1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

„Kocham mamę. Ale wystarczy pół godziny z nią i czuję się chora albo beznadziejna”

„Nie jesteśmy nic winni naszym rodzicom – ten „dług”, który czasami nam wypominają, spłacamy naszym dzieciom, a one będą go spłacać swoim dzieciom. W drugą stronę to nie działa” – pisze Ewa Klepacka-Gryz. (Fot. iStock)
„Nie jesteśmy nic winni naszym rodzicom – ten „dług”, który czasami nam wypominają, spłacamy naszym dzieciom, a one będą go spłacać swoim dzieciom. W drugą stronę to nie działa” – pisze Ewa Klepacka-Gryz. (Fot. iStock)
Moja matka nie potrafi być szczęśliwa. Mówi mi: „Nie interesuj się moim życiem, skoro mnie odrzucasz”. Kocham mamę. Ale wystarczy pół godziny z nią i czuję się chora albo beznadziejna. Cokolwiek zrobię, ona wzdycha, krzywi się i komentuje. Gotuję „nie tak”, córki wychować nie umiem, wyszłam za niedojdę…

„Troszczę się o ciebie po prostu” – powtarza, gdy próbuję przekonać ją, że to moje życie.

Wszystko wie lepiej, a każda dyskusja kończy się cichymi dniami. Mama nie krzyczy, ale jej słowa i zachowanie sprawiają, że czuję, że to ja ją krzywdzę i rozczarowuję. Przeze mnie skacze jej ciśnienie, płacze, jest jeszcze bardziej nieszczęśliwa, a przecież życie dało jej w kość. Poświęcała się dla mnie, brała nadgodziny, żeby zapewnić mi korepetycje, które pozwolą mi zdać na studia (zawiodłam ją, wybierając pedagogikę zamiast medycyny).

Ona wciąż próbuje być numerem jeden w moim życiu, osobą, bez której sobie nie poradzę. Mojego męża traktuje jak powietrze. Ja przed nim tłumaczę się za matkę, przed nią – za męża. W rezultacie cały czas czuję się nie w porządku wobec najbliższych.

„Jestem w pracy” – szepczę, gdy mama telefonuje po raz piąty. Ale ona chciała tylko powiedzieć, że zrobiła dla nas schabowe i jeszcze umyła mi okna, więc boli ją kręgosłup. „Nie prosiłam ani o obiad, ani o sprzątanie” – myślę, ale dziękuję. Nie umiem inaczej.

Słodkiego, ciężkiego życia

Czasem myślę, że mama nie cieszy się moim szczęściem. Pamiętam, jak ekscytowałam się urlopem w Chorwacji. „W moich czasach paszport i wyjazdy były luksusem” – westchnęła. I poprosiła: „Jak masz starą pościel, to mi daj”. „Przecież mogę ci kupić” – zapewniłam. „Szkoda wydawać na emerytkę” – machnęła ręką.

„Bidulka” – znowu czułam się winna. „Ona życzy ci ciężkiego życia, jakie sama miała” – powiedziała mi przyjaciółka. „Dlaczego to ty masz odpowiadać za jej szczęście?”.

Z dzieciństwa pamiętam mamę smutną, zmęczoną i samotną. Owszem, całowała mnie w czoło, gdy chorowałam. Pomagała w lekcjach, biła brawo, kiedy śpiewałam solówki w Gawędzie. Robiłam wszystko, żeby zasłużyć na takie gesty. Dziś życzliwą uwagę dostaję, gdy mówię jej o porażkach albo kłótniach z mężem. Wtedy nawet mnie przytuli.

Nie jestem idiotką, dostrzegam coś toksycznego w naszej relacji. Wiem, że mam prawo postępować, jak zechcę. Słuchać swoich potrzeb. W teorii, bo przy mamie wciąż czuję się głupią małolatą. A jej odpowiada taki układ. Ja jestem „gorsza”, ona czuje się aniołem, który mnie ratuje. Ale przecież nie zostawię 70-latki. To by ją zabiło. A ja nie uniosę poczucia winy.

Przymusowy odwyk

Mama nie odbiera ode mnie telefonu. Wysłała SMS: „Żyję, masz swoje sprawy”. Co oznacza: „Nie interesuj się mną, skoro mnie odrzucasz”. Szantażuje i karze emocjonalnie. Nawaliłam? Rok temu postanowiliśmy z mężem zaadaptować strych nad naszą klitką. Nie mieliśmy zdolności kredytowej, więc mama namówiła nas na pożyczkę pod zastaw jej mieszkania. Nie spłaciliśmy dwóch rat, lamentowała, że „wpędzę ją do grobu”. Kiedy oddaliśmy całą sumę… nie była zadowolona. „Traci nad nami kontrolę, woli żyć konfliktem, niż go rozwiązywać” – docierało do mnie.

Mąż ostro powiedział: „Zapraszamy mamusię raczej na imprezy rodzinne i święta. Czas się usamodzielnić”.

„Jak mogłeś?” – oskarżałam go, że jest bezwzględny. „Jeszcze mi podziękujesz za to, że nas uratowałem”, mówił.

I miał rację. Trudne to, martwię się o mamę, sięgam po komórkę, żeby do niej zadzwonić. Jakbym była uzależniona. Psychoterapia? Dla kogo? Dla mnie czy dla niej? Ona się nie zmieni, ale ja już mam dość obchodzenia się z nią jak z jajkiem. Ale na konfrontację nie jestem gotowa. Na razie uczę się być dorosłą kobietą, a nie małolatą pod jej wieczną kuratelą. Nie wiem, czy uda mi się odwyk od własnej matki.

Ewa Klepacka-Gryz: Moja droga, czytam Twój list ze smutkiem, bo doskonale rozumiem, co czujesz i co czułaś jako dziecko. Myślę, że Twoje uczucia wcale tak bardzo się nie zmieniły przez te wszystkie lata. W głębi serca nadal jesteś w roli tej małej dziewczynki, która z całych sił chce zadowolić swoją mamę. Dzieci już tak mają, bo same, bez rodziców, w świecie sobie nie poradzą. Niestety tacy rodzice jak Twoja mama swoim zachowaniem – i przede wszystkim tymi wszystkimi zdaniami w stylu: „Zobacz, jak się dla ciebie poświęcam” – podświadomie uzależniają dziecko od siebie, i to na zawsze. Absolutnie nie obwiniam Twojej mamy, jestem przekonana, że jest najlepszą mamą, jaką być potrafi, a tego, czego Ci nie daje, po prostu nie ma, bo sama nie dostała od swoich rodziców. Ale TY nie jesteś już małą dziewczynką.

Nie jesteś odpowiedzialna za szczęście swojej mamy – ani Ty, ani nikt inny. Nie musisz czuć się winna, kiedy ona sprząta Twoje mieszkanie, a potem narzeka na bolący kręgosłup. Nie krzywdzisz jej w żaden sposób ani nie zawodzisz, nawet kiedy nie zaspokajasz jej wygórowanych oczekiwań wobec Ciebie. Nie jesteś jej własnością i wcale nie musisz żyć według wymyślonego przez nią dla Ciebie scenariusza. Mama dała Ci życie i to wszystko, co miała do zaoferowania. Dziś Ty masz prawo żyć tak, jak chcesz, lubisz, planujesz.

Nie jesteśmy nic winni naszym rodzicom – ten „dług”, który czasami nam wypominają, spłacamy naszym dzieciom, a one będą go spłacać swoim dzieciom. W drugą stronę to nie działa. Nie miałaś wpływu na to, że mama brała nadgodziny, żeby zapewnić Ci korepetycje, albo w jakikolwiek inny sposób się dla Ciebie „poświęcała”. Miłość nie wymaga poświęceń, to był wybór Twojej mamy. Jej stwierdzenia w stylu „Jak masz starą pościel, to mi daj” to szantaż emocjonalny. Chce w ten sposób zwrócić Twoją uwagę. Być może czuje się samotna, mniej ważna dla Ciebie od twojego męża i dzieci. I to jest zupełnie naturalne. Dojrzałość polega właśnie na emocjonalnej separacji od pochodzenia i inwestowaniu energii w obecną rodzinę. Niestety wielu rodziców nie bardzo chce się z tym pogodzić i np. każą dziecku wybierać: „Kto jest dla ciebie ważniejszy: ja czy twój mąż?”. I to jest dokładnie ten moment, kiedy mamy pełne prawo powiedzieć na głos, albo przynajmniej sobie to uświadomić, że tak właśnie jest; że rodzicom należą się miłość i szacunek, i wszelka pomoc, kiedy jej potrzebują, ale nasz partner, nasze dzieci to teraz nasza najbliższa rodzina.

Choć rozumiem smutek, rozżalenie i bezsilność, które czujesz, najbardziej niepokoi mnie wpływ Twojej relacji z mamą na relacje z mężem. Nie musisz wcale wybierać pomiędzy tymi ważnymi dla Ciebie osobami, bo to nie są równorzędne relacje. Dbaj przede wszystkim o swój związek, tu wkładaj maksimum swojej energii.

Jesteś bardzo świadomą osobą; doskonale rozumiesz grę, którą funduje Ci mama: w ratowniczkę i głupią małolatę. Nie musisz w nią grać. Doskonale rozumiesz, że nie zmienisz swojej mamy i że jedynym wyjściem w tej sytuacji jest Twoja dojrzałość, dzięki której łatwiej Ci będzie postawić zdrowe granice mamie i reszcie świata. Także mężowi. Również on nie musi być twoim ratownikiem broniącym Cię przed mamą ani Ty jego. Oni są dorośli i sami potrafią ułożyć sobie swoje relacje. Ty w to nie ingeruj.

Stawianie granic to także nie odbieranie telefonów, kiedy jesteś w pracy, informowanie mamy, że nie prosisz jej o sprzątanie mieszkania czy robienie czegokolwiek innego „za ciebie”. Ważne, w jaki sposób to zrobisz. Dojrzała osoba potrafi odmawiać w nieraniący sposób. I ustala zasady w relacji. Umów się z mamą, że będziesz do niej dzwonić np. co drugi dzień, ale po pracy. Poproś, żeby nie dzwoniła do Ciebie w godzinach pracy, chyba że wydarzy się coś złego i Twoja pomoc będzie niezbędna i możliwa. Bo kiedy np. mama dzwoni do Ciebie, ilekroć ma podwyższone ciśnienie, wytłumacz jej, że powinna zadzwonić do lekarza, bo Ty, na dodatek będąc w pracy, w niczym jej nie pomożesz. Mam świadomość, że układanie zdrowych, dorosłych relacji ze starzejącymi się rodzicami to proces długi i żmudny. Ale czuję, że jesteś już gotowa go rozpocząć. Jeśli możesz, na przyszłość nie wchodź z mamą w żadne zależności finansowe, bo to zawsze utrudnia relacje – ten kto daje pieniądze, stawia wymagania.

Całą energię wkładaj w swój proces dojrzałości; na początku w relacjach z innymi ludźmi zwracaj uwagę, z jakiej pozycji, roli się z nimi kontaktujesz. Dorosłej kobiety czy zależnej nastolatki? Czy potrafisz odmawiać, stawiać swoje warunki, mówić wprost o swoich potrzebach, jednocześnie dając prawo do odmowy drugiej stronie? Czuję, że długa droga przed Tobą, ale Ty już na nią weszłaś. Powodzenia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze