Czy Mark Zuckerberg, który 99 procent majątku przeznaczył na rozwiązywanie globalnych problemów świata, tak naprawdę zrobił to dla siebie?! Coś w tym jest. Naukowcy mówią, że bezinteresowna hojność nie istnieje. Pomagamy innym, bo czerpiemy z tego zyski. I nic w tym złego.
(...)
Austriacka autorka książek dla dzieci Margarete Seemann pisała: „Branie napełnia ręce, a dawanie – serce”. Zdarza się, że obdarowujący zyskuje znacznie więcej niż obdarowany. I ma to swoje potwierdzenie naukowe. Warm-glow giving to zjawisko zdefiniowane 28 lat temu przez ekonomistę dr. Jamesa Andreoniego z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Wyjaśnia on, z jakich powodów w konsumpcyjnym świecie potrafimy odsunąć na bok wyścig po osobiste cele i z otwartym sercem przeznaczyć czas czy pieniądze na działania charytatywne. Okazuje się, że za każdym razem, gdy to robimy, zalewa nas uczucie ciepła i błogiej lekkości (warm-glow). Tę gratyfikującą emocję opisujemy często jako błogostan, poczucie nagłej słodyczy czy harmonii oraz ładu, co wyraźnie wskazuje na stan łagodnego odurzenia. Potwierdzają to behawioryści.
– Na poziomie biologicznym akt dzielenia się aktywizuje ośrodek nagród w mózgu. Organizm zaczyna wzmożoną produkcję neuroprzekaźników odpowiedzialnych za uczucie szczęścia (m.in. serotoniny i endorfin) oraz ukojenia (dopaminy) – wyjaśnia psycholog Mauro Bertolazzi z Uniwersytetu w Padwie. – Dodatkowo badania wykazały, że wdzięczność ze strony obdarowanego aktywizuje produkcję oksytocyny u darczyńcy, co dodatkowo jeszcze wzmacnia jego szczodrość, uczucie troski i związku z osobą, która otrzymała pomoc. Substancja ta, zwana też hormonem opiekuńczym lub hormonem uspołecznienia, radykalnie obniża poziom hormonów stresu, m.in. kortyzolu. Dawanie jest więc uspokajające i wywołuje poczucie szczęścia.
Ale… nie każde. (...)