1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Emocje odziedziczone po przodkach. Uwolnij się od międzypokoleniowego przekazu emocjonalnego

Emocje odziedziczone po przodkach. Uwolnij się od międzypokoleniowego przekazu emocjonalnego

Jest wiele dowodów na to, że dziedziczymy pewne formy energii po przodkach i że mogą one powodować nasze złe samopoczucie. (Fot. Dean Mitchell/Getty Images)
Jest wiele dowodów na to, że dziedziczymy pewne formy energii po przodkach i że mogą one powodować nasze złe samopoczucie. (Fot. Dean Mitchell/Getty Images)
Testy na markery świadczące o ryzyku powstania niektórych zaburzeń? Tak, rozwój epigenetyki prawdopodobnie już wkrótce pozwoli na to, abyśmy na wczesnym etapie rozwoju dowiadywali się, czy w przyszłości dziecko może mieć problemy z radzeniem sobie z emocjami. I dzięki temu wdrożyli wczesną profilaktykę – wyjaśnia prof. Jadwiga Jośko-Ochojska ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Wiemy, że rodzice poprzez wychowanie przekazują nam konkretny sposób przeżywania emocji. Dlaczego jednak tak trudno oduczyć się później dysfunkcyjnych strategii radzenia sobie ze złością czy ustawicznego poczucia smutku?
Mamy już naukowe dowody na to, że emocjonalne reakcje są przekazywane na drodze epigenetycznej między pokoleniami. Wiemy też – choć z użyciem obecnie znanych narzędzi badawczych naukowo jest to trudno udowodnić – że są jeszcze inne drogi przekazywania emocji, a jedną z nich jest międzypokoleniowy przekaz energetyczny.

Zacznijmy jednak od tego, że epigenetyczny sposób dziedziczenia jest już uznany przez lekarzy, gdyż potrafimy udowodnić laboratoryjnie, że na skutek traum czy przewlekłych stresów pewne grupy chemiczne przyłączają się do genów, zmieniając ich funkcje, czyli ekspresje. Można mówić w tym kontekście o epigenetycznym cyklu społecznym.

Na czym on polega?
Jeżeli matka podczas ciąży przeżywa traumę i z tego powodu dochodzi u niej do zmian w ekspresji genów, to tę niekorzystną zmianę może odziedziczyć dziecko. Jeżeli później matka nie będzie w stanie właściwie pielęgnować dziecka, zajmować się nim z czułością i miłością, to może dojść do kolejnych niekorzystnych zmian epigenetycznych. Efektem mogą być: agresja, lęk, ataki paniki, depresja, a nawet zespół stresu pourazowego – PTSD. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że malec w przyszłości, już jako dorosła osoba, również nie będzie w stanie w sposób właściwy troszczyć się o swoje dziecko. W ten sposób kolejne pokolenie będzie agresywne, lękowe, ze zmniejszoną empatią, z wieloma negatywnymi emocjami i uczuciami, skore do niewłaściwych, brutalnych zachowań. To typowy przykład epigenetycznego cyklu społecznego w grupach ogarniętych przemocą, wojną.

Nie mamy wpływu na to, w jakich czasach, warunkach żyjemy. Czy to znaczy, że jesteśmy bezsilni wobec tego, że my i nasze dzieci będziemy pełni na przykład złości?
Jeśli kobieta ciężarna, nawet wtedy, kiedy przeżywa traumę, znajdzie wsparcie w rodzinie, bliskich, przyjaciołach, opiece zdrowotnej czy społecznej, to stres, którego doświadczy, będzie miał mniejsze nasilenie i niekorzystne zmiany epigenetyczne mogą się w ogóle nie pojawić. Jeśli po urodzeniu dziecka z miłością będzie je pielęgnować, to zaobserwujemy, że dziecko będzie mniej agresywne, nie będzie miało napadów lęku, paniki. Także prawdopodobieństwo, że ono zachoruje na depresję czy dotknie je PTSD (chyba że samo przeżyje silną traumę w swoim życiu), będzie mniejsze. Osoby w tym cyklu społecznym będą tworzyły w kolejnych pokoleniach społeczeństwo bardziej stabilne, o niskim współczynniku przemocy.

Czyli dzieci zestresowanej, a nawet straumatyzowanej matki nie muszą mieć kłopotów z emocjami, ze zdrowiem psychicznym? Wiele zależy od otoczenia, w jakim ta kobieta i jej dzieci będą żyły?
Zawsze mówimy jedynie o prawdopodobieństwie. Nie każde dziecko matki, która przeżywała traumy, urodzi się ze zmianami epigenetycznymi. Dziś nie wiemy jeszcze, od czego to zależy i które z dzieci je odziedziczy. Wiemy natomiast, że jeśli te zmiany zaszły w epigenomie matki, to prawdopodobnie przekaże je ona kolejnym pokoleniom. Stanie się tak dlatego, że z punktu widzenia biologii te zmiany są korzystne, gdyż pozwalają przetrwać. Jeśli na przykład toczy się wojna, to wysoki poziom stresu przyczynia się do wydzielania wysokich stężeń adrenaliny i kortyzolu, abyśmy byli stale czujni. U naszych potomków, żyjących już w czasie pokoju, takie podniesione stężenia hormonów stresu są jednak niekorzystne, bo nie ma już potrzeby, by być stale czujnym. Co więcej, zbyt wysokie stężenia hormonów niszczą mózg i układ odpornościowy.

Ważne jest to, że agresja i lęk mogą mieć epigenetyczną przyczynę, a nie wynikać ze „złego” charakteru dziecka?
Agresję u dzieci, która zdaje się nie mieć podstaw w środowisku ich życia, staramy się dzisiaj wytłumaczyć epigenetycznym dziedziczeniem genów związanych ze stężeniem adrenaliny i kortyzolu. Zmienione geny pod wpływem stresu wpływają niekorzystnie na rozwój neuronów w mózgu, na ich funkcje, a także na połączenia synaptyczne. Badania naukowe z ostatnich trzech lat dowodzą, że takie geny, jak: NR3C1, FKBP5, CRHBP, MAO-A i inne, ulegają procesowi metylacji, co prowadzi do zaburzeń nastroju, agresji i lęku.

Zmiany epigenetyczne mają nas przystosować do warunków?
Tak, ale te warunki stale się zmieniają. I stale zmienia się epigenom. Przykładem jest uczucie samotności. Dowiedziono, że u osób odczuwających samotność zachodzi zmiana w 209 genach. Z kolei u ludzi, którzy czują się bezbronni, którzy postrzegają świat jako złowrogi i niebezpieczny, zachodzą zmiany w ekspresji genów, głównie w układzie odpornościowym. Kiedy jednak zmieniamy nasze przekonania, zmienia się także nasz epigenom. Według dr. Ernesta Rossiego (twórcy opartego na nowoczesnej neurobiologii i genomice nowatorskiego podejścia w psychoterapii) pod wpływem myśli niektóre geny aktywują się w czasie krótszym niż dwie sekundy. Każda myśl, każde uczucie w każdej chwili życia zmienia epigenom i może mieć wpływ na zdrowie i poczucie szczęścia. Epigenetyka behawioralna udowadnia, że pozytywne myśli (gdy są zgodne ze wzorcami „wdrukowanymi” w podświadomości) znacząco wpływają na geny i przyczyniają się do dobrostanu organizmu.

Czy dalszy rozwój badań epigenetycznych pomoże nam czuć się lepiej i być lepszymi ludźmi?
Nie wiem, ale bardzo bym tego chciała. Już teraz mówi się o tym, że rozwój epigenetyki może doprowadzić do powstania testów pozwalających wykryć markery świadczące o ryzyku powstania niektórych zaburzeń. Takie badania mogłyby być wykonywane już u małych dzieci, aby wykryć markery agresji lub lęku. Zanim dziecko nauczy się chodzić czy mówić, będziemy wiedzieć, że w przyszłości może mieć problemy z radzeniem sobie z emocjami. Dzięki temu będzie można wdrożyć wczesną profilaktykę.

Będziemy mogli ustalić, czy dziecko odziedziczyło zmieniony gen, a więc czy na przykład będzie agresywne?
Tak. A profilaktyka jest możliwa, gdyż zmiany epigenetyczne zależą w znacznym stopniu od zmiany aktywności genów. A geny nie mogą się samoczynnie włączać i wyłączać. Musi pobudzić je do działania jakiś czynnik ze środowiska, który zmieni ekspresję na tę właściwą. Dzięki temu dziecko będzie mogło rozwijać się prawidłowo już od początku, co ma ogromne znaczenie dla jego życia i życia ludzi, którzy będą je otaczać.

Czy jest metoda, aby dorośli pozbyli się agresji wynikającej ze zmian epigenetycznych?
Agresję u dorosłych można znacznie zmniejszyć różnymi metodami radzenia sobie ze stresem. Zwłaszcza że – jak już wspomniałam na początku naszej rozmowy – dziś już wiemy, że są też inne drogi przekazywania emocji, nie tylko wychowanie czy epigenetyka. Choć medycynie konwencjonalnej trudno to przyjąć, to jest wiele dowodów na to, że dziedziczymy pewne formy energii po naszych przodkach i że to one mogą powodować, iż źle się czujemy. Te dowody wynikające z praktyki mówią, że istnieje międzypokoleniowy przekaz energetyczny. Tych energetycznych przekazów na razie nie potrafimy udowodnić naukowo, jednak praktyka, czyli opowieści pacjentów, potwierdza, że one istnieją.

Na Zachodzie praktykowana jest już psychologia energetyczna, nowa dziedzina, jeszcze nieuznawana naukowo, ale w wielu wypadkach skuteczna. Psychologia energetyczna wypracowała różne formy terapii, a jedną z nich jest Think Field Therapy, TFT, czyli terapia polem myślowym. Pacjenci potwierdzają, że często jest bardzo skuteczna w leczeniu fobii, depresji, uzależnień, PTSD itp.

Na czym opiera się terapia polem myślowym?
Twórcą metody TFT jest amerykański psychoterapeuta Roger Callahan. Połączył on nowoczesną psychoterapię i wschodnią medycynę, która zakłada istnienie wewnętrznego systemu energetycznego w każdym organizmie. Jeśli brak jest w nim równowagi, to powoduje różne problemy fizyczne i emocjonalne. Ten brak równowagi można korygować, opukując określone miejsca na ciele odpowiadające punktom akupunkturowym.

Wspominam o tej metodzie, bo jestem wielkim orędownikiem współpracy, a nie rywalizacji. Poznawania poglądów innych naukowców, a nie obrażania się na nich i deprecjonowania ich wiedzy.

Dlaczego nauka nie potrafi wyjaśnić skuteczności psychoterapii energetycznej?
Dotąd nie znamy jeszcze takich metodologii ani takich urządzeń, które umożliwiłyby badania tysięcy ludzi, by były one powtarzalne i statystycznie znamienne. Wierzę jednak głęboko, że rozwój fizyki kwantowej pomoże w przyszłości rozwiązywać najtrudniejsze problemy, z jakimi teraz borykają się ludzie.

Warto jednak wiedzieć, że są osoby, jak Dawson Church, który przeprowadził dziesiątki badań klinicznych i założył National Institute for Integrative Healthcare (Narodowy Instytut Integracyjnej Opieki Zdrowotnej mieszczący się w Kalifornii), aby promować nowe, przełomowe terapie. Poprzez swój program Veterans Stress Project w ciągu ostatniej dekady zaoferował bezpłatne leczenie ponad 20 tys. weteranów wojennych z PTSD. To postawa godna naśladowania nie tylko w Polsce.

Po to, by dzieci matki, która jest smutna czy ma ataki złości, nie były skazane na to samo.
Profilaktyka epigenetyczna może nam bardzo pomóc. Dziś już wiemy, że warto codziennie medytować, modlić się, stosować metodę uważności (MBSR). Po dwóch miesiącach stosowania metody MBSR dochodzi do korzystnych zmian epigenetycznych w genach. Warto stosować jogę, wizualizację, słuchać spokojnej muzyki przez 20 minut dziennie, otaczać się wspaniałymi kolorami – głównie zielenią, która nas leczy. Warto też co najmniej 40 minut spacerować po lesie lub parku, bo to pomaga obniżyć stężenie kortyzolu. Dzięki tym działaniom dochodzi do zmiany ekspresji genów, ale także wyzwalają się: dopamina, oksytocyna i serotonina oraz endorfiny, a więc neuroprzekaźniki szczęścia.

Nasz nastrój się poprawia!
Co więcej, te działania powodują, że w mózgu wydziela się kwas gamma-aminomasłowy (GABA). Jego niedobór jest jedną z przyczyn depresji, więc jeśli poprzez te działania zwiększymy jego poziom, to możemy poczuć radość, niezależnie od tego, czego doświadczyli nasi przodkowie. I pamiętajmy o tym, by zmieniać swoje przekonania z: „Nie dam rady”, na: „Dam radę”. Każda zmiana w umyśle powoduje zmianę w ciele.

Jadwiga Jośko-Ochojska, prof. dr hab. nauk medycznych, lekarz chorób wewnętrznych, neurofizjolog, specjalista zdrowia publicznego. Kieruje Katedrą i Zakładem Medycyny i Epidemiologii Środowiskowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze