Od kilku dni mieszkam w Changdong Art Studio, należącym do Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Seulu. Dzielnica Changdong to dalekie przedmieście, położone przy jednej z końcowych stacji seulskiego metra.
Jeśli nie zna się koreańskiego, bardzo trudno tu trafić, ponieważ, jak zdążyłam się zorientować, raczej nie używa się tu adresów. Zamiast nich podaje się nazwę dzielnicy i charakterystyczny punkt w sąsiedztwie miejsca, do którego chcemy trafić. W liście z instrukcją, jak z lotniska dojechać do Art Studio, otrzymałam opis: "Changdong - budynek niedaleko poczty". Nie przejęłam się tym szczególnie, ponieważ założyłam, że jeśli nie będę umiała trafić, skorzystam z taksówki, albo zapytam kogoś o drogę. Okazało się jednak, że taksówkarz pomyłkowo wysadził mnie przy nieprawidłowym urzędzie pocztowym, a zaczepianie ludzi na ulicy jest raczej bez sensu, ponieważ prawie nikt nie zna tutaj angielskiego.
Na szczęście Koreańczycy są niezwykle sympatyczni i pomocni. Kiedy widzą, że ktoś jest w tarapatach, chcą pomóc niezależnie od tego, czy potrafią się dogadać. W końcu więc zdołałam na migi zakomunikować komuś, czego szukam i zostałam zaprowadzona pod sam dom.
Gdy tylko weszłam, zaprowadzono mnie do banku, gdzie pilnie musiałam otworzyć koreańskie konto, bez którego nie mogłabym otrzymywać swojego stypendium. Jak to w bankach bywa, musiałam złożyć swój podpis na mnóstwie dokumentów. Naturalnie, większość z nich była po koreańsku i nikt nie był w stanie przetłumaczyć mi ich treści. Zapewniana, że robiło to przede mną mnóstwo goszczących tu artystów, podpisałam wszystko.
Kiedy niepokojące formalności były już załatwione, zabrano mnie na spacer po dzielnicy. Składa się ona z kilkukondygnacyjnych budynków, ułożonych w nierówno biegnące uliczki, połamane i pozakrzywiane w różne strony. Mimo że każdy budynek jest tu inny, wszystko wydaje się być takie samo, ponieważ wszędzie umieszczone są setki wielobarwnych szyldów, pokrytych niezrozumiałymi dla mnie koreańskimi znakami. Szybko zorientowałam się, że mój dość dobry zmysł orientacji w terenie przegrywa z labiryntem Changdong.
Kolejnego dnia pojechałam do centrum, gdzie zrozumiałam, że prawie cały Seul wygląda podobnie. Będę musiała opracować zupełnie nowy sposób poruszania się, bo czuję, że mój - zwykle niezawodny - miejski nos nie zaprowadzi mnie tu donikąd.