1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie
  4. >
  5. Hormonalna terapia menopauzalna – czy jest się czego bać? Pytamy dr Katarzynę Skórzewską, specjalistkę ginekologii i endokrynologii, znaną jako dr menopauza

Hormonalna terapia menopauzalna – czy jest się czego bać? Pytamy dr Katarzynę Skórzewską, specjalistkę ginekologii i endokrynologii, znaną jako dr menopauza

dr Katarzyna Skórzewska, lekarka, specjalistka w zakresie ginekologii i endokrynologii (Fot. archiwum prywatne)
dr Katarzyna Skórzewska, lekarka, specjalistka w zakresie ginekologii i endokrynologii (Fot. archiwum prywatne)
Co roku w Polsce 250 tysięcy kobiet przechodzi menopauzę. Zaledwie 7% z nich sięga po HTM, czyli hormonalną terapię menopauzalną, zwaną wcześniej zastępczą. Ciągle mało o niej wiemy, często się jej po prostu boimy. Czy słusznie?

Pani doktor, spotykamy się z okazji promocji książki „Menopauzing” napisanej przez Davinę McCall, brytyjską prezenterkę telewizyjną we współpracy z dr Naomi Potter, lekarką specjalizującą się w tematyce menopauzy. Jest Pani autorką przedmowy do polskiego wydania tej książki. Wspomina w niej pani ciekawe zjawisko nazywane „efektem Daviny” – w 2021 roku jedna z brytyjskich stacji telewizyjnych wyemitowała reportaż Daviny McCall. Popularna prezenterka mówi w nim, że 9/10 kobiet w Wielkiej Brytanii uważa, że menopauza miała negatywny wpływ na ich życie, ale tylko jedna na 10 z powodu dolegliwości menopauzalnych zdecydowała się na leczenie hormonalne. Po emisji programu zaobserwowano dużą zmianę – w zeszłym roku w Anglii terapię hormonalną rozpoczęło ok 2 milionów kobiet – o jedną trzecią więcej niż w poprzednim roku. Czyżby to reportaż Daviny wywołał wśród Brytyjek falę zainteresowania HTM?
Zapewne tak, Davina McCall jest bardzo popularna w Wielkiej Brytanii, więc zarówno reportaż, jak i wydana w 2022 roku książka jej autorstwa, mogły obudzić w Brytyjkach świadomość i chęć poprawienia sobie komfortu życia. Gdy rok temu dostałam oryginał tej książki, zachwyciłam się nią. Pomyślałam, że fajnie byłoby, gdyby ktoś ją wydał w Polsce, i tak się właśnie stało, z czego bardzo się cieszę.

„Menopauzing” już na pierwszy rzut oka wygląda inaczej niż znane nam książki poruszające temat klimakterium. Jest kolorowa, przejrzysta, opatrzona zdjęciami autorek, które wcale nie wyglądają na starsze panie.
Ta książka ma moim zdaniem ogromny potencjał, choć od razu muszę podkreślić, że jest to pozycja popularno-naukowa, wiele w niej uproszczeń, a także rozbieżności wynikających z różnic w sposobie leczenia kobiet w okresie okołomenopauzalnym. Wielkiej Brytanii i w Polsce. Spełnia jednak ważne zadanie – przekazuje kobietom kompendium wiedzy dotyczącej transformacji menopauzalnej.

Z opublikowanych ostatnio badań przeprowadzonych na zlecenie Kulczyk Foundation wynika, że 70% Polek ma nikłą wiedzę na temat czekających je zmian, a 45 % kobiet ma negatywne skojarzenia związane z menopauzą. Czy obserwuje to Pani również w gabinecie?
Widzę, że kobiety wstydzą się starzenia, a słowo menopauza budzi w nich przerażenie. Mało na ten temat wiedzą, do jednego worka wrzucają pojęcia menopauzy, perimenopauzy, pomenopauzy, czyli całego okresu transformacji menopauzalnej. Warto przypomnieć, że menopauza to ostatnia miesiączka, jednorazowe wydarzenie w życiu kobiety, a nie okres poprzedzający i następujący po niej, który trwa aż do śmierci.

Od pewnego czasu jednak, mniej więcej od pandemii, zauważam większe zainteresowanie kobiet tym tematem. Być może stres związany z covidem przyspieszył u niektórych kobiet menopauzę, nasilił jej objawy? Możliwe, że mając więcej czasu, zaczęłyśmy szukać na ten temat informacji. Powstały grupy w internecie, w social mediach pojawiły się menoinstragramerki. To nadal jednak niewielka grupa w porównaniu z tym, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych czy w Australii, gdzie działają prężne środowiska kobiet okołomenopauzalnych.

Coś się ruszyło. Ja również obserwuję duże zainteresowanie tematem, artykuły na temat menopauzy, które publikujemy, mają mnóstwo komentarzy i udostępnień. Widać, że wiedza na ten temat jest bardzo potrzebna. Chciałabym zatem poruszyć w naszej rozmowie jeden z kluczowych tematów dotyczących menopauzy, czyli kwestię terapii hormonalnej. Narosło wokół niej tyle mitów, że trudno się dziwić, że kobiet wolą się męczyć niż wspomóc się hormonami.
Hormonalna terapia menopauzalna od lat budzi kontrowersje. Nie sposób o tym mówić, bez przywołania słynnego wydarzenia sprzed 21 lat, które położyło się na niej długim cieniem. Otóż w lipcu 2002 roku ukazały się wyniki amerykańskich badań WHI (Woman Health Initiative), które wskazywały, że terapia hormonalna zwiększa ryzyko udarów, nowotworów i zawałów. Badanie, jak się później okazało, miało dużo błędów metodycznych i interpretacyjnych, rozdmuchały je jednak media. W amerykańskich gazetach pisano, że hormony mogą zabijać, w telewizji apelowano, aby kobiety stosujące terapię hormonalną zgłaszały się jak najszybciej do lekarza. To wywołało zrozumiałą panikę najpierw w Stanach, a potem na całym świecie.

Również w Polsce.
Tak, pamiętam jak dziś lipiec 2002 roku, pracowałam wówczas w Klinice Endokrynologii Ginekologicznej. Kilka dni po publikacji badań, gdy dotarły do Polski te informacje, zaczęły urywać się telefony – to do nas przekierowywano przerażone kobiety stosujące terapię hormonalną i zdezorientowanych lekarzy. My sami nie wiedzieliśmy, co robić, nie znaliśmy dokładnie ani badań, ani wyników. To nie były czasy ogólnie dostępnego internetu, kiedy w każdej chwili można zweryfikować wiedzę.

Dużo kobiet korzystało wówczas z terapii hormonalnej?
Jak rozpoczynałam swoja pracę 30 lat temu, terapia hormonalna była w Polsce dość popularna. Kobiety chciały czuć się młodo, dobrze wyglądać, wiele z nich sięgało w okresie menopauzy po hormonalną terapię wówczas nazywaną „zastępczą”, o której dziś mówimy hormonalna terapia menopauzalna.

Kryzys wizerunkowy terapii hormonalnej, który spowodowała publikacja badań WHI, doprowadził do krachu firmy farmaceutyczne, która specjalizowały się w produkcji leków hormonalnych, kobiety masowo zaczęły rezygnować z terapii, a lekarze przestali się nią interesować na długie lata.

Od tamtego lipca minęło 21 lat, a HTM ma nadal czarny PR.
Myślę, że podstawowym problemem jest brak rzetelnej wiedzy na ten temat i to nie tylko wśród kobiet, ale także wśród lekarzy. Z przykrością muszę powiedzieć, że studenci medycyny nie są kształceni w zakresie terapii menopauzalnej, później też nie doszkalają się na tyle, aby przekazać pacjentkom najnowszą wiedzę na ten temat. Lekarze nie mają specjalnie pojęcia o tym, czym jest terapia hormonalna. Co gorsze zamiast przekierować pacjentki do specjalistów, np. ginekologów-endokrynologów, często zbywają ich dolegliwości menopauzalne protekcjonalnym stwierdzeniem: „taka pani uroda”, „trzeba się starzeć z godnością”.

To straszne.
Na pocieszenie mogę powiedzieć, że to się powoli zmienia. Po pierwsze młodzi lekarze otwierają się na najnowszą wiedzę, a poza tym, co zabrzmi dość brutalnie, pojawiła się menopauzalna nisza.

No tak, społeczeństwo się starzeje…
… coraz mniej kobiet zachodzi w ciążę, rodzi się mało dzieci.

A więc z jednej strony mamy zdystansowanych do HTM lekarzy, a z drugiej kobiety, które boją się hormonów jak ognia. Jak pani myśli, skąd ten lęk?
Niektóre środowiska z założenia nie będą stosować HTM, bo hormony są wyklęte przez kościół, a wiele osób nie rozróżnia antykoncepcji od terapii hormonalnej w menopauzie. Hormony to zło koniec kropka. Niestety przyczynia się do tego panujący wciąż jeszcze model patriarchalny, w którym silna, niezależna, pełna energia kobieta nie jest mile widziana.

Środowisko ginekologów jest bardzo zmaskulinizowane, zdarzają się lekarze mężczyźni, którzy pytają: a po co Pani hormony?

Są też środowiska, których celem biznesowym jest straszenie hormonami, umniejszanie korzyści działania HTM.

Co ma Pani na myśli?
Istnieje ogromne lobby preparatów roślinnych, olejków, suplementów, witamin, nie mówiąc już o alternatywnych metodach leczenia objawów menopauzy jak nakłuwanie, konchowanie uszu, masaże…

Nie twierdzę, że to co jest inne jest złe, ale jeśli jest nie do końca zbadane, należy się temu ostrożnie przyglądać. Ja jestem przedstawicielką medycyny zachodniej, w leczeniu opieram się na faktach i badaniach naukowych.

Trzeba jednak podkreślić, że nie można nikogo do niczego na siłę przekonywać, terapia powinna być spójna z wartościami danej osoby. Jeśli ktoś wierzy, że wyciąg z chmielu mu pomoże, to tak może się stać, bo placebo ma wielką moc.

Ja robię swoje: prowadzę działalność edukacyjną, również w social mediach, staram się dotrzeć z wiedzą do jak największej grupy kobiet.

Jest Pani również praktykującą lekarką, jak z Pani perspektywy wygląda sytuacja kobiet w okresie transformacji menopauzalnej?
Mam wiele pacjentek, które przychodzą do mnie od 20-25 lat. Rzadko która z nich, wchodząc w okres transformacji menopauzalnej, sama z siebie wspominała o terapii hormonalnej. Gdy proponowałam taką możliwość, widząc wyraźnie wskazania, musiałam użyć wielu argumentów, aby uzasadnić potrzebę stosowania HTM. Od jakiś trzech lat, kiedy wiedza na ten temat staje się coraz bardziej powszechna, obserwuję większą otwartość wśród pacjentek. Przychodzą do mnie z konkretnym pytaniem o terapię hormonalną, chcą rozmawiać o plusach i minusach tej terapii, nie czekają na to, aż objawy menopauzalne będą bardzo dotkliwe.

Z jakimi problemami najczęściej do Pani przychodzą?
Zgłaszają zwłaszcza dolegliwości wazomotoryczne, czyli uderzenia gorąca i zlewne poty, ale również problemy ze snem, zaburzenia koncentracji, kłopoty z pamięcią, co nazywamy popularnie mgłą mózgową. Wiele kobiet cierpi w okresie transformacji menopauzalnej na depresję, napady paniki – z nimi rozmawiam o możliwości zastosowania leków antydepresyjnych, ale - co jest dla mnie dość zaskakujące - pacjentki bardziej obawiają się terapii lekami psychotropowymi niż hormonalnymi. A trzeba pamiętać, że hormony nie są panaceum na wszelkie dolegliwości.

Do tego jeszcze na pewno wrócimy, ale porozmawiajmy teraz o tym, jak wygląda współczesna terapia hormonalna. Domyślam się, że wiele się w niej od tych 30 lat zmieniło.
Mówiąc o współczesnej terapii hormonalnej, którą stosujemy w okresie transformacji menopauzalnej warto wrócić jeszcze do nomenklatury. Kiedyś mówiło się o niej HTZ, czyli hormonalnej terapii zastępczej. Teraz mówimy o niej HTM, czyli hormonalnej terapii menopauzalnej, co jest dużo bliższe rzeczywistości. My bowiem nic nie zastępujemy, tylko niwelujemy skutki spadku poziomu estrogenów.

Na początku warto podkreślić, że w Europie nie stosujemy preparatów takich jak w Stanach Zjednoczonych, które przyczyniły się do złego PR terapii hormonalnej. Tam nadal podaje się jeszcze kobietom lek zawierający skoniungowane końskie estrogeny z medroksyprogesteronem, czyli najgorszym progestogestogenem jaki może być. W skoniungowanych estrogenach jest wiele metabolitów estrogenów, które odpowiadają za działania niepożądane dotyczące układu krążenia czy piersi.

Śmiem twierdzić, że terapie stosowane w Europie są dużo bardziej bezpiecznie niż te w Stanach. Podajemy leki zawierające hormony najbardziej zbliżone budową do naszych własnych, czyli 17-β-estradiol i mikronizowany progesteron albo dydrogesteron.

Staramy się dawać najmniejsze dawki hormonów, ze względu na bezpieczeństwo pacjentki. W Polsce zwykle zaczynamy leczenie od dawki niskiej (1mg 17β-estradiolu) (mamy również w odwodzie minimalne dawki 0,5 mg, oraz mikrodawki 0,25 mg, które niektórym kobietom wystarczają, eliminując uderzenia gorąca i potliwość.)

Jeśli to wystarcza, taką dawkę utrzymujemy, jeśli natomiast objawy menopauzy są nadal dotkliwe, zwiększamy dawkę do tzw. standardowej - 2 mg. wyższe dawki stosujemy wyjątkowo, po uzyskaniu świadomej zgody pacjentki. I tu się różnimy od Wielkiej Brytanii, gdzie jest tendencja do podawania dużych dawek hormonów. Zaczyna się już temu wyraźnie sprzeciwiać Brytyjskie Towarzystwo Menopauzalne, krytykując lekarzy przepisujących większe dawki.

Davina McCall w książce „Menopauzing” mówi również o stosowaniu w czasie menopauzy testosteronu. Pisze dość swobodnie o żonglowaniu dawkami tego hormonu.
U nas sytuacja wygląda inaczej. W Polsce nie ma preparatów testosteronu zarejestrowanych w leczeniu kobiet. W przypadku niedoborów androgenów, objawiających się spadkiem siły mięśniowej czy brakiem libido, można zastosować poza wskazaniami tj. off label odpowiednio mniejsze dawki preparatu zarejestrowanego dla mężczyzn. W tym wypadku trzeba szczególnie rozważyć wszystkie za i przeciw, licząc się z możliwymi konsekwencjami przyjmowania testosteronu, takimi jak pogrubienie głosu, łysienie androgenowe, trądzik, przerost łechtaczki czy wzrost cholesterolu. Taką pacjentkę trzeba w czasie kuracji szczególnie monitorować z uwagi na niekorzystny wpływ pochodnych androgenów czy testosteronu na piersi i profil lipidowy.

Wróćmy zatem do pani gabinetu. Pojawia się u pani pacjentka, która zgłasza dolegliwości menopauzalne. Jak wygląda taka wizyta?
Przede wszystkim przeprowadzam szczegółowy wywiad – jestem absolutną fanką wywiadu – i badanie ginekologiczne, na podstawie którego mogę stwierdzić, jakie są śluzówki pochwy, czy jest obniżenie ścian pochwy, czy są zmiany zanikowe na sromie, naczyniaki… Teraz panuje fanatyzm, jeśli chodzi o USG, a ono nie pokaże tego wszystkiego, co ja zobaczę, powącham, wymacam podczas badania na fotelu.

Jeśli widzę wskazania do podjęcia terapii hormonalnej, takie jak dotkliwe objawy wazomotoryczne, czyli uderzenia gorąca i poty, problemy urogenitalne, np. nietrzymanie moczu, zmiany zanikowe w obrębie pochwy, inicjuję rozmowę na temat hormonalnej terapii menopauzalnej, omawiając korzyści i konsekwencje jej stosowania. Mówię o pozytywnych stronach terapii, jak na przykład profilaktyka osteoporozy, nie pomijam jednak potencjalnego ryzyka, bo takie również istnieje. My nadal wszystkiego nie wiemy: jedne badania pokazują coś, czemu inne przeczą. Mówiło się chociażby dużo na temat tego, że HTM chroni kobiety przed chorobą Alzheimera. Ostatnio jednak opublikowano duńskie badania obserwacyjne, według których kobiety stosujące HTM częściej chorują na demencję.

Czy zleca Pani badania hormonalne?
Wg rekomendacji towarzystw naukowych, przed podjęciem terapii hormonalnej w okresie okołomenopauzalnym, nie trzeba wykonywać żadnych badań hormonalnych. To, co trzeba zrobić, to mammografia, USG ginekologiczne, oraz badania krwi: morfologię, lipidogram, cukier, ew. próby wątrobowe. Z założenia na podstawie tych badań powinniśmy dobrać odpowiednią terapię do konkretnej osoby.

Ja się z tym tak do końca nie zgadzam i swoim pacjentkom w okresie transformacji menopauzalnej zlecam badania hormonalne. Sprawdzamy 6 hormonów: TSH, FSH, LH, prolaktynę, estradiol i testosteron. W mojej praktyce niejednokrotnie okazywało się, że powodem dolegliwości kojarzonych z menopauzą, były inne zaburzenia hormonalne czy choroby. Kłopoty z tarczycą modą dawać takie objawy, nadciśnienie może dawać takie objawy, wreszcie depresja może dawać takie objawy. I wówczas trzeba zastosować zupełnie inne leczenie.

Nie ma konieczności robienia badań genetycznych? Wiele kobiet boi się, że terapia hormonalna może spowodować rozwój nowotworu piersi.
Badania genetyczne są uzasadnione, jeśli u danej kobiety w rodzinie były choroby nowotworowe, lub gdy ona sama chorowała wcześniej na raka.

Mam wiele pacjentek z mutacjami BRCA1 czy BRCA2, również po profilaktycznej owariektonii czy po mastektomii, moim zadaniem jest dostarczyć im całą dostępną wiedzę i przedstawić możliwości terapii hormonalnej w okresie menopauzy, jednak decyzję o podjęciu leczenie finalnie podejmują same.

Powróćmy jeszcze do wymiernych długoterminowych korzyści, jakie niesie HTM, chyba niewiele o nich wiemy.
Oprócz łagodzenia lub eliminowania dolegliwości menopauzalnych, HTM zmniejsza ryzyko wystąpienia chorób związanych z wiekiem, ma znaczenie profilaktyczne jeśli chodzi o osteoporozę, ale również znacznie zmniejsza ryzyko raka jelita grubego, o czym mało kto wie.

Wiele kobiet chwali sobie wpływ hormonów na poprawę cery i włosów.
Rzeczywiście przy HTM cera jest gładsza, skóra wolniej się starzeje.

Czy w związku z tym nie istnieje pokusa, aby stosować HTM profilaktycznie? Aby, mówiąc wprost, po prostu wolniej się starzeć?
Rekomendacje towarzystw naukowych są jednoznaczne – nie stosujemy terapii hormonalnej profilaktycznie. To nie jest panaceum na wszystkie problemy dojrzałości, to nie jest też eliksir młodości, dzięki któremu będziemy znów młode i piękne. Nie ma cudów - bez pomocy medycyny estetycznej, chirurgii plastycznej, nie będziemy wyglądać jak 18-tki.

To może i dobrze!
No właśnie. Hormonów nigdy nie uzupełnimy do poziomu, jaki miałyśmy w okresie rozrodczym. Podajemy najmniejsze możliwe dawki leków, aby dostosować je do potrzeb organizmu, który jest na zupełnie innym etapie życia.

HTM wiąże się z potencjalnym ryzykiem, gdybyśmy zaczęli stosować ją profilaktycznie, mielibyśmy wkrótce wysyp różnych powikłań.

I powtórkę z 2002 roku.
Każdą terapię, w tym HTM trzeba dopasować do konkretnej osoby, rozważyć z pacjentką wszystkie plusy i minusy, tak aby nie zrobić jej krzywdy.

W Wielkiej Brytanii, gdzie od pewnego czasu trwa rewolucja menopauzalna, pojawiają się już głosy tonujące huraoptymizm związany z przyjmowaniem hormonów. Jak zawsze, i w tym przypadku, najlepszy jest złoty środek. Podkreślam jednak, że jeśli nie ma przeciwskazań do HTM i, jeśli terapia jest rozsądnie prowadzona, to może przynieść wiele korzyści.

Co to znaczy, że jest odpowiednio prowadzona?
Kobiety przyjmujące leki hormonalne w ramach HTM wymagają regularnych kontroli, musimy obserwować, jak organizm reaguje na daną kombinację hormonów, czy dawka jest odpowiednia, czy ustępują dolegliwości. Po wdrożeniu terapii spotykam się z pacjentką na wizycie kontrolnej po 4 miesiącach, kiedy miną ewentualne objawy uboczne. Kolejne wizyty są co pół roku, sprawdzamy wówczas badania krwi, lipidogram, próby wątrobowe, jeśli pacjentka przyjmuje hormony doustnie. Na bieżąco zlecam mammografią, czasem naprzemiennie z USG piersi, ale wybór rodzaju badania zależy od konkretnej pacjentki, jej historii i budowy piersi. W tym czasie już cytologię wykonujemy standardowo raz na 3 lata, po próbie Meigsa, czyli po zastosowaniu globulek regenerujących nabłonek tarczy szyjki macicy, aby zwiększyć dokładność badania.

W przypadku dolegliwości urogenitalnych rozważamy dopochwowe podawanie hormonów, co znacznie poprawia komfort współżycia.

Gdybym tak na koniec zapytała Panią doktor wprost: HTM – bać się czy nie bać?
Nie bać się! HTM może przynieść kobiecie w okresie transformacji menopauzalnej wiele korzyści, ale żeby tak się stało muszą być spełnione trzy warunki.

Po pierwsze bezpieczna pacjentka, czyli kobieta, która nie ma przeciwskazań zdrowotnych, która rozumie po co przyjmuje hormony, zna zasady stosowania i będzie ich przestrzegać.

Po drugie bezpieczny lekarz, taki, który ma aktualną wiedzę, doświadczenie, po to aby móc bezpiecznie leczyć.

Po trzecie bezpieczny lek, taki, który jest przebadany, zarejestrowany, który ma badania kliniczne pod kątem wpływu na endometrium, na piersi, na profil lipidowy, na mózg.

Tu warto dodać, że pojawiają się w Polsce, tak zwane hormony naturalne, składane, sprowadzane z zagranicy, zazwyczaj ze Stanów Zjednoczonych, komponują je farmaceuci na podstawie różnych dziwnych badań, ze składników pozyskanych z roślin.

Patrzę na to bardzo sceptycznie – w Polsce stosujemy hormony jak najbardziej zbliżone budową do naszych własnych, ale produkowane w laboratoriach farmaceutycznych. W przeciwieństwie do wyciągów z roślin, wiemy dokładnie, co w nich jest.

Z punktu widzenie pacjentki, bardzo ważnym punktem jest bezpieczny lekarz. Gdzie takiego znaleźć?
To trudne pytanie, w Polsce przez ostatnie lata mało lekarzy zajmowało się terapią hormonalną. Nie istnieje tak jak to jest w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych system certyfikacji lekarzy pod kątem menopauzy. Opracowywane listy lekarzy, jeśli takie powstają, opierają się raczej na kompetencjach miękkich, a więc ocenia się lekarza raczej na podstawie tego, czy był miły niż tego czy ma aktualną, rzetelną wiedzę.

Czy widzi Pani szansę, aby taki system certyfikacji wprowadzić w Polsce?
To wymagałoby ogromnych nakładów pracy. Kiedyś prężnie działała Szkoła Menopauzy, organizowana przez Polskie Towarzystwo Menopauzy i Andropauzy i profesora Pertyńskiego. Niestety od lat brakuje szkoleń, konferencji.

Myśląc o możliwych zmianach dotyczących opieki nad kobietami w okresie transformacji menopauzalnej, dużą szansę upatruję w środowisku położnych. Położne do tej pory kształcone dla położnictwa, mogłyby stać się dla kobiet przewodniczkami menopauzalnymi. Można byłoby wykorzystać potencjał dużej grupy zawodowej, która – w związku z malejącą liczną urodzeń – nie ma w tej chwili pracy.

Najlepiej byłoby gdyby powstały zespoły terapeutyczne dla kobiet w menopauzie. Powinny się w nich znaleźć zarówno lekarze (ginekolog, endokrynolog, urolog, dermatolog, kardiolog, diabetolog), ale również dietetycy, fizjoterapeuci, psycholog.

Jednym słowem centrum leczenia menopauzy…
Tak, a w nim mammograf, densytometr… to jest moje wielkie marzenie. Menopauza to czas, w którym potrzebujemy odpowiedniego zaopiekowania, zbieramy bowiem w tym okresie siły i zapasy, na to, aby w jak najlepszym zdrowiu dożyć do późnej starości.

Myślę, że to jest marzenie nas wszystkich, pozostaje nam wierzyć, że kiedyś się spełni, my tymczasem mówmy o menopauzie głośno, dostarczając kobietom rzetelną, aktualną wiedzę.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

dr Katarzyna Skórzewska, lekarka, ginekolog-endokrynolog, współprowadząca profil @dr_menopauza na Instagramie, na którym promuje wiedzę na temat okresu okołomenopauzalnego i pomaga oswoić kobiety z tym czasem w ich życiu. W codziennej praktyce lekarskiej zajmuje się diagnostyką i leczeniem zaburzeń hormonalnych u kobiet, szczególnie w obszarze endokrynologii ginekologicznej oraz leczeniem współistniejących u kobiet zaburzeń hormonalnych innych gruczołów wydzielania wewnętrznego.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze