Na kryzys można patrzeć jak na rzecz, przed którą należy uciekać, albo jak na dar od losu. Bo on jest darem, jeśli jesteśmy w stanie z niego skorzystać i zobaczyć go we właściwym świetle. Stara się nas zmienić, rozwinąć, poszerzyć. Podczas kryzysu środka życia człowiek staje przed fundamentalnymi pytaniami dotyczącymi ludzkiego życia.
Czym jest kryzys środka życia?
To jeden z najważniejszych momentów ludzkiego życia i rozwoju. Są różne kryzysy, ale właśnie wokół tego znajduje się istota ludzkiej egzystencji. Jung mówił, że człowiek tak naprawdę rozwija się od tego kryzysu. Bo dopiero druga połowa życia przynosi istotne przyspieszenie procesów rozwojowych. Myślę, że to prawda. Wcześniej człowiek wypełnia zadania społeczne, osiąga pozycję zawodową, rodzinną. Od momentu kryzysu środka życia zaczyna się prawdziwy proces indywiduacji. Stąd ta ważność. Człowiek musi się zmierzyć z fundamentalnymi pytaniami związanymi z ludzkim życiem. Czy można na nie uzyskać odpowiedzi, to jest już osobne pytanie. Bardziej może chodzi o odnalezienie radości w ich szukaniu.
W jakim wieku spotyka ludzi?
U mężczyzn zwykle na poważnie między 45 a 50 rokiem życia, a u kobiet trochę później, bo po 50. Oczywiście to bardzo indywidualne. To trochę jak z pytaniem, kiedy zaczyna się grypa – czy gdy zaczynamy kichać, czy dużo wcześniej.
Ile czasu trwa?
Zazwyczaj od momentu wystąpienia do końca życia. Ciężko zabrzmiało. To zależy, w jaki sposób spostrzegamy kryzys. Można patrzeć na niego jak na rzecz, przed którą należy uciekać, albo jak na dar od losu. Bo on jest darem, jeśli jesteśmy w stanie z niego skorzystać i zobaczyć go we właściwym świetle. Kryzys stara się nas zmienić, rozwinąć, poszerzyć.
Samo słowo „kryzys” brzmi poważnie.
Bo jest ważne. Należy rozróżnić kryzys od konfliktu. Konflikt występuje wówczas, gdy wewnątrz nas ścierają się dwie wartości, natomiast kryzys jest wtedy, gdy mamy do czynienia z konfliktem razy sto. Już nie pojedyncza wartość zostaje zakwestionowana, ale cały system funkcjonowania człowieka. Kryzys środka życia jest dodatkowo trudny, bo dotyczy całości życia. Jego ciężkość bierze się stąd, że dotyczy fundamentalnej zmiany tożsamości.
Jakie są symptomy kryzysu środka życia?
Bardzo różne. Wiele osób jest w kryzysie i o tym nie wie, bo na przykład wydaje im się, że mają depresję. Do najczęstszych symptomów należą: osłabienie energii życiowej, brak witalności, poczucie bezsensu, wszelkiego rodzaju lęki związane ze stratą, koszmarne sny, uaktywnienie się symptomów fizycznych. Biorą się one stąd, że dochodzimy do pewnego miejsca w życiu i nie wiemy, co dalej. Zarobiłem pierwszy milion, mam żonę pierwszą lub drugą, trójkę dorosłych dzieci. Albo: nie osiągnąłem żadnego znaczącego sukcesu w pracy i w życiu, z nikim się nie związałam, nie mam żadnej pasji. I co?
Strach przed powtarzalnością?
W znaczeniu poczucia jałowości tego wszystkiego, co mnie spotyka i co się może jeszcze zdarzyć. Z drugiej strony to takie miejsce w życiu, kiedy czuję, że już pewnych rzeczy nie zrobię. Zaczynam myśleć, że są sprawy poza mną. Na przykład nie odwiedzę już różnych miejsc na świecie albo nie będę już miała dzieci czy nowego, interesującego partnera. Zaczynam czuć swoje ograniczenia fizyczne i psychiczne. Coś mi ucieka, doświadczam tego, że mój czas jest ograniczony. I to wywołuje u mnie panikę. Konfrontuje z faktem, że moje życie jest przemijalne. Jeżeli uświadamiam sobie, że czegoś nie zrobię, to zaczynam się zastanawiać, czy to, co zrobiłem, jest fajne, dobre, wystarczające. Czy jest coś, co mi się nie udało. Nadchodzi moment rozrachunku. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak wyglądało nasze życie. Czy było sensowe, czy można było coś zrobić inaczej – a jeśli tak, to jak. Ze świadomością tego, że jest mało czasu i są małe szanse, żeby to naprawić. Bardzo trudne.
Czy pojawiają się też fizyczne symptomy?
Tak. Występują nawroty chorób lub pojawiają się nowe. Nasilają się też symptomy hipochondryczne. Człowiek zyskuje świadomość, że traci swoją fizyczną i intelektualną sprawność. Może pojawić się poczucie, że zaczynam się starzeć. Chociaż starzenie się jest uczuciem subiektywnym. Można mieć poczucie starzenia w wieku lat 30 i poczucie bycia młodym po siedemdziesiątce. „Starzenie się” jest określeniem, które oznacza początek rezygnacji z życia. Jeżeli zaczynam myśleć, że nic mnie nie czeka i się wycofuję – przechodzę w miejsce starości.
W jaki sposób próbujemy poradzić sobie z kryzysem środka życia?
Poziom zdrad małżeńskich według niektórych szacunków sięga 70 proc. i duża część z nich zdarza się w kryzysie środka życia. Ludzie wtedy sięgają po wszystkie uciechy świata – szybkie auta, motory, sporty ekstremalne. Albo medytują. Robią to, czego kiedyś sobie zabraniali. Może też być odwrotnie – usztywniają się w tym, co zrobili. Wbrew sobie przekonują się, że wszystko, czego dokonali, jest dobre, właściwie. Zaczynają „upewniać” siebie i innych, że ich dotychczasowy styl życia był tym jedynie słusznym. W takim momencie mogę na przykład stać się świętobliwym mężem lub szacowną matroną.
Ani jedna, ani druga postawa nie służy chyba rozwojowi?
Nie, bo jedna i druga omija to, o co chodzi w kryzysie. Czasem jednak tego rodzaju zachowania są koniecznym etapem, bez którego człowiek nie jest w stanie rozwijać się.
Dlaczego?
Użyję porównania – jak woda natrafia na dół, to żeby płynąć dalej, musi ten dół wypełnić do końca. Jeżeli zabraniałem sobie w życiu różnych rzeczy, to żebym mógł zmierzyć się z kwestiami, które czekają na mnie w drugiej połowie życia, muszę najpierw sięgnąć po to, czego nie doświadczyłem. Czasami, żeby przejść do zagadnień duchowych, muszę wysycić ziemską stronę. To jest pułapka, w którą wpadają ci, którzy swoje normalne, „ziemskie” trudności próbują rozwiązać poprzez szybkie wejście w medytację, duchowość. To się po prostu nie może udać. Bo rozwój zasadniczo musi być kolejnymi wypełniającymi się dołami. Oczywiście każdy ma swoją drogę, ale nie ma drogi na skróty.
W kryzysie środka życia te doły są szczególnie trudne, tak?
W tym miejscu pojawia się znowu niebezpieczeństwo – jeżeli zacznę sobie brać te fajne rzeczy i na tym poprzestanę, będę je w sposób jałowy powielał, podczas gdy powinienem pójść dalej.
Co to znaczy – pójść dalej?
Zmierzyć się z pytaniami, które są fundamentalne: kim jestem, po co żyję, jaki jest mój stosunek do kosmosu czy też jakkolwiek pojmowanego Boga.
To chyba nie jest łatwe zadanie?
To jest koszmarnie trudne zadanie.
Co zrobić, żeby to było łatwiejsze?
Podstawową rzeczą jest nasz stosunek do zjawiska, jakim jest kryzys. On próbuje nas zmusić, żebyśmy te rzeczy, które do tej pory marginalizowaliśmy, zintegrowali i włączyli w siebie. W momencie kiedy to zrobimy, perspektywa, z której patrzymy na życie i na śmierć, jest już inna. To trochę jak z wiedzą. Jeśli wiemy mało, różne rzeczy nas przerażają. Gdy wiemy więcej, dostrzegamy, że zjawiska są wieloznaczne, wielopłaszczyznowe – można na nie spojrzeć z kilku stron. To samo z nami – jeśli jesteśmy szeroką, rozwiniętą, zintegrowaną osobowością, życie ani śmierć zazwyczaj już nas tak nie przerażają. Czasem może też udać się nam odpowiedzieć na niektóre pytania, które zbliżają nas do odkrycia tajemnicy życia.
Ważna jest świadomość tej naszej wielopłaszczyznowości?
Świadomość, ale też coś więcej. Rozwój człowieka polega na tym, żeby nie tylko mieć świadomość tego, że mam w sobie wiele aspektów, ale żeby żyć tymi wszystkimi aspektami w każdej chwili.
Z jakimi pytaniami mierzy się człowiek w kryzysie środka życia?
Po pierwsze, mierzy się z pytaniem, czy to, co robiłem i robię, jest zgodne z moją ścieżką serca. Czy to jest to, co potrzebuję robić w życiu – czy jestem we właściwym związku, wykonuję właściwą pracę, żyję we właściwym miejscu. To są pytania o najważniejsze rzeczy dotyczące miejsca w życiu, w którym aktualnie jestem. A jeżeli nie jestem na ścieżce serca, to w jaki sposób mógłbym się na niej znaleźć. To podstawowe pytanie w tym momencie życia. A dalej to już tylko podążać za tym, w którą stronę moja ścieżka serca mnie prowadzi. Na niej znajdą się w którymś momencie inne fundamentalne pytania.
A jak ktoś sobie na te fundamentalne pytania nie odpowie, to co?
Nie wiem, czy w ogóle można sobie na nie odpowiedzieć, ale na dłuższą metę nie ma takiej możliwości, żeby je ominąć. Ale też nie chodzi tu o odpowiedzi werbalne. Nawiążę do psychologii zorientowanej na proces – metody, w której pracuję i która jest współczesną wersją taoizmu. W taoizmie mówi się jasno, że Tao, które można nazwać słowami, nie jest prawdziwym Tao. Można go doświadczać, można je czuć, ale nie można o nim mówić. Myślę, że tak samo jest z tymi najważniejszymi pytaniami – jeżeli zaczniemy o nich mówić, wpadamy w banał. Jaki jest sens życia? Każda odpowiedź na to pytanie będzie czystą bzdurą. Myślę natomiast, że przede wszystkim chodzi o to, żeby umieć odnaleźć radość z szukania tych odpowiedzi.
Co na to Jung?
Mówił, że kryzys środka życia to moment, w którym możliwości indywidualnej ludzkiej psychiki się wyczerpują. Mówiąc krótko: człowiek w swoim jednostkowym ludzkim wymiarze jest za głupi, żeby to rozwiązać. Pomóc mu może nieświadomość zbiorowa, czyli głęboko schowana skarbnica wiedzy, w której ukryte są podstawowe informacje o stosunkach między człowiekiem a Bogiem, kosmosem, uniwersum. Pytanie – jak tam dojść? Jeśli jestem tylko sam ze swoją indywidualną psychiką, mogę jedynie sięgnąć po rozwiązania powierzchniowe. Jung mówił, że niektórym ludziom zdarzają się dary od nieświadomości zbiorowej – to sny archetypowe. Taki sen nie ma żadnych jednostkowych odniesień – śnię i chociaż nie potrafię tego zrozumieć ani też odnieść do swojego życia, robi to na mnie ogromne wrażenie. Śnią się wtedy symbole ogólnoludzkie, ogólnopsychiczne. Nie każdemu oczywiście one się zdarzają, ale do nieświadomości zbiorowej można dojść też w inny sposób.
Jaki?
W psychologii zorientowanej na proces funkcjonuje pojęcie mitu życiowego. To główne zadanie naszego życia, oś, wokół której owija się większość naszych psychicznych problemów, linia rozwojowa, która nas prowadzi. O micie życiowym można myśleć jak o pewnej sztuce ze sobą na scenie. Sensowne rozwijanie mitu życiowego polega na odegraniu tej sztuki w różnych rolach. Wtedy poznaję historię z różnych stron – nie jestem cały czas na przykład w roli bohatera, ofiary czy ojca. Gdy wchodzę tylko w jedną rolę, oglądam sztukę z jednego punktu widzenia. W ten sposób niczego się w życiu nie nauczę, bo przez cały czas powielam to samo. Znając swój mit życiowy, człowiek jest w stanie łatwiej przejść kryzys środka życia, bo mit swoimi korzeniami sięga nieświadomości zbiorowej. Mit nadaje pewien indywidualny ton temu kryzysowi. Pokazuje pewne kierunki rozwiązań, które są tylko dla mnie. Bo każdy ma swój własny mit życiowy.
Tomasz Teodorczyk, współzałożyciel Akademii POP (www.akademiapop.org). Dyplomowany psychoterapeuta i nauczyciel pracy z procesem Research Society for Process Oriented Psychology w Zurichu, posiada Licencję Psychoterapeutyczną i Trenerską Polskiego Towarzystwa Psychologii Zorientowanej na Proces. Pracą z procesem zajmuje się od 1988 roku. Prowadzi psychoterapię indywidualną, warsztaty oraz szkolenia i superwizje. Tłumacz książek A. Mindella oraz autor artykułów o pracy z procesem. Współpracuje również z firmami przy rozwiązywaniu konfliktów.