„Życie jest opowieścią idioty, pełną wrzasku i wściekłości, a nieznaczącą nic” – mówi Szekspir w „Makbecie”.
W szczecińskiej inscenizacji idiotę zmilitaryzowano. Świat jest przepychanką umundurowanych mężczyzn z prowincjonalnych koszar, zaprutych tanim piwem, słuchających Black Sabbath, a nucących „Chabry z poligonu”, recytujących bezmyślnie „rycerskie” frazesy, zapatrzonych w swoje pożal się Boże kariery i potrafiących dla nich zabić wszystkich i wszystko. Kobiety, jeśli nawet lepsze, nie są tu istotne. Na pokuszenie stado samców wodzi wiedźma Hekate (świetna Anna Januszewska), strugająca cały wieczór deski na ich trumny; trzy umazane krwią wiedźmy wiją się w rzeźnickich terrariach w głębi sceny, przesłanianych czasami komiksowym transparentem z obrazem wojny.
Można się zżymać, że Marcin Liber, całą inscenizację zamieniając na taki właśnie rodzaj militarnej panoramy, nie zdobył się na – lekkie choćby – pokomplikowanie wizerunków oglądanych osób. Nawet Makbet, rozdwojony tu na mundur i duszę (Grzegorz Młudzik i Maciej Litkowski), to tylko kreska w obrazku, owszem, jedna ze znaczniejszych. Cała wizja jest jednak, nie ma co mówić, wściekle sugestywna, oparta głównie na atrybutach popkultury, ale i dystansująca się od nich, podszyta ironią niezłej mocy. Szczeciński „Makbet” na przełomie lipca i sierpnia zawalczy z „Burzą” Mai Kleczewskiej z Bydgoszczy i „Królem Ryszardem III” Grzegorza Wiśniewskiego z Łodzi o główną nagrodę gdańskiego Festiwalu Szekspirowskiego – Złotego Yoricka.
„Makbet” Williama Szekspira, reż. Marcin Liber, Teatr Współczesny w Szczecinie