1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Młode Głowy w Zwierciadle: „Emocje nie są problemem. Ich tłumienie już tak” - dr Joanna Gutral o tym, jak uczyć się emocji

Młode Głowy w Zwierciadle: „Emocje nie są problemem. Ich tłumienie już tak” - dr Joanna Gutral o tym, jak uczyć się emocji

(Fot. materiały prasowe/Młode Głowy)
(Fot. materiały prasowe/Młode Głowy)
Czy można mieć wszystko poukładane, ale wciąż nie wiedzieć, co się czuje? Jak radzić sobie z emocjami, skoro nikt nas tego nie uczył? Warto zrozumieć, że to nie emocje są problemem, ale to, że je tłumimy. Joanna Gutral, psycholożka, psychoterapeutka i autorka podcastu Gutral Gada, w rozmowie z Joanną Flis w ramach podcastu „ZA MOICH CZASÓW” rozprawia się z mitami o emocjonalnej dojrzałości, opowiada o tym, dlaczego złość nie jest zła i o tym, co się dzieje, gdy za bardzo chcemy być dla wszystkich „w porządku”.

Joanna Flis: W Twoim domu rozmawiało się o emocjach?

dr Joanna Gutral: Tak, i to nawet całkiem sporo, jak na lata 90. Moja mama była po pedagogice, więc dziś powiedzielibyśmy, że była prekursorką rodzicielstwa bliskości, chociaż wtedy to jeszcze nie miało takiej nazwy. Ale to nie znaczy, że było idealnie. Przez wiele lat nie umiałam odróżnić zmęczenia od smutku. Kiedy wracałam do domu po szkole, „nie w humorze”, mama mówiła: „Zmęczona jesteś, połóż się”. No to się kładłam. Tylko to moje zmęczenie jakoś nie przechodziło. Leżałam i nic! Dopiero po latach zrozumiałam, że to był smutek, a ja - przez brak języka do opisywania emocji - odbierałam sobie możliwość zrozumienia, co naprawdę się ze mną dzieje.

Czyli nie tyle brakowało rozmów, co precyzji.

Dokładnie. Emocji nie uczymy się z podręczników, tylko przez obserwację dorosłych, przez modelowanie. Jeśli ktoś nie potrafi nazywać tego, co czuje, to nie będzie w stanie też nauczyć tego swojego dziecka. Emocje są informacją, pomagają się zorientować w świecie, rozpoznać potrzeby. Zbyt często myślimy o nich jako o przeszkodzie, problemie do rozwiązania…

Czytaj także: „Rozstanie to nie porażka. To może być początek czegoś zdrowszego”. Rozmowa z Justyną Żukowską-Gołębiewską

Taką „problematyczną” emocją za moich czasów była złość. Szczególnie dla dziewczynek.

Oj tak. Byłam “grzeczną dziewczynką”, ale pamiętam, że wewnętrznie dużo we mnie buzowało złości, gniewu, buntu. Dziewczynkom mówiono, że „złość piękności szkodzi”, że jak będą „złośnicami”, to nikt się z nimi nie będzie kolegował. W ogóle, przypominam dzieci i ryby głosu nie miały. Emocje dzieci były niewygodne. Myślę, że dopiero teraz jesteśmy e momencie, w którym zaczynamy mówić otwarcie o stanie psychicznym. Ale to nadal proces.

A jednocześnie - to my przecież dorastaliśmy na animacjach Disneya. Mocno emocjonalnych, ale zawsze z happy endem.

To ciekawe, prawda? Z jednej strony: zamknięcie emocjonalne w codziennym życiu, a z drugiej: bajki, które kipiały emocjami. Tylko to była taka emocjonalność w formie hiperboli. Wszystko przerysowane, dramatyczne, a potem nagle „żyli długo i szczęśliwie”. To nas też ukształtowało. Wielu dorosłych żyje dziś z przekonaniem, że jak osiągną jakiś moment w życiu, na przykład stabilizację, sukces, związek, to już będzie dobrze. I wtedy polecą napisy końcowe. A przecież życie tak nie działa.

To brzmi trochę jakbyśmy się ciągle dziwili, że mamy emocje.

Bo nie mamy do nich instrukcji. Mówię często, że emocje są jak meble ze szwedzkiego sklepu: masz wszystkie elementy, ale nie czytasz instrukcji. Coś złożysz, zostaną śrubki, drzwiczki się nie domykają, ale działa. Tę instrukcję do emocji musisz sobie sama stworzyć, między innymi przez doświadczenie, psychoedukację, relacje.

(Fot. materiały prasowe/Młode Głowy) (Fot. materiały prasowe/Młode Głowy)

A jeśli ktoś by chciał w ogóle tych emocji nie mieć?

Bardzo wiele osób by chciało. Tylko, że tak się nie da. Ludzie szukają magicznych guzików: substancji, strategii, schematów, które odetną emocje. Problem w tym, że tylko zawiesza sprawę, to nie uczy, jak sobie z nimi radzić. Emocje bywają nieprzyjemne, owszem. Ale są potrzebne.

Nawet jeśli rozumiemy, że są ważne, nie znaczy, że potrafimy z nich korzystać...

To częste. Wiemy, że emocje są ważne, a nawet potrafimy to powiedzieć komuś. Słuchaj, Twoje emocje się liczą! Ale emocjonalnie… Sami nie potrafimy tego poczuć. Podam Ci przykład. Masz zwierzę w domu?

Tak, trzy.

Wiesz, że twoje zwierzę kiedyś odejdzie?

Wiem…

A czy to, że wiesz, zmniejszy Twój żal za nim, gdy to się stanie? Nie! Emocje działają w innej czasoprzestrzeni niż wiedza.

Co najczęściej stoi na przeszkodzie, żeby je dopuścić?

Strach. Że nas zaleją. Że odbiorą nam kontrolę. Że coś się w nas uruchomi i już nie zatrzyma. A często ten strach to echo przekonań z domu, tego, że za moich czasów mówiło się, że okazywanie emocji to słabość, że trzeba być silnym, „normalnym”. Albo że emocje prowadzą do szaleństwa.

Znam takie przekazywane historie, że ktoś „tak się stresował, że aż oszalał”. Nic więc dziwnego, że rodzice często chcą dzieciom tych trudnych emocji oszczędzić.

Tak. I to bardzo szlachetne. Ale jeśli za wszelką cenę chcesz, żeby twoje dziecko było zawsze szczęśliwe, to odbierasz mu szansę poznania całego spektrum życia. To trochę jakby pokazać komuś morze, ale pozwolić patrzeć tylko w jeden punkt. To nie przygotowuje do życia. Szczęście nie jest stanem domyślnym. Szczęście to momenty.

Czytaj także: „Wtedy była wolność. Teraz jest kontrola”. Rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem o młodości dawniej i dziś

Co więc może dać dziecku rodzic? Tak naprawdę?

Autentyczność i wiarę w to, że sobie poradzi. Nie: „nie przejmuj się”, „wszystko będzie dobrze”, tylko: „widzę, że jest ci trudno, jak mogę cię wesprzeć?”. To nie musi być opowieść z detalami, nie musimy robić z dziecka powiernika. Wystarczy nazwać swój stan i pokazać, że można sobie z nim poradzić.

Zatem emocje to nie problem?

Nie. Problemem może być tylko to, co z nimi zrobimy. Emocje mówią, że coś jest dla nas ważne: strata, granica, potrzeba. To one są naszym systemem alarmowym. A jeśli nasz cel biologiczny jako gatunku to przetrwać – a nie być szczęśliwym! – to emocje są bardzo skutecznym narzędziem tego przetrwania.

Ale przecież niektóre emocje naprawdę nam przeszkadzają.

Tak. Wtedy warto się zastanowić, czy one rzeczywiście nam coś odbierają, czy tylko tak się nam wydaje. W terapii poznawczo-behawioralnej pracujemy z tym przez konfrontację, na przykład z lękiem. Sprawdzamy, czy to, czego się boję, naprawdę się wydarza. Często okazuje się, że ten straszny obraz w głowie nijak się ma do rzeczywistości. I lęk przestaje rosnąć.

Nie chodzi więc o to, żeby nie czuć, tylko czuć i… rozumieć?
A czasem nawet nie rozumieć, tylko pozwolić sobie poczuć. Bo emocje to nie są wrogowie, tylko sygnały. A my, jako dorośli, czy to w relacji ze sobą, czy z dziećmi, możemy się nauczyć je czytać. Działać z ich pomocą, a nie przeciwko nim.

Chcesz dowiedzieć się więcej? Posłuchaj całej rozmowy z Justyną Żukowską-Gołębiewską w podcaście „ZA MOICH CZASÓW” projektu „Młode Głowy” – już dostępny na YouTube i Spotify.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Joanna Flis, psycholożka, terapeutka, ekspertka projektu „Młode Głowy” Fundacji Unaweza

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE