Rząd i jego eksperci dostrzegają problem, na który od dawna wskazują lekarze oraz psychologowie. Spożycie alkoholu w Polsce wciąż jest statystycznie wysokie i pociąga za sobą ogromne koszty społeczno-ekonomiczne sięgające 93 miliardów złotych rocznie. Dodatkowo, niedawna afera z alkotubkami obnażyła bezradność naszego państwa w starciu z marketingiem wielkich koncernów alkoholowych (na szczęście kontrowersyjny produkt został wycofany). Politycy zdecydowali się zareagować i zapowiadają podwyższenie akcyzy na napoje wysokoprocentowe od przyszłego roku.
W komunikacie na oficjalnej stronie rządowej Ministerstwa Finansów czytamy:
„W reakcji na potrzebę przeciwdziałania szkodliwemu wpływowi alkoholu na zdrowie Polaków, resort finansów proponuje aktualizację stawek akcyzy na wyroby alkoholowe w latach 2026 i 2027”.
Zmiana ma wejść w życie od 1 stycznia 2026 r. Nastąpi podwyższenie stawek akcyzy na alkohol etylowy, piwo, wino, napoje fermentowane i wyroby pośrednie o 15% w stosunku do stawek z 2025 r. Zaś od 1 stycznia 2027 r. stawki akcyzy na te wyroby wzrosną o 10%.
Działania Ministerstwa Finansów oznaczają naturalnie, że ceny wyrobów alkoholowych w sklepach wzrosną – a to powinno zniechęcić część Polaków do sięgania po wysokoprocentowe trunki.
Rząd tłumaczy, że powodem decyzji w pierwszej kolejności jest chęć ograniczenia spożycia alkoholu w Polsce. Warto jednak zaznaczyć, że proponowane ustawy mają też całkiem prozaiczne przyczyny. Nasze pensje rosną – tymczasem ceny alkoholu wciąż są jednymi z najniższych w Europie. Ministerstwo w swoim komunikacie zwraca uwagę, że "tańszy alkohol można kupić jedynie w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech”. Ponadto, koszty społeczno-ekonomiczne konsumpcji alkoholu są zawrotne. Według danych Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU) nasze państwo co roku wydaje 93,3 miliarda złotych na walkę ze skutkami spożycia alkoholu. Ta kwota pokrywa dodatkowe obciążenia kilku systemów: zdrowotnego, egzekwowania prawa, w tym wymiaru sprawiedliwości, ubezpieczeń społecznych czy pomocy społecznej. Są to pieniądze wszystkich nas – każdy Polak z własnej kieszeni pokrywa skutki nadmiernego spożycia alkoholu.
Praktyka pokazuje, że działania miast i samorządów utrudniające dostęp do alkoholu przynoszą bardzo pozytywne skutki. Najświeższy przykład to Konin, gdzie od lutego wprowadzono zakaz nocnej sprzedaży trunków – w żadnym sklepie nie można ich kupić między godziną 22.00 a 6.00 rano. Efekty zakazu przerosły najśmielsze oczekiwania władz miasta i policji. Odnotowano spadek liczby domowych interwencji aż o 75% rok do roku.
Od 2023 roku podobne prawo obowiązuje w Krakowie. I tutaj zakaz przyniósł dobre efekty: odnotowano spadek nocnych interwencji policji aż o 48,5 %, czyli jest ich niemal o połowę mniej niż przed wprowadzeniem nocnej prohibicji. Z kolei w izbach wytrzeźwień przypadki zastosowania przymusu bezpośredniego wobec pacjentów spadły o 23,3 %.
Czytaj też: 8 eleganckich odpowiedzi na pytanie: „Czemu nie pijesz?”. Dzięki nim odmówisz stanowczo, ale z klasą
Teraz do wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu nocą przymierza się Warszawa. Na razie dwa projekty uchwał – stworzonych przez prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego oraz klubu Lewicy i ruchu Miasto Jest Nasze – są poddawane konsultacjom społecznym. Poszczególne dzielnice prowadzą głosowania nad wprowadzeniem ich w życie. Ostateczna decyzja należy do Rady Miasta i zapadnie prawdopodobnie na wrześniowej sesji.