Gdzie w tym Wiedniu coś zjeść, żeby dobrze było, tak? Żeby było trochę inaczej i żeby brzuszek się cieszył? Postaram się stanąć na wysokości zadania i wypluć z pamięci ślinianek parę adresów.
Kirchengasse 18
Dawno nie widziałam tak klimatycznej francuskiej knajpy na obczyźnie. Przedziwne połączenie kawiarni z restauracją, na którą oko maja Alexandre et Alain. Dobre miejsce na drinka i na małą przekąskę typu croque monsieur. Drzwi w drzwi z Le Troquet znajduje się „” – butik z fajnymi ubraniami, na którego tyłach z kolei otworzył się miły vintage store.
Lustkandlgasse 4
Kim kocht, Shop & Studio
Naschmarkt, stand no. 28
To mekka dla wielbicieli wschodnich smaków, a do tego niezwykły koncept kulinarny. Kim – szefowa kuchni – traktuje każdego jak swojego domownika i gotuje dla niego osobną, specjalnie wymyślona potrawę. Wszystko oczywiście z organicznych produktów lokalnych i egzotycznych wschodnich składników. Pięknie, ascetycznie, smacznie. Jeśli nie macie czasu na restaurację – odwiedźcie choćby małe studio na Naschmarkcie.
Burggasse 10
Jak na kawę to tu: to kawiarnia, w której możecie kupić każde krzesło, na którym siedzicie. Taki niezwykły showroom z vintage mebli wymyślili sobie austriaccy designerzy, którzy do tej pory promowali klasyczne wzornictwo. Pomysł pokazania mebli i gadżetów w „żywym” wnętrzu chwycił niesamowicie. Ja zawsze trochę się boję, ze fotel na którym siedzę zostanie mi sprzątnięty, album ze zdjęciami odebrany, a muzyka przestanie grać – jednak wiem, ze nikt mi nie zabierze kawy czy pysznej kanapki…
Theobaldgasse 16
No to jest przeżycie- właściciel klubu i słynny DJ zakładają królestwo smaku - łącząc sklep z vinylami z concept store'm w którym królują superlokalne produkty. Czyli tu jedzenie, tu dźwięki. I działa. W wielkim garnku w części spożywczej zawsze pyrka jakieś danie, które można kupić i zjeść przy fajnym stole na miejscu. Za to za obydwoma kontuarami możecie spotkać sławy lokalnej sceny klubowej!
Una Abraham
Burggasse 76
Una Abraham kiedyś zajmowała świetna miejscówkę w Museumquartier, teraz mieści się w niewielkim, przytulnym, ale przestronnym lokaliku na fantastycznej Burggasse. Wielkie okna, menu, po którym nie wiadomo czego do końca się spodziewać (ale karczochy w winie...) bo codziennie jest coś świeżego, nowego i pysznego... To taka mekka comfort food – idźcie tam odpocząć i poczuć się dobrze.
Brunnenmarkt
Brunnengasse
Usłyszycie to nie raz: Naschmarkt jest dla turystów, prawdziwi twardziele kuchni kupują na Brunnenmarkt. Na pewno jest tu bardziej jak z filmów Guya Richie, egzotycznie, więcej znajdziecie tu tureckich czy libańskich lokalików oraz stanowisk. Ja lubię ten targ kiedy już przycichnie – na jednej ze ścian znajduje się kilka bardzo przyjemnych kawiarni i restauracji z ogródkami wychodzącymi na pusty plac targowy... Idealne na brunch.
Museumquartier
To chyba ulubione miejsce Najlepszego Towarzysza Podróży - wpada w niezdrowe podniecenie za każdym razem, kiedy widzi Club Sandwich przygotowane przez kucharzy w otwartej kuchni na świeżym powietrzu – bo tak, choć Halle ma swoje indoorowe wcielenie, to jego najlepsza część mieści się na placu pomiędzy wszystkimi muzeami. Genialne śniadania, cudowne lunche – zmieniające się codziennie (zazwyczaj nie znoszę kartonowego tofu, a ich tofu w sosie z marchewki z imbirem śni mi się po nocach) cudowna ekipa GLBTowych kelnerów, obłędne desery i oranżady rabarbarowe... A wszystko to w promieniach słońca i wielojezycznym gwarze kolorowego tłumu odwiedzającego okoliczne wystawy. Jeśli podejrzewacie, że Warhol jednak jest nudny jest nudna – olejcie go od razu, żeby posiedzieć w Halle.
Stubenring 5
To ciekawe przeżycie. Właścicielem restauracji i autorem konceptu jest pan Osterreicher, czyli pan Austriak – który gotuje współczesne wersje klasycznych austriackich, a własciwie wiedeńskich dań. Nie da się ukryć, że wszystko, co podaje jest przepyszne – dalekie od spodziewanej nudy, leciutkie, ciekawie podane. Jeśli chcecie skosztować co to znaczy współczesna kuchnia wiedeńska – udajcie się tam. Do listy atutów należy dorzucić bardzo fajne wnętrze i boski ogródek.
Oprócz tego proszę spróbować koniecznie kanapek w oraz kanapki ze śledziem Matjasem w Nordsee – tak, tej sieciówce! Jest genialna! A jeżeli gdziekolwiek w starej kawiarni zobaczycie, że ciastka są tam z – idźcie jak w ogień. Objedzcie się bitą śmietana, biszkoptami, kremami – nigdzie nie dostaniecie podobnych delicji.
(Nie udało mi się podczas całej podróży zjeść dwóch ukochanych potraw – Wienerschnitzel i Tafelspitz... Z tego drugiego powodu jestem niepocieszona, bo wysysanie szpiku to jednak jedna z moich guilty pleasure. Sznycel – i to przepyszny – znalazłam na szczęście pod domem w . Uważajcie na niego, gdyż jest niezwykle pokaźnych rozmiarów. Ale to klarowane masełko, na jakim się go przyrządza...Kolejne guilty pleasure na liście.)