Ryzyko wzrostu masy ciała u kobiet znacznie zwiększa się po zawarciu związku małżeńskiego, natomiast u mężczyzn… po rozwodzie. To wykazały wyniki badaczy z Ohio w Stanach Zjednoczonych. Brytyjscy badacze poszli o krok dalej i stwierdzili, że wystarczy zamieszkać ze swoim chłopakiem, aby sprowadzić na siebie groźbę przytycia.
Okazuje się bowiem, że pod jednym dachem z partnerem kobiety jedzą więcej wysokokalorycznych produktów i potraw, są mniej aktywne i przez to znacznie bardziej narażone na zwiększenie masy ciała. Średnio zyskujemy od 3 do 5 kilogramów po dwóch latach od zawarcia stałego związku.
- Jeżeli chodzi o zamieszkanie razem problem polega na tym, że często przyjmujemy niekorzystne nawyki żywieniowe naszego partnera. Mówi się o tym, że para staje się "wspólnikami w zbrodni" w przypadku jedzenia słodyczy. Jeżeli partner przyniesie np. pudełko ciastek dajemy się skusić - mówi Ewa Kurowska, dietetyk, ekspert kampanii "Zarządzanie kaloriami".
Jak to się dzieje? Niestety regułą jest, że łatwiej przyswajamy złe nawyki niż te dobre, dlatego albo my zaczynamy przejmować niedobre przyzwyczajenia partnera, albo „zarażamy” go naszymi grzeszkami. Jedzenie często staje się jedną z głównych czynności w ciągu dnia, którą wykonujemy razem. Jedzenie pizzy przed telewizorem, popcorn w kinie, częstsze posiłki na mieście czy przekąski podczas wspólnych zakupów stają się codziennością. To, co normalnie zwiększa ryzyko nadwagi, staje się jednocześnie elementem zacieśniania relacji. Taka sytuacja nie powinna zaskakiwać, ponieważ jesteśmy uczeni od najmłodszych lat, aby jedzenie kojarzyć z pozytywnymi emocjami. Problem pojawia się, kiedy w parze stajemy się „wspólnikami zbrodni”: wspólnie podjadamy czy przygotowujemy zbyt duże porcje. Jeśli on ma chęć na pudełko ptasiego mleczka późnym wieczorem, istnieje większe ryzyko, że raczej dołączysz do niego w tym procederze niż odwiedziesz go od tego pomysłu. Kiedy ty chcesz przygotować sałatkę, a on mówi „a może pizza?”, twoja silna wola słabnie i ulegasz „pizzowemu szaleństwu”. Jak więc uchronić się przed dodatkowymi kilogramami, w które obrastamy „z miłości’? Dietetyk, Ewa Kurowska radzi przestrzegać kilku zasad:
- Nie jedzcie identycznych posiłków. Nawet jeśli jesteście podobnego wzrostu, twój partner zawsze spali więcej kalorii. Mężczyźni mają bowiem większą masę mięśniową niż kobiety, która powoduje, że nawet jeśli nie są aktywni, w spoczynku zużywają więcej kalorii niż kobiety. A kiedy mężczyzna jest nieco wyższy, może to oznaczać, że potrzebuje nawet ok. 40-50% więcej kalorii niż kobieta. Kiedy zatem jesteście w restauracji, nie powinniście zjadać takich samych porcji, a w domu używajcie różnych rozmiarów talerzy – dla niej i dla niego.
- Znajdźcie kompromis miedzy dietetycznym i smacznym. Jeśli zamawiacie jedzenie do domu, zamówcie zupełnie różne potrawy, którymi się podzielicie. Niech jedna z nich będzie opcją bardziej „fit”. Kiedy gotujecie z tych samych składników, zawsze możecie przygotować lżejszą wersję dla niej i coś bardziej sycącego dla niego. „Babska” porcja nie musi być mniejsza objętościowo, jeśli głównym składnikiem będą warzywa.
- Czasem można razem, ale osobno. Nic się nie stanie, jeżeli twój partner będzie jadł posiłek, a ty potowarzyszysz mu pijąc herbatę, jeśli w tym momencie nie jesteś głodna. Ważne, abyś jadła, gdy czujesz głód, a możecie przecież czuć go o różnych porach dnia. To samo tyczy się tego, co jecie – jeżeli nie przepadasz za bekonem, który kocha twój mężczyzna, nie musisz go jeść! Jeśli on postanowi nagle zacząć naukę gry na gitarze, ty przecież nie musisz robić tego razem z nim. Mimo tego, że jesteście w szczęśliwym związku, nadal jesteście dwiema indywidualnymi osobami, które mogą mieć odrębne preferencje co do tego co, kiedy i ile zjadać. Naprawdę nie ma w tym nic złego!
Materiały :newstroom.tv