„Podobasz mi się, ale mam już kogoś” – można tak postawić sprawę. Można też poddać się urokowi chwili i człowieka, temu „czemuś”, czego brak naszemu chłopakowi czy partnerce. O czym świadczy fakt, że choć jesteśmy z kimś, to jednak fascynują nas inne osoby? Kiedy tak naprawdę zaczyna się zdrada? Joanna Olekszyk pyta psychoterapeutkę Katarzynę Miller.
Jedna z rzeczy, których najbardziej się obawiamy w stałym związku – że stanie na naszej drodze ktoś, kto nas zafascynuje, o kim nie będziemy w stanie przestać myśleć i kto zacznie prowokować nas do tego, by relację, w której jesteśmy szczęśliwi i w której czujemy się bezpiecznie, narazić na ryzyko rozpadu.
Jeżeli naprawdę jesteśmy szczęśliwi w związku, to raczej nie będziemy się zastanawiać nad takim scenariuszem. Chyba że jesteśmy tak egocentryczni, że chcielibyśmy mieć wszystko – to wtedy mimo poczucia szczęścia możemy mieć ochotę na kolejną wspaniałą osobę. Ja bym rozdzieliła relację, w której czujemy się szczęśliwi, od tej, w której czujemy się bezpiecznie – bo to duża różnica.
Do szczęścia potrzeba musowania, takich bąbelków jak w szampanie. To dużo więcej niż spokój, wygoda czy bezpieczeństwo. Jeśli jesteśmy w szczęśliwym związku, to znaczy, że wystarcza nam to, co mamy. Natomiast jeśli jesteśmy w związku dobrym, bezpiecznym, który już się dobrze ułożył, który już dobrze znamy, to wtedy możemy rozważać taką możliwość. Zwłaszcza jak się pojawi ktoś, kto ma w sobie jakiś zestaw nowości, w które nasz partner nie jest wyposażony – jest żeglarzem i właśnie wrócił z rejsu dookoła świata lub w odróżnieniu od naszego spokojnego partnera, tryska humorem, jest towarzyski i otwarty na ludzi. Albo odwrotnie: my mamy żartownisia i duszę towarzystwa, a ten jest poetą jezior angielskich, jak pisała Agnieszka Osiecka. Natchniony, roztargniony, z długimi palcami. Jak ci się podoba taki obraz?
Podoba, zwłaszcza te palce…
I czujesz, że przy nim budzi się twoja archetypowa postać muzy poety. Gdzie by tam twój mąż wiersz napisał, w życiu! A ten pisze. I jeszcze – nie daj Boże – napisze wiersz o tobie... Wtedy możesz mieć kłopot.
I od czego zależy dalszy rozwój wypadków?
Hm... Od wszystkiego! Są osoby, które mają w sobie taką absolutną jasność, że nigdy nie zdradzą swojego partnera – o nich tu nie mówimy. Są też takie, które twierdzą, że lepsze jest to, co mają, jakiekolwiek to jest, niż to, czego nie mają. I one sobie wytłumaczą, że ich mężczyzna to jest pewniak, a tamten to licho wie.
Sądzę, że jednak pytasz o takie sytuacje, kiedy rozmyślamy nad tym, czy nie zamienić starego modelu na nowy, ale przedtem chciałybyśmy go sprawdzić, wypróbować.
To chyba taka ludzka właściwość – chcielibyśmy mieć gwarancję, że ryzyko się opłaci.
No właśnie. Ale czy ktokolwiek może cokolwiek nam zagwarantować? Własny mąż też nie może zagwarantować, że będzie z nami do końca życia, nie dlatego, że nie chce, tylko dlatego, że nie wiemy, jak będzie wyglądała przyszłość. Oczywiście, jeśli bardziej się znamy, niż nie znamy, to mamy pewną wiedzę o sobie, na przykład o tym, czy nasz partner jest cudzołożnikiem czy nie. Jeśli nie jest, to prawdopodobnie nadal taki będzie, choć niekoniecznie. I powiedzmy, że masz takiego męża i ryzykujesz. Dla niektórych mężczyzn to już jest koniec związku: obcy kocur wlazł na moje podwórko, a ona go wpuściła. Rodzi się więc pytanie: kiedy próbowanie jest jeszcze dopuszczalne, a kiedy robi się niebezpieczne? Niektórzy krok po kroku przesuwają tę granicę. Dopóki z nim rozmawiam i patrzę na jego włosy z zachwytem, to jeszcze nikogo nie zdradzam, prawda? Dopóki umawiam się na kawę czy spacer, to przecież też jeszcze nie zdradzam. I nawet gdy się już zaczynam z nim całować w parku…
To odwieczne pytanie o to, gdzie się zaczyna zdrada. Przypomina mi to film z Keirą Knightley „Zeszłej nocy” – mąż udaje się w podróż służbową z atrakcyjną koleżanką, a żona spotyka dawną miłość. Nie chcę opowiadać, co się stało dalej, powiem tylko, że film stawia pytanie o różnicę między zdradą fizyczną a emocjonalną i o to, która bardziej nadużywa zaufanie.
Na pytanie, co jest zdradą, a co nie jest, nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Dla jednej kobiety zdradą będzie już to, że on ma znajomą, z którą lubi rozmawiać bardziej niż z nią. A facet powie: „Jeśli nie było seksu, to jeszcze nie zdradził”. Choć też nie każdy, niektórzy mężczyźni są zazdrośni o sam kontakt czy nawet myśl, co jest już absurdem! No bo czy my musimy bez przerwy myśleć o naszym partnerze? Przecież mamy jakieś wspomnienia i inne osoby w naszym życiu, ktoś może nam zaimponować, ktoś zaciekawić, a ktoś może wręcz porazić sobą. Nawet ktoś, kogo znamy od lat albo kto kompletnie nie jest w naszym typie – i wtedy sami siebie pytamy: „Czemu to teraz we mnie trafiło?”, „Czemu myśmy się nie poznali wcześniej?”.
Czasem fascynacja jest jednostronna. Co wtedy?
Może się tak zdarzyć. Tobie wydaje się, że oboje czujecie tak samo wielkie przyciąganie, a okazuje się, że on po prostu był urzeczony tym, że ty byłaś nim urzeczona. Generalnie jeśli czujesz, że on nie odpowiada tym samym, to powinnaś sobie go przenieść mentalnie wewnętrznym kursorem do katalogu „moje marzenia”. Może nawet od czasu do czasu tam zaglądać i o nim myśleć, czasem nawet na niego popatrzeć, jeśli jest w kręgu znajomych, ale zdecydowanie dać sobie siana. Oczywiście jeśli zależy ci na spokoju serca i umysłu, bo może wolisz cierpieć z miłości. Dla wielu to ma urok.
Mam koleżankę, która jest w szczęśliwym związku, ale co chwilę przeżywa fascynację różnymi osobami, także aktorami. Po jakimś czasie jej to mija.
Znam takie kobiety. Nastolatki w dorosłym ciele. One potrzebują mieć poczucie, że świat jest pełen bardzo atrakcyjnych mężczyzn.
Mąż mojej koleżanki zna te jej wszystkie fascynacje i serdecznie się nimi bawi.
Mój Eduś też jakiś czas temu kochał się w Karolinie Gruszce, a obecnie w Scarlett Johansson. Ja to rozumiem, obie są przepiękne pod każdym względem.
I w jakim towarzystwie to ciebie ustawia!
W bardzo ładnym, prawda? Za to jak się w telewizji pojawia Pierce Brosnan, to Edek krzyczy z salonu: „Twój narzeczony na ekranie, chodź, chodź”. Opowiadałam ci, jak Pierce Brosnan został moim narzeczonym? Otóż u fryzjera przeczytałam w jakimś piśmie okropny artykuł pt. „Brzydkie żony pięknych mężów”. To były normalne i fajne kobiety, ale ponieważ nie są aktorkami czy modelkami, to nazywa się je brzydkimi. No i w tym rankingu był Pierce ze swoją żoną, nazywaną tam „puszystą”. Sam Pierce zapytany o ideał kobiety powiedział kiedyś „jeśli Wenus, to ta z Willendorfu”. A wiesz, jak wygląda Wenus z Willendorfu? No jak ja teraz. Mówię więc do Edka: „Przecież ten Brosnan co chwilę do Polski przyjeżdża. Jeśli on mnie zobaczy, to ty już mnie nie będziesz miał”.
Czyli ty masz narzeczonego Pierce‘a, a on Scarlett?
Nie powiem, ile razy był oglądany u nas film „Lucy”…
Co to wam daje? Co wnosi do waszej relacji?
Nas to zwyczajnie cieszy i bawi. Zresztą ja już od dawna nie poddaję się takim uczuciom jak zazdrość o to, że mojemu facetowi podobają się inne kobiety. Sama się cieszę, jak ktoś mi się podoba! Myślę sobie: „Jednak jeszcze...”.
O czym świadczy fakt, że choć jesteśmy z kimś, to jednak fascynują nas inne osoby? Że nam czegoś brakuje? Czy że po prostu taką mamy naturę?
Może to być to pierwsze, może być to drugie albo mogą być obie rzeczy jednocześnie. W końcu z najukochańszym człowiekiem raz się czujesz bosko, a raz kiepsko. I jak jest ci kiepsko, to łatwiej sobie powiedzieć: „On mnie nie rozumie, a tamten rozumie”, choć za jakiś czas może się zdarzyć, że i ten przestanie. Ale nowość to zawsze nowość.
Czasem słyszymy o takich historiach: on i ona rozstają się ze swoimi partnerami, by być razem. Po miesiącu czy dwóch szał mija i okazuje się, że to jednak nie to.
Wtedy zwykle kajają się wewnętrznie i chcą wrócić do dawnych partnerów i powiedzieć im: „Jak to dobrze, że cię mam”. „A dlaczego nie mówiłaś/nie mówiłeś mi tego wcześniej?”. „Bo dopiero teraz to do mnie dotarło”.
Trudno przyjąć niewiernego partnera z powrotem. Dla niektórych taka przygoda jest niewybaczalna.
Dla niektórych owszem, to koniec związku. Nie potrafią drugiej osobie tego wybaczyć. Inni przyjmą z powrotem, ale będą przez wiele lat potem wypominać tę sprawę, co dla obu stron jest niszczące i toksyczne. Moim zdaniem, jeśli już dojdzie do „skoku w bok”, nie powinniśmy mówić partnerowi, że w ogóle coś takiego nastąpiło. Bo to go tylko skrzywdzi. Ja jestem za zachowaniem tego w tajemnicy, ale za przepracowaniem lekcji. Zastanowieniem się, o czym świadczy tak silna fascynacja: o tym, że się nudzę w moim związku czy może nudzę się w życiu? Bo to też jeszcze jeden przyjemny powód – chcemy, żeby coś się zaczęło dziać, bo dawno się nie działo. Praca ta sama, chłop ten sam, a tu trafia się fajny amant – i idziemy w to jak w ogień. To przynajmniej miejmy tyle rozumu, by zachować to w tajemnicy. Niektórzy powiedzą, że to jest bardzo niemoralne, co teraz mówię, ale ja nie rozpatruję tego w kategoriach moralności, tylko odpowiedzialności.
Przy czym uważam, że hierarchia wartości w naszym życiu jest bardzo istotna. Zawsze to podkreślam – jeśli ktoś ma takie zasady, że nigdy nie zdradzi – to niech się tego trzyma. Ale kupa ludzi ma zasady i jeszcze się o nie kłóci, a mimo to je łamie. To szczyt hipokryzji.
Im dłużej żyję, tym częściej widzę...
...jak się ludzie cudownie oszukują, prawda?
I nie wiem, czy w tym oszukiwaniu się sama zdrada jest największą krzywdą, jaka może nas spotkać.
Ja bym jej nawet nie sytuowała w kategorii wielkich. Może się tak zdarzyć, że on zrobił coś, z czym nie mogę się pogodzić – zawiódł moje zaufanie, doniósł na kogoś, coś ukradł, celowo wyrządził krzywdę. W tym zestawie zdrada jest – powiedziałabym – najczystszą sprawą.
Pamiętam przypadek, o którym mi kiedyś opowiedziałaś – dwie pary się ze sobą przyjaźniły i nagle między nią a nim zaczęła się rodzić fascynacja. Zamiast w to iść, postanowili o tym porozmawiać: „Słuchaj, zaczynam coś do ciebie czuć, widzę, że ty też. Co my z tym zrobimy?”. Można tak postawić sprawę?
Można, choć trzeba do tego dwójki świadomych siebie ludzi. Generalnie kiedy ogarnia nas taka fascynacja i czujemy, że pójście za nią zniszczyłoby spokój kilku osób, najlepiej przez jakiś czas przestać się widywać, nie dolewać oliwy do ognia. Co nie jest wcale proste, bo taka fascynacja jest szalenie wciągająca. Niektórzy podchodzą do sprawy tak: „Zakochałem się, i już”, to „już” ma wszystko tłumaczyć. Nieprawdą jest, że nic nie można z tym zrobić. Nie da się powstrzymać fali narastającego uczucia, ale można zmienić do niej nastawienie.
Po pierwsze, uświadomić sobie, że coś cię do tej osoby ciągnie. Po drugie, zamiast poddawać się myślom na temat tego, co by z tego mogło być czy wspominać, co on powiedział lub jak był ubrany – można pójść do kuchni i zacząć obierać ziemniaki. Albo robić cokolwiek innego, co odciągnie nasze myśli od tego tematu. Bardzo wiele autoterapii opiera się na tym, że przekierowujemy tor myślenia na coś innego. To się nazywa „zmiana kanału”. Są ludzie świadomi swojej autokontroli, którzy się nią posługują. Możliwa jest sytuacja, gdy on jej mówi: „Gdybym nie był z moją żoną, to mogłoby być nam razem przyjemnie, ale nie chcę tego robić jej i naszemu związkowi”.
Czytaj także: Zdrada to naiwna pogoń za bliskością
Czyli: jeżeli wierność jest dla ciebie wartością, idź za nią. A jeśli nie znajduje się najwyżej w twojej hierarchii, ale wiesz, że zdrada dla twojego partnera byłaby końcem związku, to też weź to pod uwagę.
Absolutnie. W ogóle bierz pod uwagę wszystkie ważne rzeczy w twoim życiu. Oczywiście ten, który cię kusi, może mieć zupełnie inne zasady niż ty. I wtedy dopiero robi się ciekawie! Bo jedno mówi: „Nie wolno”, a drugie: „Wolno, nie wolno, ale można”. Moim zdaniem trzeba wiedzieć, jakie się ma w życiu wartości i jakie potrzeby. Bo hierarchia wartości bywa inna niż hierarchia potrzeb. Ludzie bardzo często kojarzą wartości z czymś, co się wiąże z odmową czegoś fajnego. Honor, wierność, odwaga – wymagają poświęcenia. A przecież przeżywanie i rozkosz cielesna też są wartościami. W moim życiu mają bardzo wysoką rangę i w wartościach, i w potrzebach. Ale jeśli ktoś wysoko w hierarchii wartości ma wierność, a w hierarchii potrzeb – doznania cielesne, to ma kłopot.
Ludzie często robią to, na co mają ochotę, ale fundują sobie potem wyrzuty sumienia. I to tak duże, by niejako anulowały to, co się zdarzyło. Moim zdaniem trzeba być wobec siebie uczciwym, powiedzieć: „Zrobiłem to, bo tego chciałem”. Zawsze mówię, że jeśli się zdradzamy, to znaczy, że w naszym związku zabrakło spoiwa – więc nad nim popracujmy, a jeśli się nie da, to się rozstańmy.
Hierarchie potrzeb i wartości zmieniają się w ciągu życia.
Zdecydowanie. Swoją drogą ciekawe, czy pary o tym rozmawiają. Że na przykład ja inaczej teraz podchodzę do majątku albo wychowania dzieci. I co ty na to?
Wracając do fascynacji, może jest z nią tak, że czasem pociąga nas sam człowiek, a czasem chodzi o pewną jakość, którą ktoś w sobie ma. Może warto pomyśleć, czy i jak moglibyśmy sobie dostarczyć jej w inny sposób?
Mądre, proszę pani! Bardzo wielu ludzi pociąga możliwość wejścia w wyższe sfery, cokolwiek to znaczy. Podrywa mnie dziewczyna, u której nigdy nie miałbym szansy, więc jak tu odmówić? Ona sama nie jest nawet tak bardzo ważna, jest tylko nośnikiem pewnej jakości. Nie na darmo psychologowie powtarzają, że nie zakochujemy się w kimś, a we własnych marzeniach i projekcjach. Choć może nie warto mówić o tym, w czym się zakochujemy, tylko czego pożądamy.
Jeśli pożądam kogoś, kto nie jest moim partnerem, jeśli przeżywam właśnie jakąś silną fascynację – co mogę z tym zrobić?
Na pewno jeżeli przeżywasz taką fascynację średnio trzy razy w roku, to powinnaś czy powinieneś zdać sobie sprawę z tego, że to jest u ciebie nałogowe. Ty się nakręcasz tym, że to tak cię kręci – nie mówię tu o seksoholizmie, tylko o takim stanie, kiedy idziesz lasem i wszędzie widzisz borowiki. A przecież psiaki też tam rosną. Natomiast jeżeli żyjesz sobie spokojnie wiele lat i nagle spotykasz cudownego człowieka, a on spotyka ciebie i w dodatku to narasta i nie mija – to myślę, że trzeba o to zawalczyć. A przynajmniej to uszanować.