1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kuchnia

Starecka śni o hamburgerach. Wyniki konkursu!

123 rf
123 rf
Przesłaliście mnóstwo zabawnych i niezwykle sentymentalnych opowieści! Jak się okazuje, czasy PRL-u pod wieloma względami były wzruszająco niewinne i piękne.

Przynajmniej Wasze wspomnienia z "Cudownych lat" takie właśnie są. Po długim namyśle i zaciekłych sporach wewnętrznych wybrałam dwa, które ujęły mnie najbardziej:

JOANNA L.: Nie pamiętam, ile mieliśmy z bratem lat. Byliśmy jednak już na tyle duzi, że znaliśmy (nieliczne) amerykańskie filmy. Czego tam nie było! Na tle naszej spłowiałej polskiej rzeczywistości, amerykański serial młodzieżowy był jak sen. A jego symbolem właśnie ten kawałek mięsa w bułce i z frytkami obok. Och, tam wszystkie fajne dzieciaki spotykały się w dinerach na hamburgerze! Pewnie, że chcieliśmy wiedzieć, jak to smakuje. Ale Polska to nie Ameryka, a ursynowskie blokowisko, to nie przedmieście. Nasza mama, jak większość przedsiębiorczych, samotnych matek, stawała na rzęsach, żeby zaspokoić nasze głody - wymyśliła hamburgera. Zwykłą kajzerkę ze spożywczego podsmażała na maśle, jedną połówkę smarowała musztardą, drugą keczupem, na to kładła przekrojonego wzdłuż i podsmażonego wczorajszego kotleta mielonego i dokładała po kilka plasterków pomidora i ogórka kiszonego, listek sałaty, krążki cebuli. Wyglądało obłędnie, smakowało... nie tak jak trzeba. Ale dzieciaki mają nieprzeciętną wyobraźnię. Później przeżyliśmy z bratem fascynację pierwszym w Polsce McDonaldsem. Jednak od ponad piętnastu lat ze względów światopoglądowych tam nie wchodzę. Poszukiwań hamburgera idealnego zaprzestałam, odkryłam inne smaki, odkryłam inne części świata. Poza tym - Polska to nie Ameryka :) Ale wciąż, już jako ponad trzydziestoletnia babka, kiedy mam lenia, nie chce mi się nic, a mam ochotę na "pocieszające jedzenie", czasem smażę sobie na patelni bułkę, mielonego i przekładam, tak, jak robiła to moja mama. Jak by na to nie patrzeć, to jeden z moich smaków dzieciństwa :)

PIOTR B.: Ile wtedy miałem lat? Dziś nie pamiętam. Osiem? Może dziewięć? W każdym razie, trochę jako dziecko chorowałem, więc wyjazd do wesołego miasteczka i zoo w Chorzowie był długo wyczekiwanym, takim pourodzinowym prezentem. Zapakowaliśmy się do auta. Rodzice z przodu, nasza trójka w tyle, i naszym pomarańczowym maluchem dotarliśmy, bez większych przygód, na miejsce. Oczywiście, nie obyło się bez kłótni: "Najpierw do słoni", "A ja chcę na karuzele",  "Dostanę watę cukrową?", "Tato, loda!". To ja miałem czuć się wyjątkowo w ten dzień, więc to do mnie należało ostatnie zdanie.

- A ty, synku, na co masz ochotę na początek? - spytała mama.

- Chcę...

Dobrze wiedziałem, co chciałem. Marzył mi się od dawna. Dokładniej od dnia, gdy kolega się pochwalił, że go jadł. Jadł, a my widzieliśmy, jak się nim zajada.

- Chcę hot-doga! - krzyknąłem.

Budka była. Ogonek ludzi czekających na bułkę z parówką też. W końcu nasza kolej.

- Trzy hot-dogi - poprosiła mama.

- Nie ma parówek. Hamburgery dać?

Jadłem tego hamburgera, ale dziś już smaku nie pamiętam. Łzy kapały mi na bułkę, bo... hot-dog, to było COŚ. Coś, co spróbowałem dopiero kilka miesięcy później, a co wcale mi nie smakowało. Wtedy jednak tego nie mogłem wiedzieć. O hamburgerze w szkole nie wspomniałem. Wszyscy zazdrościli mi karuzeli, które w moim opisie były nieco większe i bardziej kolorowe jak w rzeczywistości :-)

Ze zwycięzcami skontaktujemy się mailowo! A wszystkim pozostałym bardzo dziękuję za udział i życzę powodzenia następnym razem!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze