1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Sadbait” – dlaczego klikamy smutne treści w sieci?

„Sadbait” – dlaczego klikamy smutne treści w sieci?

Sadbait żywi się emocjami. Intensywne uczucia, jak smutek właśnie, pozwalają na identyfikację i nawiązanie więzi. Algorytmy wykorzystują to bez litości... (Fot. Ivan Pantic/Getty Images)
Sadbait żywi się emocjami. Intensywne uczucia, jak smutek właśnie, pozwalają na identyfikację i nawiązanie więzi. Algorytmy wykorzystują to bez litości... (Fot. Ivan Pantic/Getty Images)
Teoretycznie chcemy być radośni i szczęśliwi, przepełnieni przyjemnymi emocjami. Fenomen rekordowej klikalności smutnych i przygnębiających treści w Internecie pokazuje jednak, że co innego deklarujemy, a co innego robimy. Jakie psychologiczne mechanizmy skrywa zjawisko znane jako „sadbait”?

„Ragebait” to znana w Internecie praktyka, która polega na celowym publikowaniu treści wywołujących u odbiorców gniew, irytację lub oburzenie. Analogicznie „sadbait” odnosi się do melancholijnych i dramatycznych filmów i zdjęć publikowanych w mediach społecznościowych w celu wywołania u ludzi smutku. Influencerzy filmują siebie, gdy płaczą, co błyskawicznie pomnaża liczbę ich followersów, zdjęcia pokazujące cierpienie ludzi i zwierząt, często zmyślone, mocno przesadzone, nieaktualne lub wygenerowane przez SI, wywołują lawinę komentarzy i reakcji. W 2024 roku jednym z najsilniejszych trendów na TikToku stał się „corecore” – przygnębiające fragmenty filmików, zdjęć grafik i postów innych użytkowników z jeszcze bardziej przygnębiającą muzyką w tle zyskały miliardowe wyświetlenia.

Innym trendem, który dosłownie bazuje na smutku, jest sadfishing. Polega on na wyolbrzymianiu w social mediach lub wręcz wymyślaniu problemów emocjonalnych w celu zwrócenia uwagi i wzbudzenia współczucia. To może być choćby post z niewiele mówiącym przygnębiającym obrazkiem i lapidarnym opisem typu "nie wiedziałam, że może aż tak boleć...”, okraszony płaczącą emotką. To oczywiście może skłonić złowionych na smutek obserwujących do okazania współczucia i wsparcia, nawet jeśli celem autora posta było wyłącznie zwrócenie na siebie uwagi. Oczywiście szukanie uwagi, gdy jest się w złym nastroju, jest normalne, w stanie przygnębienia potrzebujemy być zauważeni, choćby wirtualnie przytuleni i otoczeni opieką. Sadfishing jest jednak czymś innym – to akt manipulowania emocjami innych dla osobistych korzyści.

„Sadbait” to praktyka powszechnie stosowana w celu maksymalizacji zaangażowania na platformach cyfrowych, z wykorzystaniem zarówno algorytmów, jak i emocjonalnych reakcji odbiorców. Okazywanie intensywnych emocji, czy to gniewu, smutku czy śmiechu, błyskawicznie angażuje użytkowników. Treści w SoMe nieustannie konkurują o uwagę, a właśnie odwołanie się do emocji zapewnia ich twórcom skuteczną strategię utrzymania zaangażowania. Post, który generuje długi czas wyświetlania, skłania do komentarzy i udostępnień, jest wzmacniany, i tak powstaje samonapędzająca się pętla sprzężenia zwrotnego. Sadbait działa na tyle skutecznie, że w sieci pojawiły się nawet instrukcje, jak spontanicznie wywołać u siebie płacz albo przynajmniej sprawić, żeby nagranie wyglądało na autentyczne. Skoro coś się klika, bez sensu pytać, po co jest praktykowane, bo rzecz jest oczywista. Ciekawsze pytanie brzmi: dlaczego łapiemy się na akurat na lep smutku i melancholii?

Po co to robimy?

Co ciekawe, tu wcale nie chodzi o prawdę, chęć konfrontacji z często smutną rzeczywistością i autentyczność. Nawet jeśli użytkownicy zdają sobie sprawę ze sztucznej natury takich treści (naprawdę trudno nie zorientować się, gdy set slajdów pokazujących małe bezdomne kocięta nie jest zapisem sytuacji, która ma miejsce w realu, a jedynie zlepkiem zdjęć wygenerowanych przez SI), i tak angażują się w nie ze względu na ich emocjonalny wydźwięk. Poświęcają swoją uwagę i czas nie dlatego, że mogą coś zmienić, dowiedzieć się czegoś nowego o świecie, ale wyłącznie po to, by „się posmucić”. Intensywne uczucia, jak smutek właśnie, pozwalają na identyfikację i nawiązanie więzi. Komentarze i interakcje pod postami typu sadbait ujawniają osobiste historie, budując więzi między użytkownikami.

Smutek to wyjątkowa przestrzeń, w której odbiorcy mogą nawiązać głęboką więź z treścią, a w efekcie także między sobą. Często to jedyna okoliczność, w której mają odwagę podzielić się bardzo bolesnymi i intymnymi doświadczeniami, wyrzucić z siebie jakieś traumatyczne doświadczenie. To także okazja do nawiązania szczególnego rodzaju połączenia z innymi, w pewnym sensie kolektywne doświadczenie, które daje poczucie niebycia osamotnionym w sposobie przeżywania świata. Świadomość, że nie jest się jedyną osobą, którą porusza cudze cierpienie, daje poczucie przynależności do choćby iluzorycznej i obecnej w świecie cyfrowym, ale jednak wspólnoty. To daje otuchę, ukojenie, rodzaj ulgi.

Czytaj także: Smutek – jaką niesie dla nas informację?

Oglądając podobne treści, można się bezkarnie rozkleić, popłakać, poczuć coś, na co w realnym świecie, często tłumiącym wrażliwość, wiele osób pozwala sobie rzadko. Smutne treści dają możliwość ujścia dla przeżywania i przetwarzania trudnych emocji, zwłaszcza jeśli w codziennej rzeczywistości raczej od nich uciekamy lub je tłumimy. Soma Basu, dziennikarka śledcza i medioznawczyni z Uniwersytetu Tampere w Finlandii, komentując zjawisko sadbait dla BBC, zwraca uwagę na kolejny istotny czynnik stojący za popularnością tego trendu, jakim jest tabu smutku. Filmiki, za sprawą których sadbait stał się tak popularny, to jej zdaniem okazja do podglądania cudzych emocji, zwykle okazywanych jedynie w przestrzeni prywatnej, bo wykraczających poza przyjęte normy społeczne. Oglądając je, zyskujemy rzadki i cenny dostęp do czegoś, co zwykle jest ukrywane. Dodatkowo, jak mówi badaczka, „w swoim namiętnym wyrażaniu emocji filmy te komplikują i eksponują szczelinę między różnymi rodzajami podziałów – klasą lub pochodzeniem etnicznym, płcią, seksualnością, umiejętnością czytania i pisania itd.”. Okazuje się więc, że magnetyzm tego rodzaju treści wynika i z tego, że dzięki nim można przynajmniej na moment i choćby tylko online doświadczać pewnych rzeczy poza zwykłymi granicami tego, na co pozwalają społeczne kody i oczekiwania.

W pogoni za endorfinami

Wbrew przekonaniu, że smutne treści pogarszają nasz nastrój, teoria regulacji nastroju sugeruje, że ludzie często poszukują doświadczeń emocjonalnych, które są zgodne z ich obecnym stanem. Dla osób odczuwających melancholię angażowanie się w smutne treści może być formą emocjonalnego potwierdzenia, sposobem na uznanie i przetworzenie swoich uczuć. Właśnie dlatego wiele osób słucha smutnych piosenek po rozstaniu lub ogląda emocjonalne filmy w chwilach kryzysu. Treści odzwierciedlają ich emocje, sprawiając, że czują się zrozumiani i mniej samotni.

W jednym z badań z 2016 r. brytyjscy psychologowie pokazali inną ciekawą zależność. Otóż dramaty wywołujące emocje uruchamiają ten sam mechanizm neurobiologiczny (układ endorfin, odzwierciedlony w zwiększonych progach bólu), który leży u podstaw więzi społecznych u naczelnych człekokształtnych i ludzi. W porównaniu z osobami oglądającymi film neutralny emocjonalnie, osoby oglądające film wywołujący emocje mają podwyższone progi bólu i większe poczucie więzi grupowej. Endorfiny zwiększają tolerancję na ból, to one stoją za zjawiskiem znanym jako „euforia biegacza”. W miarę zrozumiałe jest więc, że oglądanie komedii, która sprawia, że śmiejemy się na głos, powoduje wzrost progu bólu, a więc poprawia samopoczucie, bo te same obszary mózgu, które podtrzymują lub reagują na ból fizyczny, są również zaangażowane w ból psychiczny. Najciekawsze jest jednak to, że zdaniem badaczy emocjonalnie poruszające fabuły, które „doprowadzają nas do łez”, działają dokładnie tak samo! Oglądanie obrazów o wartościach emocjonalnych, a więc także smutnych, podnosi progi bólu, a więc pozwala osłabić swoje reakcje na negatywne doświadczenia emocjonalne. Okazuje się więc nieco paradoksalnie, że oglądanie depresyjnych treści może w rzeczywistości poprawić samopoczucie za sprawą zwiększonego poziomu endorfin. Chęć kliknięcia w coś, co „rozdziera serce”, może więc być tak naprawdę objawem pogoni naszego mózgu za cennymi hormonami szczęścia.

Wracając do sadbait – oczywiście użytkownicy mediów społecznościowych nie są marionetkami i niejednokrotnie doskonale wiedzą, jakiego rodzaju manipulacje psychologiczne są na nich testowane. Treści typu sadbait są często wyśmiewane i udostępniane tylko po to, by pokazać je jako socialmediową żenadę. Nie zmienia to jednak faktu, że rozchodzą się po sieci jak świeże bułeczki, a przecież ich twórcom dokładnie o to chodzi...

Czytaj także: Odłóż telefon i żyj! JOMO – radość z przegapiania

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze