Choć ogródki działkowe przez wielu uważane są za PRL-owski relikt i emerycki skansen, przeżywają dziś renesans popularności. W trakcie pandemii koronawirusa ceny błyskawicznie poszybowały w górę, a chętnych na kupno lawinowo przybywa. Działki przejmuje nowe pokolenie, które chce odkrywać uroki miejskiego ogrodnictwa.
Będą pomidory, bób (chociaż ostrzegają, że raczej zjedzą go mszyce), dynia, ostre papryczki i cukinia. Do tego zioła – tymianek, bazylia, kolendra. Jeśli majowy przymrozek był dla nich łaskawy, powinny pojawić się też truskawki. Agnieszka Kowalska, dziennikarka i autorka przewodników „Zrób to w Warszawie!” i albumu „Warszawa. Warsaw”, pierwsze grządki skopała rok temu. Po tym jak rzuciła pracę w dużym wydawnictwie, szukała czegoś, co pomoże jej trochę zmienić i uregulować rytm życia. Kupiła działkę. W ogródku znajdującym się w jednym z największych i najstarszych ogrodów działkowych w Warszawie bywa z psem codziennie rano. Z pomocą przyjaciół zbudowała taras i nietypową altanę ze skrzynek po jabłkach, zaplanowała uprawy. Z postępów w ogrodnictwie zdaje relację, wrzucając zdjęcia na Instagram. Sama pilnie śledzi fotki oznaczone hasztagami: #allotment i #allotmentgarden, które przedstawiają działkowo-ogrodnicze dokonania z całego świata. – Miło widzieć, jak ogrodnikom w naszej strefie klimatycznej niemal równocześnie kwitnie i kiełkuje to samo. To motywuje! Tworzy się ogólnoświatowa działkowa społeczność – śmieje się.
Agnieszka traktuje działkowanie zupełnie poważnie i pilnie uczy się, jak sadzić, pielęgnować i dbać o swoje uprawy, chociaż przyznaje, że brakuje jej cierpliwości. – Sąsiedzi często kręcą głową z politowaniem – nie poczekałam z sadzeniem groszku, aż będzie po zimnej Zośce i pewnie mi zmarzł, uparłam się też na ten bób – przyznaje. Zachęceni wizytami na jej działce znajomi coraz częściej sami zastanawiają się, czy przypadkiem nie zostać działkowcami. – Jeszcze kilka lat temu mówienie o tym, że na działkach następuje zmiana pokoleniowa, było trochę na wyrost. Teraz to jednak wyraźnie widać – zauważa Agnieszka. Jej zdaniem „nowi” dzielą się na dwa typy – jedni szukają typowo rekreacyjnych działek z przystrzyżonym trawnikiem, gdzie będą mogli postawić grill, piaskownicę i trampolinę dla dzieci. Druga grupa to ci, którzy chcą na działce coś wyhodować.
Do tej grupy należy Hanka. Ma 37 lat, dwójkę dzieci, przez lata pracowała jako grafik, teraz prowadzi własną firmę. Ważne jest dla niej, co je, stara się świadomie wybierać produkty. Działkę kupiła trzy lata temu.
– Na świecie miejskie ogrodnictwo w rozmaitych formach rozwija się od lat. Takie metropolie jak Nowy Jork czy Berlin muszą wymyślać sposoby na to, jak wprowadzić uprawy do miast. My nie musimy kombinować, bo pod nosem mamy dokładnie to, o co chodzi – małe uprawne poletka, czyli nasze działki – tłumaczy. Sama zaczynała od ogródka na balkonie, pierwsze wyhodowane pomidory, szczypiorek, poziomki sprawiły jej mnóstwo radości. Nie mówiąc już o jej córkach, które codziennie sprawdzały, jak rozwijają się roślinki. To ją zmotywowało. – Współczesne dzieci często nie wiedzą, jak rośnie marchewka i skąd biorą się pomidory, które jedzą. A to przecież najbardziej podstawowe rzeczy. Nigdy nie wiadomo, jak potoczą się losy świata i być może ta wiedza pomoże im kiedyś przetrwać – pół żartem, pół serio mówi Hanka. Takich jak ona i Agnieszka jest coraz więcej. Bruno Zachariasiewicz już trzeci rok z rzędu zaprasza do wspólnej pracy w swoim ogródku działkowym w ROD Sępolno we Wrocławiu. Prawnik z wykształcenia, ukończył warsztat z zakładania zielonych dachów, interesują go jadalne chwasty. Kiedy przejął zaniedbaną, zarośniętą działkę, postanowił prowadzić ogródek otwarty – na działkę Brunona można przyjść i razem z nim eksperymentować z ogrodnictwem. Plonami właściciel ochoczo się dzieli. Agnieszka też chętnie zaprasza znajomych na swoje włości. – Przyjaciel, który jest kulinarnym zapaleńcem, przejmuje kilka grządek i będzie sobie tam pielęgnował warzywa, które potem wspólnie zjemy. Praca w ogródku w dobrym towarzystwie jest bardzo przyjemna, dlatego moja działka stoi dla przyjaciół otworem – zachęca.
Działki pracownicze przetrwały dwie wojny, zmiany systemu, kilka pokoleń Polaków. Dla jednych pozostają synonimem obciachu, emerycką rozrywką albo przaśnym symbolem narodu rozmiłowanego w weekendowym grillowaniu. Dla innych są azylem i ostatnim miejscem, gdzie mogą się schronić przed światem, który pędzi zbyt szybko. To specyficzna przestrzeń. Wyjęta z tkanki miasta, często niedostępna dla postronnych, rządząca się swoimi prawami. Nie brakuje inicjatyw starających się jakoś ten fenomen opisać. W 2012 roku Muzeum Etnograficzne w Krakowie wydało książkę „Dzieło-działka”, w której znalazły się eseje, artykuły naukowe i projekty artystyczne ukazujące różne aspekty działkowego życia. Inicjatywą dotykającą tego zagadnienia jest też projekt Proste Historie zainicjowany przez grupę młodych architektów. Jego twórcy zebrali kilkanaście historii związanych z konkretnymi ogródkami i ich właścicielami. Jest wśród nich lekarz pediatra, który podczas wojny przechowywał na swojej działce broń wykorzystaną później podczas powstania warszawskiego, jest słynny warszawski baletmistrz i najstarsza warszawska kwiaciarka, jest w końcu Kazimierz Domański, który w 1983 roku w swoim ogródku działkowym w Oławie doznał objawienia. W drewnianej altance ukazała mu się Matka Boska, która kazała Domańskiemu uzdrawiać ludzi. Pobożny działkowiec tak też uczynił – przez kolejne lata przez działkę przewinęły się tysiące wiernych. To właśnie od tej historii się zaczęło. Wojtek Mazan, architekt, który na co dzień pracuje w austriackim Grazu, trafił na tę historię przypadkiem, ale postanowił lepiej się jej przyjrzeć. Wtedy jakby na nowo spojrzał na działki.
Nysa (Fot. Wojciech Mazan)
Wrocław (Fot. Wojciech Mazan)
Pod Świerkami (Fot. Wojciech Mazan)
– Okazało się, że to miejsce autonomiczne, wyjęte z miejskiej rzeczywistości, osobne, w którym wszystko może się zdarzyć – opowiada. Wojtka najbardziej fascynują działkowe altany, które namiętnie fotografuje. Tak powstaje „Atlas altan” (Instagram @atlasaltan) – niezwykły zbiór dokumentujący domorosłą myśl architektoniczną. – Działki to wciąż niezbadana przestrzeń naszych miast, wiemy o jej istnieniu, ale jej nie znamy. Budzi coraz więcej kontrowersji, bo to zamknięty świat, do którego obcym wstęp jest wzbroniony. Zanim wszystkie miejskie działki z rozpędu przerobimy na parkingi i biurowce, warto się zastanowić, czym te miejsca są i jakie mają znaczenie na wielu płaszczyznach, m.in. społecznej czy architektonicznej – mówi Wojtek, który zgromadził już prawie trzy tysiące zdjęć.
To jednak i tak mały wycinek działkowej architektury – szacuje się, że w Polsce działkowych altan jest około miliona. Nie wszyscy rozumieją jego sympatię dla często rozklekotanych albo kiczowatych altanek, dlatego zastrzega: – W żadnym razie nie nabijam się z oddolnych prób tworzenia architektury. To, jak wyglądają altany, ujmuje mnie szczerością i tym, że te domki zupełnie niczego nie udają, nie poddają się żadnym trendom architektonicznym – tłumaczy.
Nostalgia za czasami dzieciństwa? Zmęczenie miejską bieganiną? Tęsknota za naturą? Ekologiczny snobizm? Co ciągnie młodych na działki? Wygląda na to, że to samo co poprzednie pokolenia. – Sąsiadki emerytki mówią, że też przychodziły tu codziennie po pracy. Kiedy przechodziły przez furtkę ogrodu, cały stres znikał. To taki kawałek letniska w środku miasta – tłumaczy Agnieszka. Dla niej odkrywanie działek ma też dodatkową zaletę – zmienia perspektywę. – Lubię wizyty u sąsiadów, rozmowy z nimi. Potrzebowałam kontaktu z ludźmi, bo uświadomiłam sobie nagle, że żyłam w bańce stworzonej przez jedno środowisko. Tu więcej dowiedziałam się o tym, w jakim kraju żyję, bo działki to Polska w pigułce – tłumaczy Agnieszka.
Zielona rewolucja, która stopniowo ogarnia duże miasta, przenosi się powoli za działkowe ogrodzenia. Społecznościowe ogródki, warzywniki i sady przestają być sezonową ciekawostką, angażują lokalne społeczności, które integrują się przy wspólnym kopaniu grządek, zwracają uwagę na wartość lokalnych upraw, uniezależnianie się od globalnych gigantów, którzy zdominowali rynek spożywczy. Przejmowanie ogródków działkowych i wchodzenie w hermetyczny do tej pory świat działkowców to kolejny rozdział tej samej historii.