„Jedyne życie, które ma sens, to życie towarzyskie” – mawiał Edward Dziewoński. Ten cytat przyszedł mi do głowy, gdy umilkły brawa po spektaklu „To tylko sztuka” w Teatrze Kwadrat, który od ubiegłego roku nosi imię artysty. Premiera odbyła się 8 czerwca, a najbliższe przedstawienia można obejrzeć 13, 14 i 30 czerwca.
Byłam bardzo ciekawa, jak reżyser Bartłomiej Wyszomirski odnajdzie się w rzeczywistości teatru, który ma swój niepodrabialny styl, markę i wierną publiczność przyzwyczajoną do inscenizacji wysokiej próby. Zadanie było łatwe i trudne jednocześnie. Szansę powodzenia zwiększał wprawdzie tekst jednego z największych współczesnych dramaturgów Terrenca McNally, ale ryzykiem było podejmowanie tematu „teatru w teatrze”. W takich przypadkach można się zawsze obawiać, że sztuka będzie zrozumiała dla garstki wtajemniczonych, a zaglądanie za kulisy nie takie znów ekscytujące. Ale tym razem udało się znakomicie.
Sztuka, choć rozgrywa się w realiach amerykańskich, jest na tyle uniwersalna, że może odnosić się do show biznesu nad Wisłą. Uniwersalne są też przywary ludzkiej natury, więc w bardzo wyrazistych, ale jednocześnie skomplikowanych psychologicznie postaciach możemy dostrzec przedstawicieli każdego środowiska. Bo czyż w szkole, redakcji albo korporacji nie ma udawania, intryg i plotek? A czy my sami, pisząc, budując, lecząc albo księgując, nie uważamy, że tak naprawdę to spełnilibyśmy się w jakiejś zupełnie innej dziedzinie, a tylko niesprzyjające okoliczności, wrogość bliźnich albo pech zwyczajny nie pozwala nam być tam gdzieś … na czerwonym dywanie.
Bohaterów sztuki spotykamy w momencie, gdy z tegoż dywanu schodzą, po premierze „Złotego jaja”, sztuki wyprodukowanej przez bogatą businesswoman Julię Budder (kolejna ciekawa rola Ewy Wencel). Producentka musi zmierzyć się z kapryśnymi gwiazdami na toczącym się wciąż i pełnym niespodzianek przyjęciu, ale przede wszystkim ukoić nerwy artystów czekających na recenzje.
Akcja toczy się w apartamencie Julii – jak zawsze po mistrzowsku zaprojektowanym i perfekcyjnie wyposażonym przez autora scenografii Wojciecha Stefaniaka. Status gości podkreślają eleganckie kostiumy zaprojektowane przez Izę Toroniewicz (docenione już zresztą przez krytyczki mody!) oraz duża ilość futer, z którymi usiłuje sobie poradzić Gus P. Head (bardzo zabawny Marcin Kwaśny). W roli autora głodnego sukcesu po latach niepowodzeń niezawodny Grzegorz Wons wzbudza najwięcej współczucia, zwłaszcza w drugim akcie. Partnerujący mu Paweł Wawrzecki w roli aktora, który porzucił teatr dla serialu, balansuje chwilami na granicy groteski. Grubą kreską rysują swoich bohaterów również Ewa Kasprzyk (aktorka Virginia Noyes, która liczy na wielki powrót, nie stroniąc jednak od używek) i Andrzej Andrzejewski jako zdolny reżyser Frank Finger, pieszczoch krytyki i kleptoman. Galerię postaci uzupełniają krytyk Ira Flute (Andrzej Szopa) i taksówkarka o nieprzypadkowym nazwisku Emma Thompson (Lucyna Malec), która do gwiazd ma jakże potrzebny dystans.
Śledząc fabułę, stopniowo poznajemy historię bohaterów i łączące ich relacje, a finał (którego oczywiście nie zdradzę) pokazuje, że prawdziwych przyjaciół... poznaje się w najmniej oczekiwanych okolicznościach. W spektaklu jest kilka świetnych scen – jak choćby wspólna modlitwa w końcówce pierwszego aktu albo próbki „aktorstwa” Virginii i Gusa (znakomity duet Kasprzyk – Kwaśny). Kilka zagranych brawurowo – atak na krytyka i jego konfrontacja z psem. Akcja toczy się szybko, dialogi są błyskotliwe, a bon moty znakomicie nadają się do zapamiętania i cytowania. Rozrywka na najwyższym poziomie w sam raz na letni wieczór.
„To tylko sztuka”, aut. Terrence McNally, reżyseria Bartłomiej Wyszomirski, scenografia Wojciech Stefaniak, kostiumy Iza Toroniewicz, producent Małgorzata Nejman; grają: Ewa Wencel, Ewa Kasprzyk, Lucyna Malec, Marcin Kwaśny, Paweł Wawrzecki, Grzegorz Wons, Andrzej Szopa, Andrzej Andrzejewski.