiero stara się o pierwsze. Może macie rację. Nam się udało Wam też się to uda, jak nie dzisiaj to jutro. Warto znaleźć dobrą klinikę i lekarza podchodzącego indywidualnie do każdej sytuacji i problemu.
– Wojtek, tata dwóch wspaniałych synów i córki.
_________________________________________________________