Kiedy pisze się o kobietach, z którymi był w związku Pablo Picasso, zwykle sprowadza się je do roli muz mistrza. Nie czytamy o nich jako ludziach z krwi i kości, tylko epizodach z życia „największego artysty XX wieku". Przydałoby się to zmienić.
Kwestię wielkości artystów i geniuszu, który jest przestarzałym konstruktem kulturowym, zostawmy na kiedy indziej i przyjrzymy się teraz – jak to błyskotliwie nazwała komiczka Hannah Gadsby – prawdziwej chorobie Picassa: mizoginii.
Historie jego związków są tragiczne. Picasso był tak zazdrosny o jedną ze swoich partnerek – Fernande Olivier, że zamykał ją w ich pracowni – mieszkaniu na klucz. Swoją pierwszą żonę Olgę Chochłową, rosyjsko-ukraińską baletnicę, z którą miał syna, zdradzał wielokrotnie i jawnie. Wśród jego ofiar (bo tak należałoby je nazwać) była między innymi 17-letnia Marie-Thérèse Walter. Niewierność wobec Olgi w tym przypadku wyszła na jaw, gdy dziewczyna zaszła z nim w ciążę. Dodajmy, że Picasso miał wtedy 45 lat!
Niedługo potem związał się z wychowaną w Argentynie artystką Dorą Maar, która była twórczynią świetnych surrealistycznych fotografii oraz poruszających i odważnych zdjęć reporterskich. „Guernica", jedno z najbardziej ikonicznych dzieł Picassa, powstało właśnie w czasie ich romansu. Artystka miała silnie antyfaszystowskie poglądy, dziś nazwalibyśmy ją aktywistką, co bez wątpienia oddziaływało na Pabla. Dzięki Dorze stworzył dzieło, które do dziś jest antywojennym symbolem – ukazuje cierpienie ludności cywilnej w miasteczku zbombardowanym przez frankistów w 1937 roku.
Picasso i Maar uczyli się od siebie nawzajem, ale nie była to karmiąca relacja. Pablo znęcał się nad Dorą psychicznie i fizycznie. Bił ją, specjalnie doprowadzał do płaczu, twierdząc, że bez tych emocji nie jest ciekawa i dopiero w takim stanie nadaje się na jego modelkę. Celowo sprowokował bójkę między Maar i Walter, bo chciał zobaczyć, jak kobiety będą o niego walczyć. Upokorzona artystka tragicznie zniosła rozstanie, nigdy nie podniosła się po nim psychicznie, choć nadal tworzyła świetną sztukę.
Pablo Picasso, Dora Maar, Podwójny portret kobiety z kapeluszem (1936-1937) (Fot. Bridgeman Images)
Jedną z „niemuz" 61-letniego już Picassa była Françoise Gilot, malarka, z którą związał się, gdy ta miała 21 lat. Dodajmy, że Pablo nadal w świetle prawa był mężem Chochłowej, z którą nie rozwiódł się, bo musiałby oddać jej połowę majątku. Malarz nie dość, że znowu wybrał sobie dziewczynę, która mogłaby być jego córką, a nawet wnuczką, to jeszcze się nad nią znęcał. Gilot opisywała między innymi, jak zgasił na jej policzku papierosa. Była jedną z niewielu kobiet, której udało się od niego odsunąć. Zostawiła go, uciekając wraz dwójką ich dzieci, i kontynuowała swoją malarską karierę! Dożyła 101 lat.
Ostatnią oficjalną partnerką Picassa (wiemy, że było ich dużo więcej) była Jacqueline Roque. Kobieta o 46 lat od niego młodsza. Gdy brali ślub, po śmierci Chochłowej, Pablo miał 80 lat, a Roque 34.
Wnuczka Picassa Marina pisała o swoim dziadku i jego partnerkach tak: „Przyporządkowywał je swojej zwierzęcej seksualności, oswajał, oczarowywał, pochłaniał, a potem wgniatał je w swoje płótna. Spędzał noce, wyciągając z nich esencję, a jak były już puste, wyrzucał je na śmietnik". Biorąc pod uwagę, że dwie z jego partnerek popełniły samobójstwo, a reszta miała załamania nerwowe, jej słowa są boleśnie prawdziwe.
Z powodu patriarchalnej kultury żyjemy w przeświadczeniu, że coś z tymi kobietami było nie tak, skoro jedna po drugiej wpadały w sidła hiszpańskiego artysty. Zastanawiamy się: DLACZEGO ONE Z NIM BYŁY? Tymczasem pytanie powinno brzmieć: „Co robił Picasso, by uwieść i uzależnić od siebie tyle kobiet?”.
Kiedy czyta się rozmaite wspomnienia, łatwo zauważyć, że zachowywał się dokładnie tak, jak każdy macho, uwodziciel czy manipulant. Działał wręcz podręcznikowo. Wybierał kobiety, które miały niższą od niego rangę społeczną, a że sam dość szybko wspiął się na szczyt sławy, nie było to trudne. Szukał imigrantek, samotnic, młodych dziewczyn. Stosował wszelkiego rodzaju triki, reżyserował „przypadkowe” spotkania, porywał się na romantyczne gesty, dawał sprzeczne sygnały, dezorientował, izolował je od znajomych i rodziny, wreszcie umniejszał, naśmiewał się i krzywdził.
Pablo Picasso, Płacząca kobieta (1937) (Fot. Bridgeman Images)
Mit geniuszu dał Picassowi jeszcze większe możliwości – każda z tych kobiet, będąc obiektem zainteresowania malarza, czuła się wyjątkowa. Łapał je na sławę i pieniądze, a działało to bynajmniej nie dlatego, że te kobiety były pazerne, lecz przez to, że jeszcze do niedawna nie mogły same gromadzić majątku, a ich życie zależało od zaradności męża.
Zawsze gdy poruszana jest kwestia, jak złymi ludźmi byli niektórzy artyści, pojawiają się głosy, że trzeba oddzielić twórczość od człowieka, bo inaczej w muzeach zostaną nam puste ściany. Ja nie wierzę w cancel culture w stosunku do mężczyzn. Spójrzmy, jak wygląda nasz świat – oprawca kandyduje na prezydenta USA, a faceci, którzy mają udowodnione stosowanie przemocy, nadal prężą się w świetle reflektorów... Picasso zostanie Picassem. Zachęcam jednak, żeby na jego obrazy patrzeć przez pryzmat jego brutalności wobec kobiet. W portretach modelek oprócz dobrych kompozycji i pewnej kreski szukać ich cierpienia, bezradności i krzywdy. Czytać dzieła sztuki w pełnym kontekście. Nie dać się zrobić „metodą na geniusza”. Nie ufać artyście sadyście.