Córka potrzebuje matczynej akceptacji dla cielesności, z której wyrasta jej kobiecość. Daje jej to mocne oparcie i ufność, że jest mile widziana na świecie taka, jaka jest. Sądzę, że u źródła wielu problemów seksualnych kobiet leży właśnie doświadczenie braku akceptacji cielesności i fizjologii ze strony matki – mówi terapeutka Olga Haller.
Co przekazują matki swoim córkom w sferze seksu?
Najwięcej uczymy się przez codzienne doświadczenie. Małe dziecko doświadcza rozmaitych wrażeń, odczuć cielesnych, przyjemnych i nieprzyjemnych. Mają one związek z tym, jak obchodzi się z nami mama, w jaki sposób reaguje na nasze potrzeby – to reakcja przede wszystkim niewerbalna, jej oczy, mimika, gesty, ciało mówią nam, co dobre, a co złe. To od niej dowiadujemy się, na co jest pozwolenie, a na co nie. Na początku mama jest najważniejsza, później zaczynają się liczyć także inne kobiety – jej przyjaciółki, siostry, ciocie i babcie, a nawet sąsiadki. Uczestniczki moich warsztatów odkrywały nieraz z dużym zdziwieniem, że postacie kobiet z dalszego otoczenia wywierały wpływ na kształtowanie się ich kobiecości. Jedna z nich, powiedzmy Asia, bawiąc się lalkami jako sześciolatka, z upodobaniem wcielała się w postać pewnej „wyzywającej” kobiety z rodzinnego miasta, która mieszkała z mężczyzną bez ślubu: tlenione włosy, mocny makijaż, dekolt i szpilki na co dzień. Szczególny, ekscytujący smak tej zabawy polegał na tym, że była ona krytykowana przez mamę i jej koleżanki, porządne mężatki! A mała Asia skrycie utożsamiała się właśnie z nią!
Wpływ matki na seksualność córki bywa destrukcyjny. Warto jednak chyba pamiętać, że ona też to dostała w spadku od swojej matki.
Wielu córkom brakuje matczynej akceptacji dla ich cielesności, z której przecież wyrasta kobiecość. Nie obwiniajmy jednak łatwo naszych matek, lepiej zobaczmy pewne prawidłowości wynikające z porządku społecznego, w którym cielesność kobiet była represjonowana lub wykorzystywana. Ale to fakt – akceptacja matki jest niezbędna, abyśmy mogły swobodnie cieszyć się seksem w dorosłym życiu.
Wszyscy musimy przejść przez tzw. trening czystości, ale w wersji dla dziewczynek na ogół wykracza on daleko poza naukę umiejętności opanowania czynności wydalania. Niestety, najczęściej uczymy się także tego, że wszystko, co dzieje się w dole brzucha, jest nieczyste i podejrzane; i że nie wolno poświęcać temu nadmiernej uwagi. U kobiet funkcje wydalnicze i genitalne zachodzą blisko siebie, co od wieków stwarza problem w traktowaniu kobiecej seksualności – spada na nią odium nieczystości. Dziewczynki często wstydzą się, że trawią i wydalają, a potem że miesiączkują. Sądzę, że u podłoża wielu problemów seksualnych kobiet leżą właśnie te najwcześniejsze doświadczenia braku akceptacji cielesności i fizjologii ze strony matki. To wszystko jest potem trudne do odkrycia, bo zapisane głęboko w ciele.
Czy więc matki powinny mniej uwagi zwracać na „czystość” i estetykę wyglądu i zachowania córek?
Najlepiej bez przesady w żadną stronę. Ale myślę, że mamy teraz przesadzają z „czystością”, z działaniami, które mają na celu „zatarcie śladów” – zabić zapachy, zdezynfekować. Jest teoria, że powszechność alergii to skutek zbytniej sterylności. Dobrze, żeby mama nauczyła swoją córeczkę, że wydalanie nie jest niczym wstydliwym, podobnie jak jego odgłosy i zapachy, że wymaga jedynie prywatności dla komfortu naszego i innych. Uznanie tych funkcji za naturalne, zdjęcie z nich balastu wstydu i brudu, jest bardzo ważne. Potrzebujemy więcej swobody. Nie chodzi mi o fizjologiczny ekshibicjonizm czy ostentacyjne łamanie zasad dobrego wychowania przez zbuntowane kobiety. Sprawnie przebiegające czynności fizjologiczne są warunkiem dobrego zdrowia. Są również bardzo mocno związane z seksualnością, ze stanem naszych narządów płciowych, zdolnością do genitalnego pobudzenia, do orgazmu. Zapominamy o tym na co dzień.
Nagość i stosunek do niej matki też są bardzo ważne. Wiele matek zakrywa się szczelnie, ale są też takie, które nie wstydzą się nagości, przy córce zmieniają podpaskę. Widziałaś swoją matkę nagą w dzieciństwie?
Moja matka raczej krępowała się swojej nagości, za to babcia potrafiła pokazać się nago w kąpieli, i to z radością i swobodą. Myślę, że ważniejsze od tego, co robi mama ze swoją nagością, jest to, jak traktuje nagość córki. Subtelny moment, w którym córka potrzebuje wsparcia mamy, to ten, kiedy zaczyna się wstydzić swojej nagości – nie chce już zdjąć bluzki przy dorosłych czy przebierać się na plażowym kocu. Często wtedy dorośli są głupio gruboskórni, naśmiewają się, że „nic tam nie ma, a ona już się chowa”. Wsparcie mamy jest wtedy potrzebne, żeby dziewczynka mogła budować zdrowe granice i poczucie, że może sobie ufać, a jej ciało należy do niej.
A co twoja mama zrobiła, żebyś mogła poczuć się ładna? Tego też trzeba nauczyć się od niej.
Często patrzyła na mnie z uśmiechem, dbała o mnie i czułam, że robi to z przyjemnością. Szyła mi sukienki i stroje na bal do przedszkola, upinała warkoczyki i kokardy, bez bólu i pośpiechu. Pozwalała przebierać się w swoje ciuchy, przymierzać korale i klipsy, a czasem nawet szpilki. Wdzięczyć się do lustra.
No i w okresie mojego dzieciństwa potrafiła zadbać o siebie tak po kobiecemu. Malowała usta i paznokcie, używała perfum w pięknym flakonie. Uwielbiałam, kiedy przygotowywała się do sylwestra. Wyczarowywała wtedy sama suknie balowe, kupowała szpilki, długie rękawiczki, ach! Imponowała mi jej uroda i elegancja, chciałam być taka jak ona, gdy dorosnę.
Jednak tu też można przesadzić i zaszkodzić. Dziewczynki odpowiednio uczesane i ubrane udają małe kobiety, lubią to i bardzo szybko dostrzegają spojrzenia ludzi, szczególnie mężczyzn. Czasami mam wrażenie, że rodzice grają nimi na scenie parku czy placu zabaw.
Niewesoło jest obserwować, jak skomercjalizowany świat popkultury wyciąga łapy po coraz młodsze dziewczynki, a rodzice, niestety, się temu poddają: kupują coraz to nowe gadżety, ciuchy. Dzieci, jak wiemy, są podatne na modę i lubią naśladować dorosłych – to zjawisko rozwojowe. Nie ma nic złego w tym, że dziewczynki chcą być jak ich idolka. Problem widziałabym raczej w cynicznym wykorzystywaniu tej prawidłowości np. przez przemysł – myślę o masowej produkcji dziewczęcych ubrań, które poprzez kolorystykę, krój i ozdoby mają seksualne podteksty. Niebezpieczne jest to, że te przebieranki tracą walor zabawy i stają się stylem bycia, a dziewczynki wywołują seksualne skojarzenia. To naprawdę groźna tendencja. Matki w Wielkiej Brytanii, a teraz i w Polsce organizują się w ruch antyróżowy przeciwko temu zjawisku.
Co robić? Za dużo seksualności to źle, ale jeszcze gorzej zabijać naturalną chęć podobania się, dziewczynki przecież tak trenują swoją kobiecość, podobnie jak macierzyństwo, kiedy wożą w wózkach lalki...
Tu chodzi o co innego – seksualizacja to celowy zabieg wprowadzania seksualnych skojarzeń w dziewczęcą modę. Ważne, żeby chronić nasze córki przed wpływem pazernych i bezwzględnych producentów. Jeśli córka zapragnie dostać „zestaw do tańca na rurze” – wyobraź sobie, że jest taki produkt – musimy umieć powiedzieć stanowczo „nie”. Wyjaśnijmy odmowę, nie zawstydzając jej – za pomysł takiej zabawki odpowiedzialni są dorośli.
Napisałem do znajomych kobiet w różnym wieku, pytając o ich dzieciństwo, młodość, seksualność i o matkę. Jedna z nich, nastolatka, chwali matkę, że ta dała jej przyzwolenie na seks, ale pisze: „mimo wszystko w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie typu: dlaczego mój chłopak tak szybko kończy?, wrzuciłabym je w Google”.
Obyczaje się zmieniają, kobiety mówią chętniej niż kiedykolwiek o swojej seksualności. To, że nastolatka szuka odpowiedzi w Internecie – świetnie, bo nie o wszystkim należy rozmawiać z najlepszą nawet matką. To też ważna oznaka dorastania i kolejny etap rozwoju relacji matka – córka, w którym córka może usłyszeć: jesteś już duża, możesz iść w świat i zbierać informacje sama, ufam ci, ale zawsze możesz wrócić i zapytać.
Mało było w tych zwierzeniach drastycznych scenariuszy, ale w wielu historiach córkom zabrakło rozmów, temat seksu często był przemilczany.
Och, milczenie bywa bardzo wymowne. Niesie ważną informację, np. że sprawy płci, ciała to temat tabu, że nie wolno pytać, bo takie zainteresowanie jest niewłaściwe. Córka może czuć się osamotniona, zagubiona, pełna lęku wobec przemian w swoim ciele i psychice. Z drugiej strony podstawowy przekaz, który córka powinna odebrać od mamy, nie musi być wcale wypowiedziany słowami. „Cieszę się, że jesteś dziewczynką” – komunikowane poprzez mowę ciała, postawę wobec córki od momentu, kiedy kobieta pozna płeć dziecka, od narodzin i pierwszego dotyku – daje córce mocne oparcie i ufność, że jest mile widziana na świecie taka, jaka jest. To baza, na której w przyszłości może rozwijać swój seksualny potencjał. Dzięki takiemu doświadczeniu kształtuje się nasze zdrowe poczucie własnej wartości jako kobiety, możemy czuć się dobrze we własnej skórze.
Boję się, że z naszej rozmowy wynika, że potrzebna jest matka idealna. A taka nieco zablokowana wydaje na córkę wyrok. A przecież znam kobiety, które osiągnęły harmonię i satysfakcję w sferze seksu, mimo że miały represyjne matki. Bo oprócz matek, jak mówiłaś, są jeszcze inne kobiety. I w końcu jesteśmy my sami, z wolną wolą i własnym rozumem.
Nie jest potrzebna matka idealna, lecz wystarczająco dobra – taka, która popełnia błędy, ale szuka rozwiązań i przede wszystkim stara się być sama szczęśliwą kobietą.