Dopuszczanie ewentualności, ze coś może się nie udać, to życiowy realizm. Przekonanie, że nie uda się na pewno, to już czarnowidztwo. Kiedy do gabinetu Ewy Klepackiej-Gryz trafia pesymista, rzadko ma świadomość, że jego głównym problemem jest on sam. Woli obwiniać o wszystko innych.
Pesymizm i optymizm to dwa skrajne podejścia do życia, interpretacji wydarzeń, a w szczególności wyjaśniania sukcesów i porażek. Pesymista jest przekonany, ze niepowodzenia zdarzają mu się stale, we wszystkich dziedzinach i zawsze nie z jego winy. Ma też skłonność do długotrwałego analizowania niepowodzeń, przeżywania zmartwień i opowiadania o tym wszystkim dookoła. Zdaniem optymisty niepowodzenia przytrafiają mu się czasami, można im zapobiec i zamiast szukać winnego, lepiej usuwać szkody. Pesymiście sukcesy przydarzają się rzadko, w nielicznych dziedzinach życia i raczej są dziełem przypadku niż jego zasługą. Optymista natomiast zakłada, że wszystko jest w zasięgu jego możliwości, a on sam zasługuje, na to, co najlepsze.
Tak twierdzi przeciętny pesymista i zwykle szuka winnego swojego ponurego nastroju. Może geny? Bardzo proszę, naukowcy w wielu ośrodkach na całym świecie od lat próbują odkryć gen obecny w DNA wyznawców teorii o szklance do połowy pustej. I tak badawcze z Uniwersytetu Columbia doszli do wniosku, że genem pesymizmu jest prawdopodobnie ADRA2b, który reguluje wydzielanie neuroprzekaźnika noradrenaliny. Osoby obdarzone mutacją owego genu wychwytują z otoczenia głównie negatywne bodźce i całą energię psychiczną inwestują w wyłapywanie i unikanie potencjalnych zagrożeń.
Z kolei naukowcy w kilku ośrodków badawczych w Kalifornii odkryli, że niska ekspresja genu stymulującego poziom MAO-A, czyli enzymu odpowiadające za eliminację m.in. serotoniny, adrenaliny i noradrenaliny, wiąże się z wyższym poziomem optymizmu i ogólnego zadowolenia z życia, ale... tylko u kobiet. U mężczyzn gen ów związany jest raczej ze skłonnością do alkoholizmu, agresji i zachowań antyspołecznych.
Co jeśli to nie geny? Może wezwać na dywanik mamusię i tatusia? Naukowcy nieprzerwanie próbują szukać korelacji pomiędzy stylami przywiązania a pesymizmem czy poziomem lęku matek a nastawieniem do sukcesów i porażek dzieci. Wnioski? Mało konkretne i niewiele wnoszące.
Teoretycznie każdy pesymista może stać się optymistą. W praktyce wygląda to jednak gorzej. Pesymista jest bowiem niezwykle stały w swoim podejściu do życia. Choć czuje się pechowcem, to wcale nie chce się zmienić. Zwyczajnie nie wierzy, że w jego życiu mogłoby być lepiej. Droga od pesymisty do optymisty polega na żmudnej nauce świadomego zmieniania sposobu wyjaśniania tego, co mu się przydarzy. Żmudnej dlatego, że pesymista zaczyna stawiać warunki - podświadomie czerpie przecież zyski z "czarnej" wizji świata. Zwykle to on jest wygranym w relacjach - jego narzekań wszyscy muszą wysłuchiwać, podczas gdy on innych w ogóle nie zauważa. To jemu trzeba współczuć, dwoić się i troić w wymyślaniu cennych rad, z których i tak nie skorzysta.
Z moich obserwacji wynika, że do gabinetu terapeuty trafiają dwa rodzaje pesymistów. Pierwszy to pesymista depresyjny - bierze antydepresanty i twierdzi, że na niego nie działają i prawdopodobnie nigdy nie zaczną, ewentualnie zadziałają, ale będzie je musiał zażywać do końca życia. Drugi typ to pesymista o rysie cierpiętnika - nie bierze antydepresantów i cierpi, a im bardziej cierpi, tym jest większym przeciwnikiem leków, psychiatrów i terapii. Oba typy uważają, że największym ich problemem jest świat, czyli inny.
Zwykle zaczynam nasze spotkanie od historii przytoczonej przez Philipa Zimbardo o tym, dlaczego światu potrzebni są pesymiści. Bo wprawdzie optymista wynalazł samolot, ale to pesymista wynalazł spadochron. Dopóki samolot jest w górze, triumfuje optymista, ale kiedy zaczyna spadać, wszyscy przypominają sobie o wielkiej roli pesymisty. Na dłuższą metę pesymizm jest jednak męczący zarówno dla jego "wyznawcy", jak i otoczenia.
Zdaniem Martina Seligmana, twórcy psychologii pozytywnej, optymizm i pesymizm mają szczególne znaczenie przy podejmowaniu decyzji. Skrajni pesymiści podejmują decyzję na podstawie przeszłych zdarzeń, zwłaszcza tych niezbyt pozytywnych. Umiarkowani pesymiści całą swoją energię koncentrują na przyszłości - przewidywaniu i eliminacji niebezpieczeństw.
Najskuteczniejsi są jednak optymiści-realiści, bo dokonują wyboru, kierując się "tu i teraz", czyli faktami. Wyróżniają się największą stabilnością charakteru, co pozwala im wyjść cało z traumatycznych wydarzeń, które im też się zdarzają. W obliczu stresu martwią się przez chwilę, potem zakasują rękawy i zaczynają szukać wyjścia z sytuacji, przekonani, że mają odpowiednie zasoby, żeby sobie poradzić. A jeśli nie mają - że będą potrafili sobie je zorganizować. I takie właśnie podejście warto w sobie wypracować.
Jako terapeutka powtarzam pacjentom: kiedy w twoim życiu wydarzy się coś trudnego, to zazwyczaj emocje i działania, które podejmujesz, nie są bezpośrednim następstwem trudności, lecz twoich przekonań na ich temat. To, jak zinterpretujesz daną sytuację i jej przyczyny, wpływa bezpośrednio na twoją reakcję. Nie możesz wpłynąć na sytuację, ale na swoje przekonania na jej temat - tak.