1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. „W kolejce życia stań za sobą”. Anna Rusowicz o rozpadzie małżeństwa i swoim katharsis

„W kolejce życia stań za sobą”. Anna Rusowicz o rozpadzie małżeństwa i swoim katharsis

Anna Rusowicz (Fot. Ola Bodnaruś)
Anna Rusowicz (Fot. Ola Bodnaruś)
Anna Rusowicz kończy 41 lat. Opowiedziała nam o sposobach na odbudowanie siebie. Wychodzi z założenia, że mówienie głośno o rozstaniu i związanych z nim stanach, emocjach i zagrożeniach jest nie tylko uwalniające, ale też może pomóc innym osobom w podobnej sytuacji.

Artykuł archiwalny, pierwszy raz ukazał się w miesięczniku „Zwierciadło” w 2023 roku.

Jak się teraz czujesz?
Dopiero teraz jestem gotowa na taką rozmowę jak ta, bo gdybyś rok temu mnie zapytała, jak się czuję, pewnie bym się rozpłakała. Pierwszy raz powiem to oficjalnie: w zeszłym roku (2022 - przyp. red.), 1 sierpnia, wzięłam rozwód z mężem po 16 latach wspólnego życia i muzykowania, bo on przez długi czas w moim zespole grał na perkusji.

Kiedy ostatnio umawiałyśmy się na wywiad, odwiedziłam Cię w domu i wszystko wyglądało u Was sielankowo.
Wcześniej byłam pewna, że to, co najtrudniejsze i graniczne, dawno za mną. Obiecałam sobie już dawno, że dość traum w moim życiu. Ba, miałam poczucie, że wreszcie sama zaczęłam nim sterować. Skoro jako dziecko nie miałam swojego szczęśliwego domu, postanowiłam, że go stworzę w dorosłości. Znajdował się na mojej liście celów i marzeń do odhaczenia. Zrobiłam wszystko, aby go mieć. I miałam. Kiedy wzięłam ślub i potem zostałam mamą, myślałam, że cierpienie w moim życiu się skończyło. Sadziłam dla synka poziomki w ogródku przy naszym domu, gotowałam. I nagle życie pokazało mi, że jednak wciąż wiele spraw nie zależy ode mnie.
Niektóre osoby latami tkwią w krzywdzących układach, godząc się na różne formy upokorzenia, żeby zachować wizerunek szczęśliwej rodziny.

Nie mam czasu na ułudę, szkoda mi na to życia, przepracowanych lat. Poza tym mam wokół siebie tyle osób, zajęć, pasji. Nie definiuje mnie tylko rola żony i matki… Podejmując decyzję o odejściu, byłam na emocjonalnym dnie. Płakałam, krzyczałam, czułam zawód, byłam zagubiona. I nie wstydzę się tych uczuć. Głośno opowiem też o tym, że stałam się ofiarą gaslighting.

Gaslighting to przemoc psychiczna, która polega na manipulowaniu drugą osobą w taki sposób, że z czasem przestaje ona ufać swoim osądom, staje się zdezorientowana, traci zaufanie do własnej pamięci…
Doświadczyłam tego w swoim małżeństwie. Jedna osoba potrafi tak manipulować rzeczywistością, że czujesz się jak aktor w strasznym spektaklu, gdzie fruwają przedmioty, a drzwi i okna otwierają się same. Nie jest trudno zrobić z kogoś wariata. Nie do wiary, jak potem można latami dźwigać brzemię przykrych konsekwencji. Byli też znajomi, którzy nie mogli uwierzyć w to, co czułam i przeczuwałam; przekonywali, że coś mi się wydaje, że przecież jestem artystką, więc mogę być nadwrażliwa i zbyt emocjonalna. Nie winię tych ludzi, że tak długo nie mogli uwierzyć, co się dzieje w moim domu. Wiem, że byliśmy postrzegani jako idealna para, rodzina. Czułam, że potrzebuję być cierpliwa, wiedziałam, że muszę przetrwać ten czas. A był dla mnie niezwykle trudny. I potem okazało się, że wcale mi się nie wydaje, że naprawdę jestem oszukiwana, zdradzana. Miałam rację. Moje zmysły nie kłamały, były przytomne… Ciało zresztą też dawało znaki. Schudłam drastycznie, nie mogłam jeść ani spać, powieki mi drgały, na szyi pojawiła się paląca pokrzywka. Czułam, że dzieje się coś złego.

Co pomogło w tych najgorszych chwilach?
Mnie wyciągnęły z tego moje przyjaciółki, prawniczka, bliskie osoby. Najważniejsze to mieć kogoś, kto powie: „Nie zwariowałaś. To ci się nie wydaje”. Sesje z terapeutą są potrzebne, ale on nie przyzna, że masz rację. A grupa wsparcia wysłucha, pocieszy i powie: „Hej, miałam to samo!”. Ja mam o tyle trudniej, że wykonuję zawód mniejszego zaufania społecznego. Wiadomo: artystka, hippiska, szamanka, coś jej się odkleiło… Dlatego, wiedząc, jak się czują w takiej sytuacji kobiety, zakładam z koleżanką psycholożką grupę wsparcia Siła Woli. Sama też jestem psycholożką z wykształcenia i wiem, jak potężny wpływ ma na nas historia rodziny. Nie byłam w stanie się przed tym uchronić… Powtórzyłam historię mojej matki, która również była zdradzana przez mojego ojca. Wracając do Siły Woli: niedługo wystartujemy z warsztatami i grupami wsparcia dla kobiet, które doznają tego rodzaju przemocy, którym się wmawia, że tracą rozum, że im się coś wydaje, które się ośmiesza. Wiem z doświadczenia, jak ważna jest w tej sytuacji bliskość innych ofiar tego typu działań. Szczególnie że wiele z nas, jak ja, cierpi i za siebie, i za dzieci.

Uczysz się samodzielnego macierzyństwa?
Wierzę w swój potencjał jako matki. Wiem, że dam radę, choć bywa źle i trudno. Mam wspaniałego syna. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie udało mi się uchronić go przed konsekwencjami rozwodu. Wiem, jakie to jest trudne dla dorosłych, a co dopiero dla nieukształtowanej wciąż psychiki małego człowieka. I to jest dla mnie najbardziej bolesna świadomość.

Oczywiście kiedy już bliskie otoczenie się dowiedziało o naszym rozstaniu, słyszałam, że to przez pandemię, trudne okoliczności. Nieprawda. Za każdym działaniem stoi człowiek, a nie czasy. Ostatecznie każdy z nas odpowiada za swoje wybory. Także za krzywdy. System społeczny nakazuje, że należy być twardą, bo „on miał prawo się zakochać”, „to się zdarza”. Bzdury! Tłumiona złość powoduje depresję. Nie chcę być kukłą, która się uśmiecha wbrew sobie. Mam prawo krzyczeć, płakać, złościć się. I tak się zdarza.

Opowiadasz, jak runął Ci świat, ale jednocześnie emanujesz siłą. Nie boisz się?
To piękna sytuacja, jak zabierasz miłość z miejsc, gdzie była dewaluowana, do samej siebie. I ja miłość daję teraz sobie. Stoję z podniesioną głową.

Już niedługo ma premierę Twój niezwykle osobisty utwór „Naiwna”. Napisany po rozstaniu, jako efekt rozczarowania miłością, która miała trwać. Twoja rewolucja życiowa wpłynęła na tworzenie?
Bardzo. Piosenka „Naiwna” i płyta, która powstaje [ukaże się wiosną 2024 roku – przyp. red.], to moje katharsis. Chciałabym, aby to była piosenka viralowa, która stanie się plastrem dla ludzi w potrzebie. Dającym ulgę. Nie tylko kobietom, ale osobom, które przeszły traumę zdrady, rozstania, zawodu miłosnego. My zwykle jesteśmy naiwni w obliczu miłości, wierzymy, że ona nam coś ważnego pozałatwia. A w tej sytuacji tylko nas osłabia. Te słowa bardzo chciałam wyśpiewać i, jak widać, nie zamknęłam ust. Pozwoliłam sobie na przeżywanie emocji, także skrajnych, trudnych. Bolesnych. Dotykałam ich. Ale nie chcę tracić już czasu na zamykanie się w sobie. Potrzebuję tworzyć, śpiewać, grać. Za mną dwa stracone na rozstawanie lata, mogłam stworzyć tyle rzeczy, a tymczasem moja uwaga i talent były osłabiane, zabierane. Teraz działam. Nadszedł czas, kiedy daję sobie prawo do pełni emocji. Do zaakceptowania i przeżycia sytuacji, które mnie spotkały.

Uwalniające.
Bo teraz to się dzieje na moich zasadach. To moje życie, moje błędy. Chcę i mogę je popełniać. Istotą tego świeżego podejścia do życia był mój samoślub.

Wzięłaś ślub ze sobą wiosną tego roku. Opowiesz, jak to wyglądało?
Myślałam o tym od dawna, jak tylko zaczęły się problemy w moim małżeństwie. Obserwuję od dawna, że kobiety noszą w sobie czynnik niedokochania… Szukają usilnie akceptacji, bezwarunkowej miłości. Mnie w dzieciństwie brakowało matki, która zginęła w wypadku, kiedy miałam osiem lat, a potem także ojca, który oddał mnie wujostwu na wychowanie. Od zawsze nosiłam deficyt uczuć, łaknęłam ich, żebrałam o miłość, a dostawałam tylko ochłapy. Dlatego tkwiłam w małżeństwie, odpychając od siebie myśli, że to ułuda. I dlatego po rozwodzie, 29 kwietnia 2023 roku, wzięłam ze sobą ślub. Niecałe dwa tygodnie po rocznicy ślubu, który brałam z byłym mężem. Chciałam, aby to było blisko tej daty. I to był samoślub z prawdziwego zdarzenia! Odbył się wieczór panieński, zamówiłam u krawcowej piękną suknię ślubną. Białą. Zamówiłam też sygnet z moimi inicjałami, AR, zamiast obrączki. Sama ceremonia zaślubin wyglądała tak, że stanęliśmy wszyscy w kręgu, trzymając się za ręce. Wypowiedziałam ze wzruszeniem przysięgę, którą sama napisałam.

Co w niej zawarłaś?
„Biorę was, kochani, za moich świadków… Biorę także księżyc i gwiazdy, bo to ważni świadkowie mego życia. Przyrzekam wam, że będę się kochała do końca”. Obiecałam sobie wierność ideałom, wartościom i zapowiedziałam, że nie pozwolę się więcej krzywdzić.

Poprosiłam uroczyście, że jeśli ktoś zobaczy, jak występuję przeciwko swojej miłości, ma obowiązek mnie zatrzymać. Nie jest wcale tak, jak myślą niektórzy, że teraz to już nie chcę nikogo więcej. Nie zamierzam być całe życie sama. Ale nie mogę już oczekiwać, że ktoś się zjawi i oto da mi szczęście. To ja je sobie daję. Jeśli ta osoba będzie w stanie uszanować moją zdrową miłość do siebie, nie będzie jednocześnie żerowała na brakach…

„W kolejce życia stań za sobą”. „Bądź autentyczna; udających jest większość”. Na Instagramie zaczęłaś tworzyć aforyzmy wspierające kobiety.
Dostaję nieraz poruszające wiadomości, że dzięki mojej płycie czy piosence ktoś postanowił jednak żyć, a zamierzał ze sobą skończyć. Piszą też ludzie, że przy konkretnym utworze wzięli ślub albo się rozstali. Jestem na tyle odważna, aby konfrontować się z trudnymi emocjami, nie tylko pięknymi. Być może zatem moje cierpienie nie idzie na marne. Skoro już przyszło, to robię z tym coś konstruktywnego, fajnego. Jeśli mogę się tym podzielić z innymi, chcę to uczynić.

Do niedawna byłaś Anią. Od wiosny zaczęłaś w publicznej przestrzeni mówić o sobie: Anna Rusowicz.
To symboliczne. Jak się rodzisz na nowo, nadajesz sobie imię. Uważam, że Anna zawiera dużo godności, już w samym brzmieniu. To dla mnie nowy etap odrodzenia, więc potrzebowałam nowej formy imienia.

Jesteś gotowa na miłość?
Zawsze i wszędzie. Nie chodzi o zakochiwanie się, ale jestem w ogóle gotowa na miłość, którą rozumiem jako strumień nieograniczonych możliwości i gestów. Najważniejsze pytanie brzmi, czy jesteś nastawiona na przyjęcie tej miłości. Czy ją dostrzegasz na co dzień?

Anna Rusowicz, wokalistka, czterokrotna laureatka nagrody Fryderyka. Zanim rozpoczęła solową karierę, śpiewała w zespole Dezire. Wkrótce premierę będzie miał jej najnowszy utwór „Naiwna”. Z wykształcenia psycholożka, córka tragicznie zmarłej Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy, małżeństwa gwiazd polskiego bigbitu.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze