Ponad 65 procent nastolatków ma świadomość tego, że powinni rzadziej korzystać ze smartfona, a co trzeci z nich czuje potrzebę sięgnięcia po telefon natychmiast, gdy tylko go odłoży. Jednocześnie co piąty badany deklaruje, że „nic nie jest tak przyjemne jak korzystanie z telefonu”. Za tę przyjemność nastolatkowie są gotowi słono płacić.
Fragment książki „HOMO DIGITALIS. Jak internet pożera nasze życie?”, Wojtek Kardyś, wyd. Znak
Wojtek budzi się o 7.30 rano. Wyłącza znienawidzony budzik w telefonie i myśli: „Aaaa, jak już go trzymam, to sprawdzę sobie Instagram”. Widzi, że ktoś był w Barcelonie na meczu Lewandowskiego (Wojtek nigdy nie widział go na żywo), ktoś inny przebiegł maraton (Wojtek nawet nie umie biegać), kumpelka dostała nową pracę (Wojtek nie lubi swojej), a jego siostra jest przeszczęśliwa z nowym chłopakiem (Wojtek nie ma dziewczyny, ma tylko obiekty westchnień). Tym samym Wojtek, który nawet nie zdążył wstać z łóżka, czuje się jak przegryw, czuje się jak osoba, która nic w życiu nie osiągnęła, ma poczucie, że coś go omija, że nie żyje wystarczająco mocno i że musi TO (cokolwiek „to” jest) natychmiast nadrobić.
Czytaj także: Siecioholizm, fonoholizm, FOMO – jak nie przeoczyć dziecięcych uzależnień?
Uzależnienie od internetu ma bardzo poważne skutki emocjonalne. Jednym z nich jest tak zwane FOMO, z angielskiego Fear of Missing Out. Można go zdefiniować jako obawę przed tym, że jeśli będziemy odłączeni od sieci, to ominie nas coś istotnego: przepadnie wiadomość, która mogła przynieść nam coś dobrego, stracimy kontakt z kimś ważnym. To z kolei wywołuje niepokój, lęk, rozdrażnienie. Trudno jednak nadążyć w całym tym galopie powiadomień, lajków, zmieniających się statusów, komentarzy, setek nowych zdjęć, filmików. Z minuty na minutę narasta w nas przekonanie, że gdzieś tam w sieci toczy się fascynujące życie, a my wypadliśmy z obiegu. Wszyscy wokół świetnie się bawią, spędzają razem czas, tylko my nie wiemy, co ze sobą zrobić.
Potrzeba śledzenia relacji znajomych, reagowania na każdy komentarz, dźwięk przychodzącego powiadomienia jest szczególnie silna u nastolatków. To ich towarzyskie być albo nie być, od tego zależy akceptacja grupy. Pojawia się wręcz fizyczny przymus zabierania ze sobą telefonu wszędzie, nawet do toalety. Bo co, jeśli akurat ktoś zadzwoni albo napisze? To symptomy świadczące o uzależnieniu, podobnie jak odruchowe odświeżanie stron, ciągłe sprawdzanie poczty, lajków i aktualizacji.
Osoby cierpiące na FOMO są rozdrażnione, skarżą się na nudę, poczucie pustki. Wpadają w panikę, a czasem reagują agresją, gdy zostają odcięte od internetu i mediów społecznościowych. Ponad 65 procent nastolatków ma świadomość tego, że powinni rzadziej korzystać ze smartfona, a co trzeci z nich czuje potrzebę sięgnięcia po telefon natychmiast, gdy tylko go odłoży. Jednocześnie co piąty badany deklaruje, że „nic nie jest tak przyjemne jak korzystanie z telefonu” . Za tę przyjemność nastolatkowie są gotowi słono płacić. 36 procent z nich zauważa u siebie zmęczenie i niewyspanie, a niemal co trzeci (28,5 procent) ma dolegliwości somatyczne, takie jak zawroty głowy, pogorszenie wzroku, 17,6 procent odczuwa bóle w nadgarstku czy karku. Mimo to co trzeci nastolatek twierdzi, że jego życie bez smartfona byłoby puste.
(…)
To celowe działanie twórców portali społecznościowych. W big techach pracują ludzie, którzy doskonale wiedzą, jak działa mózg. Social media nie powstały przypadkowo, one są skonstruowane tak, by maksymalizować zyski z coraz dłuższego czasu spędzanego w aplikacji. Wykorzystują schematy, przyzwyczajenia. Jednym z nich jest scrollowanie.
Czytaj także: Media społecznościowe – źródło rosnącej frustracji. Jak radzić sobie ze stresem portalowym? Rozmawiamy z Wojciechem Eichelbergerem
(…)Badania pokazują, że media społecznościowe aktywują te same obszary mózgu, jak wtedy gdy uprawiamy hazard. Początkowo wystarczy niewielka ilość „nagród”, ale z czasem układ nerwowy się uodparnia i potrzebuje więcej dopaminy, by poczuć szczęście. To krótka droga do uzależnienia. Ten sam mechanizm pojawia się, gdy scrollujemy. Nigdy nie wiemy, kiedy ktoś się do nas odezwie na Facebooku, kiedy dostaniemy serduszko na Instagramie albo znajdziemy zabawny filmik na TikToku. To zaś buduje trwały nawyk wchodzenia do sieci. Big techy wykorzystują mechanizmy nieregularnych pozytywnych wzmocnień, by przykuć naszą uwagę i jak najdłużej utrzymać nas online.
FOMO nie jest już tylko problemem psychicznym. To biznes. I to całkiem opłacalny. Wiem, co piszę – pracuję w marketingu socialmediowym od ponad dekady. Marketerzy zdają sobie sprawę, że największym motywatorem do kliknięcia „Kup teraz” nie jest potrzeba, tylko… strach. Nie tyle chęć posiadania, ile lęk przed utraceniem czegoś wyjątkowego.
„Ostatnia szansa!”, „Zostały tylko 3 sztuki!”, „Wyprzedane w 24 h!”. Klasyczne komunikaty, widoczne praktycznie w każdym sklepie internetowym, są wyzwalaczami FOMO. To marketingowy gaz pieprzowy aplikowany prosto w nasze poczucie niedosytu. Działa, bo odwołuje się do dwóch silnych psychologicznych mechanizmów:
– efektu niedostępności (im czegoś mniej, tym bardziej tego chcemy),
– społecznego dowodu słuszności (skoro wszyscy to kupują, coś w tym musi być).
Czytaj także: Czy tworząc przestrzeń cyfrową, stworzyliśmy bezpieczne środowisko dla młodych pokoleń? Raport „Internet dzieci” nie pozostawia złudzeń
Portale rezerwacyjne pokazują, że „hotel ogląda właśnie 14 osób”, a platformy kursowe informują, że „zostały tylko 2 miejsca”. Miejcie to na uwadze, gdy szukacie wymarzonego apartamentu na wakacje. Właściwie każda oferta ma na czerwono dopisane: „Na naszej stronie zostały tylko 2 pokoje w tej cenie”. No to się spieszymy, żeby ktoś nas nie wyprzedził.
Ale to nie koniec.
Influencerzy – dzisiejsi prorocy stylu życia – robią z FOMO sztukę wysoką. Ich konta to katalogi lepszych żyć, które mamy na wyciągnięcie karty kredytowej: tu polecany krem, tam idealna poranna rutyna z ekomatchą i zniżką „-20%” tylko do północy. SZYBKO, KUP! FOMO to nie tylko technika sprzedaży, to psychologiczny kij baseballowy, którym codziennie dostajemy po głowie, scrollując Instagram, TikToka czy newslettery.
A każdy call to action jest podszyty tym samym szeptem: „Musisz zareagować teraz, jeżeli tego nie zrobisz, zostaniesz w tyle, ktoś cię wyprzedzi, ludzie się będą z ciebie śmiać, będziesz gorszy, działaj teraz, przecież nie chcesz zostać sam. KUP. TERAZ, KUUUUUUP”.
Mamy Netflixa, Prime’a, Disney+, kanał YouTube o tym, co oglądać na Netflixie, i newsletter z listą „10 rzeczy, które musisz znać, zanim pójdziesz spać”.
Znajomi pytają: „Widziałeś ten nowy serial?”.
Nie.
„To musisz zobaczyć!” – mówią, jakby to było szczepienie ratujące życie.
W międzyczasie: kampania wyborcza, Instagram stories, powiadomienia z newsów, alerty z aplikacji pogodowej („Zachmurzenie częściowe, ale życie i tak bez słońca”).
Od ósmej do szesnastej praca. Potem? Odpalamy ekran i sprawdzamy, co nas ominęło. Bo przecież może wydarzyło się coś ważnego. Spoiler: przeważnie nic (ważnego!) nas nie omija.
Bo tak właśnie działa cyfrowa pułapka: scrollujesz, by nie przegapić niczego istotnego, a umyka ci życie.
Fot. materiały prasowe