1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

„Skąd w tobie pogarda dla głupszych, grubszych, brzydszych lub słabszych – innych?” – pyta Ewa Woydyłło

„Rozpowszechniona u nas, a przede wszystkim odgórnie rozpowszechniana w ostatnich latach podejrzliwość, pogarda i wrogość wobec wyglądających inaczej, wierzących inaczej i żyjących inaczej przybrała już rozmiary epidemicznej choroby społecznej, przypominającej hybrydową wojnę domową” – pisze Ewa Woydyłło. (Fot. iStock)
„Rozpowszechniona u nas, a przede wszystkim odgórnie rozpowszechniana w ostatnich latach podejrzliwość, pogarda i wrogość wobec wyglądających inaczej, wierzących inaczej i żyjących inaczej przybrała już rozmiary epidemicznej choroby społecznej, przypominającej hybrydową wojnę domową” – pisze Ewa Woydyłło. (Fot. iStock)
Czym są i jak funkcjonują uprzedzenia? Odmienność, której nie pojmujemy, może działać na dwa sposoby: zaciekawiać, a przez to pociągać i zbliżać; przerażać, więc oddalać i prowokować do wykluczenia lub nawet do zniszczenia. Wielu postrzega świat przez pryzmat podziału „normalni – nienormalni”, który nie odzwierciedla współczesnej wiedzy o człowieku, lecz kultywuje dawną niewiedzę i przesądy. Stereotypy te prowadzą do poważnych nadużyć wobec wielu osób. Ewa Woydyłło w swojej nowej książce „Nasz bieg z przeszkodami. O wrażliwości i inności” tłumaczy, jak wyzwolić się od niezrozumienia, pogardy i strachu przed bardziej wrażliwymi i innymi. Publikujemy jej fragment.

Kim jesteś, aby kogokolwiek osądzać?!

Czy od ciebie zależy twój wzrost? A twój wiek? Kolor skóry? Twój profil? Kształt twoich oczu, dłoni, paznokci? A miejsce urodzenia? Mocne albo słabe zęby? Czy sama wybrałaś sobie matkę, ojca, twoje dzieci?

Skąd złość na uśmiechniętych? Skąd pretensja do bogatych? Dlaczego tak źle życzysz „tamtym”? Co ty w ogóle wiesz o nich?

Co ty wiesz o sobie? Dlaczego myślisz to, co myślisz? Dlaczego boisz się tego, czego się boisz? Czemu wstydzisz się swoich wstydów i swoich win? Czy wiesz, jaka kiedyś będziesz? Jaka byłaś i jesteś – czy naprawdę to wiesz?

Skąd w tobie ta pycha, aby osądzać kogokolwiek?

Niedawno przez kilka letnich tygodni objeżdżałam kawałek Polski z zespołem teatralnym wystawiającym w domach kultury jednoaktówkę Elżbiety Chowaniec pod tytułem Gardenia, o pokoleniowym dziedziczeniu rodzinnych patologii. Moja rola rozpoczynała się, gdy cichły brawa i gasły światła rampy, a na widowni zostawali widzowie chętni do rozmowy o tematyce przedstawienia. Z tej ciekawej przygody wyniosłam dwa wrażenia. Pierwsze było miłym odkryciem: teatralna publiczność pozametropolitalna jest chłonna, inteligentna, wrażliwa i bez kompleksów. Nasze rozmowy o przemocy domowej, alkoholizmie matek i ojców oraz cierpieniu dzieci — bo o tym jest Gardenia – zawsze nawiązywały do osobistych doświadczeń uczestniczek i uczestników spotkań, nierzadko wspominających swoją własną rodzinę albo terapię zakończoną wyzwoleniem z nałogu. Dla kogoś, kto od pół wieku propaguje wiedzę o uzależnieniach, rozmowy te były potwierdzeniem sensu edukacji publicznej.

Wspomniałam o dwóch wrażeniach. To drugie miało dla odmiany smak gorzkawy. W zrewitalizowanych po europejsku miastach Polski B, w przytulnych hotelikach wyposażonych we wszystkie wygody, żadna plazma nie dawała się nastawić na inne stacje niż propagandowe. Odkrycie to potwierdzało się na każdym przystanku naszego objazdu. Wprawdzie nie bez goryczy, ale coś wtedy zrozumiałam. Przestałam w każdym razie obracać w głowie pytanie, kim są ludzie stawiający u wjazdu do swoich gmin tabliczki o „strefach wolnych” od kogokolwiek i popierających władzę, która uporczywie odmawia wprowadzenia w życie konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Przecież to ci sami Polacy, z którymi tak otwarcie i ciekawie rozmawiało się po spektaklach o problemach rodzin z przemocą i alkoholizmem, o coraz skuteczniejszym leczeniu uzależnionych i współuzależnionych. A jednocześnie z reakcji na najmniejszą wzmiankę o konwencji stambulskiej wynikało, że jako „projekt unijny” ludzie z miejsca ten dokument negują, gdyż „nie pozwolą odbierać sobie dzieci” i „rozbijać polskich rodzin”. Gdy już wiem, z jakiego źródła ludzie ci czerpią takie nonsensy, chociaż dalej mnie to smuci i przeraża, to już tak bardzo nie dziwi.

Teatr Polska był i przeminął, a ja wciąż myślę o tym, jak łatwo mogłam wspólnym językiem rozmawiać o osobistych i rodzinnych doświadczeniach kobiet i mężczyzn wyedukowanych w poradniach uzależnień, gminnych komisjach rozwiązywania problemów alkoholowych, punktach interwencyjnych lokalnych ośrodków antykryzysowych czy w grupach Anonimowych Alkoholików i Al-Anon.

Co więc zrobić, aby tę osobistą wrażliwość i komunikatywność rozszerzyć również na tematy społeczne tak, by zacząć o nich rozmawiać równie otwarcie, odważnie i bez „zamiatania pod dywan” jakichkolwiek niewygodnych kwestii. W książce tej próbuję bez zacietrzewienia czy lekceważenia kogokolwiek uzmysłowić, jak wielu rzeczy trzeba się w dzisiejszych czasach dowiedzieć i douczyć, po to by lepiej rozumieć tych, którzy wydają nam się tak bardzo inni i odmienni, że aż stają się obcy i wrodzy. Sama się z tym mozolę i mogę zaświadczyć, że im więcej rozumiem innych ludzi, tym stają się mi bliżsi i bardziej znajomi — a wtedy, proszę państwa, przestaję się ich bać. Gdy zaś ja sama nie czuję strachu, to, jakoś magicznie, oni też mnie się nie boją. Rezultat nazywa się współistnieniem, a ono potencjalnie otwiera drogę do następnych etapów zwanych współdziałaniem, współpracą i w końcu po prostu współżyciem. Chyba to miał na myśli ten, kto za dobroć obiecał człowiekowi raj.

Tymczasem przypomnę po prostu pozytywistyczny refren z piosenki Wojciecha Młynarskiego:

Róbmy swoje!
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje!
Póki jeszcze ciut się chce.

Mnie się akurat chce, więc zrobię „swoje” i powiem, jak na człowieka wpływają złe myśli, od których plenią się w duszy takie uczucia, jak nieufność, podejrzliwość, nieżyczliwość, zawiść, nienawiść i strach. To one dewastują nasz wewnętrzny spokój. Są szkodliwe, ponieważ zabierają światło z otaczającego świata. Uprzedzają do ludzi. Napawają złością i nienawiścią. Sprawiają, że wystarczy kogoś nie znać, by się go bać. A strach — jeżeli pozwalamy mu działać bezrefleksyjnie i automatycznie — prowokuje do agresji. Gdy od „swoich” — bo znajomych i „tubylczych” — słyszysz w kółko, że „tamci” są wrogami, do obaw dołącza się chęć odwetu, a u temperamentnych zajadłość i krwiożerczość. Co więcej, wpuszczenie do głowy złych myśli o kimkolwiek prowadzi do zaniku empatii i współczucia, a więc tych odruchów, których odwiecznym symbolem jest dobry Samarytanin. Co z tego, że przy nabożnych okazjach wzruszasz się własną troską o najbliższych, jeżeli zupełnie bez okazji, codziennie i ze wszystkich stron wylewa się — i ty w tym uczestniczysz — stek pomyj mający „swoim” obrzydzić „nieswoich”, czyli nieznajomych, obcych lub po prostu „innych”.

Pamiętamy wstrząsający mord popełniony na prezydencie Gdańska w chwili wzlotu światełka do nieba podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku przed kilku laty.

Myślę, że dotąd miliony ludzi nie pojmują, jak mogło do tego dojść. Wytłumaczę to, chociaż to zbrodniarza nie usprawiedliwi. Wspomniałam już, że złe myśli to toksyny zatruwające duszę, a konkretniej, wszystkie uczucia wyższe. Wspomniane tragiczne wydarzenie każe zastanowić się, na jakiej pożywce wykiełkował ogrom nienawiści, skłaniając tamtego mężczyznę do zamordowania podziwianego polityka, wzorowego włodarza jednej z najlepiej zadbanych polskich metropolii, a poza tym po prostu człowieka wielu zasług? To żadna tajemnica — oczywiście, że na pożywce wrogości wobec tego konkretnego człowieka. A do czego to może prowadzić, przekonaliśmy się 14 stycznia 2019 roku.

Od wielu lat mam do czynienia z pacjentami uzależnionymi. Podczas terapii rozmawiamy o moralności i uczuciach wyższych, a także o duszy i duchowości jako sferach zagłuszonych przez złe nałogowe życie. Rozbudzenie uczuć wyższych odgrywa w procesie zdrowienia kluczową rolę. Od tego, w jakim stopniu się to uda, zależy skuteczność terapii, a więc późniejsze życie, w którym człowiek potrafi — lub nie — w pełni funkcjonować bez powracania do nałogu.

Duchowość w tym kontekście oznacza zdolność odczuwania uczuć wyższych i kierowania się nimi w swoich relacjach. Duszą natomiast jest umowne miejsce na te uczucia. Proponuję je sobie wyobrazić jako szklaną kulę — zupełnie własną, idealnie dopasowaną do osobistej wrażliwości. Może ona pomieścić wszystkie twoje uczucia, emocje, wrażenia i przeżycia. Tę kulę wypełniasz tym, co przeżywasz, odczuwasz, czego doświadczasz w sensie emocjonalnym i psychicznym. To twój intymny wrażeniowy rezerwuar. Jest tam miejsce na miłości i przywiązania, tęsknoty i niedosyty; na to, co otrzymujesz od ludzi i czego nie otrzymujesz, czego się spodziewasz i czego doświadczasz, a więc bliskość, przyjaźń i wdzięczność albo lęk, żal, gniew, urazy; również wzruszenia albo oschłość, poczucie zadbania, zaniedbania, odrzucenie albo przywiązanie. Mieszczą się tam twoje uczucia wobec innych, pochodzące z własnych doświadczeń i z gromadzonej przez życie wiedzy o świecie, ludziach i zdarzeniach. Kula jest szklana, więc nierozciągliwa. Jeżeli zgromadzisz w niej wiele uczuć wrogich i paskudnych, na dobre i życzliwe zostanie niewiele miejsca — mniej albo wcale. W ten właśnie sposób można śmiertelnie zatruć ludziom ich dusze, hodując w nich nienawiść, strach i mściwość wobec każdego, kto wygląda inaczej, myśli lub żyje inaczej. Wystarczy straszyć, potępiać, szkalować i siać wrogość.

Widzisz to? Pojmujesz, jak to się dzieje, że ty, osoba wielkiej dobroci, dla swoich ofiarna, hojna i gotowa do poświęceń, nie masz nic przeciwko tablicy o „strefie wolnej od…”, która sprawi, że ktoś będzie musiał uciekać z twojej gminy? Ktoś, o kim niewiele wiesz, ale powiedziano ci, że jest zły albo groźny, albo nie wiem, co jeszcze, i ty też pewnie nie wiesz.

Idźmy dalej. Pomyśl, że ktoś cię zranił albo skrzywdził. Może zdradził. Może oszukał, naciągnął, zwiódł. Bardzo zabolało, a masz swój honor, więc obiecujesz sobie: tego mu nigdy nie zapomnę. Łatwo tej obietnicy dotrzymać — wystarczy się zawziąć, stale sobie przypominać, rozpamiętywać, planować zemstę, sprawcy życzyć jak najgorzej, a nad sobą się użalać. I mimo że powtarzasz w codziennej modlitwie: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy”, jednak nie odpuszczasz. Co to, to nie, Panie Boże. Albo może nikt cię nie skrzywdził, tylko nastraszyli cię, że ktoś ma taki zamiar — więc wyrzucasz z duszy dobre uczucia i robisz miejsce dla nienawiści, na wszelki wypadek.

Może nie zdajesz sobie sprawy, że twoje wrogie emocje wynikają z wrogich myśli. Zabójca Adamowicza najpierw uwierzył w powtarzane o nim oszczerstwa, potem zaczął go nienawidzić, aż w końcu, jako mściciel, postanowił uwolnić świat od zła. A może było inaczej? Był tylko najemnym katem, reprezentującym nie swoją, lecz czyjąś nienawiść?

Wspominam o tamtym wstrząsającym zdarzeniu, ponieważ jest wprawdzie skrajnym, ale wyrazistym przykładem sekwencji ilustrującej większość ludzkich zachowań: myśl g emocja g reakcja. Można to wyrazić opisowo: na przykład najpierw czegoś się dowiaduję i pod wpływem tego nabieram określonego przekonania, ono wywołuje konkretną emocję, która z kolei znajduje ujście w takim, a nie innym zachowaniu. Autorem tego modelu objaśniającego jest amerykański psycholog Albert Ellis (1913–2007), twórca terapii racjonalno-emotywnej i terapii poznawczej.

Głównym odkryciem Ellisa było spostrzeżenie, iż nasze reakcje emocjonalne oraz zachowania nie wynikają wprost z faktów, zdarzeń czy sytuacji, jak przeważnie sądzimy, lecz z tego, co o tych faktach, zdarzeniach i sytuacjach pomyślimy. Osoby skłonne do interpretowania faktów czy zdarzeń w sposób negatywny i zagrażający reagują złością oraz agresją. I odwrotnie, ludzie bardziej rozważni zachowują się mniej nerwowo i nieagresywnie. Ta druga kategoria, przez większy spokój, ma do dyspozycji dłuższą chwilę na zastanowienie, co pozwala im lepiej ocenić, czy dane zdarzenie, fakt lub sytuacja naprawdę stanowi groźne niebezpieczeństwo. Owa chwila namysłu czyni różnicę między tym, czy coś się komuś tylko „nie podoba”, czy każe wbić nóż w czyjeś serce.

Polecamy: „Nasz bieg z przeszkodami. O wrażliwości i inności”, Ewa Woydyłło, Wydawnictwo Literackie. (Fot. materiały prasowe) Polecamy: „Nasz bieg z przeszkodami. O wrażliwości i inności”, Ewa Woydyłło, Wydawnictwo Literackie. (Fot. materiały prasowe)
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze