Czy to prawda, że im mniej chłopiec otrzymał od matki: bliskości, czułości, troski i akceptującej miłości jako dziecko, tym bardziej będzie z nią związany jako dorosły? – pytamy psychoterapeutę Wojciecha Eichelbergera.
Relacja z matką – trudny temat. Mężczyźni niechętnie o tym rozmawiają. Zwłaszcza gdy nie jest ona dobra. Ale jakie ma znaczenie, jaka była matka, kiedy syn jest już dorosły? Ma własną firmę, jest dyrektorem albo prawnikiem…
Relacje syna z matką ustalają jego sformatowanie w relacjach z kobietami na resztę życia. Ona jest pierwszym, najważniejszym wzorcem kobiecości. Tego, jak się zachowuje, jak się wyraża, jakie ma emocje i jaką ma instrukcję obsługi. Nie trzeba dodawać, że uczy się tego wszystkiego w kontakcie tylko z jedną przedstawicielką tej różnorodnej, barwnej i niedającej się zamknąć w uogólnieniach populacji. Nabywa więc wiedzy, doświadczeń i przekonań bardzo specyficznych, uwarunkowanych i ograniczonych. Oczywiście dla jego przyszłych relacji z kobietami duże znaczenie ma też to, czy jego rodzina jest pełna i jakie uczucia cementują związek rodziców. Obserwując ich, uczy się, jak wygląda i na czym polega relacja dorosłego mężczyzny z dorosłą kobietą.
Czyli to, czym chłopiec nasiąknie w relacji z matką, decyduje o tym, jakim będzie partnerem? A jeśli nasiąknie niekochaniem?
To, co wydarza się w rodzinnym domu, ustawia chłopca na całe życie. Chyba że podejmie świadomą, trudną i wytrwałą pracę nad zmianą swojego nastawienia. Jeśli nie podda refleksji i weryfikacji tego, co odziedziczył ze swojego systemu rodzinnego, to będzie związki z kobietami budował na zasadzie: kopiuj – wklej. Na próżno też będzie szukać możliwości kompensacji tego, czego mu od matki zabrakło w dzieciństwie.
Matki moich partnerów były często zimne emocjonalnie, wymagające, oceniające, krytyczne…
Matka zimna emocjonalnie, która nadmierną krytyką i karami zamyka serce syna i demoluje jego poczucie wartości, funduje mu bardzo trudne życie w związkach. Wychowa mężczyznę, który będzie miał ukryty pod pozorem układności lub jawnie agresywny stosunek do kobiet. Choć jednocześnie jego niezaspokojone w relacji z matką potrzeby, takie jak: bliskość, czułość, troska i akceptująca miłość, sprawią, że będzie szybko i mocno uzależniał się od każdej kobiety, która go zechce, lecz która (jak się później okaże) nie będzie potrafiła go kochać…
Patrzysz na mnie i myślisz, że skoro wiązali się ze mną mężczyźni mający zimne matki, to sama mam w sobie lodową część?!
Bywają rzadkie odstępstwa od tej reguły. Ale najczęściej jest tak, że kobiety wybierające na partnerów synów oziębłych i wrogich matek, są córkami odrzuconymi przez swoje matki. Wybierają spragnionych kobiecej akceptacji, bliskości i troski mężczyzn, bo to łatwy łup. Wystarczy sięgnąć i taki miś przylepka i słodziak jest ich. Wspaniale i wesoło – ale na krótko. Szybko zaczynają się komplikacje i napięcia. Bo misio słodziak będzie od swojej kobiety oczekiwał niemożliwego, czyli tego, czego sama nie dostała od swojej matki.
I zaczyna się emocjonalna szarpanina: pretensje i szukanie dziury w całym?
Właśnie. Ratunkiem jest odżałowanie swoich frustracji i deficytów z dzieciństwa. Zadowolenie się tym, co w dorosłym związku z partnerką jest możliwe, czyli tym, co można dostać tu i teraz. Choć będzie tego tylko trochę, to jednak trochę to dużo więcej niż nic. Jeśli potrafimy być wdzięczni za „trochę”, to uleczymy starą ranę w sercu i sprawy zaczną układać się wystarczająco dobrze.
A co z matkami, które były jawnie agresywne, biły, wyzywały?
Matka jawnie nienawidząca swojego syna zapewne od ojca albo starszego brata doświadczyła przemocy i upokorzenia. Mogła też zostać w jakiś sposób seksualnie lub erotycznie wykorzystana. Takie doświadczenie – często zresztą wyparte i zapomniane – z reguły zaszczepia głęboko ukrytą, przejawiającą się na różne sposoby niechęć, a nawet nienawiść do mężczyzn. Często objawia się ona w zakamuflowany sposób jako agresja wobec syna. Szczególnie wtedy, gdy zostaje z synem sama, bo wtedy widzi w nim nieobecnego, znienawidzonego partnera i z braku właściwego obiektu wywiera nieświadomą zemstę na synu. Czasami są to wyzwiska, przemoc fizyczna, znęcanie się psychiczne. Od czasu do czasu daje synowi iskrę nadziei, że gdyby tylko się zmienił, gdyby był inny, a nie taki podobny do ojca – to byłaby szansa na to, żeby go pokochała. Tak potraktowany syn może całe życie spędzić, będąc uwikłanym w emocjonalną grę matki, i na próżno starać się, by zasłużyć na jej miłości. Prawdopodobnie nie zwiąże się na dłużej z żadną kobietą, bo będzie przekonany, że jest coś z nim nie tak, a to coś dyskwalifikuje go w oczach kobiet. Gdy matka umiera, grozi mu depresja, gdyż ostatecznie traci nadzieję na to, że kiedykolwiek usłyszy od matki upragnione: „Dumna jestem z ciebie i kocham cię”.
Mam smutną, ale nie wiem, czy w pełni uznaną obserwację życiową: im mniej matka dała, tym bardziej syn jest z nią związany.
Zgoda. Bo frustracja dziecięcej naturalnej potrzeby bycia bezwarunkowo kochanym przez matkę może na całe życie uwikłać dziecko w nadzieję, oczekiwanie i staranie się za wszelką cenę o miłość – często w trybie autoagresji, na przykład polegającej na przepracowywaniu się, podejmowaniu ryzykownych decyzji życiowych. A ewentualne partnerki zamęczał będzie dziecięcymi oczekiwaniami i potrzebami, które powinny być adresowane wyłącznie do matki, jak: potrzeba bezpieczeństwa, opieki, komfortu i przyjemności, czyli karmienia, ubierania, dawania prezentów, nieustannej obecności, pochwał, zachwytów i seksu. A ponieważ dorośli nie są w stanie zaspokoić tych dziecięcych potrzeb, niedokochany chłopiec zamienia się w chorobliwie zazdrosnego, kontrolującego, a nierzadko także przemocowego potwora.
A co z seksem? Czy mężczyźni głodni miłości matki są wierni?
Na ogół są niewierni. Doświadczenie odrzucającej matki budzi w mężczyźnie przekonanie, że nie zasługuje na miłość kobiety, że nie ma na nią szans. No bo skoro nawet matka mu tej miłości nie dała, to tym bardziej nie ma nadziei na dostanie jej od obcych, niespokrewnionych ludzi. W rezultacie taki mężczyzna, będąc w bliskiej relacji z kobietą, żyje w poczuciu zagrożenia nieuchronnym porzuceniem. Wtedy skutecznym sposobem redukowania jego lęku jest bycie w dwóch lub więcej związkach jednocześnie.
A więc wiele kobiet zamiast jednej, by uniknąć bólu?
Tak właśnie, bo szuka tylko przyjemności. Jak dziecko chce być bezwarunkowo i bez żadnych zobowiązań kochany przez kobietę. A ponieważ kobiety potrzebują też czuć się wybrane, ważne, kochane i bezpieczne i z czasem zaczynają się o to upominać, więc wówczas niedokochany przez mamę mężczyzna ucieka przed taką kobietą i biegnie tam, gdzie te oczekiwania ze strony nowej kobiety jeszcze się nie pojawiły. Czyli skacze z kwiatka na kwiatek i spija sam nektar, unikając trwałych więzi i jakichkolwiek zobowiązań. Na nieświadomym poziomie ma ambiwalentne uczucia do uwodzonych przez siebie kobiet: pragnie ich, żyć bez nich nie może, ale jednocześnie ma do nich wiele skrywanej agresji i żalu, które są obroną przed upokarzającym uczuciem wiecznego nienasyconego pragnienia kobiety i uzależnienia od jej nieustannej obecności w jego życiu.
Rozwiązanie dla takiego mężczyzny?
Tylko psychoterapia albo głębokie duchowe przebudzenie. No, może jest jeszcze szansa na zmianę, jeśli usłyszy od wielu kobiet, że ma nieadekwatne i niedojrzałe oczekiwania, że odrzuca i rani tych, którzy go kochają.
A matka nadopiekuńcza? Nie czyni chyba takiego spustoszenia w sercu chłopca?
Nadopiekuńczość to też strategia wikłania, która ma nie pozwolić synowi odejść od matki. W istocie jest obezwładniającą syna agresją. W skrajnym przypadku matka nadopiekuńcza stara się być dla syna niezbędna, ale żeby być niezbędna, musi pozbawiać go możliwości uczenia się tego, co uczyni go kiedyś niezależnym i autonomicznym. A więc prawie wszystko robi za niego i dla niego. Nie pozwala mu ścielić łóżka, sprzątać, przygotowywać posiłków, robić zakupów, grać z kumplami w piłkę, a nawet liczyć pieniędzy. Będzie z nim wszędzie chodzić: do lekarza, do apteki, na pocztę, do urzędów, kupować mu ubrania. Będzie negatywnie recenzować jego kolegów i koleżanki, a szczególnie sympatie.
Nie ma szans na to, żeby związał się z jakąś kobietą?
Może się związać tylko z taką, którą matka zaakceptuje, a więc którą będzie mogła zdominować, skontrolować. No i oczywiście będzie miała klucz do ich mieszkania. O ile oni się w ogóle od niej wyprowadzą, bo na ogół tacy mężczyźni mieszkają z matkami nawet po ślubie, instalując partnerkę w przestrzeni należącej do matki. A wtedy matka będzie im sprzątać, gotować, grzebać w szafach i uczyć partnerkę syna, jak powinna się nim opiekować.
Otrucie potrawką z muchomora to dobre rozwiązanie?
Na szczęście rzadko do tego dochodzi, bo agresja do nadopiekuńczej matki jest głęboko wyparta i na ogół nie osiąga natężenia tego, co nazywa się morderczą pasją. Ale zdarza się, że taki mężczyzna może zachować się wobec niej bardzo agresywnie, a nawet stać się…
Seryjnym mordercą kobiet?!
Czasami tak. Ale aby coś tak strasznego się z nim stało, musiałyby zaistnieć w jego życiu lub w jego systemie rodzinnym jeszcze inne silnie demoralizujące czynniki lub kompletna blokada rozumu i sumienia pod wpływem jakichś substancji odurzających.
Co jeszcze może się stać z chłopcem uwikłanym w nadopiekuńczą, agresywną matkę?
Wiele zależy od tego, jak wygląda związek tej matki z ojcem syna. Często bywa tak, że dominująca, agresywna matka doprowadza też do psychicznego wykastrowania swojego partnera, a w jej uczuciach do niego dominuje pogarda. Syn, widząc, jak matka upokarza i niszczy jego ojca, może podjąć podświadomą decyzję, że nigdy nie znajdzie się w podobnej upokarzającej sytuacji. Wówczas nabyty w jego doświadczeniu z matką uogólniony lęk przed kobietami może go skłaniać do tego, aby potrzebę bliskości, a także bycia akceptowanym i chcianym realizować w związkach z mężczyznami. Mówimy wówczas o psychogennych przesłankach do wyboru orientacji homoseksualnej.
A matki uwodzące, które pochylając się nad dorastającym synem, żeby go otulić kołdrą, półświadomie eksponują biust?
Albo siedząc w wannie, mówią do dorastającego synka: „Chodź, umyjesz mi plecy”. To zdarza się samodzielnym matkom dość często szczególnie wtedy, gdy z różnych powodów rozstały się z ojcem syna, są po bolesnych zdradach i rozwodach albo gdy wcześnie w życiu syna jego ojciec z jakichś powodów odszedł z tego świata – lecz matka zachowała jednak w swoim sercu przywiązanie. Wtedy ich syn ma szansę stać się zastępczą, a nawet lepszą wersją utraconego partnera. Lepszą, bo kochającą wiernie, zawsze i stale. Ale taka sytuacja może się stać również początkiem, zazwyczaj nieświadomej, uwodzącej gry ze strony matki, której trudno się pogodzić z tym, że kiedyś ukochany syn odejdzie do innej kobiety, ale która może też po prostu nie radzić sobie z niezaspokajanym libido. Dla syna jednak taka sytuacja jest bardzo trudna, bo piętrzy w nim potężne i sprzeczne uczucia. Dwa najważniejsze to: trwożna i zarazem wielka nadzieja na fizyczną bliskość z matką oraz lęk przed złamaniem obyczajowego tabu. Dochodzą do tego niejasne poczucie bycia manipulowanym i wykorzystywanym oraz lęk przed ośmieszeniem jego ewentualnych seksualnych prób. Tu kolejny cytat z doświadczeń moich pacjentów: „Synku, ja się teraz przebiorę w piżamę, ale nie musisz wychodzić, wystarczy, że zamkniesz oczy”. Oczywiste jest, że chłopiec zmruży oczy, ale z bijącym sercem będzie chciał przez te zmrużone oczy coś zobaczyć. Wytwarza się po obu stronach jakieś erotyczne napięcie, któremu towarzyszą silne, konfliktowe emocje.
Są na szczęście matki po prostu zachwycone swoimi synami!
Ale jeśli pochwały i zachwyty są bezkrytyczne i bezpodstawne – to taka mama wychowa narcyza, czyli mężczyznę o zaburzonym, w tym wypadku nadmiernie wysokim i nieustannie zagrożonym, poczuciu wartości własnej. Bo w głębi serca będzie przeczuwał, że został wykreowany, że nie wie, jaka jest jego prawdziwa wartość. Wszystko to sprawi, że narcyz z lęku, „że się wyda, jak mało jest wart”, będzie unikał głębokiego związku z kimkolwiek, dopuszczając do siebie tylko osoby bezkrytycznie nim zachwycone, których jednak nie będzie szanował. Grozi mu życie samotne i poświęcone nieustannej walce o zachowanie pozorów sukcesu i szczęścia. Ale gdy trudne okoliczności życia zachwieją tą fasadą, wpadnie w rozpacz i depresję.
A co czeka syna pracoholiczki, alkoholiczki, hazardzistki?
Najprawdopodobniej znajdzie sobie kobietę od czegoś uzależnioną i będzie powtarzał sytuację ze swojego dzieciństwa, która ukształtowała w nim przekonanie: „Nigdy dla nikogo nie będę najważniejszy”. W dorosłym związku będzie to usiłował przewalczyć w nadziei, że swoją kobietę bohatersko uwolni od nałogu i wtedy w końcu stanie się dla niej najważniejszy. To się jednak zazwyczaj nie udaje. A jeśli się uda, to ona odchodzi, bo brakuje wtedy spoiwa tego związku, czyli współuzależnienia.
Są mamy, które nie krzywdzą nikogo, ale są krzywdzone.
Kobieta, która daje się upokarzać partnerowi, ryzykuje, że wychowa chłopca z psychopatycznym rysem charakteru. Mówiliśmy o tym w naszym cyklu: że będąc świadkiem bezradności matki i jej cierpienia – z lęku przed ojcem – syn utożsami się z nim i przejmie pogardliwy stosunek wobec kobiet. Żona lub partnerka będzie dla niego domową niewolnicą. Od prawdziwego seksu będą kochanki, obdarowywane hojnie ciuchami i biżuterią…
Nie zapomnijmy o kochających, fajnych matkach!
Niech żyją. Wygląda na to, że jest ich na szczęście coraz więcej. To te, które są dojrzałe, poukładane, potrafią kochać, słuchać, okazywać czułość, a jednocześnie mają własne życie. To matki, które miały dobrą relację z własnym ojcem i które mogły patrzeć na udaną relację swoich rodziców i uczyć się od nich kochania. Synowie takich matek będą mieli partnerskie, uczciwe, kreatywne związki z kobietami.
Ale ci, którzy nie mieli tyle szczęścia, też mają szansę, prawda?
Przede wszystkim taki mężczyzna musi sobie zdać sprawę ze swoich trudnych uwarunkowań i bardzo chcieć zmiany. Wtedy wszystko jest do naprawienia. Ale jeśli nie pojawi się świadomość ani chęć zmiany, to i tak działa pewien bezpiecznik. Bo nawet silna niechęć i agresja do kobiet są w sercach i brzuchach mężczyzn kontrowane i mitygowane przez ogromną potrzebę czułości i bliskości. Nawet ci najbardziej przez matki skrzywdzeni zawsze pragną tego, czego nie dostali, i mają nadzieję, że kiedyś to dostaną. Tylko utrata tej nadziei może czasami zmienić ich w potwory.