1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Rafał Rutkowski: Depresja komika

mat. prasowe
mat. prasowe
Z aktorem i reżyserem Rafałem Rutkowskim rozmawia Magdalena Kyudowicz.

</a>

Skończył się karnawał, czas zabawy i beztroski, została ponura zima. Porozmawiajmy o naszym poczucie humoru. Przyznam Ci się, że im więcej oglądam ostatnio polskich komedii, tym bardziej siada mi nastrój.

Można rzeczywiście odnieść  takie wrażenie, zwłaszcza gdy  oglądam  polskie kabarety w telewizji, które mają zbyt prosty pomysł na bycie śmiesznym.

Dajmy coś o footballu, coś o seksie i skecz gotowy?

Można w telewizyjnym kabarecie pożartować o seksie, ale lajtowo, o księdzu też, ale dobrotliwie, no  i koniecznie trzeba powiedzieć dowcip  o teściowej. Ludzie czekają na znane motywy, teksty i odniesienia. Poza tym mają tyle „śmiesznych gotowców” w internecie,  a to bardzo rozleniwia. W Szwecji na przykład ludzie czytają sobie dowcipy z iphone’a. Tak zanika bezpośredni kontakt z kabaretem i zwyczaj opowiadania sobie dowcipów na towarzyskich spotkaniach. To dla mnie przerażające i równocześnie bardzo interesujące.

My  też wrzucamy skecze i dowcipy na Facebooka, tak nawiązując kontakt ze znajomymi. Coraz trudniej się spotkać  i pożartować.

Sam niedawno założyłem w celach zawodowych profil na FB, bo pokolenie o połowę ode mnie młodsze już nie wysyła esemesów, tylko cały czas siedzi na FB i tak się komunikuje. A co do zabawy, to w moim środowisku także coraz trudniej jest się spotkać. Kiedyś, po spektaklach, siadało się w garderobie, bufecie teatralnym i godzinami gadało i żartowało przy winie. Ale dziś prawie każdy ma samochód i "po robocie” pędzi do domu. Wróciłem kilka dni temu z nart we Włoszech, gdzie poznałem grono zamożnych ludzi. Grałem tam swój, okrojony i łagodniejszy w wymowie stand-up „Seks polski”. Zauważyłem, że ci państwo po nartach wlepiają oczy w swoje tablety, iphone’y i prawie ze sobą nie rozmawiają. Brakowało im wyraźnie kogoś, kto zainspiruje jakieś towarzyskie spotkanie. Nie wszystkich śmieszyło to, co do nich mówiłem ze sceny. Mam jednak pewność, że mimo wszystko duch zabawy nie ginie w narodzie. Chcę o tym zrobić kolejny spektakl. A wracając do polskiego poczucia humoru, to mnie taki telewizyjny kabaret i prosty humor po prostu nie interesują.

Dlaczego?

Mówię ludziom o tym brutalnie i wprost, chociażby w „Tańczacym z myślami”. Proponuję coś, co wymaga innego, ostrego, drapieżnego poczucia humoru. Chwilami wyczucia groteski. Chcę pokazać, a niektórym przypomnieć, że jest wiele  odmian i ukrytych sensów dowcipu. Istnieje przecież ironia, sarkazm… Powiem tu coś bardzo banalnego, ale humor to śmiertelnie poważna sprawa. Mam swoich idol: Jerry’ego Seinfelda – amerykańskiego satyryka i aktora kabaretowego stand-up comedy (współtwórcę ,wraz z Larrym Davidem, słynnego sitcomu „Kroniki Seinfelda”, którego polscy widzowie mogli oglądać w Canal+ przypis red.), czy legendarnego Woody'ego Allena. Zachwycił mnie ostatnio francuski film „Nietykalni”. To, co jest dla mnie śmieszne, jest grane poważnie, bez ”podgrywania”, sztucznego dodawania point i min. Śmiertelna powaga na twarzy i dowcipny, absurdalny tekst, to jest to!

Nie musi cały czas być śmiesznie, żeby było dowcipnie?

Oczywiście.

Moi znajomi, po obejrzeniu twoich  stand-upów, narzekali, że tak mało jest w tym polityki, odniesień do sejmowej rzeczywistości

Wracamy do naszych przyzwyczajeń. Kiedyś były dowcipy „o Ruskich”, braku mięsa w sklepach i nieudolnych politykach. Mówiące wprost, ośmieszające konkretne osoby, nazwiska, zachowania. Teraz potrzeba więcej starań ze strony aktora, lepszych tekstów aby rozśmieszyć innego  widza. I ja to robię, bo w to wierzę.

Pionierami  takiego absurdalnego poczucia humoru było przed laty MUMIO…

Oni zaczęli przywracać  kult abstrakcyjnego  humoru. Znany chociażby z „Kabaretu Starszych Panów”. Mieli ciężko, nie zawsze byli rozumiani, ale w końcu „zaskoczyło”. No bo o co chodzi w piosence o jesieni i liściach, które spadają z drzew? Nie wiadomo…

Taki humor wymaga inteligencji, wiedzy.  Wytrzymać te ich niekończące się pauzy na scenie, to niełatwe.

Raczej  otwartości i odwagi  obu stron do zmierzenia się z czymś nowym. Występując, mam poczucie ogromnej wolności i takiej bezczelnej pewności siebie, bo sobie ufam. To ja rządzę, a publiczność ma robić to, czego chcę. Ale to jest walka, mój mięsień stan-up pracuje cały czas.

Doczekamy się festiwalu stand- upu w Polsce?

Pracuję nad tym, ale wystartujemy dopiero wtedy, gdy zbierzemy kilkanaście naprawdę dobrych produkcji. Mam dużo pracy na scenie, będę jeździł po całej Polsce, ale zaczynam też myśleć o napisaniu czegoś własnego.

Jakimi, jesteśmy twoim zdaniem, odbiorcami dowcipów?

Polacy to bardzo grzeczna publiczność. Bardzo rzadko ktoś wychodzi ze spektaklu, protestuje. Chociaż…

Zdarzyło Ci się to?

Tak, na one-man show „Ojciec polski” w Teatrze Polonia. Sympatycznie wyglądająca para 60+ wstała i oburzona, opuściła widownię komentując głośno ”to skandal!”. Ucieszyłem się, że mieli państwo tyle odwagi, tak dobrze wiedzieli, co im się nie podoba. Ograłem to ich zachowanie i walczyłem na scenie dalej. To mi dało niezłego kopa i energii do pracy!

Naprawdę to cię ucieszyło?

Przecież na zachodzie częste są reakcje, typu rzucanie w aktorów obelgami, pomidorami, trzaskanie krzesłami, głośne komentarze. Nie tylko w teatrze, także w operze. Tam jest bardziej żywiołowa i wymagająca publiczność. Ucieszyłem się więc, że  i w Polsce na tak zwanej  „popołudniówce po 17-tej w niedzielę”, znalazł się „wymagający przeciwnik”, z którym muszę się zmierzyć.

A co robisz,  jeśli nie czujesz przepływu tej energii ze sceny?

Używa się wówczas technicznych środków, aby ją pobudzić. W stan-upach, na przykład, wprowadzam widza stopniowo w swój świat dowcipu. Przygotowuję go na to, co go może spotkać. Uwielbiam te małe sale na 100 - 150 osób, kiedy mam tuż przed sobą twarze i oddech widzów. Myślę, że zawsze będę jeździł po Polsce i się z tym zmagał. To niesamowite doświadczenie.

I szkoła dowcipu przy okazji?

Też, korzystam przecież z  tekstów mądrych autorów. Ale gram też w teatrze. Przede mną próby do „Mayday2” , w reżyserii  Krystyny Jandy w Och! Teatrze. Nie mogę już doczekać prób. To świetny tekst. Czeka mnie ciężka praca.

Słyszałem , że to właśnie Krystyna Janda namówiła Cię do solowych występów na scenie, to prawda?

Niezupełnie, to była moja decyzja - czułem się już na to gotowy. Ale to pani Krystyna zaproponowała mi, żebym u niej zagrał „Ojca polskiego”. Po obejrzeniu prób przyznała, że przypominam jej amerykańskich twórców tego gatunku. Przez grzeczność nie zaprzeczyłem. Ale jej słowa wiele dla mnie znaczyły. Ona ma niebywałe wyczucie dowcipu na scenie. Zawsze mówi, że najtrudniej zagrać komedię. Gdy masz w domu chore dziecko, umiera ci matka, brakuje do pierwszego, a ty masz wejść  na scenę i rozśmieszać ludzi. Zagrać tragedię? Proszę bardzo - to mamy i znamy na co dzień. Śmiech to poważna sprawa.

Teatr Och! ma teraz stać się sceną komediową. Jest szansa na sukces?

Sądzę, że tak. Poza „Mayday” i „Mayday2” szykują się hity z gwiazdorska obsadą, jak „Zemsta”  Fredry na przykład. Ludzie wolą się śmiać niż płakać, więc taki teatr, mówiąc wprost, łatwiej też utrzymać. Ambitne plany wystawiania klasyki dramatu trzeba czasem odłożyć na półkę. Ta scena przeżywała na moich oczach dramatyczne chwile, groziło jej zamknięcie. Strategia zmiany jej profilu jest dobrze przemyślana.

A twoje autorskie plany?

Pracujemy z Michałem Walczakiem nad show dla dwóch aktorów. Wystąpimy z Adamem Woronowiczem -  który, nawiasem mówiąc, debiutował przed laty w Montowni w naszej „Ślebodzie” – w nowym spektaklu „Depresji komika”.

Komik w depresji? Ciekawe…

A wiesz, jak Woody Allen zdefiniował komedię? „Komedia  to ludzka tragedia widziana oczami drugiego człowieka”

A co prywatnie Cię ostatnio rozśmieszyło ?

Mój kolega z serialu ”Przepis  na życie”, Hacen Sahraoui - filmowy Żyleta. Podjechałem po niego samochodem i wywinął naprawdę artystycznego orła na śniegu.  Przewracał się jakby w filmowej wersji „slow motion” w sam środek śnieżnej zaspy. To tak a propos definicji Woody Allena. Jego bolesny upadek, a moja  frajda.

To przyznasz, stosunkowo mało wyrafinowane…

Fakt, ale sam moment, sytuacja były kapitalne. Na taki dowcip wiele osób się „załapie”. Ja jestem mocny na scenie, ale w życiu codziennym to moja żona ma dar obracania w żart każdej domowej, dramatycznej z pozoru, sytuacji. Dowcip, wyczucie tego właściwego momentu na użycie takiej słownej przewrotki ma ogromną się. Buduje dystans, łatwiej jest żyć.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze