1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Praca
  4. >
  5. Stracić pracę, by odzyskać siebie? Znam wiele takich przypadków mówi Wojciech Eichelberger

Stracić pracę, by odzyskać siebie? Znam wiele takich przypadków mówi Wojciech Eichelberger

Ilustracja Paweł Jońca
Ilustracja Paweł Jońca
Jak przeżyć sytuację, kiedy nagle słyszymy: „Dziękujemy za dalszą pracę”? Czy można się do tego przygotować i dlaczego warto? I co ma z tym wspólnego rewolucja AI – wyjaśnia psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.

Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 10/2025.

Kiedy tracimy pracę, często czujemy się tak, jakby nie zostało nam nic.

Bo rzeczywiście bardzo dużo się wtedy traci. Wielkie korporacje bardzo przywiązują ludzi do firmy i robią wiele, by poczuli się w pracy, jak w rodzinie. Jednak w przeciwieństwie do rodziny, która w kryzysie troszczy się o wszystkich swoich członków, dzieląc po równo mniejsze dochody, korporacja, gdy nie domyka się jej budżet, nie waha się dawać pracownikom pudeł do spakowania ich rzeczy. Kiedy spada sprzedaż i trzeba ratować budżet, zwalnianie z pracy grup pracowników staje się podstawowym sposobem działania organizacji.

Jednak przeważnie odbieramy zwolnienie jako ocenę swojego profesjonalizmu.

Dla organizacji w kryzysie nadmiar pracowników staje się zbędnym kosztem. Zwolnienie nie jest więc oceną naszych kwalifikacji, lecz jedynie świadectwem tego, że w tej sytuacji staliśmy się firmie niepotrzebni. Ale nawet rozumując w ten sposób, nie pozbędziemy się uczuć żalu, zawodu, rozgoryczenia i wielkiej straty, które dopadną nas zwłaszcza wtedy, gdy zawczasu nie przygotujemy się mentalnie na taką sytuację. Zanosi się przecież na to, że za kilka lat AI pozbawi pracy wielu ludzi. Stanie się tak, bo system, w którym żyjemy, jest nastawiony na nieskończone pomnażanie zysków, a więc lekceważy społeczne i kulturowe koszty utraty możliwości pracy przez masy ludzi. System nie widzi więc powodów, aby nie skorzystać z możliwości dokonania ogromnych oszczędności, jakie stwarza AI. Sztuczna inteligencja nie bierze urlopów, nie choruje, nie zachodzi w ciążę, nie spóźnia się do pracy, nie żąda podwyżek, nie potrzebuje samochodów, kawy i przerw. Może pracować w soboty i niedziele, nie tworzy związków zawodowych, nie potrzebuje wyjazdów integracyjnych i szkoleń. Wobec takich korzyści traci znaczenie to, że ludzie dla poczucia sensu i dla zdrowia psychicznego potrzebują pracy, bo potrzebują poczucia sprawstwa i wpływu, współdziałania w grupie, więzi towarzyskich, zmagania się z problemami, podejmowania wyzwań, niepowodzeń i sukcesów.

Rewolucja AI, jak mówią prognozy ekspertów, ma uderzyć w klasę średnią, tak jak rewolucja przemysłowa uderzyła w pracowników fizycznych.

Pracę stracą urzędnicy, księgowi, prawnicy, dziennikarze, pewnie też tłumacze. A więc ci, którzy zainwestowali sporo czasu i pieniędzy, żeby się wykształcić, wkrótce przegrają na rynku pracy ze sztuczną inteligencją. To będzie ogromny szok. Zwłaszcza dla pokolenia 40 i 50 plus. Młodzi łatwiej sobie z tym poradzą, bo mają zazwyczaj kilka opcji zawodowych, są zawodowo multimodalni, będą więc mogli się przekwalifikowywać. Oczywiście będzie się to wiązać zapewne ze zmniejszeniem dochodów, ale tak jak młodzi są elastyczni, jeśli chodzi o pracę, tak też są bardzo ostrożni, jeśli chodzi o wydatki. Są więc lepiej przygotowani na katastrofę rynku pracy, która już się powoli zaczyna.

Kiedy tracimy pracę, to wraz z nią zmienia się nasz poziom i styl życia, prestiż społeczny. Szok bywa tak wielki, że usiłujemy zaprzeczyć temu, co się stało. Nie możemy w to uwierzyć. Doświadczamy wówczas tego, co w czasie żałoby. Strata pracy bywa dla nas tak ogromnym ciosem, że tracimy zdolność do racjonalnych działań, oceny sytuacji. Wtedy potrzebni są nam bliscy, którzy się o nas zatroszczą i pomogą przetrwać ten trudny czas.

Ale skąd ich wziąć, skoro pracujemy najwięcej w Europie, a system nie sprzyja budowaniu relacji społecznych?

Dlatego trzeba już dziś zacząć szykować sobie miękkie lądowanie. Nie jest to proste, bo przywiązaliśmy się do pracy, do wartości i potrzeb, jakie tam realizujemy, a także do poziomu konsumpcji, jaki możemy osiągać. Jesteśmy tak zajęci pracą, że nie mamy czasu na przygotowanie się na wypadek zwolnienia, na dbanie o zaplecze w postaci rodziny, środowiska znajomych i przyjaciół, na rozwijanie pasji i zainteresowań. Jeśli już dziś nie zaczniemy zmieniać życiowych preferencji, nie zaczniemy inwestować w relacje, związki, mikrospołeczności, w których żyjemy – jak choćby relacje sąsiedzkie – to gdy wylądujemy z pudłem na ulicy, znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji. Zwłaszcza że zabraknie nam środków na terapię.

Za to terapeutom nie zabraknie pracy, bo skala potrzeb będzie ogromna…

Na to się zanosi. Wracając do przeżyć związanych ze zwolnieniem z pracy, to druga faza żałoby charakteryzuje się buntem, gniewem, agresją i autoagresją. W tej fazie obwiniamy o to, co się stało, nie tylko innych, ale często i siebie. Męczą nas scenariusze, które kręcimy w głowie, dotyczące tego, czy mogliśmy uniknąć zwolnienia. Co by było, gdybym postąpił inaczej? Może wtedy pracy i wszystkiego cennego, co się z nią wiąże, bym nie stracił? Spada na łeb na szyję poczucie wartości i samoocena. Dołącza się do tego ogromne poczucie zawodu, jakie sprawia się bliskim i rodzinie, jeśli się ich ma. Ta faza żałoby może prowadzić do myśli samobójczych, a nawet samobójczych zamiarów. Wtedy niezbędne jest wsparcie psychologiczne i psychiatryczne. Ludzie bliscy osobie zwolnionej powinni ją najpierw urealniać, czyli odciążać z poczucia winy i bycia bezużytecznym ciężarem, zanim zaczną nakłaniać do szukania profesjonalnej pomocy. Przedwczesne nakłanianie do udania się po profesjonalną pomoc w odczuciu cierpiącego bywa odczytywane jako: „Nie dość, że straciłeś pracę, to na dodatek jesteś teraz dla nas kłopotem i ciężarem. Idź do specjalisty”. To tylko pogarsza stan ducha i umysłu tej osoby.

Czyli już dziś zacznijmy myśleć o tym, że bez bliskich nie damy rady, kiedy stracimy pracę.

Zacznijmy od rozglądania się wokół siebie, czy mamy dobre relacje społeczne i rodzinne. Jeśli nie, to dajmy sobie czas na budowanie przyjaznego środowiska poza firmą i znajomymi z pracy. Szukajmy ludzi, którzy mają podobne do naszych zainteresowania i pasje. Inwestujmy czas w budowanie i podtrzymywanie dobrych, wspierających relacji rodzinnych i partnerskich. Odbudowujmy dawne, zaniedbane przyjaźnie. To bardzo ważne, gdy nadejdzie trzecia faza żałoby po utracie pracy, czyli poczucie całkowitej dezorganizacji naszego życia i konieczności zbudowania go na nowo, zagospodarowania wielkich ilości wolnego czasu każdego dnia. To będzie wymagać zarazem dyscypliny i kreatywności.

Kontakty ze starymi przyjaciółmi pokazują nam, że tracąc pracę, nie tracimy wszystkiego, ale zaledwie rolę zawodową, pozycję społeczną i część pieniędzy. Przyjaciele i rodzina reprezentują w naszym życiu najbardziej trwały jego wątek, zdolny przetrwać wszelkie kryzysy i meandry, dalekie przeprowadzki, rozstania, rozwody, choroby itp. Także utratę pracy…

Obawiam się, że informacja o zbliżającej się katastrofie na rynku pracy podziała jak doping do zdwojenia wysiłków, aby przez czas, który pozostał, zarobić jak najwięcej się da!

Historia jasno pokazuje, że nawet gdy nie będziemy mieli pieniędzy, gdy się skończą, a kiedyś zawsze się kończą, albo gdy nie będzie czego za te pieniądze kupić – to przeżyją ci, którzy mają jakichś przyjaciół, dobrych znajomych czy sąsiadów.

Kiedyś prosiło się sąsiadów o pomoc w wyprowadzeniu psa, karmieniu kota czy podlewaniu kwiatów. Dziś to wszystko płatne usługi.

Więzi sąsiedzkie są niezwykle ważne, tymczasem tak je zaniedbujemy, że nawet nie znamy ludzi, obok których mieszkamy wiele lat. Jeśli straciliśmy pracę i zaniedbaliśmy relacje, to nasza sytuacja okaże się bardzo trudna. Wtedy, podobnie jak korzystaliśmy z płatnej opieki nad psami czy kotami, będziemy musieli poszukać płatnej pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej. Obserwacje ludzkich zachowań w sytuacjach zagrożenia pokazują, że my, ludzie, wiemy, co trzeba robić, że wtedy pomaga nam najbardziej solidarność, współdziałanie, a nawet poświęcenie na rzecz innych. Bo też często okazuje się, że pomoc służb, organizacji, państwa i sytemu zawodzi. Tak więc ostatnia faza żałoby prowadzi nas do detronizacji pracy z pozycji najważniejszej sprawy w życiu. To dobra okazja, by praca stała się tylko pracą, a relacje z ludźmi najważniejszym elementem bezpieczeństwa.

Gabor Maté, jeden z najbardziej znanych lekarzy, mówi, że człowiek potrzebuje życzliwych mu ludzi, bo nasze mózgi się synchronizują i sama ich obecność nam pomaga.

Potrzebujemy innych ludzi jak powietrza. W przyjaznych, bliskich interakcjach nasze organizmy generują dużo dopaminy, hormonu nagrody i uznania, który daje chęć do życia i podejmowania wyzwań. Wzmacnia także poczucie sensu oraz wartości, a pośrednio wspomaga proces regeneracji naszych umęczonych ciał. Daje też poczucie przydatności.

Kiedy stajemy się nieprzydatni dla firmy czy korporacji, to możemy sobie z tym poradzić, wiedząc, że wywaliła nas z pracy bezduszna maszyna służąca do robienia zysku. Kiedy jednak czujemy się niepotrzebni żadnej innej żywej istocie, to robi się naprawdę smutno. Tracimy sens życia i z wolna zapadamy w depresję. Dlatego jeśli stracimy pracę i nie możemy znaleźć innej, a mamy środki do życia, to powinniśmy zadbać o to, żeby być komuś przydatnym. Bo nawet jak znajdziemy się sami w opłakanej sytuacji, mamy wielki dar, który możemy ofiarować innym: czas i uwagę.

Czytaj także: Gabor Maté – lekarz schorowanych dusz. 10 cytatów słynnego terapeuty, które otwierają oczy

Na przykład wolontariat w fundacji pomagającej dzieciom.

Dochodu to nie przyniesie, ale da bezcenne poczucie przynależności i użyteczności. Chodzi o to, by nie ulec poczuciu społecznej degradacji, co dotyczy zwłaszcza tych, którzy pracowali na wysokich stanowiskach. Wprawdzie spadną ich dochody i poziom życia, ale zyskają to, czego nie można kupić: bliskie relacje, poczucie przynależności i użyteczności oraz urealnione poczucie wartości. Będą mieli powód, dla którego warto wstać rano z łóżka i wyjść z domu. Namawiam tych, którzy żyją samotnie z poczuciem braku sensu, by szli tam, gdzie poczują możliwość działania w imię jakiejś dobrej sprawy. Warto, choć na początku może to wymagać odrobiny pokory i szacunku dla takiej pracy.

Czytaj także: Samotność – nie jesteśmy na nią skazani

Pokora? Czasem, niestety, komuś, kto spadnie z bardzo wysokiego konia, lepszym rozwiązaniem wydaje się wycofanie z życia.

To byłaby gruba przesada. Pozbawienie się życia w imię narcystycznego, pysznego ego, które prostą fizyczną czy opiekuńczą pracę uważa za poniżającą, to chyba największy i najgłupszy błąd, jaki można by popełnić. Pokora jest stanem naszego prawdziwego ducha, naszej prawdziwej tożsamości. Dzięki pokorze jesteśmy wolni od fałszywych, przemijających identyfikacji na przykład z rolą zawodową, pozycją społeczną, dyplomami. Dopóki mamy sprawne nogi i ręce oraz w miarę przytomną głowę, to w każdej sytuacji możemy okazać się dla kogoś czy do czegoś przydatni.

Brać, działać i nie marudzić! Na tak rozumianej pokorze opiera się nasza prawdziwa wartość i godność.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE