Levi’s i H&M sprzedają używane ubrania. Gucci za każdą rzecz sprzedaną w swoim internetowym secondhandzie posadzi drzewo. Czy moda z drugiego obiegu może zmienić rynek fast fashion?
Według raportu przygotowanego przez GlobalData, wartość rynku odzieży używanej, wycenionego na 24 miliardy dolarów w 2018 roku, w ciągu trzech lat wzrośnie dwukrotnie. Szacuje się, że do 2028 zyski generowane ze sprzedaży odzieży z drugiej ręki będą o 20 miliardów wyższe od wpływów rynku fast fashion.
Już w 2015 roku szwedzki koncern H&M zainwestował w rozwój start-upu Sellpy, specjalizującego się w internetowej sprzedaży odzieży z drugiej ręki. Dziś w rękach H&M znajduje się większościowy pakiet udziałów platformy re-commerce’owej, która od początku swojej działalności sprzedała ponad sześć milionów używanych produktów. Sellpy wchodzi na kolejne europejskie rynki, na razie rozpoczął działalność w Niemczech i powiększa swoje magazyny do przyjęcia jeszcze większej ilości ubrań i dodatków z drugiej ręki. H&M testuje również sprzedaż używanej odzieży jednej ze swoich marek za pośrednictwem platformy Resell. Użytkownicy będą mogli kupować i sprzedawać ubrania COS w zamian za 10 proc. Prowizję pobieraną przez H&M.
Levi’s SecondHand, program który od jakiegoś czasu działa w Stanach Zjednoczonych i wkrótce pojawić ma się także na rynku europejskim, okrzyknięto już jednym z najbardziej rewolucyjnych rozwiązań w kierunku bardziej zrównoważonej mody. Na jakich zasadach działa internetowy secondhand popularnej marki? Każda osoba, która przekaże używane spodnie, kurtkę czy inny element odzieży z metką Levi’s, otrzyma kartę podarunkową na zakup nowych produktów marki. Po odświeżeniu i renowacji ubrania zostaną ponownie wprowadzone do sprzedaży po odpowiednio obniżonej cenie. Jennifer Say, dyrektor marketingu Levi’s przekonuje, że zakup jeansów z drugiego obiegu pozwala zaoszczędzić około 80 proc. emisji dwutlenku węgla oraz 700g odpadów potrzebnych do wyprodukowania nowej pary.
Na podobnej zasadzie funkcjonuje uruchomiony we wrześniu w Polsce program Pre-owned w Zalando. Używane ubrania i dodatki, wyceniane są przez pracowników Zalando, odbierane od klienta, fotografowane, a następnie ponownie wprowadzane do sprzedaży. W zamian za przekazane rzeczy klient otrzymuje kartę podarunkową na zakupy w Zalando, ale uzyskane w ten sposób środki może przekazać również na cele charytatywne dwóch organizacji (Czerwony Krzyż lub WeForest).
Nie tylko producenci fast fashion zaczynają dostrzegać rosnącą wartość rynku odzieży z drugiego obiegu. Włoski dom mody Gucci nawiązał współpracę z platformą The RealReal, specjalizującą się w sprzedaży luksusowych ubrań i dodatków m.in. Chanel, Celine, Hermes, Louis Vuitton czy Prada. Gucci zobowiązał się również do posadzenia jednego drzewa za każdą rzecz sprzedaną w swoim internetowym secondhandzie.
Greenwashing czy krok w dobrym kierunku?
Entuzjaści działań podejmowanych przez odzieżowych gigantów fast fashion widzą w tym szansę na zwiększenie ekologicznej świadomości wśród konsumentów, którzy do tej pory nie interesowali się rynkiem odzieży z drugiej ręki. Wielkie koncerny mają szansę edukować użytkowników, a poprzez wdrażanie konkretnych rozwiązań nadawać kierunek zmianom, które są niezbędne do tego, aby w jak największy i możliwe najlepszy sposób minimalizować szkody wyrządzane planecie. Nie brakuje jednak sceptycznych głosów tych konsumentów, którzy w proekologicznych działaniach związanych z wejściem na rynek odzieży wtórnej widzą typowe zagranie greenwashingowe, którego celem jest uniknięcie rozmów dotyczących nadprodukcji oraz próba zmonetyzowania rynku odzieży z drugiej ręki, który generuje coraz większe zyski.
Ponowne wprowadzenie do sprzedaży używanych ubrań już dawno powinno znaleźć się na liście priorytetów każdej odzieżowej marki i zastąpić nieetyczne i szkodliwe dla środowiska działania, takie jak palenie czy wyrzucanie na wysypiska niesprzedanych produktów.
Jeśli ma się to udać, marki fast fashion muszą po pierwsze ograniczyć ilość produkowanych ubrań (szacuje się, że sam Inditex, czyli właściciel takich marek jak ZARA, Bershka czy Massimo Dutti, każdego roku wypuszcza do sprzedaży ponad 840 mln sztuk odzieży), po drugie, poprawić ich jakość, która w ciągu ostatnich kilkunastu lat znacząco spadła. Nie da się wprowadzić ponownie do sprzedaży czegoś, co nie nadaje się do użytku już po kilku praniach. Żadne z tych rozwiązań nie wydaje się jednak możliwe do wprowadzenia. Czy któraś z marek otwarcie przyzna, że produkuje za dużo i będzie, tak jak producent outdoorowych ubrań Patagonia, zachęcać klientów do ograniczenia konsumpcji oraz naprawiania tego, co mamy już w swojej szafie?