1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

O transformacyjnej roli traumy i rodzącej się z niej kreatywności

Proces ponownych narodzin jest procesem rodzenia się kobiecej mocy. Za każdym razem przebiega inaczej i pozwala zmieniać wzorce emocjonalne. Na zdjęciu: Joanna Grabowiecka w performansie „Strefa szeptów”. (Fot. Justyna Żądło)
Proces ponownych narodzin jest procesem rodzenia się kobiecej mocy. Za każdym razem przebiega inaczej i pozwala zmieniać wzorce emocjonalne. Na zdjęciu: Joanna Grabowiecka w performansie „Strefa szeptów”. (Fot. Justyna Żądło)
Kobiece rany najlepiej goją się w atmosferze siostrzeństwa, gdzie zraniona może bezpiecznie przejść rytuał symbolicznej śmierci i odrodzenia. O transformacyjnej roli traumy i rodzącej się z niej kreatywności pisze psychoterapeutka Ewa Klepacka-Gryz.

Kiedy umarł mój tata, jak zwykle, weszłam w rolę silnej. Jako najstarsza z rodzeństwa nie miałam wyjścia... przynajmniej tak mi się wydawało. Wzięłam na siebie obowiązek załatwiania wszystkich spraw związanych z pogrzebem i wspierania pozostałych członków rodziny. Wieczorami płakałam, ale krótko i po cichu, tak żeby płacz nie pozbawił mnie siły, bym następnego dnia znowu mogła wskoczyć w rolę silnej. Aż pewnego dnia, gdy schodziłam do garażu, ugięły się pode mną nogi. To było takie dziwne uczucie, jakby ktoś mi podciął kolana. Następnego dnia powtórzyło się to samo. I kolejnego znowu. Z lęku przed upadkiem zaczęłam napinać najpierw uda, potem brzuch, przeponę, a nawet twarz, żeby nie pozwolić ciału wejść w słabość. Napięcie w ciele stopniowo zaczęło zamieniać się w ogólną sztywność, która pojawiała się rano, tuż po wstaniu z łóżka.

Potem korzystałam z pomocy terapeutki, nie chciałam, żeby moja żałoba utknęła w miejscu. Jednak czułam, że terapia żałoby to za mało, że potrzebuję jakiegoś granicznego doświadczenia, mocnego jak sama śmierć. Pewnego dnia bez siły osunęłam się na podłogę. Pomyślałam wtedy, że tak wygląda umieranie, ale ufałam temu, co się działo, bo czułam, że to coś bardzo ważnego.

Rana po stracie

Na śmierć kogoś bliskiego czy stratę czegoś ważnego trudno się przygotować. Mózg, który ma za zadanie jak najdłużej utrzymać nas przy życiu, chyba nie jest najlepszym ekspertem od śmierci. To ciało intuicyjnie wie, jak i co zrobić z raną po stracie.

Joanna Grabowiecka, reżyserka „Strefy szeptów. Ceremonii przejścia w przestrzeni sztuki” straciła tatę. Wcześniejsze rozpoznanie choroby i diagnoza zapoczątkowały u niej proces żegnania się, ale nikt nie przewidział, że ojciec zachoruje na COVID-19 i odejdzie samotnie w szpitalu.

– Śmierć i żałoba uruchomiły we mnie proces przemiany, za którym bezpośrednio nie stała sama śmierć, tylko wiele wcześniejszych zranień. Pojawił się impuls, żeby coś z tym zrobić. Moment graniczny wywołany spotkaniem ze śmiercią bliskiej osoby skonfrontował mnie z potrzebą odpowiedzenia sobie na podstawowe pytania: czym jest śmierć? czym jest życie? i: czy ja żyję? Czułam, że sama znajduję się na granicy między życiem a śmiercią, że otworzyła się jakaś brama do zupełnie innego rodzaju percepcji, postrzegania samej siebie. Ogarnęły mnie wątpliwości, gdzie w tym wszystkim jestem ja – wyjaśnia Joanna. W procesie żałoby pojawiło się również pytanie o to, kim jest jako artystka. Odpowiedź dała jej odwagę, by przekroczyć samą siebie i po raz pierwszy wejść na scenę. – Do tej pory jako reżyserka chowałam się za aktorami, opowiadałam historię innych ludzi albo nawet swoją, ale zawsze za pomocą innych. Poczułam, że teraz chcę opowiedzieć sama o sobie – dodaje.

Ursula Wirtz, analityczka i superwizorka, wykładowczyni w International School of Analytical Academy (ISAP) w Zurychu, podkreśla, że trauma rozbija wewnętrzne struktury psychiczne, niszczy poczucie bezpieczeństwa w świecie, odcina od strumienia życia, przerywa kontakt z drugim człowiekiem, uświadamia, jak bardzo jesteśmy podatni na zranienie, i oddziela nas od duszy. W książce ,,Umieranie i stawanie się. Transformacyjna moc traumy” pisze, że rdzeniem traumy jest przywrócenie tego, co utracone, reintegracja odszczepionych cząstek.

Psychoanalityczka Ursula Wirtz podkreśla, że trauma rozbija wewnętrzne struktury psychiczne. (Fot. Justyna Żądło) Psychoanalityczka Ursula Wirtz podkreśla, że trauma rozbija wewnętrzne struktury psychiczne. (Fot. Justyna Żądło)

Uzdrowicielki

W procesie leczenia ran, po etapie doświadczenia symbolicznej śmierci, etapie, przez który trzeba przejść w samotności, budzi się twórcza energia. Joanna poczuła, że chce, by w jej procesie twórczym, opowiadaniu o doświadczaniu żałoby, towarzyszyły jej inne kobiety, które zajmują się tym na co dzień. Do współpracy przy spektaklu, który miał premierę we wrocławskim Instytucie im. Jerzego Grotowskiego, zaprosiła: Anję Franczak – doulę umierania, towarzyszkę w żałobie; Katarzynę Auli Barszczewską – doulę i przewodniczkę w Polu Narodzin, i Iwonę Sikorę – prowadzącą m.in. sesje masażu dźwiękiem. Każda z nich miała doświadczenie żałoby za sobą.

Początek procesu Joanna opisuje w następujący sposób: „Ustaliłyśmy, że jesteśmy równe i że dla każdej z nas jest tutaj miejsce – jak w tradycji kręgu. Chcemy, by i widz poczuł się zaproszony do współuczestnictwa w procesie przechodzenia przez poszczególne etapy ceremonii; jej nadrzędnym celem jest bowiem uzdrawianie, jakie niesie ze sobą wzruszenie poprzez współodczuwanie, w kobiecej energii łagodności i akceptacji”.

Anja na co dzień pracuje z osobami, które są na ostatnim etapie życia albo straciły kogoś bliskiego. Jako doula, czyli towarzyszka umierania, często pełni funkcję mediatorki w rodzinie zmarłego: przekazuje informacje, zaprasza do dialogu. Pokazuje, że o śmierci można rozmawiać, doradza, jak uporządkować różne sprawy w rodzinie zmarłego, bo – jak mówi – egzystencjalne doświadczenie często odsłania coś, co wymaga opieki: jakąś starą ranę, jakiś temat, który do tej pory był zamiatany pod dywan. Skontaktowanie się z tym, co trudne, pokazuje, jaką mamy siłę i w jaki sposób możemy skierować tę siłę na te niedotykane wcześniej tematy. W spektaklu udział Anji polega na „odsłonięciu tysiąca twarzy śmierci”, czyli pokazaniu, że śmierć niekoniecznie musi być straszna…

Premiera ceremonii odbyła się w rocznicę śmierci taty Iwony, który umierał długo i bardzo cierpiał. – Trudno mi było sobie z tym poradzić – przyznaje Iwona. – I wtedy pojawiły się gongi, nie wiadomo skąd. Poczułam, że w ten sposób sobie pomogę. To było mojeb odreagowanie stresu związanego z odchodzeniem bliskiej osoby: możliwość upuszczenia emocji, cierpienia. Przygotowywałam się do tej śmierci i grając na gongach, oswajałam ją. Dzięki temu, kiedy tata odszedł, zareagowałam już bardziej świadomie.

Katarzyna na co dzień asystuje w narodzinach: „Dla rodziców czas przygotowania do porodu jest również czasem przygotowania do śmierci ich tożsamości. Wtedy też aktywują się wspomnienia zapisane w ciele, które niesiemy od poczęcia. Te wspomnienia wypływają na powierzchnię za każdym razem, kiedy wchodzimy w nowy etap, odradzamy się do nowego”. Katarzyna podkreśla, że ceremonia jest rodzajem transformacji. Wątek śmierci ojca Joanny jest impulsem, dzięki któremu może ona zrozumieć, co w niej jest już starą historią i w jaki sposób może odrodzić się na nowo jako kobieta, artystka, w swojej najlepszej wersji. Proces ponownych narodzin, który jest procesem odradzania się kobiecej mocy, za każdym razem przebiega inaczej i pomaga zmieniać wzorce emocjonalne.

Rytuał transformacyjny

Zdaniem Ursuli Wirtz symboliczna śmierć i rytualne odrodzenie w procesie transformacji po traumie stwarzają możliwość przebudzenia się do rzeczywistości takiej, jaką w istocie jest. „Skrajny ból wrzuca istoty ludzkie w przestrzeń pomiędzy nadzieją a rozpaczą. Rany psychiczne stają się czasem bramą do poszerzonej formy świadomości łączącej nas z naszymi pierwotnymi korzeniami. Doświadczenia traumatyczne są jak lustro pokazujące nam rzeczywistość ludzkiego istnienia, zawarty w nim potencjał dobra i zła” – czytamy w przywoływanej już wcześniej książce.

W performansie „Strefa szeptów” materializują się trzy przestrzenie: pierwsza z nich to przestrzeń śmierci, żałoby; druga – przestrzeń momentu przejścia, bycia pomiędzy, kiedy jeszcze nie ma nowego, a już nie ma starego, i trzecia – przestrzeń odrodzenia. Twórczynie przewidują, że za każdym razem ceremonia będzie dotyczyła czegoś innego: odmiennego aspektu żałoby, nowej odsłony relacji z bliskimi czy kolejnego ważnego momentu w życiu.

– Umieramy i rodzimy się każdego dnia – tłumaczy Joanna Grabowiecka. – Jesteśmy cyklicznie powiązane z naturą, cykliczność jest mocno wpisana w kobiece ciało i w naszą wrażliwość, dlatego zadbałyśmy o to, żeby na scenie były obecne żywioły. W tym aspekcie wspierają nas Jagoda Valkow – scenografka, projektantka wnętrz; fotografka oraz reżyserka dokumentalna Monika Grzybowska.

Obecna na scenie ziemia symbolizuje śmierć, a woda i żywe rośliny to, co „pomiędzy”. Po przeciwnej stronie jest przestrzeń odrodzenia, którą uobecnia usypywana w trakcie ceremonii mandala z ziemi, ziarna i mąki – joni. Mąka oznacza zasiew na nowe życie. Reżyserka podkreśla również znaczenie kostiumów – to tzw. suknie mocy, które uszyła Olga Turczak, twórczyni projektu „Przez Szafę do Serca”.

Trauma z perspektywy naszej pamięci jest tragedią, do której nie chcemy wracać, ale jeśli odważymy się, w przyjaznym otoczeniu kobiet, dotknąć tych bolesnych miejsc, uruchomimy swoje indywidualne procesy.

Katarzyna dopiero w trakcie pracy nad ceremonią, piętnaście lat po śmierci taty, pozwoliła sobie na łzy. – Transformacja i odrodzenie Joanny jest katalizatorem zmian dla wszystkich kobiet w polu; uczestniczek ceremonii i wszystkich na widowni. W ceremonii Joanna rodzi siebie na nowo jako kobieta, matka, partnerka, a przede wszystkim jako artystka – puentuje.

Ewa Klepacka-Gryz, psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet; .

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze