1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Bliskość może być dzisiaj balastem. O kryzysie rodziny jako instytucji rozmawiamy z psychologiem Joshuą Colemanem

Bliskość może być dzisiaj balastem. O kryzysie rodziny jako instytucji rozmawiamy z psychologiem Joshuą Colemanem

(Fot. iStock)
(Fot. iStock)
Coraz częściej powodem odcięcia się od rodziców są poglądy polityczne i konflikty dawniej postrzegane jako zwykłe doświadczenia rodzinne. Już jedna czwarta młodych Amerykanów nie utrzymuje kontaktów z jednym z rodziców lub z obojgiem. To trend niemal w całym zachodnim świecie – mówi Joshua Coleman, terapeuta i autor książki „Dom, którego nie ma”.

Zdaniem socjologów w Europie doszło do dwóch wielkich rewolucji życia rodzinnego. Pierwsza wydarzyła się 200 lat temu i polegała na uznaniu miłości za podstawowe kryterium zawarcia małżeństwa. Druga obejmuje ostatnie 40-lecie i głosi, że uczucie nie jest potrzebne do udanego życia erotycznego, co podobno wywołało kryzys rodziny jako instytucji. W jakim teraz znajdujemy się punkcie i czym właściwie jest współczesna rodzina?
Moim zdaniem jedną z najbardziej fundamentalnych zmian, jakie dokonały się w naszej kulturze w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, jest uznanie każdego człowieka za samodzielną, autonomiczną jednostkę, a nie członka rodziny czy społeczności. Ludzie nie mają ochoty bezkrytycznie dostosowywać się do życia według pewnych zasad, dlatego zaczęli odrywać się od instytucji, która dotychczas kierowała życiem rodzinnym, czyli Kościoła. Obowiązujące przez tysiąclecia nakazy „Czcij ojca swego i matkę swoją” ustąpiły miejsca przekonaniu, że najważniejsze są własne zdrowie psychiczne, szczęście i rozwój osobisty. Pogląd, że należy z respektem podchodzić do starszych, zastąpiliśmy przekazem, że na szacunek trzeba sobie zasłużyć. To wszystko sprawia, że rodziny są znacznie bardziej kruche niż dawniej. A do tego dochodzi kryzys instytucji małżeństwa, o którym wspomniałaś. Z badań wynika, że nawet 40 procent dzieci jest urodzonych w niesformalizowanych związkach i zaledwie połowa z nich ma kontakt z ojcem. Ale współczesna rodzina to nie tylko związek kobiety i mężczyzny. Społeczność LGBTQ+ aktywnie walczy o swoje prawa i zyskuje coraz większą akceptację. Co więcej, pojęcie „rodziny z wyboru” nie odnosi się już tylko do nieheteronormatywnych form związków intymnych, ale także do grup przyjacielskich, które dla wielu osób są obecnie ważniejsze niż więzy krwi. Radykalnie zmieniły się też wymogi dotyczące rodzicielstwa. Dla wcześniejszych pokoleń lojalność wobec opiekunów była normą, teraz to od rodziców oczekuje się ciągłego dostrajania do nastrojów i potrzeb dzieci. Rodzice stali się bardziej wyedukowani i świadomi, ale też zestresowani świadomością, że ich błędy wychowawcze mogą wpływać na przyszłość potomków. Zaczęli więc spędzać z nimi jak najwięcej czasu, co sprzyjało tworzeniu głębszych relacji, ale wygenerowało też sporo problemów.

Co złego może być w bliskiej relacji z własnym dzieckiem?
W dzisiejszym zachodnim, uprzemysłowionym i demokratycznym świecie zwyczajnie nie potrzebujemy tej bliskości aż tak bardzo. Dawniej rodziny były swoistymi zakładami pracy. Rewolucja przemysłowa w XIX wieku sprawiła, że rodzice zaczęli świetnie radzić sobie sami, a dzieci mogły ruszyć w świat i skupić się przede wszystkim na sobie, własnych planach oraz potrzebach. I tak jest do dziś. Bliskość może być dzisiaj balastem, ograniczeniem, czymś, z czego należy się wyrwać. I często faktycznie tak jest, bo w zaburzonych strukturach rodzinnych, czasach wszechobecnych telefonów komórkowych i komunikatorów, ta bliskość bywa toksyczna.

Co dokładnie ma pan na myśli?
Socjolog Paul Amato odkrył, że pary urodzone w latach 40. miały dwa razy więcej przyjaciół niż pokolenie X, czyli ludzie urodzeni w latach 60. i 70., a teraz ten wskaźnik z pewnością wygląda jeszcze gorzej. Współcześni rodzice, inwestując w dzieci znacznie więcej, często mają później poczucie, że im także należy się więcej bliskości i zaangażowania. Te oczekiwania wyrażane są często w sposób, który skłania dzieci do zerwania relacji. Ale bywa i tak, że przytłoczony opiekuńczością rodziców człowiek, zrywa kontakty z rodziną po to, by odzyskać życie dla siebie. W swojej praktyce często spotykam się ze szczególnie bolesnymi sytuacjami, kiedy dorosłe dziecko odcina się od matki, która wychowywała go samotnie, a w jej miejsce na świeczniku stawia nieobecnego przez większość życia ojca. Łamie jej serce, bo to jedyny sposób na emocjonalne uwolnienie się od niej i jej przytłaczającej miłości.

A może wystarczyłoby w porę ustalić jasne granice?
Temat stawiania i przekraczania granic pojawia się podczas każdej rodzinnej terapii, którą prowadzę. Rodzice odkrywają nagle, że to, czego uczyli dzieci, staje się źródłem ich cierpienia, bo sami nigdy nie osiągnęli takiej samooceny, jaką przekazali swoim potomkom. Skupieni na podnoszeniu ich poczucia własnej wartości, nie przewidzieli, że w przyszłości dzieci mogą odciąć się od nich w pogoni za własnym szczęściem, dobrym samopoczuciem psychicznym i tożsamością. Z kolei dorośli wychowani w kulcie jednostkowego spełnienia, gotowi są eliminować każdą przeszkodę stojącą na drodze do osiągnięcia szczęścia, w tym również bliskich ludzi. Szczególnie że rodzina stała się pierwszym miejscem, w którym współcześnie szukamy korzeni swoich lęków i zahamowań. A bycie w konflikcie z rodzicami zaczęło być postrzegane jako doświadczenie wyzwalające, akt odwagi i asertywności, okazja do zaznaczenia swojej autonomii. Trudno się temu dziwić, skoro korzystamy ze wsparcia psychologów, terapeutów i coachów częściej niż jakiekolwiek inne pokolenie, a niemal każda terapia sięga do korzeni, czyli tego, co działo się w domu rodzinnym.

My, terapeuci, możemy narobić wiele szkód. Bez wątpienia współczesna narracja psychologiczna sprawiła, że młodzi ludzie mają coraz większą skłonność do wplatania przykrych doświadczeń z dzieciństwa w narrację tożsamościową, a terapeuci, którzy znają sytuację tylko z relacji jednej strony, często doszukują się traumy tam, gdzie jej nie było, fałszywie diagnozują rodziców, których nie widzieli na oczy, i wręcz zalecają ich wyobcowanie. Konflikty dawniej postrzegane jako zwykłe doświadczenia rodzinne, stały się czymś, co zmienia życie. Z badań przeprowadzonych przez psychologa Nicka Haslama wynika, że dziś próg traumy jest znacznie niższy i trudny do obiektywnego wyznaczenia niż trzy dekady temu, bo liczą się przede wszystkim subiektywne odczucia. Nieważne więc, jakimi intencjami kierowali się rodzice albo jaka sytuacja życiowa ich do tego zmusiła, liczy się tylko to, co czujesz tu i teraz. Najtrudniej zrozumieć tę perspektywę rodzicom, którzy sami mieli naprawdę traumatyczne dzieciństwo, pełne nadużyć, zaniedbań lub odrzucenia. Często przyznają w moim gabinecie, że nawet jeśli nie byli idealni, to czas dorastania ich syna czy córki w porównaniu z ich własnym dzieciństwem był jak przyjemny spacer po parku. Świadomość tych różnic sprawia, że trudno im spojrzeć na siebie oczami dziecka.

Tylko czy bez zrozumienia perspektywy drugiej strony można w ogóle dojść do porozumienia?
Nie ma takiej możliwości. To przekonanie nie wynika tylko z mojego 40-letniego doświadczenia zawodowego, ale przede wszystkim z własnych przeżyć, które sprawiły, że jako psycholog zająłem się problemem wyobcowania w rodzinie. Kiedy po raz kolejny zostałem ojcem, moja córka z pierwszego małżeństwa poczuła dotkliwie, jaka przepaść dzieli ją i moje „nowe” dzieci. Z nią, zgodnie z wyrokiem sądu, mogłem się widywać tylko w środowe wieczory i co drugi weekend, tymczasem moi synowie mieli mnie na co dzień. Jej poczucie wyobcowania i napięcie między nami rosło po cichu, aż w końcu, kiedy Elena miała 20 lat, usłyszałem, że przeze mnie została pozbawiona fundamentu, czyli stabilnego domu, który potrafiłem stworzyć dla bliźniaków, że nigdy nie czuła się dla mnie najważniejsza i wyjątkowa. Oczywiście zacząłem się bronić i tłumaczyć, jak to wygląda z mojej perspektywy, ale efekt był taki, że córka całkowicie zerwała ze mną kontakt. Musiało minąć kilka lat, zanim znów zaczęliśmy rozmawiać. W międzyczasie wielokrotnie próbowałem odbudować z nią relację, szukałem jakiegokolwiek wsparcia, pomocy i zorientowałem się, że nawet w literaturze fachowej nie ma niczego, co mogłoby być jakimkolwiek kierunkowskazem dla wyobcowanych rodziców.

Odrzucenie przez dzieci było tematem tabu?
Nadal nim jest. Rodzice bardzo się tego wstydzą, często nie rozmawiają o tym nawet z rodziną i przyjaciółmi. Boją się osądzania, zakładają – nie bez racji – że ludzie pomyślą, że musieli zrobić swojemu dziecku coś naprawdę okropnego, bo przecież nikt bez powodu nie zrywa kontaktu z najbliższymi osobami. Milczenie sprawia, że wyalienowani rodzice nie otrzymują wsparcia społecznego, którego bardzo potrzebują. A postawa pozostałych członków rodziny i przyjaciół ma ogromny wpływ na to, czy dorosłe dziecko zdecyduje się na powrót do rodziny. Ważne, aby mieli współczującą narrację dla obu stron konfliktu, bo jeżeli człowiek, który zdecydował się na separację, będzie miał poczucie, że jest krytykowany, obwiniany i niezrozumiany, to będzie mniej skłonny do pogodzenia się.

A jak pan sobie poradził z odrzuceniem przez córkę?
Minęło sporo czasu, zanim zrozumiałem, że defensywna postawa do niczego mnie nie doprowadzi. Trudno jednak znaleźć w sobie empatię, zrozumienie i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, kiedy czujesz się głęboko zraniony, niesprawiedliwie osądzony i odrzucony. Wyjście z tej matni paradoksalnie znalazłem dzięki pracy na oddziale psychiatrycznym z pacjentami dotkniętymi różnym stopniem paranoi. Jedną z najważniejszych lekcji, jaką tam dostałem, było uświadomienie sobie, że trzeba się dostosować do stanu i miejsca, w którym pacjent jest w danej chwili. Żadne racjonalne argumenty nie przekonają osoby ze schizofrenią, że kosmici nie wysyłają do niej żadnych sygnałów. Protekcjonalność trzeba zastąpić empatią, wejść w świat, w którym przedstawione rzeczy mogły się wydarzyć. Zrozumiałem, że ta praktyka może także pomóc mi wreszcie zrozumieć własne dziecko.

Od czego teraz zaczyna pan pracę z odrzuconymi przez dzieci rodzicami?
Podczas pierwszego spotkania od razu sugeruję, by mimo żalu, cierpienia, poczucia krzywdy i niesprawiedliwości rozważyli możliwość przyznania się do winy, znalezienia w przedstawianych im zarzutach ziarna prawdy. Najważniejszą pracą, jaką mają do wykonania, jest bycie bardziej wyrozumiałym i współczującym. Wzbudzanie w dziecku poczucia winy nic nie da, jedyne, co działa, to empatia i troska. Aby ułatwić spojrzenie na tę sytuację z innej perspektywy, proponuję przyjąć, że odrzucenie to metoda wychowawcza, po którą dziecko sięga nie po to, by ich zranić, ale dlatego, że dąży do lepszej relacji.

Tylko za co przepraszać, jeśli ma się poczucie, że nic złego się nie zrobiło, że odrzucenie przez dziecko jest efektem manipulacji synowej lub zięcia, „nieodpowiedniego towarzystwa” albo intryg dawnego partnera lub partnerki?
Nie chodzi o to, żeby przepraszać, ale by powiedzieć dziecku, że wybierając takie, a nie inne metody wychowawcze, nie miało się świadomości, że się je krzywdzi. Zdaję sobie sprawę z tego, że niełatwo jest powiedzieć „zawiodłem cię”, ale w terapii pojednawczej pierwszy krok należy do rodziców, bo to oni są na przegranej pozycji. Dorosłe dziecko, które odcina się od najbliższych, czuje się bez nich wolne i szczęśliwe, robi to, by odzyskać lub zachować zdrowie psychiczne. W dodatku często ma pełne wsparcie swojego terapeuty, przyjaciół oraz znajomych w świecie realnym i wirtualnym. Tymczasem rodzice ze straty dziecka nie czerpią żadnych korzyści. Pozostają im tylko żal, cierpienie, poczucie winy, ogromny wstyd i samotność. Jeśli uświadomią sobie, że jako ludzie nie są wolni od wad, bo przecież nikt z nas nie jest idealny, łatwiej będzie im uznać własne błędy i za nie zadośćuczynić. Wszyscy mamy coś za uszami, ale to jeszcze nie oznacza, że wszyscy jesteśmy źli. Dlatego zachęcam rodziców do pracy nad samowspółczuciem, do korzystania ze wsparcia społecznego – jesteśmy zbyt słabi, by mierzyć się z własnymi dziećmi. Wyciągnięcie ręki i akceptacja własnych błędów to najlepsze, co możemy zrobić dla swojego zdrowia psychicznego w momencie odrzucenia.

A jeśli dziecko w ogóle nie chce rozmawiać? Nie odpowiada na telefony, wiadomości czy listy?
To bardzo powszechne. W takiej sytuacji zachęcam ich do napisania listu naprawczego, w którym biorą odpowiedzialność za swoje czyny. Moim zdaniem opcja mailowa jest lepsza, bo mniej formalna niż tradycyjna poczta. Taki list może zaczynać się od słów: „Wiem, że nie zerwałabyś ze mną kontaktów, gdybyś nie uznała, że jest to najzdrowsza rzecz, jaką możesz dla siebie zrobić. Mam nadzieję, że jest jakiś sposób, który pozwoli mi wynagrodzić twoje cierpienie”. Jeśli po sześciu, ośmiu tygodniach nie przyjdzie odpowiedź, sugeruję rodzicom napisanie kolejnego listu z prośbą o kontakt.

To wystarczy?
Wiele wyobcowanych dzieci odpisuje na odpowiednio sformułowany apel, ale nie wszystkie. Czasem na pojednanie jest jeszcze za wcześnie, a bywa, że nie następuje ono nigdy.

Co wtedy?
Podczas pracy z tak wieloma wyobcowanymi rodzicami zrozumiałem, że cokolwiek powiem lub zrobię, nie uśmierzę ich bólu, który będzie powracał w różnych prozaicznych momentach życia. Od tego, co z nim zrobią, zależy, czy ich codzienność będzie wypełniona smutkiem, czy też znajdzie się w niej miejsce na radość i sens istnienia. Marsha Linehan, twórczyni terapii dialektyczno-behawioralnej, napisała, że nie godząc się na zaakceptowanie niedoli, która jest jedyną drogą wychodzenia z piekła, ciągle będziesz wracać do otchłani.

Nie należy więc walczyć z własnymi uczuciami, tłumić ich i udawać, że nie istnieją. Czujesz smutek? Czuj go, nie odpychaj od siebie. Pogodzenie się ze smutną rzeczywistością, której aktualnie nie jesteśmy w stanie zmienić, paradoksalnie przynosi ogromną ulgę i pozwala przetrwać. Przy czym zgoda na to, co tu i teraz, nie wyklucza podejmowania kolejnych prób pojednania w przyszłości. Nadzieja napędza do życia.

Joshua Coleman, amerykański psycholog, wykładowca akademicki. Jego książka „Dom, którego nie ma” ukazała się nakładem Wydawnictwa Zwierciadło.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Dom, którego nie ma
Autopromocja
Dom, którego nie ma Joshua Coleman Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze