Johnny Depp wraca na Karaiby, szkoda jedynie, że ze średnim skutkiem.
Paul Kemp (Depp) porzuca nowojorski hałas na rzecz błogiego spokoju rajskiej wyspy Portoryko i przyjmuje posadę dziennikarza w lokalnej gazecie, prowadzonej przez sponiewieranego przez życie redaktora Lottermana (Richard Jenkins). Umilając sobie czas pokaźnymi dawkami rumu, Paul poznaje i błyskawicznie traci głowę dla zmysłowej Chenault (Amber Heard). Problem w tym, że dziewczyna zaręczona jest z amerykańskim przedsiębiorcą (Aaron Eckhart), który planuje przemienić wyspę w swoje prywatne eldorado.
Film jest adaptacją "Dzienników rumowych" napisanych przez Huntera S. Thompsona. Adaptacją jednak niezbyt udaną. Najbardziej uderza totalna przeciętność i nie za duża doza oryginalności. Kemp sportretowany przez Deppa to postać zagubiona zarówno w życiu jak i w miejscu, w którym się znajduje. Opisuje to co widzi, niezbyt mu się to podoba, ale nie ma w sobie na tyle charyzmy bądź siły by zrobić coś z sytuacją, w której się znajduje. Obok niego mamy pomocnego kolegę z redakcji, który stara się go wprowadzić w meandry życia i pracy w Portoryko, niezbyt przyjemnego szefa (pierwszy stereotyp), a w oko wpada mu piękna blondynka i oboje zaczynają czuć coś do siebie (drugi stereotyp). Sam Depp (prywatnie fan Thompsona i jego znajomy do momentu jego śmierci) tym razem nie zachwyca. Serwuje nam raczej kilka ogranych już min i wyraźnie nie potrafi odnaleźć się w swojej roli.
Historia sama w sobie nie jest zbyt wciągająca, wprawdzie piękne widoki Karaibów (bardzo ładnie sfotografowane przez Dariusza Wolskiego) potrafią zdziałać swoje, na plus zliczyć można także dobrze dobraną obsadę na drugim planie (szczególnie Jenkins) oraz miejscami niezły humor, to niestety jako całość "Dziennik zakrapiany rumem" w wersji filmowej się nie sprawdza, choć zapewne ma szansę zauroczyć niektórych widzów.
The Rum Diary, USA 2011, reż. Bruce Robinson, wyk. Johnny Depp, Aaron Eckhart, Michael Rispoli, Amber Heard, Richard Jenkins, Giovanni Ribisi, dystr. Kino Świat