Ryzyko choroby alergicznej zależy od adresu - dolegliwości te częściej dotykają osoby mieszkające w miastach.
Życie w mieście odbija się na zdrowiu i tym razem nie chodzi o zanieczyszczenie środowiska. Mieszkańcy blokowisk żyją z dala od bakterii będących naszymi sojusznikami. Poza zarazkami wywołującymi choroby są i te, które chronią nasz organizm. Mikroorganizmy żyjące na naszej skórze, w drogach oddechowych i układzie pokarmowym bardzo skutecznie wspierają prawidłowe funkcjonowanie układu odpornościowego. Bakterie są wszędzie, jednak zabudowane przez człowieka tereny mają inny mikroświat niż łąki i lasy. Co więcej w miastach żyje mniej mikrobów korzystnych dla człowieka.
Dlatego lekarze zaczynają mówić o zaburzeniach płynących z „deficytu kontaktów z naturą”. Naukowcy ostrzegają, że coraz więcej ludzi będzie zmagało się z alergią i astmą. Do listy grożących mieszczuchom chorób alergicznych dodają także te, które są wynikiem przewlekłego stanu zapalnego. Lekarze odnotowują coraz więcej przypadków tego typu zachorowań w aglomeracjach miejskich na całym świecie.
Niedawno ukazała się ciekawa praca, który dotyczy właśnie tego problemu. Prof. Ilkka Hanski z University of Helsinki szczegółowo badał w jaki sposób intensywny kontakt z przyrodą wpływa na bakterie skórne oraz wrażliwość na alergeny. Obserwował 118 nastolatków żyjących we wschodniej części Finlandii. Okazało się, że im dziecko mieszka bliżej lasu lub wsi, tym bardziej różnorodny świat bakterii na skórze. W konsekwencji tym mniejsza wrażliwość na alergeny w porównaniu z dziećmi z miasta. Co ciekawe osoby żyjące nad dużymi jeziorami także były w gorszej sytuacji niż te mieszkające na przykład w leśniczówce. Prof. Hanski odkrył że mieszczuchom brakowało ważnych bakterii z rodzaju Acinetobacter, które w wymierny sposób podwyższają sprawność układu odpornościowego. Obecność tych mikroorganizmów jest związana z produkcją przeciwzapalnego białka IL-10 we krwi zdrowych osób.
Może warto wziąć to pod uwagę planując wakacje?