Od lat organizuje festiwal, na którym ważna jest ekologia. Tych samych zasad przestrzega w życiu codziennym. „To są proste rzeczy, nie trzeba specjalnie przemeblowywać życia, żeby do sklepu chodzić z torbą na zakupy i nie brać plastikowych zrywek. Nie trzeba nadzwyczajnego wysiłku, żeby segregować śmieci” – mówi muzyk Artur Rojek.
Różne są pomysły na bycie eko. Niektórzy przykuwają się do drzew czy oblewają obraz van Gogha zupą pomidorową, inni propagują raczej metodę małych kroków. W której Pan jest grupie?
Jak coś robię, to raczej po cichu. Taką mam naturę. Nie krytykuję w żadnym wypadku postaw ekstrawertycznych, czyli na przykład właśnie widowiskowego przywiązywania się do drzew, ale w moim wypadku naturalna jest postawa wiążąca się z szeroko pojętym szacunkiem dla człowieka i dla samego życia. Jeśli nie masz szacunku dla człowieka i życia w ogóle, to i do drzewa nie masz. Głośno tego nie deklaruję, nie wychodzę do pierwszego szeregu. Odwołam się tu do przedsięwzięcia, które organizuję od 2006 roku – to OFF Festival. Mam możliwość i platformę, w której coś mogę ludziom zakomunikować – coś więcej oprócz tego, żeby przyszli i posłuchali wartościowej muzyki. Wiemy, z jaką publicznością mamy do czynienia, w jakim miejscu festiwal się odbywa, na czym nam zależy jako organizatorom, wykorzystujemy więc tę platformę do uświadamiania, czym jest postawa ekologiczna, co możemy zrobić, co zmienić. Pokazujemy to na własnym przykładzie – jak organizujemy festiwal, jak traktujemy miejsce, w którym on się odbywa, jakich ludzi zapraszamy do współpracy – to naturalne klocki, które wokół siebie ustawiamy. Nie chodzi nam o narzucanie postaw, mówienie: robicie źle, tylko o przekaz, który ma uświadamiać, w jakiej sytuacji się dziś znajdujemy.
Kiedy w 2010 roku OFF Festival był zmuszony przenieść się do Katowic, pokazano mi teren, w którym może się on odbywać: park, Dolinę Trzech Stawów. Ludzie przychodzą tu odpocząć, opalają się, biegają, spacerują, jeżdżą na rolkach. I pierwsze, co przyszło mi do głowy – a nie mówiło się wtedy o postawach ekologicznych tak dużo jak dziś – że jeśli kiedykolwiek tu coś zrobię, to potem, kiedy się stamtąd wyniosę, to miejsce musi wyglądać tak samo jak wcześniej. I to wydaje mi się kluczem do tego, co się działo przez następne 12 lat. Nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, po prostu działaliśmy z szacunkiem dla miejsca, a ono związane jest z naturą, z zielenią, z drzewami, z wartościowym spędzaniem czasu. Potem, z roku na rok, tylko ten temat rozwijaliśmy. I kiedy zaczęto głośno mówić o segregacji śmieci, o używaniu biodegradowalnych naczyń czy kubków wielorazowego użytku, my byliśmy do tego przygotowani. Bo z takim nastawieniem zaczęliśmy organizację naszej imprezy w Katowicach i dzięki temu nasz festiwal już w 2014 i 2015 roku znalazł się wśród najbardziej ekologicznych festiwali w Europie. Od razu zresztą przystąpiliśmy do europejskiej organizacji Green’n’Clean. Wartości związane z ekologią są dla nas ważne cały czas. Muzyka jest oczywiście podstawą, myślę też, że ludzie, którzy z szacunkiem i świadomością podchodzą do kultury, jednocześnie z szacunkiem podchodzą do każdego elementu życia. Dlatego nasza postawa jest im bliska.
Czyli można zorganizować trasę koncertową czy festiwal, trzymając się ekozasad, przynajmniej tych podstawowych.
Tak, a w każdym razie można się starać. My nie jesteśmy oczywiście festiwalem, który korzysta tylko z energii słonecznej i na który ludzie przyjeżdżają wyłącznie na rowerach, ale jeśli chodzi o podstawowe elementy – jak: segregacja śmieci, pokazywanie, że impreza dla 15 tysięcy ludzi może być uporządkowana, czysta, wolna od śmieci i wszechobecnego plastiku, tego wszystkiego, do czego się niestety przyzwyczailiśmy na imprezach masowych – to tak. Można tak zrobić.
A jak wyglądają Pana ekowybory w życiu prywatnym?
Tak samo. To są proste rzeczy, nie trzeba specjalnie przemeblowywać życia, żeby do sklepu chodzić z torbą na zakupy i nie brać kolejnych reklamówek czy plastikowych zrywek. Nie trzeba nadzwyczajnego wysiłku, żeby segregować śmieci, korzystać w miarę możliwości z rzeczy, które są biodegradowalne – jeśli nas na to stać mentalnie i finansowo, to to robimy.
Kiedyś uważało się, że życie eko jest drogie, teraz to się chyba zmieniło.
Tu byłbym ostrożny. Oczywiście podstawą jest świadomość. Uważam, że podstawowe rzeczy, jak segregacja śmieci, szacunek dla środowiska – choćby niezostawianie śmieci w lesie czy parku, picie wody z kranu, nie z plastikowych butelek – nie wymagają wysiłku finansowego, ale właśnie świadomości. Jednak kupowanie żywności organicznej to dla większości ludzi, którzy muszą liczyć każdą złotówkę, cały czas może być wyzwanie. I temat ekologii nie będzie dla nich na pierwszym miejscu. Ekologia w pewnych aspektach pozostaje sprawą ekskluzywną.
Pewnie tak, choć ekolodzy mówią, że tym, co najbardziej szkodzi Ziemi, poza kwestią paliw kopalnych, jest przemysłowa hodowla zwierząt. Rezygnacja z jedzenia mięsa nie obciąża naszego budżetu, przeciwnie – ale tu kluczowa jest świadomość i chęć zmiany przyzwyczajeń. Nie każdy jest na to gotowy.
Znowu wrócę do OFF Festivalu. Dbałość o ekologię i o jakość – czyli podstawy naszego działania – wzięła się z myślenia o jakości życia w każdym aspekcie. I organizowania kultury, i robienia zakupów. W latach 2010–2011 usługa gastronomiczna na dużych eventach nie była tak rozwinięta jak dziś, nie mieliśmy dostawców specjalizujących się w takich imprezach, nie było food trucków, organizatorzy podpisywali umowy z jednym dostawcą pizzy czy grilla i wszyscy wszędzie jedli to samo. My od początku mieliśmy świadomość, że chcemy robić inny festiwal, więc długo szukaliśmy jakościowych dostawców. Przez pierwsze cztery lata było nam ciężko, co krok potykaliśmy się o jakiś problem, ale od 2011 roku zaczęło się nam to udawać. Ludzie, którzy do nas dołączyli, wyspecjalizowali się w usłudze gastronomicznej na dużych przedsięwzięciach – a to specyficzna sprawa, nie ma co porównywać z jednym koncertem. Czasem to 10–12 godzin nieprzerwanej pracy, zaczyna się na przykład o 15, a kończy nad ranem, i trzeba być przygotowanym na obsługę gości przez cały czas. Firmy, które były przez nas coachowane, uczyły się tego, dziś są regularnie na różnych festiwalach. Z czasem do Polski weszły też food trucki i pojawiła się większa potrzeba różnorodnych produktów, ale dla nas ważne od samego początku było właśnie szukanie lepszej jakości. Chcieliśmy mieć wartościowe jedzenie, chcieliśmy, żeby był wybór. Wymyśliliśmy sobie ambitnie, żeby wszystkie produkty miały jakościowy certyfikat. Dotyczyło to także mięsa. Z czasem w związku z coraz powszechniejszą wiedzą o tym, jakie problemy generuje duże spożycie mięsa, wprowadziliśmy też zmianę – 80 proc. tego, co było dostępne na OFF-ie, stanowiła żywność pochodzenia roślinnego, tylko 20 proc. to mięso. I każdy dostawca musiał i musi się do tego dostosować. Jeśli specjalizuje się w burgerach, to musi mieć w ofercie opcję roślinną. Bo postawa ekologiczna to pod każdym względem postawa jakościowa, czyli dbanie o rzeczywistość dookoła nas.
Staram się prawidłowo segregować śmieci, ale czasem kiedy widzę, jak robią to inni, dopada mnie frustracja. Czy jest sens się męczyć, skoro inni tego nie robią? Może te moje małe kroki nie mają sensu?
Każda ambitniejsza postawa zawsze będzie w mniejszości, co nie znaczy, że mamy z niej rezygnować. Myślę, że musimy pozostawać wierni sobie. Jasne, wiem, mnie też to frustruje. W różnych zresztą aspektach życia. Dla mnie oczywiście ważna jest muzyka. Chciałbym, żeby ludzie słuchali tego, co uważam za wartościowe. Zawsze zależało mi na tym, żeby połączyć sukces artystyczny z komercyjnym, a to nie jest łatwe. Rzeczywistość jest taka, że nie będziemy w mainstreamie, co nie znaczy, że powinniśmy się do mainstreamu dostosowywać. Myślę, że świat posuwa się do przodu dzięki temu, że są ludzie, którzy płyną pod prąd, nie z prądem.
Potwierdzeniem Pana słów może być już samo to, że o tym rozmawiamy. Jeszcze parę lat temu rozmowy o ekologii nie były specjalnie popularne, dziś każda gazeta, każdy duży portal informacyjny ma swój dział eko. W sklepach są półki z towarami ekologicznymi. Mówi się o zrównoważonej modzie, podróżowaniu, zakupach.
To prawda. Ja sam jestem teraz częścią akcji Rossmanna „Czujesz klimat”. Nigdy nie byłem zakupoholikiem, te drogerie kojarzyły mi się do tej pory z szybkimi zakupami mydła, szamponu czy pasty do zębów, ale zauważyłem, że oferta się zmieniła, od kiedy weszli z tym projektem. Dobra komunikacja, wyselekcjonowane produkty. To właściwy kierunek, żeby się powoli przeobrażać. Małymi krokami możemy wprowadzać trwałe zmiany.
To też ułatwienie dla kupującego. Ktoś zadbał o klienta, który szuka jakości. I tego, co zdrowe i wartościowe, nie tylko dla niego, ale i dla planety. Czyli dla każdego z nas. Nie trzeba sprawdzać składów, zastanawiać się, wystarczy sięgnąć na właściwą półkę. To cenne, zwłaszcza że to popularna marka, z wieloma sklepami. Ta akcja może mieć duży impact.
Mówi Pan o ekologii czy działa przykładem?
To jest tak jak z mówieniem o muzyce. Zawsze gdy coś ciekawego odkrywam, dzielę się tym z przyjaciółmi i znajomymi. Czy to dotyczy muzyki, podróży, czy zakupów. Postawa ekologiczna to także coś, czym się dzielę, bo sam się tym cieszę.
Zmiany następują, choć powoli.
Każda ewolucja trwa. I ta na pewno jeszcze trochę potrwa. Ale w końcu nasze obyczaje i spojrzenie na świat się zmienią, jestem o tym przekonany.
Artur Rojek (ur. 1972), muzyk, wokalista, autor tekstów i kompozytor, członek zespołów Myslovitz (1992–2012) i Lenny Valentino (1998–2001). Twórca i dyrektor artystyczny katowickiego OFF Festivalu i Great September Showcase Festival & Conference w Łodzi.