1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Czy partner może zastąpić nam rodzica?

Czy partner może zastąpić nam rodzica?

Fot. Getty Images
Fot. Getty Images
Kiedy mamy emocjonalne braki wyniesione z dzieciństwa, odczuwamy olbrzymią tęsknotę za tym, czego nie otrzymaliśmy. Pusta wyrwa, która się tworzy w naszym wnętrzu, dotkliwie przypomina o sobie, szczególnie w tych sytuacjach, w których moglibyśmy doznać czegoś emocjonalnie bliskiego czy ciepłego. Ludzie radzą sobie z tym różnie — bo każdy z nas różni się pod względem strategii regulacji emocji, odporności psychicznej i struktury osobowości.

Fragment książki „Relacje. Każdy potrzebuje więzi, żeby przetrwać”, Olga Czajka, wyd. Sensus

Znajdą się wśród nas tacy, u których ta pustka będzie „wylana betonem”, więc nic i nikt jej nie ruszy. To on będzie wypełniał pewien brak, dając złudzenie pełni — jednak jego struktura daleka jest od żyznego podłoża, na którym cokolwiek może zakwitnąć. Z pewnością nie można się przez taki beton przebić i nie uraczysz tam niczego żywego. Zazwyczaj tak prezentują się ludzie, którzy są nad wyraz niezależni, stroniący od zobowiązań i zażyłości, którzy odejmują znaczenie przywiązaniu i emocjom. Za mocną postawą niezależności prawie zawsze kryje się jakiś brak, którego kiedyś nikt nie nasycił, a z którym należało nauczyć się żyć.

W takich wypadkach współistnieją ogromna tęsknota za czymś bliskim i jednoczesna, nieświadoma często, obrona przed tym — bo przecież tak nauczyliśmy się funkcjonować. W innym scenariuszu wyniesione z domu rodzinnego emocjonalne braki mogą prowokować w nas chęć i pragnienie, a czasem złudną nadzieję na to, że ktoś nam te braki zaspokoi. Możemy chcieć je zrekompensować w ramionach naszego partnera, bo związki miłosne stanowią bardzo dobre podłoże do tego, by nasze tęsknoty mogły odżywać. Mamy wówczas wewnętrzną potrzebę, żeby doznać w związku tego wszystkiego, czego zabrakło nam na wcześniejszych etapach życia. Uczucia, że ktoś nas bezwarunkowo i bezgranicznie kocha — tak jak matka czy ojciec kocha swoje dziecko. Chcemy czuć, że nasze potrzeby są odgadywane i zaspokajane — podobnie jak mamy zgadują, czego potrzeba ich dzieciom, i odpowiadają na te potrzeby.

Czytaj także: Związek wymaga szczerości – najlepiej mówić prawdę, a nie tylko nie kłamać. Rozmowa z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim

Istnieje taka wewnętrzna potrzeba, choć najczęściej nieświadoma, żeby nasz partner mógł się stać tym utęsknionym rodzicem, którego miłości nam zabrakło. W tym może się kryć na przykład pragnienie, by partner potrafił spojrzeć na nas i wiedzieć, co nam jest, jak się czujemy, czego potrzebujemy. Tak jak mama, która wie, dlaczego dziecko płacze, i wie, czy je nakarmić, czy zabawić. A jeśli ten partner nie ma takiej zdolności, to oczekujemy, że będzie próbował zgadywać i nie ustanie w tych próbach tak długo, jak długo „dziecko” nie będzie zaspokojone. Chcemy się czuć wyjątkowo ważni i „jedyni”, tak jak ważne są dzieci dla swoich rodziców; chcemy, by się nami opiekował i o nas troszczył. To są wszystko te potrzeby, które można nazwać wczesnodziecięcymi i niemożliwymi do zrealizowania w dorosłym życiu — przynajmniej nie w takim wydaniu. Bo dzieciństwo to okres, który mamy już za sobą, i choć może się to wydawać przykre i rozczarowujące, nigdy więcej nie będziemy tymi małymi istotami, którymi można się zaopiekować, a nasz partner czy partnerka nie zrekompensuje nam braków rodzicielskich. Nawet gdyby nasi partnerzy bardzo chcieli i wkładali w to najwyższe starania, to jest to zwyczajnie niemożliwe i infantylizujące.

Dziś — w dorosłości — jedynie my sami jesteśmy w stanie ukoić poranione miejsca z przeszłości. Rozwijając swoją dojrzałość, możemy sami dla siebie stawać się lepszymi opiekunami. Starać się o siebie, wkładając pracę w swój rozwój, dbać o różne ważne aspekty swojego życia, tworzyć inne więzi, które będą źródłem satysfakcji, uczyć się postrzegać siebie jako kogoś ważnego i godnego szacunku. Nierzadko, być może z udziałem terapeuty, można wrócić do tych wszystkich trudnych momentów i ułożyć je na nowo. Bo często w dorosłym życiu sami traktujemy siebie co najmniej tak, jak byśmy tego nie chcieli dla innych. To, co może wydawać się zaskakujące, a jest często spotykane w praktyce psychoterapeutycznej, to fakt, że ludzie podczas psychoterapii odkrywają, że mówią, myślą i traktują się dokładnie tak samo, jak byli traktowani przez tych, którzy zawiedli. Stają się dla siebie takim rodzicem, którego często nie chcieli mieć.

Miłość partnerska, choć powinna dawać poczucie — nomen omen — miłości, przywiązania, troski czy wyjątkowości, ma inny charakter. Jest dwukierunkowa. W miłości partnerskiej zawsze są warunkowości i ograniczenia, potrzeby dwóch stron i konieczność ich połączenia, kompromisu, czasem wyrzeczeń, są konflikty. Jest odpowiedzialność, która rozkłada się na dwoje, a nie na jedno, jak w przypadku relacji rodzic–dziecko, gdzie to rodzic jest jedyną osobą, która odpowiada za jakość relacji. W miłości partnerskiej jest pewna dojrzałość, która zakłada troskę o siebie nawzajem, szacunek dla swojej odrębności i zrozumienie, że każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swój wkład w relację. Dajemy i bierzemy jednocześnie lub wymiennie. Pracujemy na siebie. W rodzicielstwie troska, opieka i zaangażowanie płyną jednostronnie — odgórnie. I jeśli są obecne, są bezcennym darem; jeśli ich nie ma, nie można już nic zrobić, żeby dokładnie to samo uzyskać.

W miłości partnerskiej możemy zaznać wiele dobrego i czerpać z niej to, co najlepsze, jednak w dorosły sposób. Intymne związki z ludźmi to fundament naszej egzystencji — budują nas, dają ukojenie, wspierają i pozwalają nam wzrastać — jednak w dorosłym świecie są oparte na współzależności, odpowiedzialności i wymianie.

Istnienie potrzeb, które mają znamię dziecięcej zależności, jest często nieświadome i bywa powodem rozłamów w relacji, może być źródłem wielu frustracji i rozczarowań.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze