1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Wysoko wrażliwi mężczyźni są wśród nas. Jest ich więcej, niż sądzimy. Dlaczego cierpią?

Wysoko wrażliwi mężczyźni są wśród nas. Jest ich więcej, niż sądzimy. Dlaczego cierpią?

Wrażliwość to nie słabość. Wysoko wrażliwi mężczyźni mierzą się z krzywdzącymi przekonaniami. (Fot. Francesco Carta fotografo/Getty Images)
Wrażliwość to nie słabość. Wysoko wrażliwi mężczyźni mierzą się z krzywdzącymi przekonaniami. (Fot. Francesco Carta fotografo/Getty Images)
Stereotypowo od lat przypisujemy ją kobietom. Kobietę cechuje wrażliwość, mężczyzna równa się siła. To przekonanie – mit – wyrządziło wiele złego, podobnie jak to, że kobiety to „słaba” płeć. Dziś wiemy już, psychologowie nie mają żadnych wątpliwości, że mężczyzna może być wrażliwy, a nawet wysoko wrażliwy. Tylko jak sprawić, by ta wiedza zakorzeniła się w naszych wyobrażeniach o męskości, by mężczyźni dali sobie prawo do bycia wrażliwymi, a nie – przepełnieni wstydem – zakładali maski. W końcu – jak sprawić, by świat pozwolił im na bycie sobą, a nawet by z męskiej wrażliwości zrobił użytek?

Psychoterapeuta Tom Falkenstein swoją książką „Wysoko wrażliwi mężczyźni. To nie słabość, a siła” odpowiada na potrzeby licznej grupy mężczyzn, którzy ze swoją wrażliwością czuli i czują się niemęscy, a nawet więcej – nieprzystosowani do życia. Tak Tom Falkenstein opisuje moment na swojej psychoterapeutycznej drodze, kiedy zaczął zgłębiać nazwany już temat męskiej wrażliwości: „»Nienawidzę w sobie tego, że jestem tak wrażliwy!« Mój klient, w wieku dwudziestu paru lat siedział naprzeciwko mnie i tą wypowiedzią podsumował tkwiącą w nim złość. […] Młody człowiek od pewnego czasu leczył się z nawracającej depresji w klinice psychiatrycznej, w której pracowałem wówczas jako psychoterapeuta. W trakcie terapii nieustannie pośrednio podejmowaliśmy temat wrażliwości. To był jednak pierwszy moment, w którym on sam siebie otwarcie określił jako osobę wrażliwą i wyraźnie ujawnił, jak bardzo nienawidzi samego siebie właśnie ze względu na swój stan. Dla niego był to bolesny, ale ważny punkt we własnych zmaganiach z wysoką wrażliwością, na którą cierpiał od dzieciństwa. Dla mnie był to przełomowy moment w mojej karierze zawodowej, gdyż człowiek ten bardzo wyraźnie nazwał to, z czym spotykałem się przez cały czas w mojej pracy psychoterapeuty, a czego nie umiałem określić ani zdefiniować – aż do tej chwili: wysoko wrażliwy mężczyzna. W czasie gdy kształciłem się w Berlinie na psychologa i terapeutę, spotykałem się nieustannie z pewnym typem klientów, których postrzegałem jako szczególnie wrażliwych, głębokich, opierających się na intuicji, często introwertycznych, a czasami nieśmiałych. Klienci ci trafiali do mnie na terapię z najróżniejszych powodów, na przykład z powodu depresji, zaburzeń lękowych czy problemów w związkach. Jednak mieli oni wszyscy pewną cechę charakterystyczną: byli nadzwyczaj wrażliwi i dlatego odbierali swój wewnętrzny i zewnętrzny świat bardzo głęboko i subtelnie.

Po pewnym czasie uderzyło mnie, że praca terapeutyczna z tą grupą osób często niesie ze sobą wiele radości i to właśnie z tego powodu, że ich sposób postrzegania świata i zmagania się z nim jest tak bardzo różny. W coraz większym stopniu zdawałem sobie jednak sprawę, że to mężczyźni, a nie kobiety, byli tymi, którzy mieli większe problemy z opisaniem swojej wrażliwości i podczas terapii często wyrażali pragnienie bycia mniej wrażliwymi. Mogłem wielokrotnie zaobserwować, że rozbieżność pomiędzy tym, jaki rzeczywiście jest wrażliwy mężczyzna, a tym, jaki we własnym przekonaniu powinien być, prowadziła u moich klientów do wielkiego psychicznego cierpienia. Ze względu na wrażliwe usposobienie często już od dzieciństwa towarzyszyły im wstyd albo niskie poczucie wartości; wrażliwość odbierali jako „niemęską”, „kobiecą” albo „nieatrakcyjną”. Niektórzy przez długi czas próbowali zaprzeczać własnej wrażliwości albo ukrywać ją przed innymi – z reguły bez sukcesu. Głęboko zakorzenione wydaje się przekonanie, że wrażliwość i bycie męskim wykluczają się wzajemnie”.

To, co opisuje Falkenstein, idealnie oddaje powszechne przekonanie na temat tego, dla kogo „przeznaczona” jest w naszym mniemaniu, w naszej mentalności, wrażliwość. Łatwo sobie wyobrazić, jak czuje się człowiek, który od zawsze jest wrażliwy (bo dziś wiemy już, że wrażliwość jest wrodzoną właściwością temperamentu) i również od zawsze ma poczucie, że wrażliwym być mu nie wolno…

Być sobą. Tylko tyle i aż tyle

Falkenstein wyraźnie pisze, na czym najbardziej mu zależy, dlaczego postanowił wydać książkę. Chodzi mu o przyczynienie się do docenienia wysoko wrażliwych mężczyzn, bo – jak przekonuje – dostrzega znaczenie ich roli w świecie. Owszem, łączy się ona z licznymi wyzwaniami, ale też z wieloma możliwościami. Wysoka wrażliwość niektórych mężczyzn stanowi bardzo istotną część ich męskiej tożsamości i jest źródłem bogactwa ich własnego życia, ale co ważne – także życia innych ludzi. Wrażliwość nie jest wstydliwą, „niemęską” wadą, której należy się wyzbyć. Według autora jest jednak ważny warunek wstępny – to uczenie się odpowiedzialnego i dobrego obchodzenia się z własną wrażliwością, akceptowanie jej, docenianie, a także dobre wykorzystywanie jej dla samego siebie i właśnie w relacji z innymi ludźmi. Jeśli to się uda, to wysoko wrażliwe usposobienie mężczyzn, według psychoterapeuty, może uczynić ich szczególnie dobrymi ojcami, małżonkami, partnerami, synami, braćmi i przyjaciółmi.
Autor przestrzega jednak przed popadaniem w skrajność i czynieniem ze swojej wrażliwości czegoś przesadnie wyjątkowego, bo to nieuzasadnione i aroganckie. Zwraca także uwagę na inną pułapkę – bycie wrażliwym nie może służyć również jako wymówka do unikania w życiu rzeczy, których właściwie i tak nie chciałby się robić. Jeśli wziąć pod uwagę dwie wspomniane sprawy i nie ulec pokusie, która z nich płynie, męska wrażliwość to ogromny potencjał.

Nie gorszy ani lepszy, po prostu inny

Falkenstein bardzo obrazowo opisuje istotę wrażliwości oraz to, dlaczego powinna być „odpowiednio” przez jej posiadacza traktowana. Dlaczego nie należy jej ani gloryfikować, ani tłumić – ona zwyczajnie, jak wszystko, wymaga znajomości „instrukcji obsługi”: „W mojej pracy z wysoko wrażliwymi klientami często porównuję tego rodzaju usposobienie z sytuacją, w której ktoś urodził się z bardzo bladą skórą. Może narzekać, że skóra nie jest ciemniejsza, może z zazdrością patrzeć na przyjaciół, którzy latem na plaży, w ogrodzie czy w parku beztrosko się opalają. Ostatecznie jednak musi zaakceptować, że jego skóra jest inna. Nie lepsza, nie gorsza, ale po prostu inna. Jeśli więc tylko się tego chce, to można się opalać również z bladą, wrażliwą skórą, ale nie można jej wystawiać bezpośrednio na działanie promieni słońca tak długo, jak mogą to robić inni. Trzeba zachować także pewne środki ostrożności, jak na przykład stosowanie kremu z wysokim filtrem, poszukanie zacienionego miejsca, założenie ubrania albo noszenie nakrycia głowy zabezpieczającego przed słońcem. Można więc, tak samo jak inni ludzie, którzy urodzili się z ciemniejszą karnacją skóry, brać udział w „słonecznych” momentach życia, ale trzeba się uczyć, jak robić to na swój własny, być może nieco inny sposób. To jest decydujący moment: zaakceptować i przyjąć to, co już ma miejsce, a następnie znaleźć indywidualny i autentyczny sposób na życie z tym w harmonii” – bardzo przekonująco opisuje psychoterapeuta.

Dla każdego jest miejsce

Nie bez przyczyny o wysokiej wrażliwości mówi się coraz więcej. Świat pędzi, a my zmuszeni jesteśmy dotrzymywać mu kroku, wszelkie nasze działania nakierowane mają być na wydajność i niemal stuprocentową skuteczność. Mamy być wciąż w gotowości, dostępni, otwarci, odważni, przebojowi, pewni siebie, mamy oczarować od pierwszego kontaktu. Nawet intuicyjnie wiemy, że nie są to raczej najmocniejsze strony człowieka wysoko wrażliwego. Ale – jak tłumaczy Falkenstein – pozytywne cechy, charakterystyczne dla wielu wysoko wrażliwych ludzi, jak na przykład wyższy poziom empatii, delikatność, wnikliwość, tendencja do działania etycznego i subtelność w postrzeganiu rzeczywistości – są dla politycznych, społecznych i ekonomicznych wyzwań dzisiejszego świata być może nawet jeszcze ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Ciężko nie zgodzić się z psychoterapeutą. Czas, by ten przestarzały, tradycyjny obraz mężczyzny przestał być obowiązującą definicją męskości. Kobiety walczą o zgodę na poszerzenie tego, co rozumiemy przez określenie „kobiecość”, od lat – czas, by wysoko wrażliwi mężczyźni mogli bez wstydu zaproponować światu siebie i swój potencjał.

Czas na emancypację mężczyzn

„Podczas gdy feministyczny ruch kobiet osiągnął (przynajmniej) »trzecią falę«, mężczyzna wydaje się wyraźnie gorzej sobie radzić z konfrontacją z samym sobą i swoją rolą w społeczeństwie” – pisze Tom Falkenstein.

Mówimy o kryzysie męskości. Zatem jak się z nim zmierzyć? Może należy „po prostu” poszerzyć definicję? „Jeśli zatrzymamy się na chwilę nad pytaniem, co mężczyznę czyni »męskim«, względnie: jakie są społeczne oczekiwania w stosunku do mężczyzn, to możemy dojść prawdopodobnie do różnych odpowiedzi. Niemniej, jak przypuszczam, narzucą się nam klasyczne i dość tradycyjne męskie atrybuty, jak fizyczna siła, wytrwałość, samokontrola w obszarze emocji, stoicyzm, samodzielność, heteroseksualność, asertywność, odwaga, dominacja, gotowość do podejmowania ryzyka, predyspozycja do konkurencji, sukces zawodowy i seksualna wydolność. Innymi słowy: prawdopodobnie opisalibyśmy typowy wizerunek „silnego mężczyzny”. Przypuszczam, że raczej rzadko pojawiłyby się w tym kontekście słowa „wrażliwy”, „emocjonalny”, „delikatny” czy „empatyczny”, pisze autor książki „Wysoko wrażliwi mężczyźni”. I wskazuje, że choć – w związku ze zmianami kulturowymi i społecznymi – od pewnego czasu mówi się o tzw. nowym mężczyźnie, to mężczyźni nadal mają tendencję do tego, aby w obliczu problemów nie prosić innych o emocjonalne czy profesjonalne wsparcie; częściej niż kobiety próbują nieprzyjemne uczucia tłumić alkoholem lub narkotykami, a w przypadku wątpliwości roztrząsają sprawy samodzielnie, zamiast szukać bliskości czy wsparcia ze strony innych ludzi. I nic nie zmienił tu ani „metroseksualny”, skoncentrowany na powierzchownej stronie życia wzorzec męskości, ani często w tym kontekście przytaczany dwumiesięczny urlop rodzicielski wybierany przez wielu ojców.

Falkenstein przytacza słowa Jima O’Neila, profesora psychologii i pioniera w badaniach nad konfliktem ról męskich, który uważa, że obawa przed byciem niedostatecznie męskim albo nawet przed uchodzeniem za „kobiecego” jest często powodem noszenia przez mężczyzn twardej i sztywnej zbroi, w którą przyoblekają się sami albo którą dają sobie nałożyć przez społeczeństwo. Falkenstein obserwuje tę obawę bardzo często w swojej pracy z klientami. To mężczyźni, których bardzo szybko przejmuje wstyd, gdy odnoszą wrażenie, że nie zachowują się w sposób, w jaki – ich zdaniem – powinien zachowywać się „prawdziwy mężczyzna”. Proces ten zaczyna się często już w dzieciństwie. Wstyd jest silną emocją i potężnym narzędziem socjalizacji. Jeśli się wstydzimy, to często łączy się to z obawą bycia wykluczonym, obawą, że nie należy się już do danej grupy.

Ktoś musi być pierwszy

Najwyższy czas, aby te tradycyjne męskie wartości zakwestionować i poszerzyć ich skalę. Psychoterapeuta nie ma wątpliwości od czego – a raczej od kogo – należy zacząć: „Myślę, że w tym procesie poszerzania zakresu wartości szczególnie ważną rolę odgrywa wysoko wrażliwy mężczyzna, gdyż to on ze względu na swoją wrodzoną niezwykłą wrażliwość i związanae z nią emocjonalność i subtelność automatycznie kwestionuje, rzuca wyzwanie i ostatecznie zastępuje tradycyjne męskie normy, wartości i sposoby zachowań, takie jak surowość, odporność, wytrzymałość, współzawodnictwo i samokontrola. Dzieje się to często nieświadomie. Po prostu przez to, że jest on taki, jaki jest, częściowo odbiegając od tradycyjnego wizerunku mężczyzny, tym samym go kwestionuje. Na tym właśnie mogłoby polegać ważne społeczne zadanie wysoko wrażliwego mężczyzny, które przysłużyłoby się wszystkim mężczyznom, a mianowicie: na odtabuizowaniu wrażliwości, uczuciowości, empatii; ogólnie rzecz ujmując – wszelkiej emocjonalności. Skorzystają na tym wszyscy mężczyźni, niezależnie od tego, czy są młodzi, czy starzy, heteroseksualni czy homoseksualni, wysoko wrażliwi czy nieodznaczający się szczególną wrażliwością. Jeśli dzięki temu mogłaby powstać bardziej autentyczna, całościowa i wszechstronna forma męskości, to ze społecznego punktu widzenia umożliwi to wszystkim mężczyznom bycie bardziej wrażliwymi i emocjonalnymi bez konieczności odczuwania przy tym wstydu, obawy czy swojej niższej wartości. Wówczas, jak myślę, w świetle opisywanej problematyki będziemy mieli do czynienia z tak zwaną sytuacją win-win, kiedy wszyscy korzystają” – tłumaczy Tom Falkenstein.

Być może zatem pierwszy krok powinni zrobić odważni wysoko wrażliwi mężczyźni, jednak to absolutnie nie zwalnia nas – pozostałych mężczyzn oraz kobiet – z obowiązku zrobienia miejsca, stworzenia przestrzeni i pełnej akceptacji wysoko wrażliwych mężczyzn. Dla każdego jest miejsce.

Tekst powstał na podstawie książki Toma Falkensteina „Wysoko wrażliwi mężczyźni. To nie słabość, a siła” (wyd. Mando Inside).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze