1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Multitasking jest passé. Jednozadaniowość opłaca się bardziej

Multitasking jest passé. Jednozadaniowość opłaca się bardziej

Pierwszy krok do praktykowania monotaskingu to uświadomienie sobie, że to my sprawujemy kontrolę  nad swoją uwagą. (Fot. Klaus Vedfelt/Getty Images)
Pierwszy krok do praktykowania monotaskingu to uświadomienie sobie, że to my sprawujemy kontrolę nad swoją uwagą. (Fot. Klaus Vedfelt/Getty Images)
Daliśmy się przekonać, że wykonywanie kilku czynności jednocześnie jest w rozpędzonym świecie kompetencją na wagę złota. Jednak coraz więcej naukowych dowodów wskazuje na to, że monotasking jest zdrowszy dla naszego mózgu i zwyczajnie bardziej się opłaca.

Ciągły rozwój technologii sprawił, że sami sobie coraz wyżej podnosimy poprzeczkę i chcemy na co dzień funkcjonować trochę jak smartfony – wykonywać na raz, i to jak najszybciej, x poleceń, które ktoś nam wydaje... Lub które wydajemy sobie sami. „Tak będzie szybciej” – myślimy, jedząc obiad i jednocześnie odpisując na mail. Sprzątanie mieszkania wydaje się świetną okazją do załatwienia kilku spraw przez telefon – są przecież zestawy głośnomówiące. Gdy dziecko opowiada, jak było w szkole, jednym okiem śledzimy wieści z Instagrama, żeby być na bieżąco – mamy przecież podzielną uwagę, nic nam nie umknie!

W ogłoszeniach o pracę często przewija się wymóg „umiejętności koordynowania wielu projektów jednocześnie”. I tę promowaną w życiu zawodowym kompetencję bezwiednie przenosimy na grunt prywatny, dorzucając sobie kolejne piłki do żonglowania. Nie dotyczy to zresztą jedynie robienia rzeczy. Nieustannie staramy się także – albo udajemy, że się staramy – przetwarzać olbrzymie ilości informacji. Bombardowani nimi zewsząd, chcemy nadążyć, nie zostawać w tyle, „ogarnąć” wszystko, co do nas dociera, zrozumieć, przetworzyć, zanalizować, a nawet zastosować. Intuicyjnie czujemy, że to właściwie walka z wiatrakami, bo nie ma na świecie człowieka, który takiemu zadaniu w erze cyfryzacji i technologicznej eksplozji nadmiaru byłby w stanie sprostać, nie poddajemy się jednak. Ślepo podążamy tą drogą, trochę dlatego, że innej nie znamy. Przywołane już wszechobecne smartfony, o nieznanym poprzednim pokoleniom potencjale, stają się naszym kompasem w tym chaosie. Oraz złodziejami uwagi, największym wrogiem ekonomicznego zarządzania własnym czasem i własnymi możliwościami. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do działania we wszystkich obszarach życia na cztery ręce, choć mamy tylko dwie, że przez większość czasu funkcjonujemy na autopilocie i zupełnie się nie zastanawiamy ani dlaczego to robimy, ani co przynosi nam takie działanie. Kłopot w tym, że przynosi więcej szkód niż pożytku!

Pułapki multitaskingu

Podstawowa pułapka polega na tym, że najczęściej jedynie wydajemy się sobie wielozadaniowi – tylko dlatego, że faktycznie wykonujemy w jednym momencie kilka czynności. Nie oznacza to jednak, że – choć możemy mieć takie wrażenie – wykonujemy je dobrze. Neuropsycholożka dr Cynthia Kubu z Cleveland Clinic, specjalizująca się w badaniu relacji mózg-zachowanie i ocenie funkcji poznawczych, przekonuje, że nasze mózgi mogą naprawdę skupić się zwykle tylko na jednym zadaniu na raz. Jedynie 2,5 proc. ludzi na świecie rzeczywiście potrafi działać wielozadaniowo, reszta po prostu przeskakuje z zadania na zadanie w krótkim czasie i nazywa to multitaskingiem. Najczęściej bowiem nie robimy dwóch rzecz jednocześnie, a wykonujemy pojedyncze czynności w krótkich odstępach czasu.

Badanie przeprowadzone przez biostatystyczkę i dr psychologii Glorię Mark z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine wykazało, że powrót do pierwotnego zadania po jego przerwaniu zajmuje średnio 23 minuty i 15 sekund. Można więc sobie wyobrazić rezultat – zamiast skrócić czas wykonywania zadania multitasking w praktyce najczęściej je wydłuża. Naukowcy dowodzą także, że kiedy nasz mózg nieustannie zmienia biegi, aby odbijać się między zadaniami – zwłaszcza gdy te zadania są złożone i wymagają aktywnej uwagi – stajemy się mniej wydajni i częściej popełniamy błędy. Przy prostych zadaniach, których efekty są odwracalne, można przymknąć na to oko. Czasami multitasking jest po prostu niegroźny – czym ryzykujemy np. słuchając wiadomości przy wieszaniu prania? Gorzej, jeśli konsekwencje wynikną z sytuacji, gdy prowadzimy samochód i jednocześnie scrollujemy strony w smartfonie. Wiara w wielozadaniowość może się wówczas okazać śmiertelnie niebezpieczna. I to nie tylko dla nas...

Nasz mózg jest tak skonstruowany, że dysponuje określoną ilością uwagi, którą przeznacza na wykonanie konkretnych zadań. Jej ilość jest ograniczona. Możesz oczywiście próbować dzielić ją pomiędzy kilka czynności, ale to oznacza, że z całą pewnością każdej z nich poświęcisz mniej koncentracji. Kiedy podejmujemy się czynności, angażujemy jednocześnie kilka sieci mózgowych zajmujących się uwagą i kontrolą poznawczą. Próby wielozadaniowości mogą powodować zakłócenia między tymi sieciami, co niesie ryzyko wolniejszego przetwarzania. Próba rozwiązania kilku równań matematycznych jednocześnie raczej zakończy się fiaskiem właśnie z tego powodu. Przy wielozadaniowości szwankuje też pamięć podręczna; wolniej przyswajamy informacje, gdy robi się ich zbyt wiele naraz.

Jest jeszcze jedna konsekwencja multitaskingu, która wysuwa się na prowadzenie w rankingu jego szczególnie szkodliwych skutków ubocznych. To stres. Gdy wymagania przekraczają możliwości, nieuchronnie pojawia się napięcie. Wielozadaniowość jest szczególnie stresująca, gdy zadania są ważne i odpowiedzialne, a każda pomyłka obarczona ryzykiem poważnych skutków. Mózg reaguje na niemożliwe do spełnienia żądania, wypompowując adrenalinę i inne hormony stresu. Taka reakcja zapewnia wprawdzie szybki energetyczny strzał, ale to doładowanie zupełnie nie ułatwia wielozadaniowości. Jest trochę jak para w gwizdek. Stary samochód nie może wciąż jechać 150 km na godzinę, bez względu na to, ile paliwa wlejesz do zbiornika lub jak mocno wciśniesz pedał gazu… W pewnym momencie po prostu stanie. Dokładnie tak jak człowiek zmęczony trzymaniem zbyt wielu srok za ogon najpewniej w końcu wszystkie je wypuści z rąk.

Jedna rzecz na raz

W odpowiedzi na epidemię wielozadaniowości Thatcher Wine, bibliofil i autor książek, proponuje jej odwrotność – monotasking. Swój bestseller „Dlaczego warto robić jedną rzecz na raz” opiera na własnym doświadczeniu. Jako przedsiębiorca w czasie pandemii, pełnoetatowy rodzic i człowiek, który pokonał raka, pokusy wielozadaniowości świetnie zna z codziennego życia. Na kartach książki przekonuje, jak bardzo jest ona jednak nieskuteczna. „Gdy stawiałem na monotasking, moje działania były efektywne. Jeżeli próbowałem robić kilka rzeczy na raz, błyskawicznie wzrastał u mnie poziom stresu i rzadko udawało mi się cokolwiek doprowadzić do końca” – pisze.

Pierwszy krok do praktykowania monotaskingu to zdaniem Thatchera Wine’a uświadomienie sobie, że to my sprawujemy kontrolę nad swoją uwagą. To my wybieramy, na co będziemy w danym momencie ją kierować. Istotą jednozadaniowości jest bowiem odzyskanie prawa do własnej uwagi – po to, by żyło nam się lepiej, byśmy mogli sprostać swoim powinnościom bez niepotrzebnego stresu, poprawić jakość relacji oraz przebrnąć przez trudne okresy, które przecież przydarzają się każdemu. Uprawianie monotaskingu z czasem przynosi coraz więcej korzyści. Robiąc rzeczy pojedynczo i po kolei czujemy się mniej przytłoczeni. Wzrasta nasza koncentracja, a wraz z nią produktywność – robimy coś raz, a dobrze, a nie poprawiamy w nieskończoność. Skupianie całej uwagi na jednej czynności sprawia, że jesteśmy bardziej obecni tu i teraz, a nie rozproszeni. Wraz z eliminowaniem multitaskingu zapraszamy do swojego życia spokój, bo ograniczamy chaos. To sprzyja nawet nie poczuciu szczęścia przez duże „S”, ale zwyczajnej satysfakcji i spełnienia.

Potrzeba treningu

Metoda wydaje się na pierwszy rzut oka dziecinnie prosta. „Z listy rzeczy do zrobienia odsiewaj jedną rzecz po drugiej, aż pozostanie tylko jedna. Skoncentruj się na tej jednej rzeczy i wykonaj ją dobrze” – podpowiada autor poradnika. W praktyce bywa z tym różnie. Paradoksalnie wielozadaniowość, do której jesteśmy przyzwyczajeni, jest dużo prostsza. Dlatego właśnie przerzucenie się w tryb monotaskingu jest sporym wyzwaniem i wymaga pewnej wprawy. „Muskuły jednozadaniowości trzeba wyćwiczyć i wzmocnić. Nasza ciągła gonitwa i próby robienia wielu rzeczy jednocześnie spowodowały atrofię tych mięśni” – czytamy u Wine’a.

Najlepsze w monotaskingu jest to, że nie trzeba przyswajać właściwie żadnych nowych umiejętności. Można go ćwiczyć w ramach wykonywania zwykłych codziennych czynności. Robisz dokładnie to, co do tej pory, tylko inaczej. Im częściej będziesz się oddawać jednozadaniowemu działaniu, tym szybciej osiągniesz wprawę, bo tutaj – jak w każdej innej dziedzinie – trening czyni mistrza. Im szybciej monotasking wejdzie ci w krew w jednej dziedzinie, tym łatwiej będzie ci podchodzić w taki sposób do kolejnych aspektów życia.

Thatcher Wine proponuje wziąć na warsztat 12 czynności, które w mniejszym lub większym stopniu i tak wykonujemy na co dzień, i ćwiczyć na nich skupienie bez rozpraszania się kolejnymi z listy do wykonania. Te ćwiczenia są w dużej mierze po prostu treningiem uważności. Nie bez powodu jako pierwsze na liście monotaskingowych wyzwań jest czytanie. Ta czynność skupia oczy i mózg w jednym miejscu. Odkładając na bok telefon, a biorąc do ręki drukowaną książkę, automatycznie dokonujemy wyboru, by przestawić się na monotasking. Chodzenie – rozumiane nie jako przemieszczanie się pieszo do konkretnego celu, ale raczej czynność sama w sobie – pozwala przywrócić połączenie naszego ciała z otoczeniem. Świadomy spacer bardziej służy temu, by poczuć grunt pod nogami, sprawczość i kontrolę nad maszerującym ciałem, niż dojściu z punktu A do punktu B.

Na liście są także nieco trudniejsze zadania. Jednym z nich jest bez wątpienia aktywne słuchanie drugiego człowieka. Czynność to o tyle trudna, że pokusa odłączenia się od tego, co ktoś do nas mówi i przekierowania uwagi na własne myśli, mniej lub bardziej związane z tematem rozmowy, zwykle jest ogromna. Autor przekonuje jednak, że to jedno z ważniejszych ćwiczeń. Uważne słuchanie pozwala bowiem nie tylko trenować monotasking, ale przede wszystkim jest bezcennym narzędziem do budowania więzi z drugim człowiekiem, fundamentem wartościowych relacji.

Monotasking możemy też trenować uważnie śpiąc, jedząc w skupieniu a nie pośpiechu, jadąc komunikacją miejską bez smartfona przed oczami, ucząc się nowych rzeczy albo przekazując komuś wiedzę. Ale też oddając się rozrywce bez poczucia, że trwonimy czas, który moglibyśmy przeznaczyć na coś bardziej konstruktywnego, obserwując otoczenie dla samego zachwytu tym, co wokół, a nie po to, by pstryknąć idealne zdjęcie na Instagrama albo… myśląc. Ta ostatnia propozycja może wydawać się zgoła niedorzeczna – myślimy przecież przez cały czas, nasz mózg jest jak wirująca karuzela, napędzana w nieskończoność myślami napływającymi wciąż na nowo! Wine zachęca jednak, by spróbować wyizolować myślenie jako osobne, pełnoprawne zadanie i przekonuje, że czas celowo poświęcony na samo myślenie może dopomóc w osiągnięciu doskonałości w wielu dziedzinach życia.

Ciekawe jest to, że wszystkie proponowane w książce zadania – choć są różne – łączy jedno. Rezygnacja ze smartfona. W rozwoju nowych technologii, które dla zwykłego ich użytkownika skupiają się przede wszystkim w tym niewielkim urządzeniu, autor upatruje największego wroga dobrostanu i radości z życia, a także skutecznego działania na wielu jego polach. „Elektroniczne gadżety nie mają uczuć (na razie!) – gdyby je jednak miały, byłyby odpowiednikami zaborczych narcystycznych partnerów, którym nie wystarcza żadna ilość kierowanej na nich uwagi” – wyjaśnia w książce „Dlaczego warto robić jedną rzecz na raz”. Dlatego jeśli chcemy przestawić się na tryb jednozadaniowy i odetchnąć z ulgą, smartfon jako pierwszy powinien wylądować... może nie w koszu, nie bądźmy naiwni, ale nieco dalej niż w zasięgu ręki przez okrągłą dobę.

Wymówki w głowie

Thatcher Wine nie jest łatwowierny i doskonale wie również, że mózgi większości ludzi są dość przebiegłe i wprawione w wymuszanym latami działaniu wielozadaniowym. Ma więc świadomość, że będą usiłowały się bronić zaciekle przed skupieniem na tylko jednej czynności. I nieszczęśnikom, którzy mierzą się z tymi zadaniami, będą podsuwać całą masę usprawiedliwień i wymówek, które miałyby być dowodem na to, że cały ten monotasking „to nie dla mnie, bo…”. W każdym z rozdziałów autor zapobiegawczo zamieszcza więc ramkę z wiele mówiącym nagłówkiem „co, jeśli…”.

Tu pojawiają się najczęstsze wymówki, które czytelnik bez kłopotu naprędce wygeneruje, by wymigać się od ćwiczenia i usprawiedliwić swoją niemoc w zakresie przestawienia się na uważne wykonywanie jednej czynności. „Nie mogę czytać, bo jestem dyslektykiem”, „Nie mogę uważnie słuchać, gdy ktoś mówi bzdury”, „Nie mam pieniędzy, żeby zdrowo się odżywiać” – na takie próby unikowe znajdziemy w poradniku mnóstwo kontrargumentów, z którymi ciężko dyskutować.

Wine pokazuje, że przestawienie się na monotasking jest możliwe niemal zawsze i wszędzie, dla każdego. Wszystko zależy od naszego podejścia. Od tego, czy będziemy chcieli coś zmienić, czy postanowimy tkwić w utartych schematach, które nam nie służą, męczą nas, pożerają cenną energię. Dowodów na to, że do tej zmiany warto się przekonać, jest w książce bez liku. Tak jak wskazówek, jak się za to zabrać. Najlepiej już dziś!

Polecamy książkę: „Dlaczego warto robić jedną rzecz na raz. Monotasking w dwunastu odsłonach”, wyd. Feeria. Polecamy książkę: „Dlaczego warto robić jedną rzecz na raz. Monotasking w dwunastu odsłonach”, wyd. Feeria.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze