U chłopców zwykle przemoc ma charakter krótkotrwały. Oni dadzą sobie po kopniaku, czasami powiedzą „jesteś głupi”, „jesteś debilem”, ale za chwilę wracają do koleżeństwa. Natomiast u dziewczyn przemoc jest procesem, stopniowo narasta. Zwykle zaczyna się od „zwyczajnego” wyśmiewania, potem tworzone są na komunikatorach grupki – np. „Besties bez Kasi”, czyli „spotykamy się tutaj, ale bez ciebie”, „ty z nami nie idziesz”. I to nie jest jednorazowe tylko przewlekłe, wdzierające się w codzienność dziewczynki z wielu stron, z wielu „ust”. I właśnie to powoduje, że ta przemoc emocjonalna jest o wiele bardziej dotkliwa i ma o wiele większy wpływ na kształtowanie się psychiki niż kopniak, tłumaczy psycholożka Sonia Ziemba-Domańska.
Karolina Morelowska-Siluk: Kiedy myślimy o agresji wśród młodych ludzi, o rówieśniczej agresji, to pierwsze skojarzenie mamy chyba wszyscy dość podobne – bijący się chłopcy. Tymczasem zupełnie nie ma to potwierdzenia w aktualnych badaniach i obserwacjach psychologów.
Sonia Ziemba-Domańska: Absolutnie nie ma, to stereotyp. Dziś bardzo alarmujące są dane i obserwacje dotyczące agresji, przemocy wśród dziewczynek. Głównie jest to przemoc psychiczna, hejt rówieśniczy, nazywam to przemocą komunikatorową, dlatego że bardzo często dochodzi do niej właśnie w sieci.
Mamy do czynienia z odtrącaniem, odrzucaniem, z wykluczaniem z grupy, z rozsiewaniem plotek. I, co jest przerażające, ma to miejsce już wśród dziewczynek na początku szkoły podstawowej! A z czasem, z wiekiem tylko nabiera mocy. Może panią zaskoczę, ale dziś te sceny dogryzania, wykluczania, odrzucania mają miejsce przede wszystkim na WhatsApp.
Może się wydawać, że to „nic takiego”. To tylko słowa, tymczasem ich konsekwencje często są gorsze, bardziej znaczące i dotkliwe niż te wynikające z kopniaka, którym „obdarują się” chłopcy.
Wiodącym słowem różniącym przemoc rówieśniczą między dziewczynkami, a tę między chłopcami jest czas trwania tego zjawiska. U chłopców zwykle przemoc ma charakter krótkotrwały. Oni – właśnie tak, jak pani powiedziała – dadzą sobie po kopniaku, czasami powiedzą „jesteś głupi”, „jesteś debilem”, ale za chwilę wracają do koleżeństwa, rzadziej siebie dręczą. To jest raczej krótkotrwałe i mniej zintensyfikowane. Natomiast u dziewczyn przemoc, o której rozmawiamy jest procesem, stopniowo narasta. Zwykle zaczyna się od „zwyczajnego” wyśmiewania, potem tworzone są na komunikatorach grupki – np. „Besties bez Kasi”, czyli „spotykamy się tutaj, ale bez ciebie”, „ty z nami nie idziesz”, itd.
I to nie jest jednorazowe, tak jak u chłopców, tylko takie przewlekłe, wdzierające się w codzienność dziewczynki z wielu stron, z wielu „ust”. I właśnie to powoduje, że ta przemoc emocjonalna jest o wiele bardziej dotkliwa i ma o wiele większy wpływ na kształtowanie się psychiki niż kopniak.
Wyobrażam sobie, że może to być wręcz dewastujące emocjonalnie…
Zdecydowanie jest dewastujące. To okres, kiedy u dziewczynki kształtuje się tożsamość, sposób myślenie na swój własny temat, a także odporność psychiczna.
Dlaczego wspominam w tym kontekście o odporności? Dziewczynki bardzo często nie mówią o tym, co je spotyka, a jeżeli zdarzy się, że coś powiedzą, zwierzą się, to zazwyczaj słyszą od najbliższych osób, na przykład rodziców, żeby się nie przejmować – „olej to”, „nie myśl o tym”, „oj, już nie przesadzaj, to nic takiego, ja w twoim wieku słyszałam lub słyszałem jeszcze gorsze rzeczy”, „trzeba mieć grubą skórę”, czy „zostaw to i zajmij się czymś pożytecznym”.
Pozostaje tylko powiedzieć „Brawo my, rodzice”.
Prawda? A to tylko wycinek, bo jest ogromna grupa rodziców, która w ogóle nie ma pojęcia, co się dzieje w życiu córki, bo nie ingeruje w nic poza nauką. O tym, co dzieje się na komunikatorach, na których dziecko spędza całe godziny, nie ma zielonego pojęcia. I takie dziewczynki, pozostawione same sobie, coraz bardziej gasną. Przeżywają to, co je spotyka bardzo mocno, ale cały ten ból jest już tylko w ich psychice. Pogrążają się w samotności. O odporności psychicznej w takiej sytuacji nawet nie ma mowy.
Nie wiem, czy pani słyszała, ile było w zeszłym roku prób samobójczych wśród takich młodych dziewczynek, nawet nie nastolatek, tylko jeszcze dzieci. A przecież o wielu, pewnie o większości z nich nie mamy pojęcia…
Przerażające.
To jest przerażające. Pokazuje jak niebezpieczny jest pełen, wolny, luźny dostęp do komunikatorów. Granice, w przypadku tak młodych ludzi, w mig zaczynają się zacierać. I nie ma podziału – jak u nas, dorosłych, znaczy tych dojrzałych dorosłych – na funkcjonowanie offline i online, w świecie rzeczywistym i w sieci. To jest jedno i to samo. Wykluczenie w sieci jest automatycznie wykluczeniem w życiu realnym. Odrzucenie jest odrzuceniem. A to jest przemoc. Z tym zresztą my, dorośli też mamy kłopot, bo nie rozumiemy, nie wiemy, że to przemoc, nie nazywamy tego przemocą.
Nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji.
A dzieciaki, w tym przypadku dziewczynki, bo o nich rozmawiamy, nie potrafią udźwignąć ciężaru wykluczenia, odrzucenia. Stąd ich myśli zaczynają zaczynają krążyć wokół zachowań rezygnacyjnych. Coraz więcej jest wśród dziewczynek epizodów depresyjnych. Coraz więcej tych małych dziewczynek, małych, bo mowa już nawet o tych przed 10 rokiem życia, cierpi na zaburzenia odżywiania, które często są właśnie wtórnym efektem przemocy psychicznej, które doświadczają, wtórym efektem hejtu rówieśniczego.
Skala prób samobójczych rośnie z roku na rok. I bardzo wyraźnie różnią się dane dotyczące tych prób wśród chłopców i wśród dziewczynek.
Słucham z przerażeniem tego, co pani mówi i cały czas zastanawiam się, skąd w tak małych dziewczynkach bierze się taki rodzaj wyrafinowania, w najgorszym tego słowa znaczeniu?
Myślę, że to my, dorośli możemy tę przemoc określać jako rzeczywiście paskudnie wyrafinowaną. Natomiast, z punktu widzenia psychologii rozwojowej, nie można mówić o wyrafinowaniu. Na tym etapie dzieci nie mają jeszcze na tyle rozwiniętych struktur mózgowych, aby w pełni świadomie, właśnie w sposób wyrafinowany komuś szkodzić.
Skąd to się bierze w takim razie?
Uważam, że nie jest to do końca świadome, dlatego, że to zło zazwyczaj rozgrywa się w grupach. Sądzę, że ogromną rolę odgrywa tu wzajemne napędzanie się, nakręcanie się. Zaczyna się na przykład od zazdrości jednej dziewczynki o drugą albo od znalezienia tzw. kozła ofiarnego. Natomiast, proszę zwrócić uwagę, to nigdy nie jest jeden na jeden, a właściwie jedna na jedną, to znaczy, że jedna dziewczynka, w pojedynkę dogryza drugiej. Nie, to zawsze jest grupa dziewczynek przeciwko jednej.
Na początku są obserwatorki.
Tak, które w moment zaczynają mówić jednym głosem. I w ten sposób dochodzi właśnie do wykluczenia. Chłopcy często załatwiają sprawy szybko i „w cztery oczy”. Dziewczynki łączą się w grupę i proces trwa, narasta.
Chyba zawsze zaczyna się od oceniania, prawda?
Dokładnie tak. I warto zdać sobie sprawę, skąd nasze córki mają tę potrzebę oceniania, gdzie, od kogo się oceniania uczą… Nasze domy przepełnione są ocenianiem, wszystkiego i wszystkich. Robimy to przy dzieciach. Nie mamy hamulców, no to u wielu z nas jest jak nawyk. I o ile u dorosłych często, na szczęście, kończy się na tych kuluarowych drwinach, typu: „ale debil, co on opowiada”, „zobacz, jak ona się spasła” itd., u dzieci to dopiero początek. Nie dość, że sami wciąż oceniamy, a dzieci nas obserwują, to jeszcze zwykle na ich ocenianie reagujemy w niewłaściwy sposób.
Czytaj także: „Co robisz, ty debilu?!” – przemoc słowna to katastrofa dla rozwoju dziecięcego mózgu
Zamiast ganić, dajemy temu nawykowi rosnąć?
Córka przychodzi ze szkoły i mówi mamie, że jedna z koleżanek pofarbowała włosy. I co słyszy? Raczej nie usłyszy: „Naprawdę, na jaki kolor, fajnie wygląda?”. Zazwyczaj usłyszy: „Dramat, jak jej matka mogła na to pozwolić? Ale no tak, wiadomo, wystarczy na nią spojrzeć, żeby zobaczyć, co to za rodzina”. Nie ma rozmowy, na przykład na temat tego, że może nie warto, żeby nasza córka już teraz też farbowała sobie włosy, bo to je osłabi, itd. Nie, jest ocena.
Ale możemy przypuszczać, że chłopcy w domach też słyszą ocenienie.
Z chłopcami rozmowa wygląda zupełnie inaczej. To raczej przekaz typu: „Kopnął cię? To mu oddaj!”. Narracja jest zupełnie inna, ale też jest przyzwolenie na użycie fizycznej siły.
Dziewczynki muszą działać w białych rękawiczkach.
Tak, i właśnie w tych nieszczęsnych białych rękawiczkach funkcjonują na tym nieszczęsnym WhatsAppie. Narzędziem do walki są słowa, tzw. nagrywki, setki emotikonek, każda z nich znaczy coś innego. A my, rodzice, nie mamy o nich pojęcia. Nie rozumiemy ich. Więcej, gorzej, nawet tam nie zaglądamy opakowując swoją bierność w piękny slogan, że każdy człowiek, ten młody także, ma prawo do prywatności.
Mam dziesięcioletnią córkę. Nie ma WhatsAppa w swoim telefonie, bo tak zdecydowaliśmy z jej tatą, ale przez pewien czas jej kontakt z koleżankami odbywał się na moim komunikatorze, więc dokładnie wiedziałam, co tam się dzieje. Po pewnym czasie wykasowałam te wszystkie grupy. Starałam się wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam, ale moja córka nie była zadowolona. Jej argument miał sens – kiedy mnie tam nie ma, nie wiem, co się dzieje, przychodzę do szkoły i nie jestem na bieżąco. Rozumiem.
Tak. Boi się być odsunięta. Pewnie nie zrozumie do końca pani punktu widzenia, że to jest dla niej zdrowe. Ale to pani jest rodzicem, osobą decydującą i to do pani należy wybór tego, co będzie tzw. mniejszym złem. Poza tym stara się pani wytłumaczyć, dlaczego to robi, rozmawiacie państwo z córką i z pewnością coś w jej głowie zostaje.
Czytaj także: Jak nauczyć dziecko reagować na przemoc ze strony rówieśników?
Czyli rozumiem, że najlepszym wyjściem, kiedy widzę, co dziewczyny wypisują na takim komunikatorze, jest odłączenie dziecka od tego i koniec, tak?
Zatrzymam się na tym, co pani powiedziała – „kiedy widzę, co dziewczyny wypisują na takim komunikatorze”. Najpierw trzeba to właśnie wiedzieć… A potem, tak, trzeba zlikwidować dostęp. I zmierzyć się ze złością, frustracją. Zaproponować coś w zamian, poświęcić czas na rozmowę, pomóc poradzić sobie dziecku z tym, że nie jest „na bieżąco”, itd. To jest trudne. Dużo pracujemy, jesteśmy zmęczeni. To wszystko prawda. Ale musi zdecydować, wybrać, to nasza odpowiedzialność.
Sama jestem mamą, mam córkę, która ma 11 lat i doświadczyła przemocy rówieśniczej. Bardzo zaangażowałam się w różne inicjatywy, które wspierają rezygnację z dostępu do komunikatorów dla tak młodych ludzi. Nie dzielę się z panią jedynie teorią jako psycholog… Wszystko w naszych rękach!