1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Widzimy i słyszymy to, co chcemy. Błąd potwierdzenia i ułatwia, i komplikuje nam życie

Widzimy i słyszymy to, co chcemy. Błąd potwierdzenia i ułatwia, i komplikuje nam życie

Błąd potwierdzenia zawęża perspektywę. Poszukujemy informacji, które są zgodne z naszymi poglądami, bo tak jest wygodniej. Tyle że to nie zawsze nam służy (Fot. Getty Images)
Błąd potwierdzenia zawęża perspektywę. Poszukujemy informacji, które są zgodne z naszymi poglądami, bo tak jest wygodniej. Tyle że to nie zawsze nam służy (Fot. Getty Images)
Mózg lubi chodzić na skróty. Obserwując świat i procesy zachodzące pomiędzy ludźmi, tworzy pewne przekonania na temat rzeczywistości i czasem kurczowo się ich trzyma. W efekcie instynktownie skanujemy otoczenie w poszukiwaniu tego, co pasuje do naszych poglądów i wyobrażeń, a nie tego, co je podważa. Tak jest wygodniej, ale czy to nam służy?

Wyobraź sobie, że aplikujesz na stanowisko w dużej firmie, w której od dawna chciałaś pracować. Marzyłaś o tej pracy i wreszcie zostałaś zaproszona do procesu rekrutacyjnego. Czujesz całą sobą, że to idealne miejsce do dalszego rozwoju kariery, stworzone dla ciebie. Przygotowując się do tej rozmowy i przeglądając informacje na temat tej organizacji w Internecie, możesz natrafić na sprzeczne informacje na jej temat. Być może obecni pracownicy będą ją na internetowych forach wychwalać pod niebiosa, ale część tych, którzy już tam nie pracują, zwróci uwagę na minusy, a nawet całkiem poważne red flagi. Jeśli naprawdę ci zależy na tej posadzie, wyłuskasz najprawdopodobniej te informacje, które potwierdzą twoje przekonanie o tym, że firma jest świetna i dba o pracowników, a odrzucisz jako niewiarygodne te, które będą stawiać pod znakiem zapytania reguły rządzące np. systemem wynagrodzeń, krytykować sposób zarządzania, zarzucać menedżerom nierówne traktowanie pracowników. Zrobisz tak, bo analizowanie tych sprzecznych opinii po pierwsze jest bardzo energochłonne, a twój mózg chce oszczędzać energię, a po drugie, dlatego że w wyniku takiej analizy mogłabyś dojść do wniosku, który w tym momencie jest ci bardzo nie na rękę – że ta firma to jednak nie jest praca marzeń i trzeba mozolnie i w pocie czoła szukać dalej.

Wszyscy mamy taką tendencję. Jej odkrycie to nie zasługa współczesnych badaczy funkcjonowania mózgu i psychologów. Tę ludzką skłonność do wyłuskiwania z rzeczywistości wszystkiego, co utwierdza nas w dotychczasowym przekonaniu o czymś, nie zaś je kontestuje, opisał już Tukidydes w „Historii wojny peloponeskiej” (V w. p.n.e.) słowami: „Jest to zwyczajem ludzkości powierzać beztroskiej nadziei to, za czym tęsknimy, a posługując się suwerennym rozumem, odrzucać to, czego nie lubimy”. Ręka w górę, kto się na tym nie przyłapał...

Czym jest błąd potwierdzenia i do czego służy?

Nazywany także błędem konfirmacyjnym opisuje skłonność ludzi do wierzenia w dowody, które potwierdzają ich wcześniejsze przekonania, i odrzucania informacji, które im przeczą. W latach 60. XX wieku psycholog poznawczy Peter Wason przeprowadził kilka eksperymentów znanych jako zadanie odkrywania reguł Wasona. Wykazał w nich, że ludzie mają tendencję do poszukiwania informacji, które potwierdzają ich istniejące przekonania. Dążenie do tego przychodzi nam naturalnie, podczas gdy poszukiwanie dowodów, które naszym przekonaniom przeczą, jest raczej niekomfortowe i sprzeczne z intuicją.

Nieżyjąca już izraelska psycholożka społeczna Ziva Kunda, która część swojej pracy naukowej poświęciła badaniu stereotypów, stwierdziła, że przywiązujemy szczególną wagę do informacji, które pozwalają nam dojść do wniosku, do którego chcemy dojść. Faworyzujemy je, bo tak jest szybciej i bardziej ekonomicznie. Żyjemy w czasach, w których jesteśmy zewsząd bombardowani rozmaitymi informacjami. Jeszcze nigdy w historii ludzkości dostęp do nich nie był tak gigantyczny, że niemal nieograniczony. To oczywiście bywa przytłaczające, tymczasem musimy podejmować wiele decyzji i dokonywać często skomplikowanych wyborów każdego dnia. By sobie nieco ułatwić życie, mózg dąży do skrótów. Dokonując oceny dowodów, czyli po prostu interpretacji informacji, które do niego docierają, wybiera te, których przyswojenie pochłonie jak najmniej energii, a zatem te, które potwierdzą dane już zgromadzone.

Działa to trochę na zasadzie: wierzę w to, w co mi wierzyć najłatwiej. Przez lata mozolnie wznosimy w swoich głowach strzeliste wieże przekonań. W coś wierzymy, coś uznajemy, o czymś jesteśmy przekonani. Tę nabywaną wiedzę traktujemy jak fundament, na którym opiera się nasze funkcjonowanie. W odniesieniu do niego dokonujemy wyborów, on daje nam poczucie bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że chcemy go raczej wzmacniać, niż wystawiać na próbę, a tym bardziej – zmieniać. To niewygodne, często trudne, wymaga przyznania przed samym sobą, że być może w jakiejś konkretnej sytuacji nie mamy racji, a przecież tak bardzo lubimy ją mieć. Lubimy też myśleć o sobie, że coś wiemy. Ulegamy więc błędowi potwierdzenia, bo w przeciwnym razie często musielibyśmy przyznać, że nasza wiedza (a może i inteligencja) nie jest tak szeroka, jak skłonni jesteśmy twierdzić. Jest wreszcie i taka przyczyna jak chęć i potrzeba bycia poprawnym, płynięcia z nurtem. „Wszyscy” (a w praktyce nie wszyscy, a jakaś większość danej społeczności) w coś wierzą albo coś przyjmują za pewnik, więc jeśli nie mamy w sobie ducha rewolucjonisty, a wszelka poglądowa rebelia jest nam raczej obca, zwracamy się ku większości, bo tak znowu bywa bezpieczniej.

Popełniając błąd potwierdzenia, w pewnym sensie chronimy siebie. To dla ludzi zachowanie adaptacyjne – większą szansę na przetrwanie daje poleganie na instynktownych, automatycznych zachowaniach. Ktoś, kto swój biznes opiera na AI, raczej nie będzie reagował entuzjastycznie na artykuł naukowy, w którym autor postawi tezę (i, nie daj Boże, poprze ją twardymi dowodami), że sztuczna inteligencja jest rozłożonym na lata zamachem na istotę człowieczeństwa, prawda? Poszuka raczej równie naukowych i wiarygodnych badań na to, że AI sprzyja rozwojowi, jest dla ludzkości szansą, nadzieją na błyskawiczny progres i grzechem byłoby jej nie wykorzystać.

Dzieciaki w przedszkolu często zatykają uszy, gdy ktoś mówi do nich coś, czego nie chcą słyszeć. „Nic nie słyszę, bo zjadłem myszę!” - to mógłby być żartobliwy slogan do kampanii reklamowej błędu potwierdzenia, gdyby ktoś zechciał mu taką zafundować. Skąd ten opór? Miedzy innymi niechęci do zmiany i ze strachu przed nią. Ewa Stelmasiak, mentorka, trenerka i konsultantka w zakresie dobrostanu osobistego i organizacyjnego, w rozmowie na temat fizjologicznych podstaw dobrostanu psychicznego powiedziała: „Wszyscy mamy pewne mechanizmy obronne, takie jak racjonalizacja czy zaprzeczanie. One często podsuwają nam wymówki, dla których wprowadzenie pewnych zmian wydaje nam się albo niemożliwe, albo co najmniej bardzo skomplikowane. Ludzie przeważnie nie robią tego, co dla nich dobre i wskazane, nawet jeśli wiedzą doskonale, że powinni to robić. Przyjmują często rozmaite postawy zachowawcze, służące utrzymaniu status quo – to jest problem globalny, odwieczny i wciąż nierozwiązany”. Jest i kwestia motywacji. Większość ludzi przy podejmowaniu decyzji jest w stanie, posługując się inteligencją i wiedzą, wygenerować argumenty, które są sprzeczne z ich przekonaniami. Chodzi raczej o to, że nie są zmotywowani, aby to robić. Po co mieliby szukać argumentów przeciwko samym sobie? Powodów jest co najmniej kilka, ale przeważnie kończy się na wniosku, że to się po prostu nie opłaca.

Czytaj także: Niby wiesz, że warto się ruszać, ale wciąż tego nie robisz? Wiedz, że dobrostan w głowie zaczyna się od ciała

Błąd potwierdzenia jest dość hojny, bo zapewnia wygodę i umacnia poczucie własnej wartości przez potwierdzenie rzekomej nieomylności i racji. Nawet jeśli przeczuwam, że może być inaczej, niż mi się wydaje, pozostanę przy tym, co mi się wydaje. Niby komfortowe rozwiązanie, tyle tylko, że ulegając mu, możemy jednocześnie całkiem sporo stracić.

Zawężona perspektywa – czyli skutki błędu potwierdzenia

Ulegając temu mechanizmowi, często oszukujemy samych siebie, a nierzadko próbujemy się usprawiedliwić. Wyobraź sobie, że spieszysz się do pracy. Pędzisz chodnikiem, by się nie spóźnić, gdy wtem zaczepia cię kobieta, prosząc, byś kupiła jej jakiś posiłek w barze obok, bo jest głodna i nie ma pieniędzy. Z jednej strony chciałabyś pomóc, ale zjada cię stres, że się spóźnisz do pracy. Kolejka w barze ciągnie się w nieskończoność. Wygodniej w tej sytuacji byłoby ci zignorować tę prośbę i po prostu odejść do swoich spraw, ale to nie takie łatwe, bo wiesz, że będziesz mieć wyrzuty sumienia. Wtedy możesz przypomnieć sobie, że kiedyś czytałaś w internecie, że w tej okolicy w ten sposób wyłudza posiłki i pieniądze mnóstwo osób, które zrobiły sobie z tego sposób na życie, a tak naprawdę wcale nie są aż tak potrzebujące, po prostu nie chce im się pracować. Taka wizja pasuje ci w tej chwili, więc podążasz za nią, bo czujesz się w pełni usprawiedliwiona, nie chcesz przecież wspierać tego procederu! To daje poczucie ulgi. Niestety, może być i tak, że akurat ta konkretna kobieta naprawdę potrzebowała pomocy, a artykuł, który sobie przypomniałaś, pojawił się w jakimś szemranym medium, dodatkowo 4 lata temu, więc jest jakby nieaktualny. Chodzi o to, że ulegając błędowi potwierdzenia, tak naprawdę ekspresem zbierasz dowody na słuszność decyzji, która jest dla ciebie wygodna, ale już niekoniecznie jest właściwa.

Błąd potwierdzenia ujawnia się również w skłonności ludzi do poszukiwania pozytywnych przypadków. Plastycznym przykładem, który obrazuje, że w wielu sytuacjach może to być po prostu niebezpieczne, jest poszukiwanie alternatywnych metod leczenia trudnych chorób. Jeśli bardzo chcesz wierzyć, że jakaś alternatywna terapia, która wydaje ci się ostatnią deską ratunku, zadziała w twoim przypadku, zrobisz wiele, by odnaleźć ozdrowieńców, którzy podzielili się swoją historią. Jeden przypadek człowieka, u którego objawy ustąpiły po zastosowaniu kuracji, jaką chcesz wypróbować, będzie znaczył dla ciebie więcej, niż 10 przypadków, w których rezultat był zerowy lub wiązał się z pogorszeniem stanu zdrowia. To on upewni cię, że warto spróbować, ale to nie oznacza, że kuracja jest skuteczna i bezpieczna.

Błąd potwierdzenia wykorzystujemy także wtedy, gdy boimy się poznać prawdę. Tak może być, jeśli dotyczy cię syndrom FOFO (fear of missing out, czyli ‘lek przed dowiedzeniem się’). Robisz badanie krwi. Wynik pokazuje, że masz podwyższony poziom leukocytów. Zamiast iść z wynikiem do lekarza, by go fachowo zinterpretował i zalecił dodatkowe badania, wyjaśnienia poszukujesz sama. Oczywiście w internecie znajdziesz milion artykułów i wypowiedzi samozwańczych internetowych lekarzy na temat tego, co taki stan rzeczy może oznaczać – od stresu i podziębienia, po białaczkę szpikową. Jeśli jesteś optymistką, będziesz szukać jak najwięcej informacji i wypowiedzi ludzi, które utwierdzą cię w przekonaniu, że po prostu dopadł cię niegroźny wirus albo za dużo się denerwujesz. To cię uspokoi, ale nie wyjaśni wyniku badania. Jeśli masz skłonność do czarnowidztwa, będziesz tropić raczej artykuły z serii „Miał podwyższony poziom leukocytów. Tydzień później już nie żył”, od jakich roi się w sieci, bo… doskonale się klikają. Przez jakiś czas będziesz więc w myślach żegnać się z życiem, gdy tymczasem jest spora szansa, że dopadło cię zwykłe osłabienie. W obu przypadkach błąd potwierdzenia działa na twoją niekorzyść, bo utrudnia ci podjęcie jedynej racjonalnej decyzji – o pójściu do lekarza.

W wyniku błędu potwierdzenia możesz też ulec wrażeniu, które zaciemni ci obraz i wpłynie na to, jak oceniasz innych ludzi. Jeśli koleżanka z pracy, którą cenisz i której ufasz, powie ci, że ta nowa dziewczyna, która przychodzi do pracy od poniedziałku, jest bardzo sympatyczna, ma rewelacyjne poczucie humoru i świetnie się z nią rozmawia, a ty weźmiesz sobie tę sugestię do serca, będziesz wśród wielu zachowań nowej koleżanki wyłapywać te, które tę opinię potwierdzają. Jest ryzyko, że przy okazji nie zauważysz, że niestety ma tendencję do plotkowania i trochę leseruje, zwalając obowiązki na innych, bo już wyrobiłaś sobie na jej temat wstępną opinię, która ci odpowiada, więc chcesz ją potwierdzić. Może być i odwrotnie. Uprzedzona, żeby uważać na tę nową, bo jest średnio kompetentna i lubi załatwiać sprawy za plecami, będziesz tropić we wszystkim, co robi, dowody na potwierdzenie tych podejrzeń, a wówczas możesz nie dostrzec jej mnóstwa pozytywnych cech. Fałszywe osądy to pułapka błędu potwierdzenia.

Błąd potwierdzenia kryje w sobie i taką pułapkę, że skłania do otaczania się wyłącznie ludźmi, którzy podzielają nasze poglądy. Każdy, kto ma inne zdanie, zwłaszcza takie, które przeczy czemuś, w co wierzysz, jest na z góry skazanej pozycji. To raczej sprzyja zamykaniu się w bańce hermetycznego środowiska, niż otwarciu na świat w całej jego różnorodności.

Czytaj także: Jak obsługiwać relacje z tymi, którzy diametralnie się od nas różnią? A może takich relacji w ogóle nie warto budować? Rozmowa z Ewą Stelmasiak

Czy da się uniknąć błędu potwierdzenia?

Nie jest tak, że nazywany błędem efekt potwierdzenia zawsze działa na naszą niekorzyść. Może wprawdzie w wielu sytuacjach upośledzać logikę i sprzyjać podejmowaniu niekorzystnych i mało obiektywnych decyzji, ale jednocześnie pozwala zachować pewność co do wyznawanego systemu wartości, wzmocnić poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie. Warto zdawać sobie sprawę z dwóch stron medalu i na początek po prostu rejestrować sytuacje, w których mu ulegamy, by móc ocenić, czy aby warto.

Błąd potwierdzenia wynika z naturalnego sposobu działania mózgu, więc nie da się całkiem go wyeliminować. Można za to nieco nim nawigować. Najważniejsze jest to, by raz na jakiś czas przyglądać się krytycznym okiem własnym przekonaniom i sprawdzać, czy nadal są o nas, czy też wyznajemy je z przyzwyczajenia, a niewiele mają z nami wspólnego. Warto zadawać sobie pytania pomocnicze typu: na jakiej postawie wyciągam takie wnioski? Czy ta podstawa jest rzeczywiście wiarygodna? To trochę kwestionowanie siebie samego, ale we własnym interesie.

Czytaj także: Nie chodzi o to, by zawsze mieć rację. Czasem dobrze jest pobłądzić

Dobrze być otwartym na odmienne poglądy, na dialog. Ta otwartość nie oznacza gotowości do zmiany, a jedynie dopuszcza myśl, że taka zmiana mogłaby nastąpić. Dopuszczanie do siebie kontrargumentów i wsłuchiwanie się w to, co ma do powiedzenia oponent w dyskusji, to nie jest konformizm, a zdrowy rozsądek. Szukanie różnych perspektyw, choćby tylko po to, by się z nimi zapoznać, poszerza nasz obraz świata i chroni przed postawą apodyktyczną. Chodzi o postawę: dopuszczam do siebie, że mogę się mylić, chcę się temu przyjrzeć.

Tutaj liczy się jeszcze jedno: wyrozumiałość dla siebie. Absolutnie wszyscy ulegamy błędowi potwierdzenia. Bez sensu się za to karcić, bo to niewiele zmienia. Dużo lepiej sobie wybaczać, ale wyciągać wnioski. Te naprawdę, a nie tylko pozornie, dobre dla siebie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze